Ratują innych, a sami stają się ofiarami przemocy. Lekarz: "Bałem się o życie"

Już co trzeci medyk w Polsce mierzy się na co dzień z przemocą ze strony pacjentów. Zaczyna się od wyzwisk i gróźb, a kończy na atakach z nożem, pobiciach, nękaniu rodziny. – Wychodząc na dyżur, zastanawiam się, z kim będę musiał się dzisiaj bić – wyznaje jeden z lekarzy.

Codziennie boją się o swoje życie.Codziennie boją się o swoje życie.
Źródło zdjęć: © East News
Katarzyna Prus

"Bałem się o swoje życie"

29 kwietnia całą Polską wstrząsnęła wiadomość o zabójstwie ortopedy Tomasza Soleckiego z Krakowa. Lekarz zginął z rąk pacjenta, w trakcie pracy w poradni. Co szokujące, niedługo po tej tragedii szpitale w różnych częściach Polski – Łukowie, Pruszkowie, Krakowie i Gdyni – lawinowo wręcz alarmowały o kolejnych atakach pacjentów na medyków.

Z opublikowanego niedawno raportu Fundacji Polki w Medycynie wynika, że już co trzeci medyk w Polsce doświadcza przemocy ze strony pacjentów, a nowe dane samorządu pielęgniarskiego wskazują, że dotyczy to nawet 78 proc. pielęgniarek i położnych.

Wieczorem 2 maja na szpitalnym oddziale ratunkowym Szpitala św. Wincentego a Paulo w Gdyni dyżur miał między innymi dr n. med. Tomasz Stolarewicz. Ordynator wypełniał akurat dokumentację medyczną, kiedy do dyżurki wtargnęła młoda kobieta. Jak się potem okazało, była pod wpływem alkoholu i narkotyków.

– Pacjentka wbiegła do pokoju i zabarykadowała drzwi. Okazało się, że trafiła na SOR z rozciętą głową. Wyrwała się ratowniczce i lekarce, które chciały udzielić jej pomocy. Kiedy zacząłem interweniować, kobieta kopnęła mnie w brzuch, potem uderzyła też ratowniczkę i lekarkę w głowę – opowiada w rozmowie z WP abcZdrowie dr Stolarewicz.

– W końcu udało nam się ją unieruchomić. Lekarka po silnym uderzeniu w głowę musiała być natychmiast zdiagnozowana, więc to ja zająłem się pacjentką i zszyłem jej ranę na głowie. Ktoś, kto nie doznał takiego ataku, nie zrozumie, jakie emocje targają wówczas człowiekiem, który jako lekarz musi zachować profesjonalizm i udzielić pomocy komuś, kto przed chwilą na niego napadł i chciał zrobić mu krzywdę – zwraca uwagę lekarz.

Lekarze zabarykadowali się w dyżurce przed agresywnym pacjentem
Lekarze zabarykadowali się w dyżurce przed agresywnym pacjentem © archiwum dr. Stolarewicza

Dr Stolarewicz przyznaje, że nie był to jednak najgorszy atak, jakiego doświadczył w swojej pracy. – W zdecydowanie gorszej sytuacji znalazłem się kiedyś na oddziale chorób zakaźnych. Wtedy naprawdę bałem się o swoje życie. Pacjent biegał z nożem po korytarzu, rzucał wszystkim, co mu wpadło w ręce: sztućcami, metalową lampką. Próbował się dostać do dyżurki lekarzy, kopał w drzwi, nożem udało mu się nawet wyciąć w nich dziurę – opisuje lekarz.

Tak wyglądała dyżurka lekarzy po ataku agresywnego pacjenta
Tak wyglądała dyżurka lekarzy po ataku agresywnego pacjenta © archiwum dr. Tomasza Stolarewicza

– To trwało dobre pół godziny, w tym czasie wykrzykiwał, co z nami zrobi, jak nas dorwie. Na szczęście przyjechała policja, bo gdyby się dostał do pokoju, nie mielibyśmy z nim szans. W oknach były kraty, nie mielibyśmy jak uciekać, a to był umięśniony młody mężczyzna – podkreśla medyk.

