Realia pracy lekarzy z Ukrainy w Polsce. "Olbrzymia różnica"

Naczelna Izba Lekarska zaalarmowała, że lekarze z Ukrainy, którzy skorzystali z uproszczonej ścieżki dostępu do wykonywania zawodu (w praktyce trwającej od 2020 roku) nie zostali wystarczająco zweryfikowani pod kątem kompetencji i języka do pracy z pacjentem. O praktykę pytamy samych lekarzy – tych, którzy przyjechali w trakcie "poluzowania" przepisów i przed nim.

Jak wygląda praca lekarzy z Ukrainy w Polsce? Chaos, problemy z komunikacją i głodowe stawkiJak wygląda praca lekarzy z Ukrainy w Polsce? Chaos, problemy z komunikacją i głodowe stawki
Źródło zdjęć: © Getty/materiały własne
Aleksandra Zaborowska

Weto prezydenta Nawrockiego

Prezydent Nawrocki zawetował ustawę, która m.in. mogłaby trwale uprościć dostęp do wykonywania zawodu lekarza w Polsce przez medyków, którzy przyjechali z Ukrainy w ostatnich latach – a więc w czasie objętym szczególnymi warunkami z uwagi najpierw na pandemię COVID-19, a później wojnę. Mimo to, jak podkreślił na łamach WP abcZdrowie lek. Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, "prezydencki projekt nowelizacji nadal nie zawiera zapisów, które wyraźnie zabraniają dostępu do zawodu lekarza w Polsce bez znajomości języka". Lekarz dodał także, że wprowadzone przez poprzedni rząd przepisy pozwalały na pracę nawet osobom, u których wykazano nieznajomość języka.

- Mimo naszej odmowy mogli i mogą pracować na podstawie zgody Ministerstwa Zdrowia. W praktyce ich pracy nikt nie weryfikuje, nie ma nad nimi rzecznika odpowiedzialności zawodowej czy sądu lekarskiego - zaznaczył.

Jak wyglądało to w praktyce? Postanowiliśmy zapytać o to bezpośrednio lekarzy z Ukrainy, którzy rozpoczęli pracę w Polsce zarówno przed, jak i w trakcie "poluzowania" przepisów. Wielu z nich bało się oficjalnie wypowiadać na ten temat.

- Ministerstwo Zdrowia musiało wystawić mi warunkowe prawo wykonywania zawodu. Musiałam także przejść egzamin językowy w Izbie Lekarskiej, który obejmował rozmowę i sprawdzenie umiejętności czytania z uwzględnieniem terminologii medycznej. Resort zdrowia wystawiał warunkowe prawa do wykonywania zawodu bez konieczności nostryfikacji dyplomu na okres 5 lat. Po tym czasie, jeśli będę chciała kontynuować pracę w Polsce, muszę nostryfikować dyplom i zdać egzamin językowy na poziomie B2 - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie lekarka ze Szpitala Żywiec, która prosi o zachowanie anonimowości.

- W Ukrainie byłam lekarzem ze specjalizacją z medycyny ratunkowej i tutaj także pracuję na izbie przyjęć. Moja specjalizacja może jednak zostać uznana dopiero po przejściu pełnego procesu z nostryfikacją dyplomu - dodaje.

Zapytana o to, czy język polski, którym posługuje się w stopniu komunikatywnym, ale jeszcze nie płynnym, utrudnia pracę, nie ukrywa, że jest to pewne wyzwanie.

- Faktycznie, język bywa barierą, zwłaszcza ten bardzo specjalistyczny. Ja równocześnie pracuję i uczę się polskiego, żeby dojść do tego poziomu B2. Mogę jednak powiedzieć, że nie czuję, żebym była gorzej traktowana ze względów językowych, bo reszta personelu jest pomocna i wspierająca. Nie doświadczyłam też szczególnie uprzedzeń ze strony pacjentów - mówi lekarka.

Po drugiej stronie "barykady" są lekarze, którzy prawo do wykonywania zawodu lekarza w Polsce otrzymali ścieżką tradycyjną - o wiele dłuższą, bardziej kosztowną, czasochłonną i wymagającą.

- Rozpocząłem rezydenturę w 2020 roku, więc o uprawnienia starałem się w starym systemie. Przyjechałem do Polski po studiach z dokumentami przetłumaczonymi przez tłumacza przysięgłego i od razu rozpocząłem proces nostryfikacji. W tym procesie musiałem jeszcze zdać egzamin lekarski, taki sam, jak polscy lekarze stażyści po studiach oraz czteroczęściowy egzamin językowy, który obejmował m.in. praktyczną komunikację z pacjentem, diagnozowanie, określanie objawów. Do tego 13-miesięczny staż - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie lek. Ruslan Zavatskyi z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Rzeszowie.

- Dodatkowo, musiałem wyrównać wszelkie różnice programowe pomiędzy moimi studiami a polskimi i zaliczyć przedmioty wymagane w podstawie nauczania polskich studentów medycyny. Skończyłem Uniwersytet Medyczny w Tarnopolu, to dobra, uznana uczelnia - kończyli ją również mój tata i brat. Różnice programowe obejmowały więc głównie zajęcia z prawa czy polskiego systemu ochrony zdrowia – dodaje.

To, że "stara ścieżka" była dla lekarzy niezwykle skomplikowana i czasochłonna, potwierdza także inna lekarka pochodzenia ukraińskiego.

- Było bardzo trudno. Egzamin językowy, egzamin nostryfikacyjny, dużo formalności. To były też niemałe koszty, bo sama nostryfikacja w 2019-2020 roku potrafiła kosztować ok. 4000 zł, a egzamin językowy - 400. Co więcej, same przepisy dotyczące legalnego pobytu były wymagające, bo żeby dostać wizę (bez której nie otrzyma się prawa do wykonywania zawodu), trzeba było już gdzieś pracować, nawet na kasie czy w fast-foodzie – ewentualnie studiować. Umowa o zatrudnienie mogła też trwać maksymalnie tyle czasu, na ile wystawiona była wiza. Później cały proces się powtarzał. Poza tym, Ukraińcy wtedy nie mogli zakładać jednoosobowej działalności gospodarczej, a wiemy, że praktycznie 90 proc. lekarzy jest w Polsce zatrudnianych kontraktowo. W praktyce mieliśmy więc mniej możliwości zatrudnienia, bo pracodawcy niechętnie podpisywali umowy o pracę, a jeśli już, to wynagrodzenie było wtedy niższe - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie dr Anna Melnyk.

- Nie ukrywam, że byłam bardzo zaskoczona, gdy dowiedziałam się, jak bardzo zostały ograniczone te formalności dla nowoprzyjezdnych lekarzy, zwłaszcza, że sama musiałam przejść przez ten momentami niezwykle obciążający proces – dodaje.

Dr Zavatskyi podkreśla, że choć przepisy dla Ukraińców starających się o pracę medyka w Polsce zostały poluzowane, nie oznacza to, że prędzej czy później nie zostaną zweryfikowani ani że pracuje im się o wiele łatwiej.

- Ja do swojego przyjazdu do Polski przygotowywałem się długo, to była świadoma, przemyślana decyzja. Wcześniej zacząłem się uczyć języka czy systemu, który tu obowiązuje. To zupełnie inna sytuacja niż gdy ten wyjazd jest nagły, w chaosie, podszyty lękiem, dlatego to pozytywne, że Polska tak uprościła tym lekarzom możliwość jak najszybszego rozpoczęcia pracy - mówi rzeszowski lekarz.

Jednocześnie zaznacza, że lekarze, którzy rozpoczęli pracę na mocy uproszczonego schematu prawnego i tak będą zobowiązani do nostryfikacji i uzupełnienia wszystkich formalności po kilku latach, jeśli będą chcieli kontynuować pracę w Polsce – a zdecydowana większość chce ją kontynuować.

- Największym problemem jest język. Uważam, że większość lekarzy przyjeżdżających z Ukrainy ma dobre wykształcenie medyczne, nie obawiam się o ich kompetencje, ale bariera językowa potrafi być wyzwaniem i generować pewne problemy, zarówno we współpracy z innymi lekarzami, jak i z pacjentem – dodaje dr Zavatskyi.

Jak bariera językowa wpływa na pracę lekarza?

O tym, do jakich problemów może doprowadzać współpraca z lekarzem, którego umiejętności językowe nie zostały zweryfikowane, mówi w rozmowie z WP abcZdrowie lek. Władysław Krajewski, wiceprezes Porozumienia Rezydentów OZZL.

- Przez wiele lat wspierałem lekarzy i studentów medycyny ze Wschodu w poszukiwaniach zatrudnienia w Polsce, czy też udzielając korepetycji z języka polskiego, w tym oczywiście specjalistycznego medycznego. W tamtych czasach wszem i wobec trąbiono o deficytach lekarzy w Polsce, więc naturalną decyzją ze strony decydentów, szczególnie w momencie kryzysu, było poluzowanie przepisów. Lecz wspomniane poluzowanie doprowadziło też do pewnych patologii. Oczywiście w ostatnich latach prawo miało na celu ułatwienie dostępu do pracy uchodźcom wojennym, ale jak każde prawo, stworzyło też pewne pola do nadużyć, np. wśród lekarzy z regionów bezpiecznych, nieobjętych wojną, którzy od pewnego czasu planowali wyjazd i mogli w ten sposób ominąć nadmiar formalności - zaznacza.

- Ten brak weryfikacji językowej oraz znajomości systemu Ochrony Zdrowia ze wszystkimi jego zawiłościami sprawia największe problemy, zwłaszcza na poziomie POZ czy SOR. Zdarza się, że pacjenci nie otrzymują tam pomocy właśnie przez problem z komunikacją i/lub są kierowani na oddziały czy do poradni, mimo że nie ma ku temu powodu. Wystawia się dużo zbędnych skierowań, generuje to chaos. Ostatnio także zaczynają się pojawiać podobne problemy w radiologii, która przecież opiera się na opisach badań obrazowych. Zdarza się, że te są niezrozumiałe dla lekarza, który kontynuuje leczenie, a czasami nawet tworzone przy pomocy translatora czy AI - dodaje.

