Jest pierwszym takim pacjentem w Polsce. Opowiada, co doprowadziło do czterech przeszczepów wątroby

Walka, jaką Zygmunt Naborczyk stoczył o życie, jest nieprawdopodobna. Wirus przez 20 lat niszczył mu wątrobę do tego stopnia, że konieczne były aż cztery przeszczepy. Lekarze nie znają drugiego takiego przypadku, a dramatyczne są również okoliczności samego zakażenia. - Zawziąłem się, by pokonać tego szkodnika. To była gehenna, ale przeżyłem - opowiada nam 64-latek.

Zygmunt Naborczyk jest po czterech przeszczepach wątrobyZygmunt Naborczyk jest po czterech przeszczepach wątroby
Źródło zdjęć: © Getty Images/archiwum prywatne
Katarzyna Prus

20 lat walki z wirusem

- Przez te wszystkie lata trzymał mnie chyba humor. Zawsze starałem się myśleć pozytywnie i to mnie uratowało. W tym paśmie nieszczęść miałem szczęście trafić na wspaniałych lekarzy, odważnych, którzy podjęli się ogromnego wyzwania, bym mógł dalej żyć - opowiada w rozmowie z WP abcZdrowie Zygmunut Naborczyk.

20 lat temu, w 2005 roku mężczyzna dowiedział się, że wirus HCV zniszczył mu wątrobę i jedynym ratunkiem jest przeszczep. Choć ta wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba, nie wahał się ani chwili.

- W takich sytuacjach trzeba być odważnym. Mam takie powiedzenie: "Z czym się nie można pogodzić, z tym trzeba nauczyć się żyć" i tego się trzymam. Wiedziałem, że muszę walczyć, a rodzina mnie w tej decyzji poparła. Każda taka operacja wiąże się z ryzykiem, ale ja w zasadzie nie miałem już nic do stracenia - opowiada 64-latek.

Zygmunt Naborczyk z żoną i wnuczką
Zygmunt Naborczyk z żoną i wnuczką © archiwum prywatne

Wirus nie odpuścił. Konieczne były kolejne przeszczepy

Szok był podwójny, bo okoliczności, w jakich zakaził się wirusem, też są zaskakujące. - Jak na ironię, chciałem pomóc. Syn mojego bliskiego kolegi miał białaczkę, potrzebował płytek krwi. Od razu zdecydowałem, że chcę być dawcą. Sama procedura jest prosta i nawet nie myślałem, że mogę mieć przez to jakieś problemy. Specjalne urządzenie odwirowuje płytki krwi, a potem krew wraca do krwioobiegu dawcy. I to właśnie wtedy musiałem się zakazić - wskazuje 64-latek.

Zapalenie wątroby typu C wywołane wirusem HCV rozwijało się jednak bardzo podstępnie. - Przez kilkanaście lat nie miałem pojęcia, że jestem zakażony, nic na to nie wskazywało. Gdy jednak zapadłem w śpiączkę, a potem w kolejną, było już jasne, że dzieje się coś poważnego - dodaje.

Na dawcę wątroby czekał osiem miesięcy. - Starałem się jak najmniej myśleć o tym, co mnie czeka. Pamiętam, że cały czas nosiłem przy sobie telefon, w razie, gdyby zadzwonili ze szpitala. Zadzwonili, kiedy byłem akurat na wyjeździe u znajomych. Myśleli, że żartuję, kiedy powiedziałem, że muszę jechać, bo następnego dnia mam być już w szpitalu - wspomina.

- To były zupełnie inne czasy. Tak poważna operacja, jak przeszczep wątroby, trwała wówczas nawet 14-15 godzin. Teraz zajmuje to połowę tego czasu. Mój ostatni zabieg trwał dziewięć godzin, ale dlatego, że był bardzo skomplikowany, bo lekarze są w stanie zrobić to szybciej - dodaje Naborczyk.

Zygmunt Naborczyk w szczecińskim szpitalu
Zygmunt Naborczyk w szczecińskim szpitalu © archiwum prywatne

Wirus okazał się jednak niezwykle trudnym przeciwnikiem, który zaatakował ponownie niedługo po pierwszej operacji. Wątroba została zniszczona w ciągu zaledwie trzech lat.

- Po drugim podejściu wytrzymała znacznie dłużej, bo 16 lat. Przez ten czas zdążyliśmy się już z tym wszystkim oswoić, a nawet nauczyć się z tego żartować. Wiedzieliśmy, że trzeba robić badania, że wyniki nie są idealne, ale mogliśmy w końcu złapać głębszy oddech - wspomina w rozmowie z WP abcZdrowie Alicja Naborczyk, żona pana Zygmunta.

Niestety przez brak skutecznych leków przeciwko HCV lekarze nie byli w stanie pozbyć się wirusa. Było to możliwe dopiero po kilku latach, ale w międzyczasie doszło już do marskości wątroby.

Szpital stał się drugim domem

Wirus HCV niszczył gruczoł z wyjątkową konsekwencją, dlatego trzecia operacja była nieunikniona. Pojawił się jednak problem, bo doszło do niewydolności zespolenia tętniczego. - W uproszczeniu oznacza to, że zaczęły się "psuć" drogi żółciowe. A bez nich nie jesteśmy w stanie funkcjonować – tłumaczyła w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Marta Wawrzynowicz-Syczewska, która kieruje oddziałem chorób zakaźnych, hepatologii i transplantacji wątroby w Samodzielnym Publicznym Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym przy ul. Arkońskiej w Szczecinie. To ona opiekowała się pacjentem od początku.

Okazało się, że w organie dawcy wykryto istotne anomalie dotyczące tętnicy wątrobowej, co doprowadziło do nieoczekiwanych powikłań. - Wirus chciał mnie pokonać, ale ja też się zawziąłem, by pokonać tego szkodnika. Od 2023 roku krążyłem już właściwie cały czas między domem a szpitalem. Momentami było naprawdę źle. W ciągu miesiąca dostawałem nawet 180 kroplówek. Zaczęło brakować miejsca, gdzie można by się wkłuć, bo to się działo nawet 5-6 razy dziennie. W końcu żyły przestały to wytrzymywać i zaczęły po prostu pękać. To była gehenna, ale przeżyłem - przyznaje pan Zygmunt.

- Walka pacjenta o zdrowie i nasze wysiłki, by go uratować, to gotowy materiał na film, momentami nawet thriller, bo bywało bardzo ciężko - potwierdza prof. Wawrzynowicz-Syczewska. Zaznacza, że nie zna drugiego przypadku czterokrotnego przeszczepu wątroby u tego samego chorego w Polsce.

Mimo dramatu, z jakim 64-latek musiał się zmierzyć, nazywa szpital drugim domem, a humor go nie opuszcza. - Czułem się tam prawie jak w rodzinie. Niektórych lekarzy i pielęgniarki znam od 20 lat. Wiem, że zawsze mogłem zażartować: "Panie doktorze, ale teraz ta nowa wątroba to ma być nówka sztuka, srebrny metalik", a oni zawsze znaleźli czas, żeby się pośmiać, powygłupiać. Człowiek inaczej się czuje, zapomina o tym, co go czeka. Może się wydawać, że to małe sprawy, ale dla mnie ta ciepła domowa atmosfera była bardzo cenna - opowiada Naborczyk.

Ryzykowne wyzwanie. Czwarty przeszczep

Czwarta transplantacja była obarczona najwyższym ryzykiem, ale wszystko wskazuje na to, że opłaciło się podjęcie tego wyzwania. 64-latek wyszedł ze szpitala 8 kwietnia, a dzisiaj czuje się na tyle dobrze, że wrócił do pracy i codziennej aktywności fizycznej.

- Wiadomo, że czuję jeszcze rany po operacji, bolą mnie mięśnie, które zostały przecież przecięte podczas zabiegu, ale to mnie nie powstrzymuje. Codziennie idę na długi spacer, to moja prywatna terapia. Robię po kilka kilometrów - przyznaje pan Zygmunt.

