Usuwa gniazda os i szerszeni. "Miałem klientkę, którą musiała zabrać karetka"
Jarosław Ryms, znany w sieci jako "Pogromca szkodników", ma latem ręce pełne roboty. Większość klientów w tym czasie prosi go o pomoc w usuwaniu gniazd os i szerszeni. - Grafik jest naprawdę napięty. Rekordowa była dotąd sobota 9 sierpnia, kiedy to miałem aż 13 wezwań jednego dnia - mówi WP abcZdrowie.
Rekordowo dużo wezwań
Lato, a szczególnie lipiec i sierpień, to czas szczególnej aktywności os i szerszeni - owadów, które w tym okresie intensywnie szukają pokarmu dla siebie i swoich larw. Ich żywotności sprzyjają wysokie temperatury oraz dojrzewające owoce, a wabią - słodkie pokarmy i napoje, które spożywamy w plenerze.
Pojedyncze owady fruwające wokół zastawionego jedzeniem piknikowego stołu czy wypełnionego odpadkami kosza na śmieci to w czasie wakacji codzienność, niektórzy w okresie letnim zmagają się jednak z prawdziwą inwazją os czy szerszeni. Spowodowane jest to obecnością ich gniazd, budowanych często w pobliżu ludzkich domów.
- Teraz, w sierpniu, mam bardzo dużo zleceń związanych z usuwaniem gniazd os i szerszeni. Grafik jest naprawdę napięty. Rekordowa była dotąd sobota 9 sierpnia, kiedy to miałem aż 13 wezwań jednego dnia - mówi WP abcZdrowie Jarosław Ryms, znany w sieci jako "Pogromca szkodników".
Młoda kobieta ze wstrząsem toksycznym
Gdy rozmawiamy, Ryms wraca akurat z jednej z takich akcji. Opowiada, że wezwano go do lokalu gastronomicznego, gdzie goście skarżyli się na obecność os w czasie posiłków. - Niestety inspekcja nic nie wykazała: obszedłem cały budynek, obejrzałem sąsiednie lokale, zajrzałem w różne miejsca, ale nie udało mi się zlokalizować gniazda owadów. To rzadka sytuacja, bo w 99 proc. przypadków udaje się je znaleźć. Prawdopodobnie osy przylatują z jakiegoś bardziej odległego miejsca lub mają dobrze ukryte gniazdo - może się ono znajdować np. na drzewie lub w ziemi. Rozlokowałem więc w lokalu specjalne pułapki - tłumaczy ekspert.
Ból "jakby ktoś nam wbił w ciało gwóźdź"
Jak wynika z opowieści Rymsa, wspomniane owady budują gniazda w najróżniejszych, niekiedy zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Usunięcie niektórych z nich bez pomocy specjalisty wyposażonego w odpowiednie narzędzia i skafander ochronny, może być nie tylko trudne, co po prostu niebezpieczne.
- Gniazda os znajdowałem już np. w elewacjach budynków, w garażach, szopach, domkach dla dzieci, a nawet w ziemi. Zdarza się, że ktoś nieświadomy zagrożenia zaczyna kosić trawę i nagle spod ziemi wylatuje chmara os. Z kolei szerszenie najczęściej budują gniazda w szczytach budynków: na poddaszach, w kominach, w niezabezpieczonych otworach wentylacyjnych, ale też na drzewach, w dziuplach ptaków - wylicza "Pogromca szkodników".
- Najbardziej nietypowe miejsce, skąd ostatnio usuwałem gniazdo, to był samochód ciężarowy. Auto było niedomknięte, a osy wleciały do środka i zadomowiły się w przestrzeni między drzwiami a uszczelką. Gniazdo było mniej więcej wielkości pomarańczy. Niedawno miałem też zlecenie w domku, w którym przez długi czas była zamknięta okiennica.
- Któregoś dnia ktoś ją otworzył i zobaczył, że pod nią znajduje się gniazdo os. Było nim dosłownie całe zarośnięte. To było wyjątkowe gniazdo, bo osy zwykle budują je okrągłe, a to było płaskie i mierzyło około 30 cm na 30 cm - dodaje.
Największe wrażenie robią jednak gniazda szerszeni - nic w tym dziwnego, bo owady te mogą być nawet trzykrotnie większe od os. - Największe, rekordowej wielkości gniazda trafiają się zazwyczaj pod koniec września i na początku października. Mają nawet po 30-40 litrów objętości - wyjaśnia Ryms.
Ekspert podkreśla jednak, że daleki jest od zwalczania wszystkich owadów. - Niektórzy mówią, że my byśmy chcieli wszystkie pozabijać, że co nam one przeszkadzają. A to nie chodzi o to, by je wszystkie wytępić. Ludzie dzwonią do mnie i proszą o pomoc, bo się boją, bo muszą żyć w otoczeniu dużej liczby os albo szerszeni i chcą się ich pozbyć dla własnego bezpieczeństwa - podkreśla.