Pacjent wyciął dziurę w drzwiach do dyżurki lekarzy
Pacjent wyciął dziurę w drzwiach do dyżurki lekarzy © archiwum dr. Stolarewicza

Walka zamiast leczenia

Dr Stolarewicz przyznaje, że każdego dnia na jego oddział trafia nawet kilkunastu agresywnych pacjentów. Przeważnie są pod wpływem alkoholu i środków psychoaktywnych. – Fizyczne ataki pacjentów, a zdarza się także, że ich rodzin, to nasza codzienność. Co więcej, taka przemoc cały czas się nasila – zaznacza lekarz. I dodaje, że zachętą do agresji jest jej powszechne bagatelizowanie.

– Nie przeczę, że wszystko na każdym oddziale w Polsce działa tak, jak powinno, ale z drugiej strony praca medyków, szczególnie na SOR-ach, przestaje być tylko leczeniem, a przypomina walkę, która nas wykańcza psychicznie i fizycznie. Wychodząc na dyżur, zastanawiam się, z kim będę musiał się dzisiaj szarpać czy bić i czy wrócę do domu – dodaje dr Stolarewicz.

Przypomina, że lekarzom przysługuje taka ochrona, jak funkcjonariuszowi publicznemu. – W razie napaści sprawcy grozi do trzech lat pozbawienia wolności, ale te kary w ogóle nie są egzekwowane – podkreśla lekarz.

– My już nawet nie zgłaszamy przypadków, kiedy atakuje się nas słownie, grozi i obrzuca obelgami. Kiedyś usłyszałem od policjanta, że gdyby policja reagowała na każdy taki przypadek, to codziennie musiałaby wszczynać jakieś postępowanie. A może właśnie wtedy ludzie baliby się iść o krok dalej, bo mieliby świadomość kary? – zwraca uwagę dr Stolarewicz.

O nagminnym lekceważeniu przez policję tego typu zgłoszeń lekarzy mówi też w rozmowie z WP abcZdrowie Anna Bazydło, lekarka, która pracuje na oddziale psychiatrycznym Mazowieckiego Specjalistycznego Centrum Zdrowia w Pruszkowie. – Kiedy idę do pracy, nie wiem, co mnie tam spotka. Największy lęk ogarnia mnie jednak w momencie, kiedy sobie uświadamiam, że nikt mi nie pomoże – podkreśla.

Na początku kwietnia pacjentka uderzyła ją kilkakrotnie w twarz. Celowała też pięścią w głowę, ale lekarka w ostatniej chwili zasłoniła się ramieniem. – Nadzorowałam procedurę przymusu bezpośredniego wobec jednego z pacjentów. Agresywna pacjentka, która była w pobliżu, cały czas rzucała wyzwiskami w naszą stronę. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. W końcu podeszła do mnie i po prostu mnie uderzyła. Po czym powiedziała: "I tak mi nic nie zrobisz" i się roześmiała – opowiada lekarka.

Bagatelizowanie agresji

Lekarz, który był świadkiem tego zdarzenia, wezwał policję. Ale to, co medycy usłyszeli od funkcjonariuszy, zszokowało ich jeszcze bardziej.

– Jeden z policjantów skwitował, że pacjentka jest przecież niepoczytalna, w szpitalu psychiatrycznym to normalne, taka praca. Po pierwsze, nie każdy pacjent szpitala psychiatrycznego jest niepoczytalny. Po drugie, od oceny stanu psychicznego są biegli lekarze, a nie policjanci. I po trzecie, czy fakt, że pracuję w szpitalu psychiatrycznym, z automatu oznacza, że mogę być bita, a służby, które mają mi zapewnić bezpieczeństwo, nie będą na to reagować tak, jak przewiduje prawo? – nie kryje emocji lekarka.

