Latami walczył z "dwubiegunówką". "Najgorsza rzecz, jaką można sobie zrobić"

Jacek Kurzyca od dziecka zmaga się z chorobą afektywną dwubiegunową, ale diagnozę usłyszał dopiero po 60-tce. Brak świadomości tego, z czym walczy, doprowadził do dramatu. Pił nałogowo, rozpadło się jego małżeństwo, stracił kontakt z dziećmi, w końcu - po próbie samobójczej - trafił do szpitala psychiatrycznego. - Skoro świat mnie nie kocha, to ja też nie kocham świata i kończę z tym. Taka była moja logika - przyznaje autor książki "Mam dwubiegunówkę".

Jacek Kurzyca żył bez diagnozy kilkadziesiąt latJacek Kurzyca żył bez diagnozy kilkadziesiąt lat
Źródło zdjęć: © Getty Images/archiwum prywatne
Katarzyna Prus

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski: "Pędzisz z prędkością, która zdziera skórę z policzków, albo rozpacz cię wciska do słoiczka wielkości kremu do rąk". Tak opisuje pan życie z dwubiegunówką. Co się wtedy czuje?

Jacek Kurzyca, autor książki "Mam dwubiegunówkę": Tego nie da się w pełni uchwycić słowami. To jest nieustanny pęd, gonitwa - poddajesz się temu, chociaż nie wiesz, co i gdzie cię gna. Po latach, kiedy dostałem w końcu diagnozę, okazało się, że mam ciężką postać dwubiegunówki. Kiedy jesteś w manii (u chorych dochodzi do skrajnych zmian nastroju, po epizodach manii następuje depresja - red.), czujesz się szczęśliwy w tej gonitwie, przyjmujesz nowe najbardziej abstrakcyjne, a często ryzykowne wyzwania, jesteś na fali, w euforii.

Potem przychodzi "zjazd", dosłownie w najczarniejsze głębiny. Na to nie da się przygotować, bo to się dzieje nagle, w sekundę - jest jak zwarcie elektryczne, ale w mózgu. Słyszysz wokół siebie: "Nie leń się!", "Wstawaj, co ty robisz!", "Wariat!", a ty nie jesteś w stanie ruszyć palcem, a co dopiero wstać z łóżka. Najprostsze czynności stają się wyczynem. Co gorsze - jeśli nie masz diagnozy - leżysz bez świadomości, co się dzieje.

Tak maskuje się depresja. "Strategia radzenia sobie"

Kto tak do pana mówił?

Słyszałem to od dziecka: w domu, w szkole, potem w pracy, od najbliższej rodziny i od znajomych. Z jednej strony dociera, ale z drugiej jesteś w swojej "bajce" i zastanawiasz się, czego wszyscy od ciebie chcą. Już w dzieciństwie miałem poczucie niedopasowania. Byłem uważany za krnąbrnego dzieciaka, zadawałem za dużo pytań, byłem hiperaktywny, więc dla szkoły stanowiłem problem.

Jacek Kurzyca zmaga się z chorobą od lat
Jacek Kurzyca zmaga się z chorobą od lat © archiwum prywatne

A ja zastanawiałem się, co z tym światem jest nie tak, dlaczego ludzie inaczej myślą, wolniej pracują. Miałem kilka myśli na sekundę, jakbym słuchał na raz trzech stacji radiowych. Pod wpływem jakiejś sytuacji przychodziły mi do głowy przeróżne koncepcje, które chciałem od razu wcielać w życie.

A jak było z ich realizacją?

Ludzie się dziwili, dlaczego tak skaczę z kwiatka na kwiatek, dlaczego, zajmując się pracą naukową (na Akademii Medycznej w Poznaniu - red.), nagle przerzucam się na kulturę. A mnie nieustannie ciągnęło do nowych rzeczy. W latach 70. wciągnął mnie całkowicie kulturalny underground, jazz, prowadziłem klub studencki w Poznaniu.

Zresztą we wszystko, co robiłem, zawsze angażowałem się na sto procent. Prowadziłem kilka firm, w tym pierwszą w Polsce Videopralnię. Może to się wydać absurdalne, ale wykombinowaliśmy z kolegą, że pralnię otwieramy dla zysku, więc będą pieniądze na to, co naprawdę nas interesuje, czyli usługi wideo. Byłem też radnym w Poznaniu, organizowałem imprezy sportowe, zajmowałem się marketingiem, a nawet farbowaniem jeansów. Teraz prowadzę "Manufakturę Artystyczną" i piszę kolejną książkę.

Nigdy nie czułem strachu przed nowym, wręcz przeciwnie. Pojawiał się pomysł, a ja od razu byłem gotowy, by go realizować, bo przecież: ja nie dam rady? Udało się zrobić mnóstwo ciekawych rzeczy, ale wiele innych nie powiodło się.

Dlaczego?

To nie zawsze było takie proste, bo nie każdy myślał tak, jak ja, czy np. był gotowy na ryzyko. Swoją drogą "marudzenie" to nasza cecha narodowa, a nie zawsze też chcemy słuchać pomysłów, które wydają się zbyt nowatorskie, a może zbyt dziwaczne, więc skreślamy je już na starcie. Wiele razy słyszałem "Jacek, co ty znowu wymyśliłeś?!"

Kiedy pracowałem w marketingu, przekonywanie kogoś do moich pomysłów było dla mnie koszmarem, wypalało mnie, a jak przychodziło do realizacji, to dyskusja bywała na tyle trudna, że kończyło się klęską. Zdarzało się też, że wpadałem w depresję tuż przed startem konkretnego projektu. Wszystko gotowe, ludzie, których sam przekonywałem, czekają, a ja nie jestem w stanie ruszyć z miejsca.

Z jednej strony czujesz moc, by robić coś nowego, odkrywczego, a z drugiej zderzasz się ze ścianą. Do tego niezrozumienie konkretnych zachowań, a w rezultacie unikanie kontaktu i odrzucenie. Dotykało mnie to bardzo boleśnie. Gorzej, że ja sam też tego nie rozumiałem. Coś takiego musi w końcu gdzieś znaleźć ujście - ja sięgałem po gorzałę.

Jak to się skończyło?

Doszło do tego, że piłem na umór. Skoro świat mnie nie kocha, to ja też nie kocham świata i kończę z tym - taka była moja logika. W końcu w mojej głowie zakiełkowało pytanie: "Po co to wszystko?". Nie mogłem już od tego uciec, byłem na skraju.

Po próbie samobójczej trafiłem do szpitala psychiatrycznego. Przełomu nadal jednak nie było, choć może się wydawać, że to właśnie w takich momentach przychodzi otrzeźwienie.

A kiedy to otrzeźwienie przyszło?

Dopiero po latach zdałem sobie sprawę, że nikt nigdy nie powiedział mi wprost, że albo przestaję pić, idę do specjalisty albo nic ze mnie nie będzie. W szpitalu psychiatrycznym dostawałem leki, ale nie usłyszałem niczego, co by mną wstrząsnęło.

Kluczowe zdanie usłyszałem dopiero od lekarza, który uratował mnie po ciężkim piciu. Sprowadzili go moi znajomi. Pół dnia siedział u mnie i czekał, aż zadziała kroplówka. Bez tego byłoby pewnie po mnie.

Powiedział mi wtedy: "Ma pan wybór zero-jedynkowy. Albo pan przestanie pić, albo skończy pan pod płotem. Może na sznurku na płocie. Pana wybór. Teraz nikt inny nie pomoże, za późno". Niby nic odkrywczego, ale na mnie zadziałało, zrozumiałem. I faktycznie poszedłem do psychiatry.

Życie potoczyłoby się inaczej, gdyby to się stało wcześniej?

Straciłem wszystko: żona się ze mną rozwiodła, bo nie chciała żyć z "wariatem" i nie dziwię się, straciłem też kontakt z dziećmi, nie mogłem odnaleźć się zawodowo. Nigdy nie robiłem jednak niczego złośliwie ani celowo olewałem. Wręcz próbowałem zmusić organizm do działania, często nadludzkim wysiłkiem. To był podstawowy błąd, który zrozumiałem, dopiero gdy zacząłem leczenie.

Obraz
© Wirtualna Polska

Zmuszanie się, bo "tak trzeba", bo "świat się zawali" to najgorsza rzecz, jaką można sobie wtedy zrobić. W ten sposób tylko pogłębiamy problem. Trzeba odpuścić, ale trzeba też wiedzieć, jak i kiedy. By się w tym wszystkim połapać, konieczna jest diagnoza i profesjonalna pomoc.

Jak się zorientować, że bez pomocy już się nie uda?

Nie chciałbym zagłębiać się w objawy, bo u każdego przebiega to inaczej - mogą być łagodne, ale mogą być też ciężkie, jak u mnie. Mamy też niestety modę na samodiagnozowanie, a tym można sobie zrobić jeszcze większą szkodę, szukając np. usprawiedliwienia dla nałogów.

Na pewno sygnałem alarmowym są gwałtowne zmiany nastroju - od euforii po wypalenie, sinusoidy, które nie mijają. Szczegółowo wytłumaczy to lekarz, ale wszystkiego za nas nie zrobi.

Trzeba się przygotować, że to będzie proces. Równowagi nie da się osiągnąć z dnia na dzień. Oprócz leczenia kluczowa jest miłość i cierpliwość bliskich, a także wsparcie otoczenia, a niestety często tego brakuje. To komplikuje całą sytuację, ale bezwzględnie należy skreślić słowo wstyd. Jeśli otwarcie nie powiemy o problemie, trudno będzie sięgnąć po pomoc.

Wstyd bywa silniejszy?

Niestety ludzie z dwubiegunówką, choć często są ponadprzeciętnie inteligentni, wrażliwi, kreatywni, są spychani na margines, bo są niewygodni. Są często uważani za dziwaków, z których nic nie będzie, a przecież chorobę dwubiegunową miało wielu wybitnych twórców, w tym pisarzy, malarzy, muzyków.

Zamiast wysłuchać, skreślamy ich na starcie - w szkole, w domu. Przez lata niewiele się tu zmieniło, świadomość jest nadal bardzo niska. To prowadzi do wielu osobistych dramatów, z którymi często zmagają się samotnie. Złość, czy krzyk nie sprawią, że nagle taki człowiek zacznie zachowywać się inaczej.

Tymczasem dwubiegunówka jest diagnozowana u coraz młodszych, a ilu żyje bez diagnozy? Widziałem to doskonale m.in. podczas warsztatów, które na początku sierpnia prowadziłem na Festiwalu Pol'and'Rock w Czaplinku. Kilka osób zdecydowało się opowiedzieć swoją historię, byłem wzruszony, bo wiem, ile ich to kosztowało. Były dwudziestokilkuletnie dziewczyny, ale też 65-letnia kobieta, czy mężczyzna po 30., który szukał ratunku dla przyjaciela. To powszechny problem.

Jacek Kurzyca podczas warsztatów w ramach Pol'and'Rock Festival
Jacek Kurzyca podczas warsztatów w ramach Pol'and'Rock Festival © archiwum prywatne

Dlatego właśnie napisałem książkę, być może moje doświadczenia komuś pomogą. Komuś, kto nie szuka pomocy, bo się wstydzi albo nie ma już siły, by walczyć. Chcę im powiedzieć, że są wartościowi i powinni być z siebie dumni.

Panu się udało?

Choć mnie gna, mam świadomość, co robić, by utrzymać "temperaturę" 36,6. Odzyskałem dzieci, mam z nimi bardzo dobry kontakt, bardzo mnie wspierają. Spędzam też sporo czasu z wnukami.

Moja córka Ewa zgodziła się poprowadzić ze mną warsztaty na Pol'and'Rock i opowiedziała ze swojej perspektywy, z jakim dramatem mierzyliśmy się jako rodzina. Gdybym wiedział wcześniej, co mi jest, wyglądałoby to inaczej. Ale ja nie patrzę wstecz, tylko przed siebie.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

W razie pytań prosimy o kontakt z autorką: katarzyna.prus@grupawp.pl

Źródło:

  1. WP abcZdrowie
  2. "Mam dwubiegunówkę", At Once, 2024

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Smog dusi Polskę. Zagrożenie głównie w dwóch województwach
Smog dusi Polskę. Zagrożenie głównie w dwóch województwach
Planowe operacje wstrzymane w szpitalu w Kielcach. Interweniuje wojewoda
Planowe operacje wstrzymane w szpitalu w Kielcach. Interweniuje wojewoda