Nawał pacjentów na SOR-ach. "W takim piekle nikt nie chce pracować"

Szpitalne Oddziały Ratunkowe są przeciążone do granic możliwości. Brakuje miejsc dla pacjentów. Brakuje też lekarzy, a zrekrutowanie nowych graniczy z cudem, bo "do takiego piekła nikt nie chce przyjść pracować, nawet gdyby dostawał 1000 zł za godzinę".

Nawał pacjentów na SOR-ach. “W takim piekle nikt nie chce pracować nawet za 1000 zł za godzinę"Nawał pacjentów na SOR-ach. “W takim piekle nikt nie chce pracować nawet za 1000 zł za godzinę"
Źródło zdjęć: © Adobe Stock / materiały prywatne
Aleksandra Zaborowska

Pracownicy oddziałów są zgodni: przerzuca się na nich zadania, które powinny wykonywać ambulatoryjna opieka specjalistyczna (AOS) i podstawowa opieka zdrowotna (POZ). A sami pacjenci traktują SOR jako najszybszą ścieżkę leczenia większości schorzeń.

Pacjentów coraz więcej, miejsc coraz mniej

Dr hab. n. med. Paweł Łęgosz z Katedry i Kliniki Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu WUM w rozmowie z PAP stwierdził, że "warszawskie SOR-y już dawno przekroczyły próg swojej wydolności”. - Jest to dla nas gigantyczny problem, ponieważ dobowa liczba rejestracji, która przekracza 150 osób, przerasta możliwości operacyjne naszego SOR-u. Ja na dyżurach mam trzech lekarzy, którzy muszą obsłużyć 20 pacjentów leżących i kolejnych 150 przychodzących w ciągu doby - powiedział lekarz.

Na obłożenie wpływa fakt, że Warszawa sama w sobie jest miastem ludnym, dodatkowo przyciągającym również turystów i migrantów, a rzeczywista liczba mieszkańców jest znacznie wyższa niż oficjalne 1,8 mln. Zdaniem doktora Łęgosza, przepełnienie SOR-ów to efekt zarówno demograficznej presji, jak i likwidacji kluczowych jednostek, m.in. SOR-u przy ul. Barskiej i szpitala na Solcu. Teoretyczne rozwiązanie w postaci przeniesienia usług na Ursynów nie zlikwidowało problemu, bo pacjenci z centrum wciąż szukają pomocy bliżej domu.

- Będzie tylko gorzej, bo pomocy będzie potrzebować coraz więcej pacjentów, a dostęp się zmniejsza, zamiast zwiększać. Nie można już nawet mówić, że jesteśmy na skraju wydolności. Trzeba jasno powiedzieć, że zarówno SOR-y, jak i system opieki nocnej i świątecznej, są niewydolne już teraz - ocenia w rozmowie z WP abcZdrowie lek. Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.

Z krytyczną sytuacją, zwłaszcza w sezonie wakacji i ferii, zmagają się także szpitalne oddziały ratunkowe w okolicach punktów wypoczynkowych. - Na SOR-ach w miejscowościach turystycznych, nadmorskich czy górskich, które na co dzień mają znacznie mniejsze moce przerobowe niż duże miasta, latem jest dramat - mówi rzecznik NIL.

Limit swoich możliwości osiągnął także SOR w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Lublinie. - Niedawno przygotowywałam raport z ostatniego półrocza. W ciągu zaledwie sześciu miesięcy liczba pacjentów przyjętych na SOR wzrosła o 4 tys., a bazę mamy przecież cały czas taką samą. To jest problem systemowy, tylko u jego podstaw nie leży nawet to, że w dużych miastach jest coraz więcej mieszkańców, ale to, że niewydolne są opieka ambulatoryjna, POZ, opieka nocna i świąteczna. Pacjenci często przyznają się nam, że przyjeżdżają do nas, bo tu załatwią wszystko szybciej i od razu zrobią badania - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie lek. Agnieszka Ponieważ, szefowa lubelskiego SOR-u.

- Bardzo często mamy błahe skierowania z POZ, takie jak np. zatrzymanie moczu. To jest dolegliwość, którą nie powinniśmy się zajmować na SORze. Dzwonię więc do lekarza rodzinnego i pytam, dlaczego pacjent nie został zbadany. W odpowiedzi słyszę, że pani doktor nie umie tego zrobić - dodaje lekarka. Podkreśla, że na lubelskim SORze takie czynności wykonują nawet stażyści.