Swoich klientów dzieli na dwie zasadnicze grupy: takich, którzy wiedzą, że są uczuleni na jad owadów i boją się wstrząsu anafilaktycznego, oraz takich, którzy nie są pewni i nie chcą ryzykować.
Czy faktycznie jest się czego bać? Szacuje się, że w Polsce 5-10 proc. dorosłych ma uczulenie na jad owadów błonkoskrzydłych i po użądleniu pojawia się u nich ogólnoustrojowa reakcja alergiczna. Spośród nich u 1-2 proc. zachodzi ryzyko wstrząsu anafilaktycznego, czyli ciężkiej reakcji alergicznej. Jego objawy to m.in.: obrzęk naczynioruchowy, duszności, spadek tętna, omdlenia, utrata przytomności. Jest to stan bezpośredniego zagrożenia życia - w przypadku podejrzenia wstrząsu anafilaktycznego konieczne jest natychmiastowe podanie adrenaliny i wezwanie pogotowia.
- Miałem klientkę, którą musiała zabrać karetka, bo dostała wstrząsu anafilaktycznego po użądleniu osy. Już samo użądlenie owada nie jest niczym przyjemnym, nawet jeśli nie jest się uczulonym. W przypadku osy to zwykle tylko pieczenie, ale użądlenie szerszenia boli tak, jakby ktoś nam wbił w ciało gwóźdź - wspomina Ryms, który niejednokrotnie był żądlony.
O tym, jak bardzo może boleć bliskie spotkanie z szerszeniem, wie też Agnieszka, która została użądlona na warszawskim Ursynowie. - Wychodziłam rano do pracy. Zdążyłam wyjść z klatki na chodnik, gdy nagle usłyszałam głośne bzyczenie i poczułam bardzo silny ból na prawym przedramieniu. Aż krzyknęłam. Miejsce było zaczerwienione, bolało w taki pulsujący wręcz sposób. Musiałam wrócić się do domu i przyłożyć w to miejsce okład - opowiada WP abcZdrowie.
- Potem w rozmowie z sąsiadami dowiedziałam się, że oni także zauważyli w okolicy szerszenie, choć nie słyszałam, żeby ktoś inny został użądlony. Pewnie miały gdzieś w pobliżu gniazdo - dodaje.
Nie wiadomo, dlaczego szerszeń zaatakował. Trzeba bowiem podkreślić, że owady te, choć u wielu budzą grozę, nie są agresywne. Jak podkreślają przyrodnicy, żądlą zwykle w obronie swojego gniazda. Aby je ochronić, zazwyczaj ograniczają się do ostrzegania: oblatują intruza lub uderzają go ciałem. Poza tym są bardzo pożyteczne i odpowiadają za równowagę w świecie owadów.
Nieumiejętnie wypędzone owady wracają
Mimo że w sklepach dostępne są różne środki nakierowane na zwalczanie os i szerszeni, "Pogromca szkodników" zaleca, by lepiej zwrócić się po pomoc do fachowców.
- Dla eksperta to jest 30-40 minut pracy, która kosztuje klienta średnio 150-300 zł. Nie dzwońmy z tym problemem na straż pożarną, bo strażacy mają ważniejsze zadania. Możemy oczywiście próbować usunąć gniazdo na własną rękę, ale bez odpowiedniego kombinezonu jest to po prostu niebezpieczne - wyjaśnia.
Ryms dodaje, że samodzielne usuwanie gniazd w wielu przypadkach jest wręcz niemożliwe ze względu na ich trudną dostępność. Nieumiejętne próby pozbycia się owadów bywają też zwykle nieefektywne.
- Trudno pozbyć się gniazda z komina albo gniazda znajdującego się wiele metrów nad ziemią bez fachowego sprzętu. Jeśli chodzi o sposoby, to niektórzy próbują zalewać je gorącą wodą albo strącać kijami, ale to metody o zerowej skuteczności, bo większość owadów ucieknie, a po czasie znów wróci w to samo miejsce. Dlatego stosuje się specjalne środki chemiczne, które pozwalają szybko zneutralizować królową i pozostałe owady - wyjaśnia.
- Jeśli ktoś koniecznie chce usunąć gniazdo sam, to polecam do kupienia w sklepach specjalne gaśnice w formie piany, które mają zasięg 5-6 metrów. Do takiej akcji koniecznie trzeba jednak się zabezpieczyć: założyć maskę i ubranie ochronne. Bez tego może się to skończyć tragicznie - dodaje.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.