Ta choroba dotknęła Donalda Trumpa. Objawy mogą zaostrzać się w czasie upałów
Biały Dom poinformował, że u prezydenta USA Donalda Trumpa wykryto przewlekłą niewydolność żylną. To choroba, która dotyka nawet siedem milionów Amerykanów, w Europie problem dotyczy nawet połowy kobiet i co trzeciego mężczyzny. Nieleczona choroba może prowadzić do groźnych następstw.
W tym artykule:
Co dolega Trumpowi?
15 lipca świat obiegły zdjęcia Donalda Trumpa, które wzbudziły pytania dotyczące stanu jego zdrowia. Na zbliżeniach zarejestrowanych przez jednego z fotografów, wykonanych przed Białym Domem, widać dłoń prezydenta z widocznie odznaczającą się jaśniejszą plamą, prawdopodobnie pokrytą korektorem w odcieniu skóry.
Zdjęcia trafiły do mediów, a tajemnicza plama wywołała liczne spekulacje. Na tyle głośne, że głos w tej sprawie zabrała rzeczniczka Białego Domu, Karoline Leavitt, która przekazała, że "siniak jest wynikiem wielokrotnego uścisku dłoni przez prezydenta".
Jednak już dwa dni później, w czwartek 17 lipca, rzeczniczka przekazała, że Donald Trump przeszedł badania w związku z puchnącymi nogami i siniakiem na dłoni, które wykazały u niego przewlekłą niewydolność żylną. Prezydent przeszedł m.in. badanie USG kończyn dolnych, a stan choroby określono jako łagodny.
Jak szybko obniżyć zbyt wysokie tętno?
Rzeczniczka dodała, że siniak na ręce prezydenta to wynik częstego ściskania dłoni i przyjmowania kwasu acetylosalicylowego w ramach standardowej profilaktyki sercowo-naczyniowej.
Poza tym z badań ma wynikać, że, jak zrelacjonował PAP słowa Leavitt, "zdrowie prezydenta jest we wspaniałym stanie".
Czym jest przewlekła niewydolność żylna?
Być może wykrycie przewlekłej niewydolności żylnej u 79-letniego Donalda Trumpa nie powinno dziwić - to postępujące zaburzenie w odpływie krwi z kończyn dolnych spowodowane uszkodzeniem zastawek żylnych lub utratą ich funkcji wykrywa się wprawdzie u coraz młodszych osób, wciąż jednak jest domeną głównie seniorów. Z wiekiem elastyczność naczyń krwionośnych maleje, a zastawki żylne częściej ulegają uszkodzeniu.
PNŻ prowadzi do utrzymywania się nadciśnienia żylnego, co z czasem może skutkować trwałymi zmianami skórnymi, przebarwieniami, obrzękami, a nawet powstawaniem trudno gojących się owrzodzeń żylakowatych.
To, co najczęściej kojarzymy z PNŻ, to żylaki, które powstają na skutek zaburzeń w prawidłowym przepływie krwi w żyłach, szczególnie kończyn dolnych. W zdrowym układzie żylnym krew płynie z dołu do góry - od nóg w kierunku serca - a specjalne zastawki w żyłach zapobiegają jej cofaniu się. Gdy te zastawki ulegają osłabieniu lub uszkodzeniu, krew zaczyna się cofać i zalegać w naczyniach. To prowadzi do wzrostu ciśnienia wewnątrz żył i ich stopniowego poszerzania się.
Z czasem ściany naczyń tracą elastyczność, a żyły zaczynają się wydłużać, zwijać i uwypuklać pod skórą, tworząc charakterystyczne kręte zgrubienia. Proces ten może być stopniowy i rozwijać się przez wiele lat, a jego początkowe objawy często są bagatelizowane.
Niestety, PNŻ może zwiększać ryzyko zakrzepicy żylnej, zwłaszcza w postaci zakrzepicy żył powierzchownych (zakrzepowe zapalenie żył) lub - rzadziej, ale poważniej - zakrzepicy żył głębokich. W przewlekłej niewydolności żylnej dochodzi do zaburzenia odpływu krwi z kończyn dolnych - krew zalega w poszerzonych żyłach, przepływa wolniej, a ciśnienie w naczyniach wzrasta. Taka sytuacja sprzyja stanie zapalnemu w ścianach żył oraz tworzeniu się skrzeplin, czyli zakrzepów.
Na co więc zwracać uwagę? Objawy PNŻ, takie jak uczucie ciężkości nóg, nocne skurcze, obrzęki czy widoczne poszerzenia żył, nasilają się wieczorem i po dłuższym przebywaniu w jednej pozycji. Istotnymi czynnikami pogarszającymi stan żył są brak ruchu, noszenie obcisłej odzieży, palenie tytoniu, a także wysokie temperatury. Obecnie w Waszyngtonie słupki rtęci wskazują blisko 30 stopni Celsjusza, objawy występujące u prezydenta Trumpa mogą się więc nasilać.
- Im wyższe temperatury, tym więcej mamy pacjentów z zakrzepicą kończyn dolnych. Dla wielu z nich upały są momentem, w którym tym bardziej unikają ruchu, a to dodatkowo zwiększa ryzyko wystąpienia podobnych powikłań - mówił w rozmowie z WP abcZdrowie prof. dr hab. Aleksander Sieroń, konsultant krajowy w dziedzinie angiologii, członek Zespołu Specjalistów Chorób Naczyń Unii Europejskiej i Royal Medical Society.
- Tego absolutnie nie wolno lekceważyć, bo choroba jest bardzo poważna. Gdy zakrzepy rozwijają się w kończynach dolnych, z czasem zamykają one przepływ krwi do płuc, co skutkuje powikłaniami w postaci duszności, bólu w klatce piersiowej, przyspieszenia rytmu serca i innymi świadczącymi o rozwijającej się zatorowości płucnej. Nieleczone mogą doprowadzić nawet do śmierci, jak w medialnym przypadku olimpijki Kamili Skolimowskiej - dodaje.
Leczenie jest konieczne
Aby zahamować postęp PNŻ, kluczowe jest wprowadzenie aktywności fizycznej, stosowanie kompresjoterapii (np. pończoch uciskowych), kontrola masy ciała, unikanie długotrwałego siedzenia lub stania oraz - w bardziej zaawansowanych przypadkach - leczenie farmakologiczne lub zabiegowe, np. skleroterapia czy laserowe zamykanie naczyń. Wczesna interwencja pozwala uniknąć powikłań i poprawia jakość życia pacjentów.
- Wiele osób uważa, że po 50. roku życia leczenie żylaków jest już niewskazane lub nieskuteczne, co nie jest prawdą. Czterdzieści lat temu ten mit mógł mieć swoje uzasadnienie. Operowanie żylaków tradycyjną metodą, przy użyciu specjalnych sond, a przede wszystkim wyrywanie głównych pni żylnych, niosło ze sobą ryzyko powikłań. To prawda, że im starszy organizm, tym proces rekonwalescencji jest dłuższy. Jednak musimy pamiętać, że nieleczone żylaki stanowią czynnik zagrożenia w postaci zakrzepicy, owrzodzenia żylnego, a nawet ryzyko zatoru płucnego - tłumaczył WP abcZdrowie dr Jarosław Rosochacki, chirurg ogólny i flebolog z LUX MED.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródło: PAP, WP abcZdrowie.
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.