Polski lek na raka. "Zmodyfikowane komórki działają jak zaprogramowani zabójcy"
76-letni Jan Kowalski to pierwszy pacjent z agresywnym chłoniakiem, który skorzystał z niekomercyjnej terapii stworzonej od podstaw przez polskich specjalistów. To szansa na szybsze leczenie, a czas jest tu na wagę złota. - O losie pacjenta mogą decydować tygodnie - przyznaje prof. Grzegorz Helbig ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
W tym artykule:
Pierwszy pacjent skorzystał z nowej terapii
Chodzi o terapię CAR-T, która do tej pory w Polsce była stosowana tylko na zasadach komercyjnych. Zmienili to specjaliści z Kliniki Hematologii, Terapii Komórkowych i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu przy wsparciu Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Poznaniu. Dzięki nim lek został po raz pierwszy stworzony od podstaw w kraju, bez pośrednika, jakim w terapii komercyjnej jest firma farmaceutyczna.
Wykorzystuje się w niej komórki odpornościowe pacjenta - limfocyty T. Po pobraniu od chorego są one modyfikowane genetycznie po to, by mogły rozpoznawać i niszczyć komórki nowotworowe. Lek jest stworzony indywidualnie na potrzeby konkretnego pacjenta i podawany dożylnie.
W ramach akademickiej terapii komórki zostały nie tylko pobrane i podane w Polsce, ale też wyprodukowane i namnożone bez pośrednika (w terapii komercyjnej komórki są wysyłane samolotem do konkretnej fabryki leków np. w Holandii czy Francji). Lekarze tłumaczą, że to ogromny krok naprzód, bo oznacza mniejsze koszty i oszczędność czasu, który w leczeniu nowotworów jest na wagę złota.
- Przygotowanie do przeszczepienia komórek i sam pobyt w szpitalu zajęły cztery tygodnie. Ciężkie doświadczenie, bo trzeba cały czas leżeć, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co przeszedłem wcześniej - przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie Jan Kowalski, który pierwszy w Polscy dostał lek w ramach terapii akademickiej.
U 76-latka pod koniec ubiegłego roku wykryto agresywnego chłoniaka. - Nic nie wskazywało na chorobę, czułem się dobrze, nie nadużywam alkoholu, nie palę, nie ma też przypadków chłoniaka w mojej rodzinie. Jednym objawem był mały guzek, który zauważył na szyi. Od razu poszedłem na badania - opowiada nasz rozmówca.
- Przed terapią CAR-T dostawałem bardzo agresywną chemię. To trwało kilka miesięcy i bardzo poważnie odbiło się na moim organizmie, byłem wyczerpany, ale wierzyłem, że dzięki temu uda się pokonać nowotwór - wspomina.
Początkowo efekty były pozytywne: guz się zmniejszał. - Niestety, w kwietniu tego roku, po czterech miesiącach leczenia, dostałem wiadomość, która dosłownie wbiła mnie w fotel. Okazało się, że guz znowu zaczął rosnąć, w dodatku szybko. Trzeba było więc sprawnie znaleźć jakieś wyjście - dodaje 76-latek. I wyjaśnia, że dlatego zgodził się na terapię CAR-T opracowaną przez specjalistów z Wrocławia.
- Cały proces - od momentu pobrania komórek do ich ponownego podania - trwa ok. trzy tygodnie i jest dwukrotnie szybszy niż w przypadku leków komercyjnych. Poza tym takie leczenie jest nieporównywalnie tańsze - to nawet jedna trzecia kosztów terapii komercyjnej - podkreśla w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Tomasz Wróbel, kierownik Kliniki Hematologii, Terapii Komórkowych i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
"Zaprogramowani zabójcy"
- Jestem już w domu. Jak na tak długi pobyt w szpitalu, wcześniejszą chemioterapię i mój wiek, to czuję się dobrze. Rodzina i przyjaciele dają mi ogromną siłę, by dalej walczyć - zaznacza nasz rozmówca.
Z pierwszych efektów zadowoleni są także lekarze. - U pacjenta nie wystąpiły żadne wczesne działania niepożądane, czyli np. gwałtowne objawy neurologiczne związane ze zbyt silną odpowiedzią immunologiczną i uwalnianiem cytokin prozapalnych - zaznacza prof. Wróbel.
- Na razie jest jednak za wcześnie, by w pełni ocenić skuteczność terapii. Mogą też wystąpić późne skutki uboczne w postaci np. zaburzenia odporności czy słabych wyników w badaniach krwi. Za kilka tygodni, podczas badań kontrolnych będziemy w stanie powiedzieć więcej - wskazuje lekarz.
Prof. Grzegorz Helbig, hematolog ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego tłumaczy, że w terapii CAR-T komórki są modyfikowane genetycznie po to, by mogły zwalczać nowotwór. Na czym to polega?
- Podczas takiego procesu wprowadzany jest konkretny gen kodujący receptor ukierunkowany na niszczenie określonego typu raka. W przypadku chłoniaków tym celem jest antygen CD19. Wówczas takie zmodyfikowane komórki mogą działać jak zaprogramowani "zabójcy". Plusem jest więc precyzyjne działanie takiej terapii, ale druga strona medalu to fakt, że komórki nowotworowe po jakimś czasie "uczą się", jak uniknąć zniszczenia i zaczynają się sprytnie kamuflować - tłumaczy w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Helbig.
- Dlatego terapia ma na razie skuteczność na poziomie 30-40 proc., cały czas jest jednak rozwijana. Na razie nie wiemy, jaka będzie skuteczność terapii akademickiej, bo okres obserwacji jest jeszcze za krótki - zaznacza lekarz.
Szansa nie tylko dla pacjentów onkologicznych
Prof. Wróbel tłumaczy, że akademicka terapia CAR-T mogła wystartować dzięki grantowi, na który udało się pozyskać 15 mln zł z Agencji Badań Medycznych. - Wnioskowaliśmy o środki na terapię dla pacjentów ze wznową agresywnego chłoniaka i tacy pacjenci będą z niej mogli skorzystać. Kwalifikujemy chorych, u których nieskuteczne były inne metody leczenia, jak chemioterapia - wyjaśnia lekarz.
Projekt może objąć maksymalnie 18 pacjentów. To dopiero pierwszy krok, bo terapia ma potencjał także u innych chorych.
- Zobaczymy, jaka będzie jej skuteczność. Jeśli wyniki będą zgodne z naszymi oczekiwaniami, na pewno będziemy chcieli poszerzać ją o kolejnych pacjentów. Działamy racjonalnie krok po kroku, nie jesteśmy fabryką leków, tylko ośrodkiem akademickim. Potencjalne możliwości rozwoju tej metody są jednak bardzo duże - nie tylko w przypadku chorych onkologicznych, ale też np. pacjentów z chorobami autoimmunologicznymi, których diagnozuje się coraz więcej - zaznacza prof. Wróbel.
Wyjaśnia, że jego klinika ma być uzupełnieniem refundowanego leczenia, do którego polscy pacjenci w ramach programu lekowego mają dostęp od trzech lat. - Terapia jest bardzo kosztowna, więc siłą rzeczy system nie jest w stanie udźwignąć leczenia każdego, u kogo mogłoby przynieść pozytywne skutki. Do programu lekowego kwalifikuje się więc tych z najlepszymi rokowaniami. My chcemy pomóc tym, którzy nie spełniają tych wąskich kryteriów, a wiemy, że dzięki tej terapii mają szanse na skuteczne leczenie. Jesteśmy wsparciem dla rozwiązań systemowych, a nie ich konkurencją - dodaje.
- Dotychczas w Polsce terapia CAR-T była stosowana wyłącznie na zasadach komercyjnych. Choć to nowoczesna metoda leczenia np. chłoniaków czy białaczki limfoblastycznej, nie jest powszechna. Przyczyną jest bardzo wysoki koszt - w przeliczeniu na jednego pacjenta to nawet 1,5 mln zł - tłumaczy prof. Helbig.
Opóźniona diagnostyka
Prof. Helbig zaznacza, że każdy kolejny przełom w leczeniu nowotworów krwi to dobra wiadomość, bo są one trudne w diagnozowaniu. Nie ma też skutecznej profilaktyki, jak np. w przypadku nowotworów przewodu pokarmowego.
- Morfologia może być wyznacznikiem, jeśli chodzi o białaczkę i w tym przypadku rozwój choroby ma odzwierciedlenie w wynikach badań. W przypadku innych nowotworów krwi nie jest to już jednak takie oczywiste. Można mieć np. zaawansowanego chłoniaka i jednocześnie "książkową" morfologię - zaznacza hematolog.
- Objawy mogą być niejednoznaczne, więc potrzebna jest czujność po stronie pacjenta, jak i lekarza. Zdarza się, że pacjenci mają np. utrzymujące się powiększone węzły chłonne na szyi, ale bagatelizują to i nie zgłaszają się do lekarza. Z drugiej strony nie zawsze lekarz odpowiednio szybko kieruje na diagnostykę onkologiczną - zaznacza lekarz.
Zwraca uwagę, że dodatkowym problemem są ogromne braki patomorfologów, więc na wyniki badań trzeba długo czekać. - Wielu pacjentów trafia więc do lekarza już w zaawansowanym stanie. Ostatnio w ciągu zaledwie miesiąca miałem aż siedmiu pacjentów właśnie z zaawansowanym chłoniakiem po opóźnionej diagnostyce - wskazuje prof. Helbig.
- Tymczasem w przypadku np. agresywnych chłoniaków czas jest na wagę złota, a o losie pacjenta mogą decydować tygodnie. Nieleczony agresywny chłoniak oznacza mniej więcej dwa-trzy miesiące życia - przyznaje.
W Polsce rocznie rozpoznaje sie 1,5 tys. nowych przypadków agresywnego chłoniaka. Lekarz apeluje, by nie bagatelizować takich sygnałów jak niewyjaśniona i szybka utrata wagi, nocne obfite poty, nawracająca gorączka bez wyraźnej przyczyny, utrzymujące się powiększone węzły chłonne. Niebezpieczna jest też duszność, bo guz może być zlokalizowany w klatce piersiowej.
Katarzyna Prus, dzienikarka Wirtualnej Polski
Źródło: 1. WP abcZdrowie
Źródła
- WP abcZdrowie
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.