Szpitale nie chcą ze sobą współpracować

SOR w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus w Warszawie przejmuje także pacjentów z powikłaniami po przeszczepach. To specjalistyczna opieka, którą mogłyby świadczyć inne placówki. Niestety, jak podkreślał dr Łęgosz, wiele szpitali odmawia przyjęć nawet pacjentów internistycznych (np. z zapaleniem płuc), choć oddziały internistyczne w szpitalach powiatowych pozostają w połowie puste. - To absurd. Inwestujemy miliony w przeszczepy, a potem nie mamy gdzie leczyć pacjentów z powikłaniami, bo łóżka są zajęte przez przypadki, które mogłyby trafić gdzie indziej - mówił dr Łęgosz w rozmowie z PAP.

- Nie zliczę, ile razy przyjeżdżał do nas pacjent ze szpitala powiatowego i mówił, że otrzymał odmowę przyjęcia z powodu braku miejsc. MZ potwierdziło mi, że nie jest to żadna podstawa do odesłania pacjenta, tylko co z tego? Finalnie pacjent trafia do mnie. Nie odmówię mu pomocy i muszę go przyjąć. Rozumiem, w jakiej sytuacji finansowej są szpitale powiatowe. Rozumiem, że każdy pacjent jest dla nich kosztem, dlatego chcą możliwie zredukować ich ilość, ale w ten sposób generujemy jeszcze większy problem - ocenia lek. Agnieszka Ponieważ.

- Mniejsze szpitale ościenne w teorii powinny zaopiekować się pacjentami wymagającymi podstawowej opieki na podstawowych oddziałach, a poważniejsze przypadki kierować do miasta. W praktyce jednak proste stany internistyczne, które wymagają bardziej opieki niż leczenia, zupełnie się tym szpitalom nie opłacają. Bronią się, jak mogą, przed przyjęciem takiego pacjenta. Wiedzą, że tylko wygeneruje stratę w ich i tak nadwyrężonym budżecie - stwierdza lek. Kosikowski.

Szefowa SOR-u w Lublinie zaznacza jednak, że na terenie województwa lubelskiego funkcjonuje internetowa baza wolnych łóżek w szpitalach. W teorii ma ona pomóc określić, który szpital dysponuje miejscem na ewentualne przekierowanie pacjenta.

- Nie jest ona zsynchronizowana z systemem szpitalnym, należy ją uzupełniać ręcznie, ale robimy to rzetelnie - wyjaśnia. - Wiem jednak, że są szpitale powiatowe, które z zasady zgłaszają, że nie mają miejsca, a w praktyce mają puste łóżka i nie da się tego w żaden sposób zweryfikować - dodaje.

Jak podkreśla, przeciążenia generują nie tylko pacjenci odsyłani. Na SOR-ach pojawiają się też pacjenci zrezygnowani kolejkami do poradni specjalistycznych, ale także ci, którzy przyjeżdżają z drobnymi dolegliwościami - takimi, którymi można zaopiekować się w domu lub u najbliższego lekarza rodzinnego.

- Zatrudniam ludzi, którzy mają ambicje, chcą ratować życie, a w praktyce przez większość dnia wyciągają kleszcze czy drzazgi. Albo słuchają historii o tym, że pacjent przyjechał, bo nie dostał się gdzieś indziej, bo do poradni była kolejka, bo lekarz go tu skierował. Ostatnio przyjechał do nas pacjent z miasta oddalonego o 100 km, który powiedział, że szybciej uzyska pomoc u nas niż u siebie. Zdarza się, że przyjeżdżają pacjenci z wbitym odłamkiem szkła albo metalu. Wyjmujemy go, przemywamy i naklejamy plaster. Jesteśmy sfrustrowani, bo wiemy, że w tym czasie mogliśmy się zaopiekować kimś, kto naprawdę wymaga pilnej pomocy - komentuje lek. Agnieszka Ponieważ.

Specjalistka medycyny ratunkowej zaznacza, że rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie nawet minimalnej opłaty za nieuzasadnioną wizytę na SORze, ale "raczej żaden rząd się tego nie podejmie".

