Trwa ładowanie...

Ciągle jeżdżą do turystów. "Masakra, co się teraz dzieje"

 Katarzyna Prus
Katarzyna Prus 04.08.2024 08:26
Wakacyjne oblężenie szpitali. "Mamy nawet pijane 10-latki"
Wakacyjne oblężenie szpitali. "Mamy nawet pijane 10-latki" (East News, archiwum prywatne)

Wakacje na półmetku, a szpitale w najpopularniejszych turystycznych miejscowościach przeżywają prawdziwe oblężenie. - Ludzie wyłączają "system bezpieczeństwa", bo wydaje im się, że na urlopie to już nic nie muszą - alarmuje w rozmowie z WP abcZdrowie Paweł Mickowski, koordynator zespołów ratownictwa medycznego w szpitalu powiatowym w Zakopanem.

spis treści

1. Wakacyjny "armagedon" w szpitalach

- Masakra, co się teraz dzieje. Nie wyobrażam sobie, co by było bez dodatkowej karetki, którą niedawno dostaliśmy. Wezwania są cały czas, wczoraj byłem na dyżurze od godziny 8 rano do 4 rano następnego dnia - przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie Paweł Mickowski, koordynator zespołów ratownictwa medycznego w szpitalu powiatowym w Zakopanem.

W lipcu i sierpniu zakopiańscy ratownicy mają nawet kilkadziesiąt wyjazdów dziennie, podczas gdy poza sezonem jest ich kilkanaście.

Zobacz film: "Rozmowa z dr Natalią Stefanik"

- Prawdziwą plagą są teraz elektryczne hulajnogi. Niestety mieliśmy ostatnio dwa niezwykle poważne wypadki, w tym jeden niestety śmiertelny. 16-latek zderzył się ze śmieciarką, obrażenia były tak silne, że nie miał szans na przeżycie - zaznacza ratownik medyczny.

- W drugim przypadku też było o włos od tragedii. Rodzeństwo nastolatków chciało wypróbować hulajnogę, którą dopiero dostali od rodziców. Jechali razem, bardzo szybko i wpadli w dziurę w jezdni. 17-latka wymagała specjalistycznej pomocy neurochirurgicznej, miała złamaną podstawę czaszki. Takich przypadków mamy coraz więcej, mam wrażenie, że ludzie jeżdżą na hulajnogach totalnie poza kontrolą - dodaje.

Standardem są turyści, którzy na urlopie tracą zdrowy rozsądek.

- Mamy dwa typy turystów: tych, którzy faktycznie przyjeżdżają pochodzić po górach i są do tego odpowiednio przygotowani, oraz tzw. miłośnicy Krupówek. Choć wypadki zdarzają się oczywiście także tym doświadczonym turystom, to jednak największy chaos wywołują ci drudzy. Wyłączają "system bezpieczeństwa", bo wydaje im się, że na urlopie to już nic nie muszą - zaznacza.

2. Ciężkie użądlenia i masowe zatrucia

- Ostatnio mieliśmy wezwanie do zatrzymania krążenia. To był młody mężczyzna w Termach Chochołowskich. Na miejscu okazało się, że przyczyna była inna. Po prostu pił "na umór", nie było z nim praktycznie kontaktu. To bardzo irytujące, bo w tym czasie, ktoś naprawdę może potrzebować naszej pomocy - zwraca uwagę Mitkowski.

Ratownik medyczny ostrzega, że w tym sezonie jest wyjątkowo dużo poważnych użądleń.

- W tym roku lato zaczęło się nam się dużo wcześniej, więc mogły się do tego przyczynić zmiany klimatyczne. Mamy bardzo dużo przypadków użądleń przez osy i to poważnych w postaci silnych reakcji anafilaktycznych. Niestety ludzie, którzy są uczuleni na jad owadów, nagminnie nie zabierają ze sobą ampułkostrzykawek z adrenaliną. Zdarzało się nawet, że nie mieli jej ze sobą, wybierając się w góry. Powinni mieć świadomość, że pomoc medyczna nie jest w stanie dotrzeć na szlak tak szybko jak w mieście i może być za późno na ratunek - ostrzega ratownik medyczny.

Problemem są także zatrucia pokarmowe i to nie tylko te masowe u dzieci na koloniach, które w wakacje są niemal standardem.

- Niedawno mieliśmy przypadek silnie odwodnionego 30-latka, który zadzwonił po karetkę z informacją, że od dwóch dni ma biegunkę i wymioty. Przez ten czas nie zrobił nic, by te objawy złagodzić, czekał do ostatniego momentu. Tymczasem tak silne odwodnienie może doprowadzić do pogorszenia stanu ogólnego, a w konsekwencji do śmierci - ostrzega ratownik medyczny.

- W ubiegłym roku mieliśmy niecodzienny przypadek zatrucia u turystów, którzy masowo pili wodę z potoku. Okazało się, że 300 metrów wyżej leżała martwa sarna, więc woda nie nadawała się do picia. To pokazuje, że zawsze powinniśmy zachować ostrożność, nawet gdy wydaje nam się, że to czysta źródlana woda - podsumowuje Mitkowski.

3. Upijają się już 10-latki

Armagedon nie ominął też nadmorskich szpitali. Do Szpitala w Pucku trafiają setki osób z popularnego wśród urlopowiczów Władysławowa, ale też innych miejscowości Półwyspu Helskiego. To przeważnie turyści, zarówno dorośli, jak i dzieci.

Choć szpital nie ma SOR-u, w wakacje i tak przeżywa oblężenie.

- Zaczyna się już w weekend majowy, a w wakacje jest kulminacja. Mamy aż 250-proc. wzrost pacjentów, tylko w ciągu jednego wakacyjnego miesiąca to setki osób. W newralgicznych momentach, jak np. zbliżający się długi weekend 15 sierpnia, musimy mieć podwójną obstawę na dyżurach, bo inaczej nie dalibyśmy rady z przyjęciem tak dużej liczby pacjentów - zaznacza w rozmowie z WP abcZdrowie Iwona Topka, prezeska Szpitala Puckiego.

Tłumaczy, że ze względu na brak SOR-u szpital nie przyjmuje ciężkich urazów, które wymagają specjalistycznej pomocy ortopedycznej. Tacy pacjenci trafiają do szpitala w Wejherowie.

- Ale nawet bez tego jest u nas bardzo gorąco. Mamy mnóstwo dzieci i nastolatków. Nasi ratownicy dosłownie ściągają je z plaży, bo są w stanie totalnego upojenia alkoholowego. Cały czas mamy też pacjentów po środkach psychoaktywnych, zarówno tzw. dopalaczach, jak i narkotykach, co też jest typowe dla wakacji. Te ciężkie przypadki to jednak przede wszystkim alkohol - zaznacza prezes szpitala.

Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że po alkohol sięgają już nie tylko czternasto- czy piętnastolatki, co do niedawna mogło jeszcze szokować.

- Ta granica wieku obniżyła się do tego stopnia, że trafiają do nas nawet pijane 10-latki, a ich starsi o kilka lat koledzy stali się "normą". Tydzień temu mieliśmy dwunastolatkę, która została do nas przywieziona po silnym zatruciu alkoholowym, z zupełnie "wyłączoną" świadomością. U takich dzieci dla bezpieczeństwa nie płuczemy żołądka, by uniknąć poważnych komplikacji, jak np. zachłyśnięcie. Takie dzieci po prostu trzeźwieją na oddziale pod kontrolą lekarza - wyjaśnia prezes.

Wskazuje też, że rodzice często nie mają pojęcia, co się dzieje z ich dzieckiem, bo sami imprezują na urlopie.

- Choć może wydawać się to szokujące, to wcale nie są to odosobnione przypadki. Rodzina jedzie na wakacje nad morze, a potem rodzice zajmują się imprezą przy alkoholu, a dzieci organizują sobie własną imprezę. Zdarza się, że o stanie swojego dziecka, które z powodu zatrucia alkoholem trafiło do szpitala, dowiadują się już z policji i orientują się, że trzeba je odebrać ze szpitala - przyznaje Topka.

Prezeska puckiego szpitala wskazuje też, że jest bardzo dużo przypadków urazów po alkoholu, w tym upadków czy bójek, ale też udarów cieplnych, które alkohol i środki psychoaktywne mogą jeszcze przyspieszyć.

4. Szybki efekt z ryzykiem udaru

Dominują środki o silnym działaniu pobudzającym. Skutki zatruć takimi substancjami, z którymi toksykolodzy walczą najczęściej u 20-30-latków, ale też znacznie młodszych pacjentów, mogą być dramatyczne.

- Mamy mnóstwo zatruć po psychostymulantach, które zdecydowanie dominują teraz wśród młodych pacjentów. To mogą być bardzo różne środki, ale przeważa amfetamina i mefedron - środek o podobnym do amfetaminy działaniu, szybko i silnie uzależniający - wskazuje w rozmowie z WP abcZdrowie toksykolog Eryk Matuszkiewicz ze Szpitala Miejskiego im. F. Raszei w Poznaniu.

- Zdarza się, że w wakacje sięgają po takie używki po raz pierwszy, ale wbrew pozorom częściej trafiają do nas ci, którzy już wcześniej je zażywali. By uzyskać taki sam pobudzający efekt, biorą coraz większe dawki, dlatego to oni najczęściej tracą kontrolę i ostatecznie nie wiedzą, co i w jakich ilościach wzięli. Często to nie jest jeden środek, ale np. kilka substancji z tej samej grupy psychostymulantów, które są dodatkowo łączone z alkoholem, co tylko potęguje ich działanie - zaznacza lekarz.

Przez to na oddział toksykologii trafiają już w ciężkim stanie, z silnymi zaburzeniami świadomości.

- Głównym zagrożeniem są tu zaburzenia rytmu serca, a także gwałtowne skoki ciśnienia, które trudno opanować. W konsekwencji może dojść nawet do udaru, więc niejednokrotnie walczymy o życie takich pacjentów. Często w takich przypadkach konieczna jest wielodniowa hospitalizacja - zaznacza toksykolog.

Dodaje, że aktualnie jest mniej pacjentów po "rekreacyjnych" eksperymentach z lekami.

- Młodzi ludzie raczej sięgają od razu po silne środki psychostymulujące, by uzyskać szybki efekt pobudzający, który będzie się utrzymywał kilka godzin. Popularny był kiedyś lek hamujący odruch kaszlu, ale nie doczekał się on "następcy" - dodaje toksykolog.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze