Ceniony kardiochirurg o kryzysie w ochronie zdrowia i nadużyciach. "Wieje grozą"

- Trafiają do mnie pacjenci z wadą serca, a wykonano u nich ablację, która w takiej sytuacji jest bezzasadna, bo nie likwiduje problemu. Takie zabiegi są jednak świetnie wyceniane, więc dla szpitala to zysk - zaznacza prof. Mariusz Kuśmierczyk, konsultant krajowy w dziedzinie kardiochirurgii, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacji Serca, Płuc i Mechanicznego Wspomagania Krążenia.

Prof. Mariusz Kuśmierczyk, ceniony kardiochirurg, mówi o kryzysie w ochronie zdrowia i nadużyciach. "Wieje grozą"Prof. Mariusz Kuśmierczyk, ceniony kardiochirurg, mówi o kryzysie w ochronie zdrowia i nadużyciach. "Wieje grozą"
Źródło zdjęć: © East News
Katarzyna Prus

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski: Kryzys w ochronie zdrowia to jeden z najgorętszych tematów ostatnich tygodni, między innymi z powodu wynagrodzeń dla medyków. Stali się z tego powodu obiektem hejtu, bo zdarza się, że zarabiają nawet po kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. Pana to dotknęło?

Prof. Mariusz Kuśmierczyk: Mam na taki hejt prostą metodę: nie wchodzę w polemikę dotyczącą problemów w ochronie zdrowia. Dyskusja na temat zarobków specjalistów toczy się nie tylko poza, ale również wewnątrz naszego środowiska. Zadaję wtedy podstawowe pytanie: "Chciałbyś pracować tak, jak ja?" Co ciekawe, nigdy nie dostałam na nie jednoznacznej odpowiedzi. A zadałem je wiele razy, przy różnych okazjach.

Ludziom wystarczą liczby, żeby rozkręcić hejt?

Te liczby wzbudzają tak skrajne emocje, że nie ma często miejsca na refleksję, jak wygląda praca na przykład chirurga czy transplantologa. O tym ten, kto hejtuje, nie myśli. Tymczasem, wykonując wysokospecjalistyczne procedury, spędzamy wiele godzin przy stole operacyjnym. Ja - ze względu na bardzo dużą liczbę oczekujących pacjentów - wykonuję nie jedną, a kilka takich operacji dziennie. I dodam, że na tym moja praca tego dnia się nie kończy.

Funkcjonuję w gotowości 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu i nie ma w tym żadnej przesady, tak to po prostu wygląda. W przypadku przeszczepu nie da się przewidzieć, kiedy znajdzie się dawca i kiedy trzeba będzie przygotować pacjenta do operacji. Nie przewidzę, czy nie wystąpią powikłania po zabiegu. A to może stać się zawsze, także w środku nocy. Nie odłożę takiej sprawy "do rana" czy "na poniedziałek". Poza tym ten zawód to ciągłe szkolenia, w moim przypadku trwa to już 37 lat. O tym, jaką cenę się za to płaci, wiem tylko ja i moja rodzina.

Czy to znaczy, że bardziej zawodzi system niż człowiek?

Pamiętajmy, że te najwyższe zarobki dotyczą zaledwie 0,2 proc. lekarzy. Z jednej strony system pozwala na nierówności w wynagrodzeniach, ale z drugiej umożliwia mechanizmy, które nasilają kryzys w ochronie zdrowia.

W pewnych sytuacjach naprawdę wieje grozą. Trafiają do mnie na przykład pacjenci z wadą serca kwalifikującą się do operacji w specjalistycznym ośrodku, a wykonano u nich ablację, która w takiej sytuacji jest bezzasadna, bo nie likwiduje problemu.

Zdarzyło mi się nawet, że chory przeszedł sześć takich zabiegów, bo ablacje są świetnie wyceniane, więc dla szpitala to zysk. Musimy sobie więc odpowiedzieć na pytanie: czy szpital, który ma oddział pediatryczny i przyjmuje zaledwie kilku pacjentów w miesiącu, a musi utrzymać pełne zabezpieczenie kadrowe, powinien utrzymywać go za wszelką cenę? I żeby odrobić straty, wykonuje np. hurtowo ablacje, nawet jeśli nie zawsze jest do tego wskazanie.

To są kandydaci do zamknięcia?

Nie chodzi o to, by od razu zamykać całe szpitale, ale skrajnie nieopłacalne oddziały powinny mieć zmieniony profil, chociażby na geriatrię, która nie ma wystarczającej bazy, a potrzeby rosną błyskawicznie.

Na to nakłada się problem z deficytem specjalistów. W Polsce mamy 400 kardiochirurgów, przy czym aktywnych zawodowo jest 70 proc., podczas gdy mamy kilkadziesiąt ośrodków kardiochirurgicznych w całym kraju.

Osobny problem to zarobki innych grup zawodowych, które są nieadekwatne do wykonywanej pracy. W kardiochirurgii takim przykładem są rehabilitanci kardiochirurgiczni, którzy są za słabo wynagradzani.

