Ostatnia porodówka w Bieszczadach do zamknięcia. "Nikogo nie obchodzi, że kobieta i dziecko mogą umrzeć?"

Jedynej porodówce w Bieszczadach grozi zamknięcie, przez co ciężarne musiałyby pokonać nawet 100 kilometrów, by dojechać do najbliższego szpitala, który ma taki oddział. - Jeśli dojdzie do likwidacji, sytuacja będzie kryzysowa. Zdrowie i życie kobiety oraz dziecka nigdy nie powinny być przeliczane na pieniądze - nie kryje emocji jedna z pacjentek Klaudia Drzał. Ministra zdrowia zapowiada pomoc.

Ostatniej porodówce w Bieszczadach grozi zamknięcieOstatniej porodówce w Bieszczadach grozi zamknięcie
Źródło zdjęć: © Getty Images/archiwum prywatne
Katarzyna Prus

Sytuacja kryzysowa

Porodówka szpitala w Lesku to jedyny taki oddział w regionie, więc trafiają tam także kobiety z innych powiatów. Niestety porodów jest za mało, by utrzymać rentowność (w 2024 roku jego straty przekroczyły 5 mln zł). W ubiegłym roku było ich zaledwie 197.

Z tego powodu od 1 lipca oddział ma być zawieszony, a grozi mu nawet likwidacja. - Jeśli do tego dojdzie, sytuacja będzie kryzysowa. Mój mąż jest ratownikiem medycznym, więc doskonale wiem, jak to wygląda. Zdarzało się nawet, że musiał odbierać poród w domu u pacjentki, np. w Jabłonkach, bo do Leska nie byli w stanie dojechać - podkreśla w rozmowie z WP abcZdrowie Klaudia Drzał, która była pacjentką oddziału ginekologiczno-położniczego w Lesku.

- Tu są straszne odległości, a do najbliższego szpitala w Brzozowie czy Krośnie z niektórych miejscowości byłoby nawet ponad 100 kilometrów. W sezonie letnim, kiedy jest masa turystów i potrafią być straszne korki, ten czas jeszcze się wydłuży - zaznacza.

Podkreśla, że w przypadku zagrożonej ciąży, czy przy nagłym porodzie "nie ma szans, żeby taką odległość pokonać". - Przy ostatniej zagrożonej ciąży, mimo że miałam do pokonania 20 km, a mąż wiózł mnie autem, ta droga trwała wieczność. Kobieta w takiej sytuacji jest przerażona, nie wie, co ją czeka, a jeśli doszedłby jeszcze stres, że ma bardzo daleko do szpitala, to może skończyć się różnie - dodaje.

- Nawet jeśli ciąża nie jest zagrożona, to sytuacja może się zmienić w każdej chwili i co wtedy? Nikogo nie obchodzi, że kobieta i dziecko mogą umrzeć? Gdzie jest sumienie tych, którzy chcą zamknąć ten oddział? - nie kryje emocji nasza rozmówczyni. I podkreśla: - Czemu kobiety w tym regionie mają być gorzej potraktowane niż te w dużym mieście? Tak samo należy im się opieka, płacą składki i są na równi z każdą inną pacjentką.

Klaudia Drzał aktualnie mieszka w Krakowie, ale przyznaje, że przy kolejnej ciąży wolałaby rodzić w Lesku. Podkreśla, że miała tam nie tylko fachową opiekę, ale też "mnóstwo ciepła, wyrozumiałości, zaangażowania". - Nawet gdy straciłam trzecią ciążę, otrzymałam dużo empatii, wsparcia, opiekę psychologiczną, osobną salę - wyjaśnia.

- Aż mi się nóż w kieszeni otwiera, kiedy słyszę, że to miejsce ma być zamknięte. Zdrowie i życie kobiety oraz dziecka nigdy nie powinno być przeliczane na pieniądze. To jest okropna znieczulica! - podkreśla.

Zamknięcia porodówki w Lesku nie wyobraża sobie też inna pacjentka tego oddziału. Pani Katarzyna z Ustrzyk Dolnych rodziła tam dwukrotnie, ostatnio w maju tego roku. - Nie wyobrażam sobie, by jechać kilkadziesiąt czy sto kilometrów do szpitala, to straszne. Dla kobiety, która czeka na dziecko to niewyobrażalny stres - zaznacza w rozmowie z WP abcZdrowie pani Katarzyna.

- W zimie drogi są tu czasem totalnie zasypane. Jeśli ktoś nie mieszka na co dzień w Bieszczadach i tego nie doświadczył, nie wyobraża sobie, co to znaczy - dodaje nasza rozmówczyni. Zaznacza, że w Lesku "opieka jest na medal", a pacjentka "nie musi się o nic prosić".

Jedna porodówka na trzy powiaty

Porodówka to tylko jeden z kłopotów szpitala w Lesku, którego problemy finansowe są znacznie większe i ciągną się od lat. Całkowite zadłużenie sięga już 111 mln zł.

- To potężne zadłużenie, a oddział ginekologiczno-położniczy jest niestety jednym z najbardziej nierentownych. Z drugiej strony to jedyny taki oddział na trzy powiaty: leski, sanocki i bieszczadzki. Gęstość zaludnienia nie jest w naszym regionie duża, ale czy to znaczy, że ciężarne kobiety lub pacjentki, które mają konkretne problemy ginekologiczne, wymagające hospitalizacji, mają zostać bez opieki w bezpiecznej odległości od domu? - zwraca uwagę w rozmowie z WP abcZdrowie Wiesław Kuzio, wicestarosta leski.

Ostatniej porodówce w Bieszczadach grozi zamknięcie
Ostatniej porodówce w Bieszczadach grozi zamknięcie © WP abcZdrowie

- Jeśli doszłoby do zamknięcia porodówki, kobiety będą miały poważny problem. Z Leska do najbliższego oddziału położniczego w szpitalu Brzozowie jest ok. 40 km, ale już np. z Wetliny to 100 km, podobnie z Ustrzyk Górnych - podkreśla.

"Powolne głodzenie"

Wiesław Kuzio wyjaśnia, że powiat, który jest organem założycielskim szpitala, nie chce zamykać oddziału, ale sytuacja finansowa porodówki jest fatalna. A to pogarsza sytuację całego szpitala.

- Szpital ma w tym momencie na koncie 50 tys. zł, jako powiat dokładamy nawet na leki, bo nie wystarcza pieniędzy. Porodówkę będziemy w stanie uratować tylko w sytuacji, kiedy Ministerstwo Zdrowia wykona jakiś konkretny ruch w zmianie wyceny świadczeń. Potrzeba specjalnych rozwiązań, które zapewniłyby przetrwanie takim oddziałom jak nasz, a nie jesteśmy jedyni w Polsce - zaznacza wicestarosta.

Dodaje, że takie oddziały powinny być finansowane na zasadach takich jak pogotowie ratunkowe, czyli ryczałtu. - Nie wyobrażam sobie, by w środku Bieszczad nie było porodówki, bo ze względu na bardzo specyficzne położenie geograficzne utrudniające komunikację powinna być ona absolutnie utrzymana. To tak samo strategiczny punkt, jak np. porodówka w szpitalu w Świnoujściu, który ze względu na lokalizację turystyczną obsługuje w sezonie nie tylko mieszkańców, ale też turystów - wskazuje w rozmowie z WP abcZdrowie Michał Bulsa, ginekolog i położnik, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.

Ocenia, że powinno być jasno określone, które szpitale czy oddziały mają znaczenie strategiczne, a "państwo powinno je wspierać nawet mimo braku efektywności". Jak mówi, to w przypadku porodówek oznaczałoby to, że rekomendowany przez MZ limit 400 porodów rocznie nie byłby głównym wyznacznikiem.

- 100 km dla rodzącej to duża odległość, ale w przepisach nie ma jasno określonych zasad, w jakiej odległości powinien być oddział położniczy, by było to bezpieczne dla pacjentki. Nikt tego do tej pory nie doprecyzował - przyznaje dr Bulsa.

Krytykuje też działanie rządu i resortu zdrowia wobec samorządów. - Działają na zasadzie zrzucania odpowiedzialności, żeby potem powiedzieć samorządom: "Chcecie zamknąć porodówkę? To wasza decyzja". Tymczasem samorząd nie powinien być zostawiony z tym sam, bo skoro rząd ustala np. zasady wyceny świadczeń, to powinien potem zabezpieczyć odpowiednie finansowanie placówkom, by mogły przetrwać. Inaczej, przy rosnących stale kosztach, skazuje się je na powolne głodzenie - podsumowuje lekarz.

Ministra zdrowia: "Będziemy ratować Lesko"

Ministra Izabela Leszczyna zapowiedziała, że szpital nie zostanie bez pomocy. - W zeszłym roku w Lesku było niecałe 200 porodów. A eksperci twierdzą, że im mniej porodów, tym większe niebezpieczeństwo dla kobiety rodzącej. Mimo to Lesko będziemy ratować, bo sieć porodówek musi zapewniać dostępność w określonej odległości i określonym czasie dojazdu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską szefowa resortu zdrowia.

- Konsultant krajowa ds. ginekologii i położnictwa prof. Ewa Wender-Ożegowska i profesor Wanda Różańska-Walędziak opracowują mapę porodówek o różnych poziomach referencyjności. Jeśli dojazd trwa dłużej niż 30 minut, taka porodówka musi pozostać. Ale jeśli samorząd uzna, że chce pozostawić tylko oddział ginekologiczny bez położniczego z powodu małej liczby porodów, to w takim szpitalu musi być całodobowy dyżur położnej i specjalna karetka - wyjaśnia Izabela Leszczyna.

- Jeśli Lesko skorzysta z ustawy, która niebawem będzie w Sejmie (dotyczącej reformy szpitali, która zakłada m.in. pomoc finansową dla zadłużonych placówek - red.), to jest realna szansa na to, że kobiety, które zechcą tam rodzić swoje dzieci, będą mogły to robić - zaznacza.

Dodaje, że Rada Ministrów ma przyjąć projekt we wtorek 1 lipca, co jest istotne również dla innych szpitali w trudnej sytuacji finansowej. - Jeśli szpitale i organy je tworzące skorzystają z ustawy, to nie tylko zapewnią swoim mieszkańcom lepszą jakość opieki zdrowotnej, ale także rozwiążą swoje obecne problemy finansowe - zapewnia ministra zdrowia.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródła

  1. WP abcZdrowie

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Pomagają sercu i poprawiają trawienie. Sięgaj po nie codziennie
Pomagają sercu i poprawiają trawienie. Sięgaj po nie codziennie
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Smog dusi Polskę. Zagrożenie głównie w dwóch województwach
Smog dusi Polskę. Zagrożenie głównie w dwóch województwach