"Chcę nadal być mamą" - gwiazda "M jak miłość" Judy Turan o walce z rakiem
W głowie - wola walki, w ciele - nowotwór, który chce ją zniszczyć. Judy Turan w szczerej rozmowie opowiada o swojej walce z rakiem. Rok temu usłyszała diagnozę – rak piersi, w czerwcu pojawiły się przerzuty. W jej przypadku to już rodzinna trauma. 11 lat temu podobną diagnozę usłyszała jej mama. I wygrała. To dodaje młodej aktorce sił do walki z chorobą.
1. "Chcę nadal być mamą. Nie wyobrażam sobie, żeby nie zobaczyć, jak moje córki idą na studia, żeby nie poznać swoich wnuków"
Judy Turan - aktorka i coach. Ma 36 lat i bardzo agresywnego raka. Widzowie pokochali jej kreacje w popularnych serialach, takich jak "M jak miłość", "Diagnoza", "Barwy szczęścia" czy "Na Wspólnej". Aktorka od wielu lat występuje również na deskach teatru. Teraz toczy kolejną grę – o życie. Nie brakuje jej determinacji, bo jak mówi, ma dla kogo żyć. Ma dwie córeczki 8-letnią Emmę i 6-letnią Gretę.
Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP abcZdrowie: W maju ubiegłego roku dowiedziała się pani, że ma agresywnego raka piersi. Jaka była pierwsza reakcja, kiedy padła diagnoza?
Judy Turan, aktorka: To jest ciekawe. Wyczuwałam tę zmianę w piersi dużo wcześniej. Robiłam USG regularnie. To miało formę gruczołową, więc nikt z lekarzy nie podejrzewał, że to agresywny nowotwór. W pewnym momencie guz zaczął rosnąć, boleć i wtedy wykonałam biopsję i to był szok. Nie wiem, czy ktokolwiek, w jakimkolwiek momencie życia jest przygotowany na taką informację.
Sama diagnoza to był ogromny wstrząs, a potem wyparcie, poczucie, że to nie może być prawda, pytanie “dlaczego ja” i w końcu panika o przyszłość. Jeśli się ma dzieci, to się myśli w takiej sytuacji przede wszystkim o nich.
Było dużo lęku, ale on trwał stosunkowo krótko. Po dwóch miesiącach zaczęłam do wszystkiego podchodzić holistycznie i dociekać, co to ma wnieść w moje życie. Potem zaczeły się kolejne etapy przystosowania do nowej rzeczywistości.
Jak choroba zmieniła pani życie?
Moje życie zmieniło się o 180 stopni w kwestii priorytetów, tego, co jest ważne i tego, co ja naprawdę potrzebuję w tym życiu robić. Na przykład wiedziałam wcześniej, że trzeba dbać o spokój, jeśli żyje się w permanentnym stresie, który jest wpisany w mój zawód. Natomiast miałam tego świadomość tylko w teorii, a przecież stres przyczynia się do rozwoju wielu chorób, takich jak rak, czy cukrzyca.
Teraz wiem, że nie wystarczy dobrze jeść i uprawiać sport. Trzeba zadbać o siebie w pełni, o emocje, o równowagę.
Choroba była wstrząsem, ale przyniosła mi także dużo wiedzy o mnie samej. Zaczęłam jeszcze bardziej zagłębiać się w holistyczne podejście do zdrowia i je praktykować. Ciało nie jest nigdy wyrwane z kontekstu, ono jest tylko jednym z elementów, którym jesteśmy. Za mało dziś zaglądamy do serca. Ciało, umysł, sfera duchowa dają dużą moc i wszystkie potrzebne nam odpowiedzi. Trzeba się tylko umieć zatrzymać i pytać.
Przeszła pani operację piersi i węzłów chłonnych. Potem była chemioterapia. Wydawało się, że wszystko jest już pod kontrolą, tymczasem po roku kolejna łamiąca wiadomość – są przerzuty.
Chemioterapia to był totalny koszmar, kompletnie nie dawałam sobie z nią rady. Potem było dochodzenie do siebie, wzmożona suplementacja, żeby organizm mógł sie zregenerować. A na koniec znowu zaskoczenie - kolejna diagnoza. To było o tyle ciężkie, że uwierzyłam, że chorobę mam już za sobą.
Zaczęłam odczuwać silny ból w mostku i w pachwinie. Byłam wtedy na wyjeździe jogowym i myślałam, że się po prostu przećwiczyłam. Ale ból był bardzo dotkliwy. Po 3 tyg. na rutynowym badaniu okazało się, że są przerzuty do kości.
Teraz nie jest źle. Zawdzięczam to przede wszystkim olejowi konopnemu tzw. CBD, który pomaga łagodzić ból. Stosuje też inne suplementy, m.in. wit. D, kurkuminę, resweratrol, dmso i fizyczna kondycja jest bardzo w porządku. Ogólnie czuję się dobrze, ale w chwili obecnej wyniki nie są najlepsze.
Co mówią lekarze, jakie są rokowania?
Kondycja fizyczna jest dobra, psychiczna też, regularnie medytuję, a choroba jednak postępuje. Teraz trzeba będzie ustalić nowe terapie, nowy plan działania. Lekarze mówią, że trzeba podejmować śmiałe decyzje.
Rak bywa chorobą śmiertelną, ale na szczęście w dzisiejszym świecie prowadzi się tak dużo badań na ten temat, jest dużo możliwości leczenia. Ja nie biorę pod uwagę innej możliwości niż wyzdrowienie, a lekarze mi w tym kibicują.