Zdaje sobie sprawę, że gdyby nie kolejny przeszczep, miałby nikłe szanse na przeżycie. Lekarze dawali mu zaledwie kilka miesięcy życia.

- Nie wiedzieliśmy, czy lekarze po raz kolejny podejmą się wyzwania, baliśmy się, że stwierdzą, że to misja niewykonalna. Przez skomplikowaną historię męża mieli wiele wątpliwości. Można to wytłumaczyć w ten sposób: pierwszy krawiec szyje tak, jak chce, bo ma dla siebie cały materiał. Każdy kolejny ma coraz trudniej. Przy czwartym podejściu zostają tylko skrawki materiału. I tak było też tutaj: naczynia, drogi żółciowe stają się coraz krótsze, więc operacja jest coraz trudniejsza - wyjaśnia Alicja Naborczyk.

Ostatecznie specjaliści ze szpitala przy ul. Arkońskiej w Szczecinie podjęli się wyzwania, choć trudno było też z innego powodu. - Ostatnie miesiące przed przeszczepem pacjent spędził w szpitalu. Właściwie nie wychodził z infekcji, a my wykorzystaliśmy już praktycznie wszystkie możliwości antybiotykoterapii. Co chwilę rozwijał się stan septyczny, który jest zagrożeniem dla życia - wyjaśniała prof. Wawrzynowicz-Syczewska.

Sytuacja pod kontrolą

- Za każdym razem, kiedy mąż szedł na operację, nie traktowaliśmy tego w kategoriach wyroku, ale szansy na życie. W ekstremalnych sytuacjach człowiek chwyta się każdej szansy. Chęć dania komuś tej szansy nie jednak tak oczywista. Nawet w gronie znajomych zdarzało nam się słyszeć: "ja bym nie oddał narządu". Ta perspektywa w momencie kryzysu może się jednak szybko zmienić - zaznacza pani Alicja.

- Z całego serca chciałbym podziękować lekarzom, całemu personelowi medycznemu, a przede wszystkim – dawcom i ich rodzinom. Dzięki ich decyzji i odwadze mogę dziś żyć, oddychać, być z bliskimi. To dar, którego nie da się opisać słowami - podkreśla Naborczyk.

Zygmunt Naborczyk z wnuczką
Zygmunt Naborczyk z wnuczką © archiwum prywatne

Lekarze są zadowoleni z przebiegu operacji i ostatnich wyników badań 64-latka. - Minęły już ponad dwa miesiące od ostatniego przeszczepienia i nie widzę sygnałów, że z wątrobą dzieje się coś niepokojącego. Jesteśmy dobrej myśli również dlatego, że przy trzeciej transplantacji powikłania wystąpiły bardzo szybko, już kilka tygodni po operacji - zwraca uwagę prof. Wawrzynowicz-Syczewska.

- Teraz wszystko wskazuje na to, że sytuacja jest pod kontrolą i mogę, choć jeszcze z pewną ostrożnością, powiedzieć, że rokowania są dobre - wskazuje lekarka.

- Powiedziałem sobie, że musi być dobrze, dla mojej wnuczki. Jest moją największą motywacją i siłą do walki. To dla niej chcę być – widzieć, jak dorasta, wspierać ją i towarzyszyć jej w życiu. To ona przypomina mi każdego dnia, jak wiele mam jeszcze do przeżycia - podkreśla 64-latek.

- W maju miała komunię, nie mogłem jej zrobić takiej przykrości. To jest moja iskierka, cały czas podtrzymuje mnie na duchu, wyciąga na spacery. I wszystko się ułożyło. Teraz oby tylko do przodu - podsumowuje pan Zygmunt.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródła

  1. WP abcZdrowie

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Smog dusi Polskę. Zagrożenie głównie w dwóch województwach
Smog dusi Polskę. Zagrożenie głównie w dwóch województwach
Planowe operacje wstrzymane w szpitalu w Kielcach. Interweniuje wojewoda
Planowe operacje wstrzymane w szpitalu w Kielcach. Interweniuje wojewoda