Cejrowski promuje leczenie raka biorezonansem. "Robi krzywdę ludziom"
Środowisko medyczne od lat przestrzega przed biorezonansem jako nieskuteczną i potencjalnie szkodliwą metodą. W sieci jednak pojawiło się nagranie Wojciecha Cejrowskiego, który promuje urządzenie jako metodę leczenia nowotworów. Ekspert wyjaśnia, dlaczego nie należy wierzyć w taki sposób na raka.
W tym artykule:
Leczenie raka biorezonansem nie pomoże
Wojciech Cejrowski, znany z kontrowersyjnych opinii, kolejny raz wykorzystuje swój zasięg, by promować teorie sprzeczne z naukową rzeczywistością. Tym razem jednak stawką jest zdrowie, a nawet życie.
- Dla wybranego konkretnie typu komórki wrogie częstotliwości się emitują i powodują eksplozję tych komórek. Na tym polega odczulanie, można też raka leczyć w ten sposób, ale "Big Pharma" nie lubi tanich środków leczenia - twierdzi Cejrowski.
Promowanie biorezonansu jako metody leczenia raka może mieć dramatyczne konsekwencje. Osoby zmagające się z nowotworem, zrozpaczone lub zawiedzione efektami konwencjonalnej terapii, mogą zrezygnować z leczenia o udowodnionej skuteczności i oddać się w ręce "terapii", która nie tylko nie pomoże, ale może opóźnić właściwą interwencję.
Popularna metoda odczulania to oszustwo
- Pan Cejrowski robi krzywdę ludziom, ponieważ pacjenci, którzy są chorzy na nowotwór, w walce o swoje życie zrobią wszystko. Tego typu bełkoty powodują, że ilość porażek w leczeniu nowotworów w Polsce zwiększa się - ostrzega w rozmowie z portalem WP abcZdrowie dr Leszek Borkowski, farmakolog kliniczny i były prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych (URPL).
Według badań opublikowanych w "Journal of the National Cancer Institute", pacjenci, którzy wybierają alternatywne metody zamiast terapii konwencjonalnych, mają kilkukrotnie wyższe ryzyko zgonu ze względu na opóźnienia w rozpoczęciu medycznie potwierdzonego leczenia.
- Jeżeli ja choremu pacjentowi w szpitalu opowiadałbym podobne brednie, to byłbym człowiekiem, który po prostu robi krzywdę. Chory może zrezygnować z tradycyjnej terapii na rzecz metod, które nie przedłużą mu ani zdrowia, ani życia - dodaje ekspert.
Zobacz także: 4-letni chłopiec trafił do szpitala po tym, jak rodzice zastosowali dwanaście alternatywnych sposobów leczenia
Biorezonans kontra medycyna
Biorezonans to technika wywodząca się z tzw. medycyny alternatywnej. Jej podstawy nie mają żadnego uzasadnienia naukowego – bazują na przekonaniu, że każda komórka, organ czy patogen emituje specyficzne fale elektromagnetyczne.
Urządzenia rzekomo odczytują częstotliwości i "korygują" zaburzenia, by przywrócić zdrowie. Zwolennicy metody obiecują cuda: wykrycie pasożytów, alergii, wirusów, a nawet "energetycznych toksyn", a to wszystko bezinwazyjnie. Jak twierdzą - wystarczy podpiąć się do maszyny. Tyle, że żadna z tych obietnic nie znajduje potwierdzenia w badaniach naukowych.
Środowisko medyczne jednoznacznie odcina się od biorezonansu. Polskie Towarzystwo Onkologiczne, podobnie jak zagraniczne instytucje zdrowia, nie uznają tej metody za skuteczną ani w diagnostyce, ani w terapii jakiejkolwiek choroby – w tym raka.
- Człowiek chory jest bezradny, popada w taką malignę iluzji cudownych środków. To jest psychicznie uzasadnione, dlatego tym ludziom trzeba pomóc, wręcz należy ich chronić. W mojej opinii publiczne opowiadanie takich rzeczy wymaga zgłoszenia do odpowiednich organów, w tym rzecznika Praw Pacjenta - podsumowuje dr Borkowski.
Co więcej, urządzenia biorezonansowe nie zostały zatwierdzone jako sprzęt medyczny przez żadną agencję regulacyjną, jak FDA w USA czy EMA w Europie.
"Jak zręcznie okraść ludzi"
Działanie biorezonansu postanowiła sprawdzić nasza redakcyjna koleżanka Karolina Rozmus w sierpniu ubiegłego roku. Wizyta u "specjalistki" w Lublinie kosztowała ją 350 złotych.
Dziennikarka portalu WP abcZdrowie na biorezonans zgłosiła się z bólem kręgosłupa i problemami z układem pokarmowym. Wyniki zdecydowanie przeszły jej najśmielsze oczekiwania.
"Kandydoza w przewodzie pokarmowym, niedobór enzymów trawiennych, zapalenie żołądka i jelit, enterowirus w wielu narządach, stłuszczenie wątroby, przywra kocia (łac. Opisthorchis felineus) w wątrobie, lamblia (Giardia intestinalis) w jelicie, kurczowe zapalenie okrężnicy, dystonia wegetatywno-naczyniowa, niedoczynność tarczycy i guzkowe toksyczne wole" - pisała Karolina o swoich wynikach.
Dziennikarce zalecono przyjmowanie suplementów określonych marek, włączenie leczniczych produktów oraz wykluczenie z diety pewnych składników. Miesięczny koszt terapii wyniósłby ok. 570 zł.
Ekspertka poradziła Karolinie także, by odstawiła leki przepisane przez lekarza specjalistę, u którego była wcześniej. Samymi suplementami miała wyleczyć szereg rzekomych chorób wykrytych przez biorezonans.
To nie był jednak koniec eksperymentu, bo dziennikarka postanowiła skonfrontować wyniki z gabinetu biorezonansu z diagnostyką medyczną. Na szczęście okazało się, że Karolina jednak nie jest obłożnie chora.
"Wykonałam podstawową morfologię krwi, badanie TSH, testy z krwi na obecność lamblii, amylazę, próby wątrobowe, panel alergiczny, a nawet gastroskopię. Żadne z tych badań nie potwierdziło żadnej diagnozy postawionej w gabinecie medycyny alternatywnej" - podkreśliła Karolina Rozmus.
- Było tak: ktoś zastanawiał się, jak zręcznie okraść ludzi i tak oto wymyślił biorezonans. To metoda "leczenia" pokrętnych umysłów i cwaniaków. Ma na celu wyłudzenie pieniędzy od osób szukających pomocy i borykających się z problemami ze zdrowiem - podsumował wówczas dr Leszek Borkowski.
Dominika Najda, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- WP abcZdrowie
- X
- Journal of the National Cancer Institute
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.