Pani córki mają 6 i 8 lat. Powiedziała im pani o chorobie?
Tak, zdecydowałam się im powiedzieć, ale tylko częściowo. Nie miałam wyjścia, bo po pierwszej chemii straciłam wszystkie włosy, więc musiałam im wytłumaczyć ten fakt. Powiedziałam im, że jestem chora, że to jest efekt tej choroby. Oczywiście zawsze im mówię, że jestem na drodze do wyleczenia. Jeżdżę do Niemiec na wizyty i terapie, więc je uprzedziłam, że jeszcze "jestem trochę chora" i dlatego mnie czasem nie bedzie.
Czyli nie wiedzą, że to rak?
Miałam ostatnio próbę, żeby im powiedzieć, ale akurat zmarł mój przyjaciel. Odszedł na raka, a dziewczynki go dobrze znały, były z nim blisko, więc nie chciałam, żeby połączyły te fakty. Nie chciałam, żeby się przestraszyły, że moje życie też jest zagrożone.
Jest pani pod opieką lekarzy z Niemiec, którzy podjęli się leczenia. Terapia jest jednak koszmarnie droga, z tego względu zdecydowała się pani na zbiórkę środków na portalu siepomaga.pl. Potrzeba ponad 550 tys. Jak idzie zbiórka?
Odzew był bardzo duży. Brakuje jeszcze 15 proc. do całości sumy. Większość środków została zebrana w pierwsze dwa tygodnie. Ludzie cały czas jeszcze wpłacają pieniądze, często to są bardzo małe wpłaty. To, że tak dużo ludzi się w to zaangażowało jest bardzo urzekające i dodaje sił w gorszych chwilach. Dostaję też dużo wiadomości od znajomych i nieznajomych z wyrazami wsparcia.
”Całusy dla dziewczynek! Mają piękną mamę, która będzie im jeszcze czesała włosy na ich ślubach…”- to jeden z ostatnich wpisów na portalu. Dużo pani dostaje takich wiadomości?
Tak. Ludzie dają mi rady, podsyłają linki do różnych metod leczenia, wysyłaja słowa otuchy. To jest bardzo wspierające. Brakuje słów, żeby to opisać. Bardzo pomagają mi też przyjaciele –artyści, którzy żeby zebrać potrzebne na moje leczenie środki zorganizowali m.in. koncert w radiowej Trójce, zaprzyjaźniony Teatr Druga Strefa wystawił trzy spektakle, z których dochód zasili mój cel, jedna koleżanka organizuje aukcję dzieł sztuki, druga - sprzedaje ebooki, w planach są jeszcze inne występy. To daje ogromną nadzieję i wiarę, że ludzie chcą pomagać. Niezmiernie ważna jest świadomość, że nie jest się samemu.
A zawodowe plany? Kiedy będziemy mogli panią ponownie zobaczyć w nowych rolach?
Czuję się dobrze, ale jestem w trakcie leczenia, więc musiałam zawodowe kwestie przełożyć nieco w czasie. W październiku będę grała w warszawskim Teatrze Druga Strefa. Spełniło się też moje marzenie. Spektakl ''Kantata na cztery skrzydła'', produkcji mojej Fundacji Act 4 Art im. Meisnera, zagramy w ramach Miedzynarodowego Dnia Zdrowia Psychicznego w Ośrodku Zdrowia Psychicznego w Radłówku. Wkrótce moja postać pojawi się też w serialu TVN "Motyw".
Ma pani w sobie niesamowite ciepło i determinację. Skąd pani czerpie siłę?
Ogromną inspiracją jest dla mnie moja mama, która 11 lat temu też przechodziła przez ten sam rodzaj nowotworu. Wygrała. I ma się dobrze. Są dzieci, najbliżsi, przyjaciele. Ogólnie muszę przyznać, że mam wielkie szczęście do ludzi. Wielu z nich mnie motywuje swoją postawą. Zawsze było dużo aniołów wokół mnie (śmiech).
Jednak najważniejsze są córki. Nie wyobrażam sobie, żeby nie widzieć, jak pójdą na studia, jak założą swoje rodziny. Nie dopuszczam myśli, że nie będę uczestniczyć w ich dorosłym życiu, nie zobaczę swoich wnucząt… Ja to cały czas widzę i pielęgnuję w moich medytacjach. Naprawdę jestem zdeterminowana, żeby wyzdrowieć i nie dopuszczam innej opcji.
Zajmuje się pani również coachingiem, więc można powiedzieć, że w kwestii dodawania innym otuchy jest pani ekspertem. Co powiedziałaby pani innym chorym, którzy zmagają się z chorobą?
Wszystko przemija, choroba to też jest faza, która za chwilę się zmieni. To jest tylko jakiś etap. Czasem krótszy, czasem dłuższy, ale jednak poddany zmianom jak wszystko inne. Mamy obecnie dużo terapii, metod leczenia.
Rak nie jest wyrokiem. Najważniejsza jest szczera chęć życia. Nie ma tutaj miejsca na wątpliwości. Dla mnie ta choroba jest informacją, co potrzebuję zmienić, żeby żyć w zgodzie ze sobą. Innym chorym też z całego serca polecam takie podejście.
Dzięki chorobie wiem, jakie są priorytety w moim życiu. Wiem, że najważniejsze jest dbanie o siebie na wszystkich poziomach. Jak zadbam o siebię, to potem mogę zadbać o innych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.