"Ogromny skok technologiczny i terapeutyczny". Tłumaczy, skąd wysokie ceny u weterynarzy
W ciągu 20-30 lat polska weterynaria przeszła drogę od "przedwojennych" metod do standardów porównywalnych z medycyną ludzką. Kliniki przypominają szpitale, ruszają specjalizacje, ale system pęka: dramatycznie brakuje lekarzy na wsiach, rosną koszty, a młodzi weterynarze mierzą się z wypaleniem i hejtem.
W tym artykule:
Brutalna ekonomia leczenia
9 grudnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Medycyny Weterynaryjnej – święto tych, którzy dbają o zdrowie zwierząt i bezpieczeństwo żywności. Jak podkreśla prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej Marek Mastalerek, w ostatnich dekadach dokonał się przełom technologiczny i organizacyjny.
- Dostrzegam ogromny skok technologiczny i terapeutyczny w dzisiejszej weterynarii. 20, 30 lat temu dominującą działalnością było leczenie zwierząt gospodarskich, a narzędzia diagnostyczne wyglądały, no cóż, jak przed wojną. Dziś około 80 proc. lekarzy zajmuje się leczeniem zwierząt towarzyszących - mówi.
Kliniki wyposażone są w cyfrowe RTG, USG, aparaty do narkozy wziewnej, własne laboratoria.
Sprawdziliśmy warszawskie SOR-y
- Standardy sprzętowe i proceduralne praktycznie nie odstają od medycyny ludzkiej - dodaje.
Rozwój technologii zbiegł się z wybuchem mediów społecznościowych. Właściciele zwierząt wiedzą coraz więcej, ale też coraz więcej oczekują.
- Internet i media społecznościowe podniosły świadomość właścicieli, ale czasem prowadzą do roszczeniowości: "żądam najwyższego poziomu diagnostyki i terapii dla mojego zwierzęcia, ale musi być jednocześnie tanio". Ale tak się po prostu nie da – podkreśla Mastalerek.
Weterynaria działa w realiach pełnej działalności gospodarczej – bez NFZ i powszechnych ubezpieczeń zwierząt. Kiedyś zwierzęta gospodarskie były obowiązkowo ubezpieczone, dziś decyzja o leczeniu zależy wprost od portfela właściciela. W przypadku zwierząt gospodarskich liczy się rachunek ekonomiczny: jeśli koszt terapii jest zbyt wysoki, hodowca częściej wybiera ubój lub eutanazję.
Na cenę wizyty składa się wiele elementów.
- Średni koszt godziny pracy lekarza weterynarii wynosił wtedy ok. 159 zł. Po doliczeniu inflacji i wzrostu kosztów dziś to około 220 zł – i to koszt funkcjonowania gabinetu, a nie zarobek dla lekarza – wyjaśnia prezes KRLW. Do tego dochodzą czynsze, podatki, zakup i amortyzacja sprzętu, wynagrodzenia i szkolenia personelu. Nic dziwnego, że klinika w centrum dużego miasta zawsze będzie droższa niż mały gabinet na wsi.
Wieś bez lekarza i ryzyko zoonoz
Problem wsi nie sprowadza się tylko do cen.
- Lekarzy weterynarii na wsiach jest dramatycznie mało, a ci, którzy są, nie są w stanie sprostać zapotrzebowaniu – mówi Mastalerek. - Istotne jest także to, że kobiety, których wśród lekarzy weterynarii jest już większość, nie chcą pracować na wsi.
- Około 80 proc. lekarzy weterynarii pracuje w miastach, lecząc zwierzęta domowe. Tylko ok. 20 proc. zajmuje się zwierzętami gospodarskimi. Trzeba też dodać trzecią, często pomijaną grupę – lekarzy pracujących w weterynaryjnej ochronie zdrowia publicznego, tj. prowadzących monitoring chorób zakaźnych zwierząt, pracujących w rzeźniach i wykonujących nadzory nad bezpieczeństwem żywności zwierzęcego pochodzenia w imieniu inspekcji weterynaryjnej. To ciężka, odpowiedzialna praca, od której zależy zdrowie ludzi i bezpieczeństwo żywności - dodaje.
Mastalerek wyjaśnia także, jakie choroby wymagają dziś szczególnego monitoringu.
- 70 proc. chorób zakaźnych to zoonozy – mogą przenosić się ze zwierząt na ludzi i odwrotnie - przypomina ekspert. Do tej grupy należą m.in. gruźlica, bruceloza, pryszczyca czy różne typy ptasiej grypy. Dlatego tak ważny jest monitoring chorób oraz szczepienia przeciw wściekliźnie u psów, kotów i fretek.
Wypalenie, depresja i hejt
Mimo wysokiego prestiżu studiów, realia zawodu są brutalne. Na weterynarię przypada od 5 do 10 kandydatów na miejsce, około 70 proc. studentów to kobiety. Aż 25 proc. absolwentów nie odbiera dyplomu i nie podejmuje pracy w zawodzie.
Ci, którzy zostają, mierzą się z ogromnym obciążeniem psychicznym. Wypalenie, przeciążenie i depresja dotyczą dużej grupy lekarzy weterynarii, co potwierdzają badania zlecone klinice psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Do presji ekonomicznej i emocjonalnej dochodzi hejt w internecie, często dotkliwy i niesprawiedliwy.
Dlaczego lek dla psa bywa droższy niż dla człowieka?
Właściciele zwierząt często pytają, dlaczego leki weterynaryjne są droższe niż ludzkie odpowiedniki. Mastalerek odpowiada jasno: koszty rejestracji są podobne, ale rynek znacznie mniejszy. Lek ludzki ma miliony odbiorców, weterynaryjny – od kilku do kilkuset tysięcy.
Dodatkowo lekarz jest związany prawem.
- Lekarz weterynarii może zastosować zgodnie z kaskadą terapeutyczną tzw. lek ludzki dopiero wtedy, gdy nie ma dostępnego produktu leczniczego weterynaryjnego. Jeśli lek weterynaryjny istnieje, nawet jeśli jest droższy, lekarz musi zastosować właśnie ten. To wymóg prawa unijnego – zauważa.
Polska weterynaria technologicznie dogoniła medycynę ludzką, ale działa w systemie, który finansowo i organizacyjnie jest znacznie mniej stabilny. Bez zmian w obszarze ubezpieczeń, wsparcia pracy na wsi i ochrony zdrowia psychicznego lekarzy, ten sukces może okazać się trudny do utrzymania.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródło: PAP
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.