Anna Bazydło wielokrotnie miała do czynienia z agresywnymi pacjentami, była wyzywana i opluwana. Zdarzyło się też, że jedna osób, które odwiedzały pacjenta, groziła jej gwałtem, obrzucała wulgaryzmami i nękała, nagrywając telefonem. Sugerowała, że lekarka ją molestuje.

– Ciągle obserwuję, że w momencie, kiedy pielęgniarki wzywają policję do agresywnych pacjentów, patrol przyjeżdża po trzech-czterech godzinach. Rozumiem, że są wyjątkowe sytuacje, braki kadrowe, ale to się dzieje nagminnie. Mamy zespół interwencyjny do stosowania przymusu bezpośredniego, ale on też musi do nas dotrzeć. A agresywny pacjent nie czeka, to się dzieje błyskawicznie – zaznacza lekarka.

– Na wsparcie nie możemy liczyć nawet w sytuacjach, kiedy policja przywozi do nas agresywnego pacjenta, niejednokrotnie rozkuwa go z kajdanek i odjeżdża. Nikogo nie obchodzi, że na dyżurze jest np. jedna lekarka i dwie pielęgniarki, które w razie czego nie mają z takim pobudzonym człowiekiem szans – podkreśla lek. Anna Bazydło. Wyjaśnia, że – zgodnie z przepisami – policjant powinien asystować przy takim badaniu, jeśli personel go o to poprosi.

– Szokujące było dla mnie też wypuszczenie mężczyzny, który pobił pielęgniarkę w sąsiednim szpitalu w Pruszkowie. Kiedy się o tym dowiedziałam, ogarnął mnie lęk, że ten pacjent trafi za chwilę do nas i sytuacja się powtórzy – przyznaje lekarka.

Uważa, że spiralę agresji ma szanse zatrzymać jej karanie. Konieczna jest natychmiastowa reakcja na każdy jej przejaw, również w formie słownej. Chodzi np. o rozwiązanie, które pozwalałoby policjantom na wystawienie mandatu, niezależnie od postępowania karnego, a nie tylko na sporządzenie notatki.

Sprawa umorzona

Lekarka, która w serwisie X używa pseudonimu "medexit", od półtora roku jest nękana przez środowisko "przewlekłej" boreliozy za to, że otwarcie walczy z szerzoną przez nich dezinformacją.

– Regularnie otrzymuję groźby, jestem zastraszana głuchymi telefonami, również w nocy. Doszło nawet do najścia moich rodziców w ich domu, a to osoby w podeszłym wieku, po osiemdziesiątce – przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie lekarka. Prosi o zachowanie anonimowości ze względu na postępowanie, które toczy się w prokuraturze.

Reumatolog lek. Bartosz Fiałek z kolei podkreśla, że agresja pacjentów wobec medyków zaczęła błyskawicznie narastać jeszcze w pandemii COVID-19. Lekarzy, którzy jak on edukowali na temat wirusa i choroby, jaką wywołuje, na temat szczepień czy środków ochrony indywidualnej (np. maseczek), atakowali wówczas masowo przeciwnicy szczepień.

– Dostawałem obraźliwe maile, SMS-y i telefony. Słyszałem, że zostanę pozbawiony prawa wykonywania zawodu, ale również, że w sądzie urządzą mi taki proces, jaki naziści mieli w Norymberdze, bo przeze mnie umierają ludzie. Ta spirala stopniowo się nakręcała, aż na początku 2022 roku otrzymałem wiadomość, która autentycznie mnie przestraszyła – relacjonuje lekarz w rozmowie z WP abcZdrowie.

Autor maila wprost groził mu śmiercią, pisząc, że go "zamorduje" i wie dokładnie, w którym szpitalu pracuje lekarz. – Pisał, że obserwuje moją drogę do pracy, żebym wyczekiwał "godziny swojej śmierci". Bałem się, że faktycznie może mnie śledzić, oglądałem się za siebie, cały czas miałem to z tyłu głowy. Następnego dnia po otrzymaniu tej wiadomości zgłosiłem sprawę na policję i do prokuratury. Po ok. czterech miesiącach została jednak umorzona z powodu niewykrycia sprawcy – przyznaje dr Fiałek.

