Walczył z uzależnieniem. "Opowiem wam, jak dotarłem na dno"
Pierwszy raz wciągnął przed maturą. Kolega mu pokazał, jak to się robi. Rozczarował się, bo nie podziałało. Za drugim razem odleciał. Po kilku miesiącach dla narkotyków gotów był zrobić wszystko.
W tym artykule:
Tak zaczęło się uzależnienie od narkotyków
Sześć lat temu Michał był wrakiem człowieka. Niektórzy koledzy nie poznawali go na ulicy. Miał wtedy 25 lat, a wyglądał jak schorowany 50-latek.
- Gdybym się nie opamiętał, to na pewno do trzydziestki bym nie dociągnął - mówi z przekonaniem. - Niektórzy już mnie nawet na imprezy nie zapraszali, bo bali się, że mogą mieć kłopoty jak zejdę. Ja wtedy już nie kontrolowałem co biorę, w jakich ilościach. "Dragi" były na okrągło.
- Czasami tak dawałem "w palnik", że urywał mi się film. Kilka razy omal się już nie przekręciłem. Raz nawet koledzy zawieźli mnie prawie nieprzytomnego pod SOR. Zostawili na ławce. Bali się kogokolwiek zaalarmować. Liczyli, że ktoś mnie znajdzie. Jakoś się ocknąłem. Niewiele z tego pamiętam.
Czy twoje dziecko bierze narkotyki?
Pierwszy raz spróbował w liceum - tuż przed maturą. Wielu rówieśników tak robiło. Dla szpanu, żeby łatwiej się uczyć, zapamiętać, odreagować.
- Długo trzymałem się z dala od jakichkolwiek używek - przyznaje obecny 31-latek. - Miałem wtedy pasję - sport. Grałem w nogę w jednym z lubelskich klubów. Nieźle mi szło. Niektórzy wróżyli mi karierę. Na tych, którzy ćpali czy pili, patrzyłem z politowaniem. To nie były moje klimaty.
Kiedy po raz pierwszy wciągnął "kreskę" w szkolnej toalecie, przez myśl mu nie przeszło, że kolejne lata swojego życia będzie chciał wymazać z pamięci.
- To poszło lawinowo - mówi Michał. - Jeden odlot, potem drugi i przestałem cokolwiek kontrolować. Liczyło się tylko ćpanie, dragi. Doszedł do tego alkohol. Wszystko razem. Taka mieszanina, że po pewnym czasie miałem problem, żeby wejść na trzecie piętro. Ja, który potrafiłem jeszcze niedawno biegać sprintem do każdej kontry w meczu. Bez najmniejszego wysiłku.
Zawalił szkołę. Nie w głowie mu była nauka. Do matury go nie dopuścili. Został skreślony z listy uczniów. Sport, piłka, treningi - to wszystko zeszło na dalszy plan. Dawni koledzy zaczęli go unikać. Nie trzeźwiał, ciągle był na haju. A jak z takim rozmawiać. Dziewczyna też szybko go rzuciła.
- Nawet dokładnie nie pamiętam, jak do tego doszło - przyznaje nasz rozmówca. - Mieliśmy kiedyś jakieś plany, marzenia. To wszystko wzięło w łeb.
Ojciec skreślił go ze swojej pamięci
Michał przyznaje, że przez wiele lat miał problem z emocjami. Nie, nie było jakiejś agresji, złości. Ale z perspektywy czasu wie, że w sporcie szukał podświadomie akceptacji dla siebie. Bo ojciec go skreślił ze swojej pamięci.
- Odszedł od nas, jak miałem kilka lat - przyznaje. - Wykreślił z pamięci, zapomniał. Przez te wszystkie lata próbowałem sobie wytłumaczyć, jak to jest możliwe. Masz syna, widzisz jak zaczyna chodzić, mówić, on się do ciebie przytula, uśmiecha, a pewnego dnia po prostu wychodzisz z domu z walizką i zapominasz, że masz dziecko. Wie pan, że on przez te wszystkie lata ani razu do mnie nie zadzwonił, nie zapytał, co u mnie słuchać, jak sobie radzę? Chociażby głupi esemes. Nic. Tak, jakbym nigdy nie istniał.