- Jeżeli ktoś próbuje się dostać na kontrolę do ortopedy, ale dostaje termin na za trzy-cztery miesiące, to oczywiste, że w końcu pójdzie na SOR. Im bardziej niewydolny jest cały system, tym bardziej obciążone będą SOR-y, bo pacjent, który nie wie, co ma robić, skieruje się w pierwszej kolejności właśnie tam - dodaje lek. Jakub Kosikowski.

"Nikt nie chce pracować w takim piekle"

Na dyżurze w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus trzech lekarzy obsługuje nawet 170 pacjentów dziennie. To znacznie przekracza możliwości kadry i infrastruktury. Lekarze zwracają także uwagę na to, że, jeśli warunki na SOR-ach nie ulegną zmianie, wkrótce nie tylko nie będzie miejsc dla pacjentów, ale i nie będzie komu ich leczyć.

- Raz w miesiącu ogłaszam konkursy, ale brak chętnych lekarzy do pracy w takim młynie. Boję się, że stracę tych ludzi, których mam, bo w końcu powiedzą "dość" - mówił w wywiadzie dla PAP dr Łęgosz.

- Nie jest łatwo zrekrutować nowego pracownika do stale oblężonego SOR-u, bo to jest praca w chaosie, na skraju wydolności fizycznej i psychicznej. Nawet najbardziej zaangażowany, ambitny lekarz w końcu zrezygnuje, kiedy będzie musiał przyjąć 100 pacjentów dziennie. Są miejsca, gdzie za żadne pieniądze nie znajdzie się dyżurnych. Stale szuka się personelu, ale od lekarzy słyszę, że do takiego "piekła" nikt nie chce przyjść pracować, nawet gdyby dostawał 1000 zł za godzinę - ocenia w rozmowie z WP abcZdrowie lek. Jakub Kosikowski, rzecznik NIL.

"Pozwól na SORze walczyć o życie"

Problem z przepełnieniem na SOR-ach zauważają też przedstawiciele Narodowego Funduszu Zdrowia. W lipcu ruszyła kampania informacyjna opolskiego oddziału NFZ pod hasłem "Pozwól na SORze walczyć o życie".

- W ramach naszej akcji apelujemy do pacjentów, by nie blokowali miejsca komuś, kto naprawdę walczy o życie. Jeżeli stan zdrowia pacjenta nie jest nagły, może skorzystać z pomocy lekarza rodzinnego lub placówki NiŚOZ (nocna i świąteczna opieka zdrowotna - przyp. red.) - zauważyła cytowana przez PAP Barbara Pawlos, rzeczniczka opolskiego oddziału NFZ.

Jak podaje, w 2024 roku w województwie opolskim na SOR-ach przyjęto 136 585 pacjentów, z czego 80 proc. były to osoby, które zgłosiły się samodzielnie. - Tylko 20 proc. przypadków zostało przywiezionych przez zespoły karetek, co oznacza, że większość zgłoszeń dotyczyła dolegliwości, które mogły być diagnozowane i leczone w ramach podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) lub nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej - dodała Barbara Pawlos.

Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródła

  1. PAP

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
Regularnie dostarczasz kwasów omega-3? Takie są skutki dla mózgu i serca
Regularnie dostarczasz kwasów omega-3? Takie są skutki dla mózgu i serca
Wirusy atakują układ pokarmowy. "Mamy trzykrotny wzrost przypadków"
Wirusy atakują układ pokarmowy. "Mamy trzykrotny wzrost przypadków"
Nietypowe objawy miażdżycy. Ten znak ma nawet 75 proc. chorych
Nietypowe objawy miażdżycy. Ten znak ma nawet 75 proc. chorych
Sieć wycofuje partię cytryn. Należy je zwrócić do sklepu lub wyrzucić
Sieć wycofuje partię cytryn. Należy je zwrócić do sklepu lub wyrzucić
Limitowanie badań znów zagrozi pacjentom. "Nie chcemy umierać w kolejkach"
Limitowanie badań znów zagrozi pacjentom. "Nie chcemy umierać w kolejkach"
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Babcia zawsze po nie sięgała. Jak naprawdę działają krople żołądkowe?
Babcia zawsze po nie sięgała. Jak naprawdę działają krople żołądkowe?