Trwa ładowanie...

"Nie rób z siebie pajaca". Dr Paweł Kabata – chirurg onkolog czy celebryta?

Avatar placeholder
Ewelina Puszkin 14.08.2021 14:29
"Nie rób z siebie pajaca". Dr Paweł Kabata – chirurg onkolog czy celebryta?
"Nie rób z siebie pajaca". Dr Paweł Kabata – chirurg onkolog czy celebryta? (arch.prywatne)

Dr Paweł Kabata jest chirurgiem onkologiem, który postanowił pokazać swoim pacjentom, jak wygląda życie na sali operacyjnej. Czy oswoił się śmiercią, jak praca wpływa na jego życie prywatne? I dlaczego lekarz prowadzi instagramowy profil? O tym z chirurgiem Pawłem porozmawiała Ewelina Puszkin.

Dlaczego postanowiłeś leczyć chorych na raka?

To jest przypadek. Ja nigdy nie chciałem być onkologiem. Nie chciałam też być chirurgiem. Zdecydował o tym przypływ chwili na piątym roku studiów, podczas erasmusowych zajęć z chirurgii plastycznej.

Prowadzone były przez profesora, który zajmował się rekonstrukcjami rozszczepu podniebienia u dzieci. Facet uczył nas w taki sposób, że te naprawdę złożone rekonstrukcje wydawały się dla mnie nieprawdopodobnie proste do wykonania. I wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że może coś takiego byłoby dobrym pomysłem na moje życie.

Zobacz film: "Rak prostaty. Historia Stanisława"

Od tego daleko do onkologii.

Bardzo daleko. Wizja pracy na sali operacyjnej tliła się w mojej głowie, ale kończąc studia, nie do końca wiedziałem, co robić. Idąc na staż podyplomowy, obiecałem sobie, że odbędę go bez żadnych oczekiwań. Podobała mi się alergologia, na chirurgii ogólnej było średnio, ale kiedy trafiłem do kliniki chirurgii onkologicznej, wiedziałem już, że to jest moje miejsce. To był długi proces.

Onkologia jest mieszaniną różnych dziedzin tj. patologia, radiologia, radioterapia, genetyka, chirurgia, farmakologia. Tam się tak wiele rzeczy dzieje, dlatego uważam, że w pierwszej kolejności trzeba ją zrozumieć, zanim zacznie się jej uczyć. I ja postanowiłem, że tak zrobię.

Rak to choroba, którą nie zawsze można wyleczyć. Czy przyzwyczaiłeś się do śmierci swoich pacjentów?

Nie przyzwyczaiłem. Oswoiłem się. Jestem oswojony z tym że ludzie umierają w bólu i cierpieniach. Nie sądzę, że można przygotować się do takiej pracy, bo każdy z nas reaguje inaczej. Tak jest nie tylko w onkologii. Moja żona jest anestezjologiem. Czasem dyżur na intensywnej terapii potrafi ją fizycznie i emocjonalnie przeorać.

Różnica w naszej pracy polega na dynamice zdarzeń. Pewnie co innego odczuwam, kiedy umiera 30-letnia pacjentka z zaawansowanym rakiem piersi, którą leczyłem kilka lat, a inaczej jest, kiedy mojej żonie umiera 18-latek z wypadku samochodowego po dwugodzinnej walce o jego życie. Nie da się tego skalować ani porównywać. Jedno jest pewne, takie sytuacje oswajają nas ze śmiercią.

Czy to ma wpływ na wasze prywatne życie?

I tak, i nie. Jesteśmy racjonalni. Nie podejmujemy lekkomyślnych czy ryzykownych decyzji, które mogłyby wychodzić z założenia, że właściwie to każdego dnia możemy umrzeć. Objawia się to w inny sposób. Nie boimy się o tym rozmawiać. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, ale moja żona doskonale wie, jaka ma być puszczona playlista na moim pogrzebie.