Tymczasem potrzeb jest coraz więcej, bo kardiochirurgia i transplantologia stale się rozwijają.

Jednym z takich przełomów w leczeniu pacjentów ze skrajną niewydolnością serca było wszczepienie pompy do mechanicznego wspomagania lewej komory serca (ang. Left Ventricular Assist Device, LVAD - red.). Pierwszą pompę nowej generacji, działającą długoterminowo, wszczepiliśmy 10 lat temu, przy czym na początku taka operacja była traktowana jako pomost do przeszczepu serca. To była ogromna zmiana, bo pozwalała zabezpieczyć pacjenta w oczekiwaniu na przeszczep.

Znalezienie dawcy może trwać latami, choć w ubiegłym roku przeszczepiliśmy rekordową liczbę serc, bo aż 202. Chodzi jednak o chorych ze skrajnie wyniszczonym sercem, którzy nie mogą czekać. Zdarzały się więc przypadki, że pacjent nie doczekał do transplantacji. Pompa jest tu jedynym ratunkiem. Co więcej, w ubiegłym roku zabiegi LVAD zostały uznane w Polsce za terapię docelową.

Co to dało chorym?

Pacjenci, którzy nie mieli szansy na przeszczep, np. ze względu na wiek (do przeszczepu są kwalifikowani z reguły pacjenci do 70. roku życia - red.), nie są już w sytuacji bez wyjścia.

Udało nam się też skrócić listę osób z pilną kwalifikacją do przeszczepu, bo okazało się, że pompa, która przejęła funkcje serca, przyniosła u nich tak dobry efekt, że transplantacja nie jest na razie konieczna. Mamy pacjentów, którzy wrócili do normalnego życia, pracują, są aktywni fizycznie, a mieli skrajną niewydolność serca - wysiłkiem było dla nich nawet dotarcie do łazienki.

Ilu pacjentów uniknęło dzięki temu przeszczepu?

Do tej pory wszczepiliśmy w Polsce ok. 700 pomp, w ubiegłym roku były 123 takie zabiegi, w tym roku będziemy na podobnym poziomie, bo dotychczas wykonaliśmy 102 operacje. Nie ma rejestrów konkretnych przypadków w odniesieniu do pacjentów, którzy czekali na przeszczep, ale na pewno mamy chorych, którzy dzięki pompie uniknęli transplantacji. To z kolei sprawiło, że zwolniło się miejsce na liście pilnie oczekujących dla innego pacjenta.

Minimalizujemy też ryzyko związane z zakażeniami szpitalnymi, bo pacjent, który czeka na przeszczep w szpitalu, może umrzeć nie tylko z powodu swojej podstawowej choroby, ale też zakażenia. Oporne na leki patogeny to jest niestety szpitalna codzienność, a każdy dzień zwiększa ryzyko.

Czy takie urządzenie ma jakieś minusy?

Minusem, którego przy obecnej technologii nie da się na razie wyeliminować, są powikłania spowodowane głównie infekcjami związanymi z konstrukcją pompy. Z zewnątrz do urządzenia jest podłączony przewód prowadzący do małego sterownika i baterii, które pacjent musi przy sobie nosić. Wystarczy, żeby z zewnątrz przedostały się bakterie i dochodzi do zakażenia.

Gdyby nie takie infekcje, mielibyśmy jeszcze wyższą skuteczność. Aktualnie średnia dwuletnia przeżywalność po takim zabiegu jest na poziomie 80 proc., pięcioletnia - na ponad 50 proc. W USA te wyniki są jeszcze lepsze - na poziomie 70 proc., również u osób powyżej 65. roku życia. To pokazuje, że idziemy w bardzo dobrym kierunku.

Tym bardziej, że niewydolność serca to już plaga.

Zdecydowanie. Takich pacjentów przybywa bardzo szybko, również młodych, nawet po 30. roku życia. Przyczyny mogą być różne. Do niewydolności może prowadzić np. kardiomiopatia niedokrwienna, czyli uszkodzenie mięśnia sercowego po zawale lub kilku zawałach, których także - z powodu chorób cywilizacyjnych i "kanapowego" stylu życia - jest coraz więcej. To nadal najczęstsza przyczyna.

Niepokojący jest też wzrost przypadków zapalenia mięśnia sercowego po infekcjach wirusowych np. grypie. Obserwujemy, że bardzo niebezpieczne jest to dla młodych ludzi, którzy często ignorują wagę problemu, kojarząc to z niegroźnym przeziębieniem.

Tymczasem może się okazać, że u młodego człowieka, który nie miał wcześniej żadnych zdrowotnych problemów, mamy nagle do czynienia z przewlekłym zapaleniem mięśnia sercowego. Chory kwalifikuje się do przeszczepu, nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Niestety, takie sytuacje dotyczą w większości właśnie młodych osób.

Do tego trzeba doliczyć pacjentów z wrodzonymi wadami serca, które coraz lepiej rozpoznajemy u dzieci i młodzieży. Niestety, nadal ok. 40 proc. pacjentów z tej grupy umiera przedwcześnie.

A jak sytuację chorych zakwalifikowanych do przeszczepu zmieniło "serce w pudełku"? [Urządzenie OCS (Organ Care System) Heart pozwala na transport ciepłego organu. Do tej pory tradycyjnie transportowano serce w lodzie, w którym mogło się znajdować do maksymalnie czterech godzin - red.].

To był kolejny przełom w kardiochirurgii. Po raz pierwszy sprzęt, który pozwala na transport "wciąż bijącego serca", wykorzystaliśmy w Polsce w ubiegłym roku. Czas przydatności takiego organu wydłużył się dzięki temu trzykrotnie - z czterech do 12 godzin. To jest diametralna różnica, dzięki której możemy poszerzać pulę dawców i sprowadzać organy z zagranicy. Wcześniej z powodu ograniczeń czasowych nie było to możliwe. Ostatnio transportowaliśmy dzięki tej technologii serce dla naszej 14-letniej pacjentki z Kłajpedy na Litwie.

Dla mnie jako kardiochirurga to także ogromna zmiana, bo nie martwię się, czy zespół, który jedzie po organ, zdąży go dowieść w cztery godziny, a zdarzały się wypadki karetek i helikopterów transportujących organy. Daje to także spokój na sali operacyjnej, bo mamy więcej czasu, by przygotować pacjenta i uporządkować "bałagan" w jego klatce piersiowej w sytuacji, gdy miał już wcześniej wykonywane inne zabiegi.

Polskie Towarzystwo Transplantacji Serca, Płuc i Mechanicznego Wspomagania Krążenia, które właśnie powstało i którym pan kieruje, ma pomóc w dalszym rozwoju kardiochirurgii?

To jeden z naszych celów, bo chociażby w przypadku mechanicznego wspomagania krążenia jest jeszcze wiele do zrobienia. Świadomość tego, jak zabieg LVAD może poprawić komfort życia pacjentów, jest nadal zbyt niska. Widzimy opór również u niektórych lekarzy, którzy są przekonani, że jedynie leczenie farmakologiczne przynosi efekty.

Chcemy też podkreślić wagę transplantacji serca i płuc, których jest znacznie mniej niż np. przeszczepień wątroby czy nerek, oraz integrować wszystkich, którzy opiekują się pacjentami. To nie tylko lekarze, których rola jest uważana w większości towarzystw za najważniejszą, ale też pielęgniarki, fizjoterapeuci, psychologowie. Razem odpowiadamy za terapeutyczny sukces.

Rozmawiała Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło: WP abcZdrowie

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
NChZJ daje nietypowe objawy. Na diagnozę czeka się średnio 3,5 roku
NChZJ daje nietypowe objawy. Na diagnozę czeka się średnio 3,5 roku
GIS wydał nowe ostrzeżenie. Ryzyko uszkodzenia wątroby po spożyciu
GIS wydał nowe ostrzeżenie. Ryzyko uszkodzenia wątroby po spożyciu
Do 2040 r. może zabraknąć 171 mld zł w systemie ochrony zdrowia. "Syreny alarmowe"
Do 2040 r. może zabraknąć 171 mld zł w systemie ochrony zdrowia. "Syreny alarmowe"
Pomagają pozbyć się tłuszczu trzewnego. Dietetycy wyjaśniają, jak je jeść
Pomagają pozbyć się tłuszczu trzewnego. Dietetycy wyjaśniają, jak je jeść
Zamiast "koktajlu leków" jeden wlew. Jest nadzieja na skuteczne obniżanie poziomu cholesterolu
Zamiast "koktajlu leków" jeden wlew. Jest nadzieja na skuteczne obniżanie poziomu cholesterolu
Interna z problemami. "Cały czas mamy straty"
Interna z problemami. "Cały czas mamy straty"
Warzywa, które szkodzą. Błąd sprzyja stłuszczeniu wątroby
Warzywa, które szkodzą. Błąd sprzyja stłuszczeniu wątroby
GIF wycofuje serię popularnej witaminy. Sprawdź swoją apteczkę
GIF wycofuje serię popularnej witaminy. Sprawdź swoją apteczkę
Coraz więcej nowotworów u młodych kobiet. Te badania powinniśmy wykonać ok. 40 r.ż.
Coraz więcej nowotworów u młodych kobiet. Te badania powinniśmy wykonać ok. 40 r.ż.
Wpływ pogody na zawał. Kardiolog o "idealnej burzy czynników ryzyka"
Wpływ pogody na zawał. Kardiolog o "idealnej burzy czynników ryzyka"
Wczesny objaw demencji. "Coś, na co musimy być naprawdę wyczuleni"
Wczesny objaw demencji. "Coś, na co musimy być naprawdę wyczuleni"
"Pierwotny mechanizm nadal działa". Entomolog tłumaczy lęk przed owadami
"Pierwotny mechanizm nadal działa". Entomolog tłumaczy lęk przed owadami