Spotkał go po wielu latach. Chciał tego. Zobaczyć jak zareaguje. "Aleś wyrósł" - usłyszał. Nic więcej. Nie ma już z nim kontaktu. Zaspokoił swoją ciekawość.
Na pierwszy odwyk wysłała go matka. Nie mogła już patrzeć, jak się stacza na dno. Wytrzymał miesiąc. Wrócił do domu. I do ćpania.
Ostatnia szansa. Droga do wytrzeźwienia
- Zacząłem bawić się też w dilerkę - przyznaje Michał. - To już była droga tylko w jedną stronę. Tygodniami ćpałem, piłem. Pracowałem dorywczo, żeby mieć za co imprezować. Żyłem z dnia na dzień. Pamiętam, że dawni koledze unikali mnie. Wiedzieli, że ze mną nie halo. Nie zapraszali na swoje imprezy, bo poszła fama, że kiedyś omal się nie przekręciłem. Nie chcieli policji, kłopotów. Rozumiem ich. Ja wtedy już zupełnie traciłem kontrolę nad sobą. Budziłem się gdzieś na ulicy, w parku albo w domu i nic nie "czaiłem". Skąd się tam wziąłem, co robiłem. Tak jakbym był z innej bajki.
Zimą 2019 roku, tuż przed świętami ocknął się ledwo żywy w swoim łóżku. Niewiele pamiętał z ostatnich dni. Wszystko go bolało. - Leżałem w zasikanych spodniach - mówi. - Poduszka śmierdziała wymiocinami. Poszedłem do łazienki. W lustrze ujrzałem swoją twarz i po prostu się przeraziłem. To był tak silny lęk, że nagle dotarło do mnie, że właśnie marnuję kolejny dzień mojego życia. Postanowiłem coś z tym zrobić. Sam z siebie. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że to był dla mnie ostatni gwizdek, ostatnia szansa.
Dr n. hum. Małgorzata Sitarczyk, psycholog i biegła sądowa z Akademii WSEI w Lublinie podkreśla, że miała już w swojej karierze podobne przypadki.
- Zdarza się, że na styku pewnej psychozy połączonej z przebłyskami świadomości mogą pojawić się - tak jak w tym przypadku - niezwykle silne emocje. - wyjaśnia Małgorzata Sitarczyk. - Towarzyszą im lęki, konfabulacja, taka osoba może przyjrzeć się swojemu życiu jak na taśmie filmowej i to wszystko sprawia, że fragmenty treści urojonych mogą być zapamiętane. W tym przypadku ten człowiek doświadczył właśnie silnego lęku związanego z uświadomieniem sobie, że w jakimś stopniu wiele stracił w swoim życiu, a przyszłość nie wygląda zbyt różowo.
Michał do końca życia zapamięta moment, kiedy tego dnia powiedział mamie i ojczymowi, że chce się leczyć. - Obydwoje się rozpłakali - mówi. - Przytulili mnie mocno do siebie i przez kilka minut cała nasza trójka nie mogła wydusić słowa. Wypłakaliśmy się. I wie pan, że to były łzy szczęścia?
Trafił na oddział zamknięty. Już wcześniej jeden z terapeutów stwierdził, że w jego przypadku może pomóc tylko terapia szokowa. Miał szczęście. Zajął się nim jeden z najlepszych psychologów w Polsce. Michał był jego ostatnim pacjentem w życiu. Wkrótce specjalista zmarł na raka.
31-latek wygrał. Od sześciu lat jest czysty. Zerwał z dawnymi kolegami od dragów. Wyjechał z rodzinnego Lublina, skończył maturę, zaoczne studia. Pracuje, dobrze zarabia, myśli o założeniu rodziny.
- Byłem już po tej drugiej stronie – kończy. - Dotknąłem tego cholernego dna i jakoś udało mi się od niego odbić. Te lata ćpania to lata stracone. Nikt mi ich nie zwróci. Ale wie pan, dlaczego ja o tym chcę wszystkim opowiedzieć? Ja spróbowałem tego świństwa z ciekawości. Żeby zobaczyć, jak to smakuje, jak działa. Niby nic takiego, a niewiele brakowało, żeby to dno, którego tak szybko dotknąłem, pogrążyło mnie zupełnie. Odpuśćcie sobie ciekawość. Nie warto jej w tym przypadku zaspokajać.
Autor: Krzysztof Załuski
Źródła
- Krzysztof Załuski
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.