Dr Krajewski podkreśla, że problematyczny bywa też brak zrozumienia systemu, obsługi systemów informatycznych, a także przepisów.

- Przede wszystkim polski lekarz w momencie, gdy zaczyna pracę z pacjentem, ma już pewne doświadczenie w pracy w danym systemie, odbył staż, zna procedury, tryb tej pracy. Lekarz, który nagle wchodzi w nowy system, jest rzucony na głęboką wodę i będzie musiał się uczyć z dnia na dzień - a każda nauka obarczona jest ryzykiem błędu. A gdy do tego dodamy brak rozumienia systemu, który jest zgoła inny, czy brak rozumienia oraz posługiwania się językiem polskim takie ryzyko zarówno dla pacjenta, jak i dla lekarza wzrasta niemalże kilkukrotnie, jak nie kilkanaście razy.

- Co więcej, choć poziom nauczania nie jest niski, na Wschodzie specjalizacje trwają z reguły krócej oraz są traktowane mniej rozlegle, a mianowicie np. taka internatura w Ukrainie potrafi trwać od 1 do 3 lat, po której taki lekarz ma pełne prawo wykonywania zawodu ze specjalizacją. Do porównania tylko w Polsce po 6-letnich studiach lekarz odbywa 13 miesięcy stażu. Po którym odbywa 4-6 letnie szkolenie specjalizacyjne. To jest olbrzymia różnica nie tylko ze względu na sam staż pracy, ale przede wszystkim ze względu na możliwość zdobycia niezbędnego doświadczenia klinicznego. I dopiero po takim czasie może mianować się lekarzem specjalistą w danej dziedzinie.

- To też potrafi stwarzać problemy, gdy lekarz-specjalista ze Wschodu stara się o uznanie tej specjalizacji w Polsce. W wielu specjalistycznych dziedzinach ci lekarze przyjezdni praktycznie nie pracują, bo nie pozwala na to prawo do momentu uznania specjalizacji w Polsce oraz ze względu na absolutnie inny tok nauczania i przygotowania do pracy w zawodzie jako specjalista. Taki lekarz zaczyna jak gdyby od nowa całą swoją ścieżkę zawodową, mimo że miałby tytuł specjalisty - tłumaczy.

Ukraińcy zarabiają mniej niż Polacy

Zarówno dr Krajewski, jak i dr Melnyk, podkreślają, że poluzowanie przepisów stworzyło również możliwość nadużyć dla polskich pracodawców w sektorze medycznym.

- Już pandemia umożliwiła zatrudnianie studentów medycyny po o wiele niższych stawkach i ten proceder został potem rozciągnięty na lekarzy z Ukrainy. Do dziś jest tak, że wielu z nich może zarabiać zdecydowanie mniej niż polscy lekarze. Z czego także często korzysta kadra zarządcza różnych podmiotów medycznych, zapewniając takim osobom miejsce pracy mimo czasami braku kompetencji czy znajomosci językowej - mówi przedstawiciel Porozumienia Rezydentów.

- Myślę, że zdecydowana większość lekarzy ukraińskich, nawet po przejściu weryfikacji, pracuje dziś na stawkach dużo niższych od lekarzy polskich. Ci, którzy dopiero zaczynają pracę, zwłaszcza warunkowo, w ogóle zarabiają niewiele - dodaje dr Melnyk.

Choć w przypadku warunkowego prawa wykonywania zawodu, lekarz zagraniczny nie powinien wykonywać obowiązków samodzielnie, a pracować pod kontrolą bardziej doświadczonego lekarza danej placówki, w rzeczywistości jest to przepis martwy.

- To, że lekarze na WPWZ ( Warunkowe Prawo Wykonywania Zawodu) powinni pracować pod nadzorem, to jedynie teoria, która jest wymagana przez prawo. Do jednego polskiego lekarza może być przypisane kilkanaście osób tylko po to, aby mogli pracować w danym podmiocie medycznym zgodnie z prawem. W rzeczywistości wykonują pracę jak każdy inny lekarz w placówce, również czasami nie mając do kogo się zgłosić po pomoc lub wyjaśnienia jakichś kluczowych kwestii. Dlatego idea takiego dokształcania świeżej kadry lekarskiej również nie działa w należyty sposób, gdyż ten nadzór w rzeczywistości nie istnieje – podsumowuje dr Krajewski.

Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie
Wirusy atakują układ pokarmowy. "Mamy trzykrotny wzrost przypadków"
Wirusy atakują układ pokarmowy. "Mamy trzykrotny wzrost przypadków"
Sieć wycofuje partię cytryn. Należy je zwrócić do sklepu lub wyrzucić
Sieć wycofuje partię cytryn. Należy je zwrócić do sklepu lub wyrzucić
Limitowanie badań znów zagrozi pacjentom. "Nie chcemy umierać w kolejkach"
Limitowanie badań znów zagrozi pacjentom. "Nie chcemy umierać w kolejkach"
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Babcia zawsze po nie sięgała. Jak naprawdę działają krople żołądkowe?
Babcia zawsze po nie sięgała. Jak naprawdę działają krople żołądkowe?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć