MZ o wprowadzeniu górnego limitu wynagrodzeń lekarzy. "Nie jest to niemożliwe"
Stawki, jakimi niektóre szpitale próbują skusić lekarzy, wzbudzają ogromne emocje. Problem widzi też resort zdrowia. – Jest bardzo duże oczekiwanie, żebyśmy wprowadzili regulacje, które postawią górną granicę. Dzisiaj jedyną osobą, która ma w szpitalu publicznym "widełki", jeśli chodzi o wynagrodzenie, jest dyrektor szpitala – przyznaje minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda.
MZ o górnym limicie wynagrodzeń
O awanturze wokół zarobków lekarzy pisaliśmy już kilkakrotnie, m.in. w sierpniu w kontekście szpitala w Koninie. Miesięczne wynagrodzenie lekarza, który wykonywał tam na kontrakcie ablacje, sięgało nawet 300 tys. zł.
W środę opisaliśmy kolejny przypadek. Tym razem ogłoszenie, które obiegło media społecznościowe, zaprasza lekarzy do pracy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Bielsku-Białej. Stawki godzinowe wahają się od 260 do 450 zł brutto, a w zależności od liczby przepracowanych godzin miesięczne wynagrodzenie może sięgnąć nawet 108 tys. zł brutto. Szpital oferuje przy tym możliwość wyboru formy zatrudnienia – od umowy o pracę, przez zlecenie, po kontrakt.
Zobacz także: Ponad 100 tys. zł za miesiąc i brak chętnych. "Tylko masochista poszedłby tam pracować"
W sieci zawrzało i nie po raz pierwszy pojawiają się zarzuty, że to efekt "wymuszeń" lekarzy na dyrekcjach szpitali. Szpital płaci, bo nie ma wyboru: musi wypełnić luki kadrowe.
Zapytaliśmy o to minister zdrowia Jolantę Sobierańską-Grendę. – Dyskusja na ten temat toczy się od wielu miesięcy, przed nami spotkanie ze stroną społeczną w tym zakresie – powiedziała nam w środę szefowa resortu zdrowia. I przyznała, że jest wyraźne społeczne oczekiwanie, co do ustalenia górnego limitu wynagrodzeń na kontraktach.
Zaznaczyła jednocześnie, że "za szpital odpowiada dyrektor i zarząd szpitala". – Ja na razie, na podstawie doniesień medialnych, nie widzę podstaw do ingerencji w to, co się dzieje w szpitalu i jakie stawki są tam ustalane. Sama zarządzałam przez osiem lat szpitalami i wiem, że jeśli jest to robione zgodnie z ustawą o działalności leczniczej, to jest to odpowiedzialność dyrektora szpitala – wskazała Sobierańska-Grenda. I dodała: – Trudno mi się odnosić do stawek i rynku, który jest w danej miejscowości.
– Natomiast widzę, że jest bardzo duże oczekiwanie, żebyśmy wprowadzili regulacje, które postawią górną granicę. Dzisiaj jedyną osobą, która ma w szpitalu publicznym "widełki", jeśli chodzi o wynagrodzenie, jest dyrektor szpitala. W przypadku pozostałych pracowników jest dowolność w kształtowaniu wynagrodzeń. Mówię o górnej granicy – dodała minister zdrowia.
Pytanie, w jakim kierunku pójdzie resort zdrowia, bo jego wpływ na kształtowanie wynagrodzeń nie jest wykluczony. – Nie jest to niemożliwe – potwierdziła w rozmowie z WP abcZdrowie Katarzyna Kęcka, wiceminister zdrowia odpowiedzialna m.in. za zdrowie publiczne i dialog społeczny. I dodała, że pozostaje kwestia tego, jak będą przebiegały spotkania ze stroną społeczną.
"Zbyt piękne, żeby było prawdziwe"
Dyrektorka szpitala w Koninie tłumaczyła, że zarobki lekarza "wynikają wprost z wycen zatwierdzonych po analizach, które prowadzi Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji". – Procedura ablacji, o której mowa, jest wyceniana w zależności od stopnia skomplikowania konkretnego przypadku między 32 a 90 tys. za jeden zabieg. Lekarz, pracując na kontrakcie, dostaje 10 proc. tej wartości – wyjaśniła w rozmowie z WP abcZdrowie Krystyna Brzezińska.
Zaznaczyła też, że to ceniony specjalista, w dodatku jeden z niewielu w Polsce, którzy wykonują tak skomplikowane zabiegi.
– To niesprawiedliwość, ale system na nią pozwala – komentował wówczas Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.
Odnosząc się do sytuacji z Bielska-Białej zwrócił natomiast uwagę na inny wątek. Nieproporcjonalnie wysoka stawka to najczęściej przynęta, na którą szpital próbuje "złowić" do pracy w skrajnie trudnych warunkach.
Zobacz także: Ponad 100 tys. zł za miesiąc i brak chętnych. "Tylko masochista poszedłby tam pracować"
– Żaden lekarz, znając stawki rynkowe, nie rzuci się na taką ofertę, bo wie, że to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Co to znaczy? Na przykład jeden szpital i jeden SOR na bardzo duży obszar, ogromna liczba pacjentów w przeliczeniu na jednego lekarza, a co za tym idzie, ogromne ryzyko popełnienia błędu czy zaniedbania, za co to lekarz ponosi potem odpowiedzialność – wskazał rzecznik NIL.
I wyjaśnił, z czym się wiąże praca na SOR-ze. – Całodobowy dyżur, pacjenci przyjeżdżają jeden za drugim, nie ma kiedy zjeść, o chwili snu nie wspominając. Są też szpitale, w okolicy których nie ma lokalnej izby wytrzeźwień. Wtedy lekarz, który w tym czasie mógłby pomóc choremu pacjentowi, musi regularnie zajmować się nietrzeźwymi – zaznaczył Kosikowski.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła:
WP abcZdrowie
Ministerstwo Zdrowia
Źródła
- WP abcZdrowie
- Ministerstwo Zdrowia
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.