15 minut na przyjęcie pacjenta z karetki. Szefowa SOR: Niewykonalne
Resort zdrowia chce zapobiegać sytuacjom, w którym pacjenci przewożeni karetkami oczekują przed oddziałami na przyjęcie, czasem nawet godzinami. Lekarze i ratownicy medyczni są zgodni - to słuszny cel, ale nieosiągalny w obecnych warunkach systemowych.
W tym artykule:
Spór o zapis w ustawie
Podczas ostatniego posiedzenia senackiej Komisji Zdrowia wrócił temat kontrowersyjnego zapisu, który zobowiązuje szpitale do przyjmowania pacjentów z karetek w ciągu 15 minut. Mimo że pierwotnie zapis ten znalazł się w projekcie nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, Sejm usunął go na etapie prac legislacyjnych. Zamiast tego zdecydowano, że czas oczekiwania określi minister zdrowia w rozporządzeniu, a nie w samej ustawie.
Wiceminister zdrowia Marek Kos podczas obrad komisji senackiej bronił pomysłu zapisu ustawowego. Podkreślił, że 15 minut to kluczowy element tzw. złotej godziny - czasu, w którym pacjent musi otrzymać specjalistyczną pomoc, by zwiększyć szanse na przeżycie.
- Chcemy, żeby "złota godzina" była dochowana: 45 minut na dotarcie i przewiezienie pacjenta oraz 15 minut na przekazanie go szpitalowi - wyjaśniał Kos na posiedzeniu senackiej Komisji Zdrowia 8 kwietnia.
Wiceminister dodał, że w styczniu 2025 odnotowano przypadki wielogodzinnego oczekiwania karetek przed SOR-ami, a nawet zgony pacjentów w pojazdach. - To coś niewytłumaczalnego – mówił. Jego zdaniem blokowanie karetek powoduje zagrożenie dla innych pacjentów, bo pojazdy nie są dostępne do kolejnych interwencji.
Realia SOR-ów: jak wygląda praca na szpitalnych oddziałach ratunkowych?
O to, czy unormowanie czasu przyjęcia pacjentów do 15 minut jest osiągalne, zapytaliśmy osoby, które na SOR-ach pracują codziennie – ratownika medycznego Wiktora Filipowskiego z warszawskiego Szpitala Wolskiego i ordynatorkę SOR w lubelskim szpitalu przy Kraśnickiej dr Agnieszkę Ponieważ.
- To jest niewykonalne. W województwie lubelskim mamy problem ze znikomym zaangażowaniem izb przyjęć. Zdarza się, że w ciągu dziesięciu minut przyjeżdża mi pięć karetek. Średni czas triażu (segregacji pacjentów w zależności od stopnia obrażeń i pilności potrzebnej pomocy – przyp. red.) to siedem do 10 minut. Trzeba przecież zebrać wywiad, zrobić podstawowe badanie, sprawdzić parametry. Robimy, co możemy, ale oddział nie jest z gumy, a my mamy tylko dwie ręce, dlatego nakładanie takich wymogów, przy zachowaniu tych samych zasobów, jest absurdalne - komentuje szefowa lubelskiego SOR-u w rozmowie z WP abcZdrowie.
Dr Ponieważ dodaje jednak, że są regiony, w których logistyka przyjmowania pacjentów na izbach przyjęć działa, ale okolice Lublina do nich nie należą.
- Na ponad czterdziestu pacjentów oczekujących na SOR-ze mam szesnaście łóżek obserwacyjnych, a spływają do mnie karetki ze skręconymi kostkami czy drobnymi urazami z Poniatowej czy Bełżyc, gdzie izba przyjęć odmówiła ich przyjęcia - dodaje ordynatorka z Lublina.
Ekspertka podkreśla, że kluczem do rozwiązania problemu nie jest nakładanie prawnego wymogu przyjmowania pacjentów szybciej, ale skuteczny system sprawiedliwego triażu opartego na pilności stanu pacjenta.
- Często jest tak, że pacjenci, którzy przyjechali na SOR samodzielnie są w cięższym stanie niż ci przywiezieni karetką. Przykładowo: karetka potrafi przywieźć pacjenta ze skokiem ciśnienia rzędu 160, a w poczekalni mam pacjenta obciążonego kardiologicznie z bólami w klatce piersiowej z podejrzeniem zawału. Wychodzi na to, że, aby spełnić wymogi prawne, powinnam faworyzować pacjenta z karetki - ocenia dr Ponieważ.
Jednocześnie ordynatorka SOR-u jest zdania, że najskuteczniejszą dotychczas metodą, która rozwiązywała problem spowolnień na SOR-ach, była (wprowadzona przez ministra Arłukowicza) lista z nakazem przyjmowania pacjentów z określonymi jednostkami chorobowymi na izbach przyjęć.
- Te listy jasno precyzowały, czym ma obowiązek się zająć lokalna izba przyjęć, a co faktycznie może trafić do szpitala o wyższym poziomie referencyjności - mówi lekarka.
Podobnego zdania jest warszawski ratownik medyczny Wiktor Filipowski.
- SOR-y są przepełnione i to nie jest wina ani personelu medycznego na oddziale, ani personelu pogotowia, tylko systemu - podkreśla w rozmowie z WP abcZdrowie.
Ratownik podkreśla, że i w Warszawie zdarzały się przypadki, w których karetka z pacjentem musiała bardzo długo czekać na przyjęcie.
- Zdarzały się przypadki, że musieliśmy czekać z pacjentem w karetce nawet godzinę czy dwie. To jest złożony problem, bo zarówno liczba osób pracujących na SOR, jak i miejsc na oddziale, jest ograniczona. Często pomija się kwestię, że personel pracujący na oddziale ma pod opieką pacjentów, których stan zdrowia może się w każdej chwili pogorszyć i wtedy musi przenieść swoją uwagę na nich – dodaje.
Wiktor Filipowski, podobnie jak dr Ponieważ, zaznacza, że niezwykle istotna jest priorytetyzacja pacjentów, której brakuje ujednolicenia.
Co 10. karetka jest opóźniona
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że 90 proc. pacjentów jest przyjmowanych w ciągu 30 minut, w tym ponad 70 proc. w ciągu 15 minut. Zdaniem wiceministra ustawowy zapis ma zadziałać dyscyplinująco w pozostałych 10 proc. przypadków, gdzie dochodzi do opóźnień.
Senator Waldemar Kraska, były wiceminister zdrowia i lekarz, w pełni poparł stanowisko resortu. Przypomniał, że podobne problemy występowały podczas pandemii COVID-19, choć wtedy wynikały one z kryzysowej, bezprecedensowej sytuacji i dochodziło do nich na całym świecie - nie tylko w Polsce. O tym, jak trudna była praca na SOR-ze poczas pandemii wspomniał nam także w WP abcZdrowie dyrektor szpitala w Lipnie – Andrzej Wasielewski.
- Trudno mieć wszystko pod kontrolą, kiedy na zewnątrz pacjenci umierają w karetkach, bo nie ma miejsc w szpitalu. To był okres bardzo wzmożonego wysiłku, przy jednocześnie zdziesiątkowanej kadrze, bo i nasi pracownicy chorowali lub przebywali na kwarantannach - mówił dyrektor.
Podczas posiedzenia Kraska podkreślił jednak, że, o ile w sytuacjach anormalnych nie zawsze da się uniknąć takich kryzysów, należy ich unikać za wszelką cenę.
Choć senacka Komisja Zdrowia przywróciła zapis o 15 minutach, jego pozostanie w ustawie zależy od ponownego głosowania w Sejmie.
W Polsce brakuje szpitali
Kwestia braku miejsc w szpitalach jest związana nie tylko z ich niedofinansowaniem, ale także z brakiem placówek jako takich. Według najnowszego raportu EUROSTAT, wiele regionów Polski znacząco odbiega od europejskiej średniej w zakresie dostępności szpitali.
Raport uwzględnił dane z 2023 roku, gdzie średni odsetek ludności Unii Europejskij mieszkającej w odległości 15 minut jazdy samochodem od szpitala wynosił 83,2 proc. Na terenie UE są 124 regiony, w których 100 proc. ludności mieszka w tym 15-minutowym zakresie – z czego aż 96 z nich znajduje się w Niemczech.
W Polsce takich regionów mamy tylko trzy – i są to Katowice, Łódź i Warszawa (99,9). Znacznie więcej jest tych, w których odsetek ludności zamieszkującej tereny w bliskiej odległości od szpitala wynosi poniżej 50 proc. Najgorsza sytuacja jest w regionach puławskim (zaledwie 20,2 proc.), chełmsko-zamojskim i bialskim (w obydwu po 23,2 proc.).
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- MZ
- EUROSTAT
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.