O tym, że ma raka piersi, dowiedziała się w Afryce. "Byłam zdruzgotana"
Miała 28 lat i marzyła o podróży dookoła świata. Kiedy dowiedziała się, że choruje, jej życie zostało skierowane na inny tor. Jej walka o zdrowie trwa do dziś.
W tym artykule:
Rak piersi w wieku 28 lat
Agata Polińska jest wiceprezeską Onkofundacji Alivia, a inicjatywa jest wynikiem jej własnych doświadczeń. Kiedy w 2008 roku usłyszała diagnozę raka piersi, musiała stoczyć walkę nie tylko z chorobą, ale także z systemem.
- Pracowałam wtedy w dużej agencji reklamowej. Podczas wyjazdu służbowego na Słowenię na piersi zauważyłam spuchnięcie. Z początku myślałam, że to ukąszenie owada. To była sobota - rozpoczyna swoją historię.
W rozmowie z WP abcZdrowie Agata Polińska przyznaje, że w tamtym czasie rak piersi kojarzył jej się głównie z kobietami po menopauzie. Miała jednak złe przeczucia i umówiła się do lekarza.
Leczenie raka w Polsce. "Profilaktyka jest kluczowa"
- W poniedziałek poszłam na badania. Moja znajoma zachorowała na raka piersi w wieku 30 lat, więc nie dawało mi to spokoju. Mój ówczesny pracodawca zapewniał mi prywatną opiekę zdrowotną, więc diagnostyka rozpoczęła się szybko - dodaje.
Podczas drugiej wizyty wykonano biopsję cienkoigłową. Wyniki wzbudziły niepokój, więc trafiła do centrum onkologii, gdzie przeprowadzono biopsję gruboigłową. Pozostało jej tylko czekać na wyniki badań, które miały pojawić się za dwa tygodnie.
- O raku dowiedziałam się podczas pobytu w Afryce. Byłam wtedy na innym wyjeździe służbowym. Musiałam się czymś zająć, by nie myśleć o tym, co może się stać. A wyniki miały być i tak dopiero po moim powrocie. Okazało się jednak, że były do odbioru kilka dni wcześniej, niż mi zapowiedziano. Odebrał je mój brat. Byłam zdruzgotana diagnozą, ale on podszedł do tego projektowo - wspomina.
Dramatyczna walka nie tylko z chorobą
Wspierana przez rodzinę, szczególnie przez starszego brata Bartka, Agata rozpoczęła leczenie. Zaczęła zdobywać też wiedzę, która miała jej pomóc skuteczniej walczyć z rakiem.
- Trafił mi się wyjątkowo agresywny podtyp nowotworu, który szybko się rozwijał. Miałam 50 proc. szans na powrót do zdrowia. Postanowiliśmy zrobić wszystko, by wykorzystać każdy procent i przechylić szalę na tę optymistyczną stronę. Czytaliśmy mnóstwo publikacji naukowych w języku angielskim, periodyków medycznych, szukaliśmy dostępnych metod leczenia - wymienia.
Szybko okazało się, że Agata musi stoczyć walkę nie tylko z rakiem, ale i z systemem. Oferowane w ramach NFZ leczenie nie było zgodne z międzynarodowymi standardami. Ze ścianą zderzyła się już na samym początku.
- Miałam przejść cztery operacje, a każdy zabieg wiązał się z ogromnym ryzykiem. Miałam problemy z sercem, przez 18 lat byłam pod opieką Centrum Zdrowia Dziecka. Intuicja podpowiadała mi, by szukać dalej - wyznaje.
Tak Agata trafiła na konsultacje do Włoch, później do Wielkiej Brytanii. Razem z bratem robili wszystko, co w ich mocy, żeby zoptymalizować proces leczenia i dostosować go do międzynarodowych standardów. Choć chemioterapię rozpoczęła w Warszawie, operację przeszła w Gdańsku. Na Pomorzu też poddano ją radioterapii. Kolejny rok leczenia spędziła już w stolicy.