Mamy też bardzo zdeklarowane podejście do kwestii ewentualnego sztucznego podtrzymywania życia. Gdybym musiał podjąć tego typu decyzję, nawet w stosunku do najbliższych członków swojej rodziny, to wiedziałbym co zrobić. Oswojenie ze śmiercią, o której już mówiłem działa oczyszczająco, bo pozwala sobie niektóre sprawy uregulować.

Na szczęście w onkologii jest tak, że większość pacjentów zdrowieje lub ma szansę na życie z chorobą w dobrej jakości.

Tak i to działa bardzo budująco. Każdy z nas potrzebuje sukcesu i pozytywnych emocji. Wiesz, taka sytuacja, kiedy przychodzi do ciebie kobieta, która wcześniej była obrzęknięta na twarzy, bez włosów, a teraz jest zdrowa, promienieje i wraca tylko na kontrolne badania. To są piękne momenty i ja je bardzo lubię. One dają mi energię i motywację do tego co robię.

Mimo wszystko pojawia się czasem w mojej w głowie taka myśl, czy nie powinienem zrobić sobie przerwy od takiego ciągłego obcowania z ludzkim dramatem. Staram się być szczery wobec siebie. Po 15 latach pracy zastanawiam się, czy nie nadszedł moment na jakąś krótką przerwę, która spowoduje, że ten bagaż emocjonalny, który niosę, będę mógł gdzieś zrzucić.

Z pewnością buforem dla twoich emocji jest blog na Instagramie. Po ilu latach pracy chirurga pojawił się pierwszy post?

Po 7 latach. To było już po specjalizacji z chirurgii ogólnej.

Czy zrobiłeś wtedy plan na prowadzenie profilu?

Nie miałem nigdy na to planu, bo też nie wierzyłem w to, że mogę tam zaistnieć. Mój sukces w mediach społecznościowych najbardziej zaskoczył mnie samego. Nigdy nie podejrzewałem siebie o to, że coś takiego mogę zrobić. Po prostu miałem potrzebę opisania historii, które kształtują moje życie.

Ludzi bardzo interesuje co dzieje się za drzwiami sali operacyjnej. Ty im to podajesz na tacy po swojemu i wychodzi świetnie. Czy długo trwa pisanie jednego postu?

Nie lubię postów, których pisanie zajęło mi dużo czasu, bo są wymęczone. Sam czasem mam poczucie, że ten najlepiej dopracowany jest napisany na siłę. Najfajniejsze są takie, które powstają szybko. Może nie są idealne, ale prawdziwe. Wiesz co, jak tak dalej będziemy rozmawiać, to zaraz całą moją książkę opowiem, bo te wszystkie rzeczy się tam znajdą.

Powiem jeszcze tylko tyle, że ja nawet nie za bardzo lubiłem czytać. Wielu autorów tekstów pisanych kojarzy się z takimi gośćmi, co to każdą chwilę wolną spędzają z książką w fotelu. Ja nigdy tak nie robiłem. Mam po prostu lekkość w pisaniu. Zawsze mnie fascynowali ludzie, którzy umieli ładnie mówić, budować ciekawe figury retoryczne i nietuzinkowe porównania. Próbuje ich naśladować i chyba nie najgorzej mi wychodzi.

Czy pacjenci rozpoznają siebie w twoich tekstach?

Nie opisuje zdarzeń jeden do jednego. Trochę tą rzeczywistość dopasowuje, bo dbam o to, by historie moich pacjentów były nieidentyfikowalne. Często z tego powodu odsuwam publikacje tekstu w czasie.

Jak reagujesz, kiedy pacjent wchodzi do gabinetu i mówi: "a ja znam pana z Instagrama"?

Niemożliwe, mnie? Uśmiecham się i mówię po chwili, że jest mi bardzo miło. I tyle. Wiesz, w poradni rozmawiam z pacjentem o trudnych sprawach, trudnych decyzjach. Tutaj ważne jest zachowanie profesjonalizmu. Jestem tam, by rozmawiać o medycynie, o ich zdrowiu. Nie mogę pozwolić sobie na to, by wpaść w pułapkę popularności, polegającą na uzależnieniu jakości swojej pracy od tego, czy ktoś mnie obserwuje na Instagramie, czy też nie.