– To dziwne. Tym bardziej, że przy obecnych możliwościach technologicznych nie jest większym problemem znalezienie autora maila, który przecież wcale nie brzmiał jak żart. Moje obawy wzrosły, ponieważ brak zdecydowanej reakcji ze strony służb może wręcz zachęcić sprawcę do spełnienia gróźb – zaznacza.

Lek. Bartosz Fiałek nagminnie mierzył się też z agresją na szpitalnych oddziałach ratunkowych w szpitalach w Bydgoszczy i Płońsku, gdzie wielokrotnie trzeba było wzywać policję, najczęściej do pacjentów po alkoholu i środkach psychoaktywnych. Według niego: "SOR to najniebezpieczniejsze miejsce dla medyków".

"Normalizacja przemocy"

Dr Anna Pluskota, interwentka kryzysowa i psychotraumatolog podkreśla, że zjawisko normalizacji przemocy jest bardzo niebezpieczne. – Mamy z nim do czynienia, kiedy przemoc przestaje wzbudzać jednoznaczne reakcje. A to niestety już się dzieje. Przemoc jest bagatelizowana, usprawiedliwiana, relatywizowana, choć jedyne, czego wymaga, to wyraźny sprzeciw i potępienie – zaznacza w rozmowie z WP abczdrowie dr Anna Pluskota.

– Społeczne przyzwolenie może zachęcać do agresji. U osób, które już zachowywały się w ten sposób, ale np. ograniczały się do agresji werbalnej, może dojść do bardziej radykalnych kroków – dodaje ekspertka.

Psychotraumatolog zaznacza, że nie należy szukać przyczyn agresji jedynie we frustracji. – Gdybyśmy stwierdzili, że ktoś sięgnął po nóż, bo był niezadowolony z kolejek czy jakości opieki, uprościlibyśmy ten problem. Z moich doświadczeń wynika, że w większości przypadków stoją za tym zaburzenia psychiczne, które też nie zawsze są zdiagnozowane. Do agresji wobec personelu medycznego dochodzi często po zażyciu substancji psychoaktywnych, takich jak alkohol, amfetamina czy mefedron – wskazuje dr Pluskota.

Już nawet po kilku epizodach zażywania substancji psychoaktywnych może dojść do trwałych zmian w mózgu, zwłaszcza w obszarach odpowiedzialnych za samokontrolę, empatię czy ocenę sytuacji – dodaje. Wskazuje, że u niektórych osób takie zmiany mogą prowadzić do urojeń, a także do agresywnych i nieprzewidywalnych zachowań, nawet wtedy, gdy nie są aktualnie pod wpływem takich substancji.

– Z drugiej strony, i chciałabym to wyraźnie podkreślić, nie każda osoba z zaburzeniami psychicznymi ma skłonność do agresji, sięga po nóż i stanowi zagrożenie. Nie należy więc ich postrzegać przez pryzmat lęku i uprzedzeń – podsumowuje.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
Wirusy atakują układ pokarmowy. "Mamy trzykrotny wzrost przypadków"
Wirusy atakują układ pokarmowy. "Mamy trzykrotny wzrost przypadków"
Nietypowe objawy miażdżycy. Ten znak ma nawet 75 proc. chorych
Nietypowe objawy miażdżycy. Ten znak ma nawet 75 proc. chorych
Sieć wycofuje partię cytryn. Należy je zwrócić do sklepu lub wyrzucić
Sieć wycofuje partię cytryn. Należy je zwrócić do sklepu lub wyrzucić
Limitowanie badań znów zagrozi pacjentom. "Nie chcemy umierać w kolejkach"
Limitowanie badań znów zagrozi pacjentom. "Nie chcemy umierać w kolejkach"
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Babcia zawsze po nie sięgała. Jak naprawdę działają krople żołądkowe?
Babcia zawsze po nie sięgała. Jak naprawdę działają krople żołądkowe?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?