- Kiedy myślałam, że wkrótce wszystko będę mieć za sobą, rak wrócił. Lekarze w Warszawie powiedzieli wtedy, że jedyną możliwością jest przedłużenie mi życia. O pełnym powrocie do zdrowia nie było nawet mowy.
Realia życia z nowotworem
Rodzeństwo nie miało jednak zamiaru się poddawać, nie po tym wszystkim, co już przeszli. Po raz kolejny walczyli z czasem, czytali wszystkie dostępne publikacje i natrafili na nowoczesną terapię, która mogła pomóc Agacie.
- Terapia z wykorzystaniem leku celowanego dawała 5-15 proc. szans na długoletnie przeżycie w takich przypadkach jak mój. Pomyślałam wtedy, że przecież ktoś trafia do tych statystyk, więc dlaczego to nie mogę być ja? - wspomina.
Leczenie celowane nie było dostępne dla niej w Polsce, ale w Stanach Zjednoczonych już tak. Wybrała się więc do USA. Stawką było jej życie. Nie było mowy o tym, by się poddać.
- Ze Stanów wracaliśmy z 300 tabletkami w walizce, a miesięczna terapia kosztowała 2 tys. dolarów. Stres był ogromny. Bałam się, że mi je zabiorą [na lotnisku - przyp. red.], choć miałam informacje od lekarza. W tej walizce znajdował się majątek i moja szansa na powrót do zdrowia - ujawnia.
Leki na szczęście udało się przywieźć do Polski, ale pojawił się inny problem. Żaden lekarz w Warszawie nie chciał poprowadzić leczenia z ich użyciem. Agata trafiła wtedy do Poznania, gdzie młody lekarz leczenie celowane połączył z chemioterapią.
- Co tydzień wstawałam o 4 rano, by dojechać na 9 do Poznania. Przed 10 zjawiałam się w szpitalu, po wlewie wypisywałam się na własną odpowiedzialność i wracałam do Warszawy. Następnego dnia szłam do pracy - opisuje realia. - Pracowałam przez całą chorobę. Koszty leczenia, konsultacji, podróży i terapii były ogromne, a jeszcze musiałam się utrzymać. Mieliśmy to szczęście, że razem z bratem dobrze zarabialiśmy - dodaje.
Na skraju bankructwa i nowy początek
Dobrze płatne prace w dużych korporacjach jednak nie wystarczyły. Po dwóch latach leczenia na własny koszt z konta Agaty zniknęły wszystkie oszczędności, terapia pochłonęła też pieniądze brata i mamy.
- Zbankrutowaliśmy, myśleliśmy, że trzeba będzie sprzedać mieszkanie, że to już koniec. Trafiliśmy wtedy na wspaniałą panią doktor w Gdańsku, która zawalczyła o nas. Cudem przekonała pomorski NFZ, by sfinansował mi dalsze leczenie - wyznaje.
Dzięki niesamowitej determinacji i ogromnemu wsparciu Agacie się udało. Mimo nieprzychylnych rokowań znalazła się wśród 5-15 proc. ozdrowieńców. Stoczyła mnóstwo bitew i to na wielu frontach.
Jej niezłomność przetarła szlaki dla wielu innych pacjentów onkologicznych. To właśnie jej doświadczenia i chęć pomocy innym dały początek Onkofundacji Alivia, która do tej pory pomogła ponad 40 tys. podopiecznych.
- Od tego czasu minęło 16 lat. Żyję i do dziś kontynuuję leczenie, choć już nie mam aktywnej choroby. Podróż dookoła świata, o której marzyłam, odbyłam dwa razy, tylko że na trasie Warszawa-Gdańsk - podsumowuje swoją historię Agata Polińska.
Dziś Agata jest liderką systemowej zmiany w opiece onkologicznej w Polsce. Jej historia to nie tylko dowód niezłomności, ale także nadzieja - na powrót do zdrowia i na poprawę sytuacji pacjentów onkologicznych.
Dominika Najda, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- WP abcZdrowie
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.