A twój autorytet lekarza nie osłabł w oczach pacjentów wraz ze wzrostem popularności?

Pojawiła się u mnie taka myśl, taka obawa. Zwłaszcza wtedy, kiedy w sferze publicznej zacząłem tworzyć nie do końca poważne treści np. na Tik Toku. Myślę, że spokojnie mógłbym tam więcej poszaleć, ale właśnie ten mechanizm, o którym wspomniałaś, blokuje mnie. Mimo wszystko myślę sobie…Paweł nie rób z siebie pajaca.

Co o twojej aktywności w internecie myślą koledzy, koleżanki z pracy?

Są tacy, którzy podchodzą do tego z dużą rezerwą, traktują to, jak wygłupy. Mówią mi o tym i są w tym szczerzy. Są też tacy, którzy powiedzą: "o super, fajnie", ale tak naprawdę uważają, że to jest głupie. Myślę, że wielu nie mówi całej prawdy. Nieliczni doceniają. Tylko czy ja się tym przejmuje? Nie.

Czyli Instagram nie przeszkadza ci w pracy, nie odrywa od codziennych obowiązków?

Ja w pracy robię to, co mam robić. Nigdy nie było tak, że moja działalność internetowa zaburzyła cykl pracy. Nigdy nie było tak, że coś się działo, a ja właśnie kręciłem story. Ostatnio była taka sytuacja, że jedna osoba pokazała szefowi moje story, które miała zapisane w telefonie. To jest strasznie słabe, ale ok. Mój szef powiedział mu: "to jest jego prywatny czas, daj mu spokój, nikomu nie robi żadnej krzywdy".

Niektórzy twierdzą, że jestem zakładnikiem własnego telefonu. Ja jednak myślę, że nauczyłem się rozpoznawać sytuacje, w których nie ma miejsca na wyciąganie go z kieszeni. Często też, tak najzwyczajniej w świecie nie mam na to siły, ochoty i czasu.

Czy prowadzenie konta Chirurg Paweł to już zobowiązanie, czy nadal odskocznia od codzienności?

Obecnie to jest gdzieś pomiędzy. Osiągnąłem moment, w którym jest już trochę za dużo na zabawę, a trochę za mało na bycie pro. Muszę zdecydować, w którym kierunku chcę iść. Rozwijanie konta wiązałoby się z dużo większą inwestycją czasową, intelektualną i kreatywną.

Oznaczałoby to rezygnacje z pracy chirurga?

Nie. Bardziej chodzi mi o inne obowiązki, które zajmują mi dużo czasu. Zawsze mówiłem, że nie chce być bilbordem i słupem reklamowym. Ja do tego wszystkiego podchodzę mocno analitycznie, bardzo czujnie obserwuje otoczenie.

Najważniejszym dla mnie było, jest i będzie, żeby to konto pozostało kontem medycznym. Nie mam w sobie chęci zarabiania w ten sposób pieniędzy. Żyje na całkiem niezłym poziomie i to mi w zupełności wystarczy.

Co daje ci Instagram oprócz rozpoznawalności, spełnienia swoich literackich ambicji?

Wiele ciekawych znajomości, ogrom doświadczeń i przemyśleń dotyczących ludzi. To jest studium psychologii. Pokazuje jacy ludzie są, jacy potrafią być, jacy chcieliby być.

A czego dowiedziałeś się o sobie samym?

Dowiedziałem się, że to, co wydaje mi się niemożliwe, wcale nie musi takie być. Na pewno nabrałem odwagi do publicznych wystąpień, pokazywania się przed ludźmi, oswoiłem się z własnym głosem. Nauczyłem się pisać. Jak czytam swoje stare teksty, to łapie się za głowę i mówię: "o Boże". (śmiech)

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze