Mały guzek w pachwinie wzięła za zwykłe naciągnięcie mięśnia. Okazało się, że to czerniak
Jennifer Frederick, aktywna kobieta w średnim wieku, nie zaniepokoiła się, gdy wyczuła mały guzek w pachwinie. Uznała to za zwykłe naciągnięcie mięśnia. Diagnoza, którą później usłyszała, wprawiła ją w osłupienie.
Przypadek Frederick
Kobieta zrelacjonowała swoją historię w CBS News. Przyznała, że zaniepokoiła się dopiero wtedy, gdy zmiana po czterech miesiącach nie zniknęła, ale stawała się coraz większa. Skonsultowała się z dermatologiem, który zlecił wykonanie badań. Pokazały one, że są inne zmiany na nodze.
W kolejnych krokach zdecydowano się na chirurgiczne usunięcie guzków. Biopsja przeprowadzona po zabiegu wykazała, że pacjentka ma czerniaka złośliwego z przerzutami. Diagnoza była dużym zaskoczeniem dla kobiety. Czerniak kojarzy się ze zmianami skórnymi, a ona takich nie posiadała.
Kolejne badania pokazały umiejscowienie przerzutów. Lekarze wykryli cztery zmiany na płucach i pięć w mózgu. - To był szok - mówi dziś 50-letnia Frederick. - Nigdy nie miałam migren, bólów głowy, zaburzeń widzenia czy problemów z oddychaniem. Czułam się całkowicie zdrowa - dodaje.
Zobacz także: Nie lekceważ zmian na paznokciach. To może być czerniak
Czerniak nie tylko skóry
Dr Michael Postow, onkolog z Centrum Onkologicznego Memorial Sloan Kettering, tłumaczy, że ten rodzaj czerniaka jest podstępną chorobą, najgroźniejszą formą raka skóry.
- Czerniak to rodzaj nowotworu, który może dość szeroko rozprzestrzeniać się po organizmie - powiedział dr Postow. - To jeden z nowotworów, który często daje przerzuty do mózgu (...). Płuca również należą do typowych miejsc występowania przerzutów czerniaka - wyjaśnił ekspert.
Zazwyczaj czerniak rozpoznawany jest jako brązowe lub czarne znamię na skórze. Dr Postow zaznaczył, że choć rzadko, zdarzają się przypadki, w których pacjent nie ma żadnego znamienia albo występuje ono w formie “mikroskopijnej”.
Ekspert zachęcił, by oprócz obserwowania znamion, zwracać uwagę na guzki pod skórą. Takie jak te wykryte u Jennifer Frederick. - Każde niepokojące zmiany należy skonsultować z dermatologiem - podkreślił lekarz.
Zobacz także: Doda walczyła z rakiem. Takie objawy daje czerniak
Agresywne leczenie
Jennifer Frederick rozpoczęła leczenie w Cleveland Clinic pod opieką dr Lucy Boyce Kennedy. Zastosowano intensywną terapię: promieniowanie gamma knife oraz dwa leki immunoterapeutyczne. Mimo ryzyka powikłań Jennifer zdecydowała się na tak agresywne leczenie, by jak najszybciej wrócić do zdrowia.
Zabieg gamma knife przebiegł pomyślnie, jednak immunoterapia wywołała silne skutki uboczne, m.in. gorączkę, wysypkę, mdłości, wymioty i biegunkę. Jennifer trafiła do szpitala i musiała na dwa miesiące przerwać leczenie, by podjąć terapię wspomagającą. Po poprawie wznowiła leczenie.
Pierwsze badanie PET po powrocie do terapii wykazało znaczną poprawę. Kolejne badania potwierdziły ten postęp, a częstotliwość podawania leków zmniejszono. - Mój lekarz powiedział, że jestem "cudem w stadium IV" - podsumowuje Jennifer.
Co dalej?
Po 18 miesiącach leczenia nie wykryto postępów choroby. Jennifer będzie kontynuować terapię do grudnia 2025 roku, a potem przejdzie pod regularną kontrolę onkologiczną.
Kobieta nie chce jednak, by jej doświadczenie poszło na marne. Chce głośno mówić o chorobie i edukować innych.
- Chcę, by ludzie wiedzieli, że zanim będzie lepiej, będzie trudniej. Ale rak to nie wyrok - podkreśla. - Zawsze powtarzam: "mam raka, ale rak nie ma mnie". I chcę, by inni też tak czuli - dodaje.
oprac. Magdalena Pietras, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- cbsnews.com
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.