Przyczyną może być "zwykła" infekcja. "Dochodzi do nieodwracalnej głuchoty"
Hałas to niejedyny czynnik, bo problemy ze słuchem może spowodować nawet aparat ortodontyczny czy niegroźna sezonowa infekcja. Ryzyko dotyczy nieodwracalnej głuchoty, a nawet nowotworu. - Czasu na reakcję mamy niewiele, bo tak naprawdę do 48 godzin - przestrzega prof. Piotr H. Skarżyński z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu.
Wystarczy sezonowa infekcja
Ponad 1,5 miliarda ludzi na świecie żyje z ubytkiem słuchu, a problem dramatycznie narasta. Prognozuje się, że do 2050 roku 2,5 miliarda ludzi na świecie (czyli jedna na cztery osoby) będzie miało jakieś ubytki słuchu.
Szacuje się, że w Polsce z niedosłuchem zmaga się już nawet 6 mln osób. Wbrew pozorom nie dotyczy to tylko seniorów, choć to osoby po 65. roku życia są najliczniejszą grupą z tym problemem. Coraz częściej diagnozuje się go u młodych ludzi, a nawet dzieci (szacuje się, że różnego rodzaju zaburzenia mogą dotyczyć już ok. 14 proc. uczniów w wieku 8-14 lat).
Niedosłuch może być problemem samym w sobie, związanym np. z naturalnym procesem starzenia się organizmu, w tym narządu słuchu, a także narażeniem na hałas środowiskowy, czy częstym korzystaniem z urządzeń elektronicznych. Może też jednak alarmować o innych chorobach i im towarzyszyć.
Problem w tym, że w wielu przypadkach możemy nie zdawać sobie sprawy z ryzyka, podczas gdy w grę wchodzi nawet utrata słuchu. - Wbrew pozorom bardzo niebezpieczna może być nawet "zwykła" infekcja wirusowa, z którą w sezonie zachorowań spotykamy się na każdym kroku. To niestety powoduje, że bagatelizujemy objawy, licząc, że same przejdą. Tymczasem przy infekcjach wirusowych, np. grypie czy COVID-19 może dojść do nagłej głuchoty, na którą trzeba jak najszybciej zareagować - przestrzega w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Piotr H. Skarżyński, otolaryngolog, audiolog, foniatra z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu.
- Czasu mamy niewiele, bo tak naprawdę do 48 godzin. Potem może dojść nawet do nieodwracalnej głuchoty, bo nie będziemy już w stanie przywrócić prawidłowej funkcji ślimaka, czyli najważniejszej części ucha wewnętrznego. Takich objawów absolutnie nie można bagatelizować - zaznacza specjalista.
Od problemów ze słuchem do raka
Na tym jednak nie koniec, bo szumy uszne, które mogą towarzyszyć niedosłuchowi, mogą alarmować również o innych problemach. Choć może to być krótkotrwały wynik np. przebywania w hałasie spowodowanym bronią palną czy głośną muzyką podczas koncertu, to, jeśli trwają dłużej i regularnie nawracają, trzeba potraktować ten problem znacznie szerzej.
Prof. Skarżyński wskazuje, że szumy uszne mogą wskazywać na boreliozę, a także zwyrodnienia kręgosłupa, miażdżycę, problemy z zatokami czy refluks.
Ryzyko dotyczy także poważnych chorób neurologicznych, w tym stwardnienia rozsianego i demencji.
- Warto mieć świadomość, że niedosłuch może nawet o kilka lat wyprzedzać choroby otępienne w tym demencję, a potem współistnieć z innymi jej objawami. Jeśli więc zaobserwujemy takie symptomy, warto zbadać także ten kierunek. Chodzi nie tylko o leczenie niedosłuchu, ale też wczesną diagnozę choroby otępiennej, która jest kluczowa, by móc hamować jej rozwój - zwraca uwagę prof. Skarżyński.
Czujność powinny zachować także osoby, które noszą aparaty ortodontyczne, bo u nich także mogą się pojawiać problemy ze słuchem, które trzeba leczyć.
- Aparat ortodontyczny zmienia ustawienie zębów, co może prowadzić do zaburzeń w obrębie stawu żuchwowo-skroniowego, który jest położony bardzo blisko ucha. Stąd może to rzutować również na słuch. Taki sam mechanizm dotyczy osób, które mają bruksizm, czyli zgrzytają zębami - zaznacza prof. Skarżyński.
Lekarz ostrzega, że wyjątkowo groźne są jednostronne szumy uszne, bo w ten sposób może objawiać się nowotwór. - To mogą być różne guzy ośrodkowego układu nerwowego - wskazuje prof. Skarżyński.
Zauważysz na uchu
Problem z uszami dotyczy jednak nie tylko słuchu. Nie należy też bagatelizować sygnałów ostrzegawczych, które pojawiają się na uszach.
To właśnie na uchu pojawia się tzw. znak Franka, który należy do nietypowych objawów miażdżycy. Chodzi o fałdkę pojawiającą się na płatku ucha. Warto o tym pamiętać, bo to właśnie miażdżyca jest jednym z kluczowych czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych - głównej przyczyny zgonów w Polsce. To ona odpowiada za niemal 200 tys. zgonów rocznie u osób z chorobami serca i naczyń krwionośnych.
Zaniepokoić powinna zmiana w wyglądzie uszu, a konkretnie ich rozmiarze. To może być symptom akromegalii, choroby spowodowanej nadmiernym wydzielaniem hormonu wzrostu. Efektem jest rozrost kości oraz tkanek miękkich. U chorych może dochodzić m.in. do stopniowego powiększania się rąk, stóp, nosa czy uszu.
Groźny może być też objaw Raynauda. Przy niskich temperaturach następuje gwałtowny skurcz naczyń krwionośnych, w wyniku czego najczęściej palce, ale też może się zdarzyć, że nos i uszy, stają się bardzo blade, praktycznie białe. Może towarzyszyć temu drętwienie i ból. Przy wyższej temperaturze, na przykład po wejściu do ciepłego pomieszczenia, krew zaczyna do nich ponownie dopływać, więc zaczną sinieć.
Ten objaw nie musi świadczyć o żadnej poważnej chorobie, ale może na nią wskazywać. Mogą to być między innymi choroby autoimmunologiczne prowadzące do poważnych powikłań jak toczeń rumieniowaty układowy, twardzina układowa czy zespół Sjögrena.
Jeśli na uchu zauważymy niepokojące zmiany, nie odwlekajmy wizyty u dermatologa, bo to może być rak. Czerniak, czyli najgroźniejszy nowotwór skóry, może rozwijać w nietypowych miejscach, w tym na oku, uchu i pod paznokciem.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- WP abcZdrowie
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.