Oferują 108 tys. zł miesięcznie. Kryzys kadrowy na SOR-ach trwa
Ogłoszenie o pracy w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej zelektryzowało opinię publiczną. Szpital szuka lekarzy dyżurujących na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (SOR), oferując wynagrodzenie nawet do 108 tys. zł miesięcznie. Chętnych jednak brak.
Kryzys na SOR-ach
Stawka godzinowa została określona w przedziale 260–450 zł brutto, a dodatkowo kandydaci mogą liczyć na mieszkanie służbowe. Mimo tak atrakcyjnych warunków finansowych znalezienie zainteresowanych lekarzy okazuje się wyjątkowo trudne.
Sytuacja wynagrodzeń na stołecznych oddziałach ratunkowych pokazuje, że problem nie dotyczy jedynie Bielska-Białej. Gazeta Wyborcza opisuje, że istnieje grupa lekarzy, którzy dyżurują jednocześnie w kilku placówkach – często w dwóch, trzech, a nawet czterech SOR-ach. Mechanizm ma wyglądać następująco: w danym miesiącu grupa wybiera szpital uważany za "najsłabsze ogniwo" i domaga się podwyżki pod groźbą odejścia.
Jeśli negocjacje się udadzą, lekarze podejmują dyżury, w przeciwnym razie przenoszą się do kolejnej placówki, powtarzając ten sam schemat. W praktyce oznacza to ogromne różnice w zarobkach między szpitalami. Jak wylicza menedżer, podwyżka o 10 zł brutto za godzinę przekłada się na 240 zł brutto za jeden dyżur 24-godzinny.
Zła sytuacja szpitali
Dyżury po kilkanaście dni bez przerwy
Na kontraktach pracują całe grupy lekarzy, często wykonując kilkanaście dyżurów w miesiącu, a rekordziści – nawet 20. Jak wspomina jeden z rozmówców Wyborczej, znany lekarz dojeżdżający do Warszawy z innego regionu potrafił "wyrabiać dziesięć dyżurów z rzędu, bez żadnej przerwy, w różnych szpitalach".
Kontrakty zawierane są z firmami, a nie z konkretnymi osobami. To sprawia, że dyrektorzy szpitali nie mają możliwości zweryfikowania, gdzie jeszcze dany lekarz pracuje i ile godzin faktycznie przepracowuje. Jak podkreśla jeden z menedżerów, nawet gdyby takie raportowanie trafiło do NFZ, "system by się załamał, bo nie miałby kto pracować".
Eksperci i przedstawiciele środowiska lekarskiego od lat zwracają uwagę, że główną barierą pracy na SOR-ach nie są wyłącznie zarobki.
"To juz dawno nie chodzi o $$ (pieniądze - przyp. red), są miejsca, gdzie nikt nie przyjdzie za żadne pieniądze, bo liczba pacjentów jest nie do ogarnięcia, a warunki pracy po prostu nieakceptowalne" – zaznaczył w poście na portalu X Jakub Kosikowski, rzecznik NIL.
"Zamiast ekscytować się zarobkami na sor, lepiej pomyśleć, że nikt tam nie chce pracować, bo trzeba się szarpać z pijanymi ludźmi i ciągle uważać, żeby nie dostać w zeby, bo mamy kraj, w którym politycy robią wszystko żeby wódka się lała strumieniami. Pracowałem, wiem" – dodał Damian Patecki, anestezjolog.
Na forach medycznych i w mediach społecznościowych lekarze przyznają wprost, że widząc oferty pracy za "niebotyczne pieniądze", wiedzą jedno – warunki pracy są tam tak trudne, że nie da się ich znieść w dłuższej perspektywie.
Dominika Najda, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- Gazeta Wybrocza
- X
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.