Dramat chorych na raka w Polsce. "Pacjent często błądzi i plącze się w tym systemie"
Onkofundacja Alivia od dekady monitoruje dostępność badań obrazowych w Polsce. Najnowsze dane przynoszą niepokojące wnioski. - Pacjentka, gdyby nie zwlekano z diagnostyką, mogła być leczona z intencją wyleczenia. Przez przeciągającą się diagnostykę guz powiększył się dwukrotnie - relacjonuje wicedyrektorka fundacji.
W tym artykule:
Sytuacja pacjentów onkologicznych w Polsce
Obecnie w Polsce z chorobą nowotworową żyje około 1,17 mln osób, a rak jest najczęstszą przyczyną śmierci Polaków w wieku produkcyjnym. Onkolodzy i przedstawiciele Krajowego Rejestru Nowotworów mówią, że nie spodziewali się takiego wzrostu zachorowań, jaki obserwujemy obecnie - zwraca uwagę Onkofundacja Alivia. Do tego polscy pacjenci wciąż muszą zmagać się z utrudnionym dostępem do diagnostyki.
Długi czas oczekiwania w przypadku chorób nowotworowych może oznaczać utratę szans na skuteczne leczenie. Niestety raport "Potrzeby i doświadczenia pacjentów onkologicznych" opracowany przez fundację Alivia na początku 2025 r. nie napawa optymizmem. Fundacja wzięła pod lupę czas oczekiwania na badania obrazowe w blisko 800 placówkach medycznych w Polsce, a próba badawcza objęła ponad 600 pacjentów, u ktorych zdiagnozowano chorobę nowotworową.
- Pacjenci onkologiczni zgłaszają się do nas, ponieważ mierzą się z wieloma problemami - po kilka miesięcy czekają w kolejce, nie mogą doczekać się na opis badania, terminy są przekładane - wymienia w rozmowie z WP abcZdrowie Joanna Frątczak-Kazana, wicedyrektorka Onkofundacji Alivia.
Rząd wesprze badania w onkologii. "Rak nas zabija. Musimy z nim walczyć"
Dane raportu pokazują, że na rezonans magnetyczny w trybie normalnym badani pacjenci czekają średnio 106 dni, a na tomografię komputerową czas oczekiwania wynosi ok. 63 dni. Po badaniu pojawia się kolejny problem - czekanie na opis, które może trwać nawet 46 dni.
- System jest nie do końca wydolny, nie jest w stanie w odpowiednim czasie, czyli zgodnym ze standardami wskazanymi w zarządzeniu prezesa NFZ, udzielić świadczeń potrzebującym pacjentom - zauważa ekspertka.
Średni czas oczekiwania na pierwszą konsultację onkologiczną w badanej grupie pacjentów wynosi 47 dni, ale w skrajnych przypadkach, np. w województwie zachodniopomorskim, czas ten sięga aż 225 dni. Różnice między regionami są widoczne, a skala problemu jest niepokojąca. Nierówności w dostępie do świadczeń w różnych regionach w latach 2019-2023 potwierdza również najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli.
Ponad 38 proc. osób, u których rozpoznano nowotwór w 2024 r., czekało na rozpoczęcie leczenia powyżej trzech miesięcy. Dla porównania odsetek takich osób w 2020 r. wynosił 31 proc.
- Ponad jedna trzecia pacjentów, uczestników przeprowadzonego przez naszą fundację badania, nie jest zadowolona ze swojej diagnostyki i leczenia, ocenia ją źle lub bardzo źle. Najistotniejszy jest jednak fakt, że ponad jedna trzecia respondentów czekała na postawienie diagnozy powyżej 3 miesięcy, a aż 18 proc. pacjentów powyżej pół roku - podkreśla Joanna Frątczak-Kazana.
Kiedy bezczynność staje się wyrokiem
W Polsce pracuje zaledwie około 4300 radiologów, co jest niewystarczające wobec rosnących potrzeb. Diagnostyka obrazowa odgrywa kluczową rolę w wykrywaniu nowotworów – nawet 80 proc. rozpoznań jest stawianych lub potwierdzanych na jej podstawie
Długi czas oczekiwania oraz brak dostępu do informacji i trudności w kontakcie z placówkami generują frustrację chorych. - Kilka miesięcy temu zadzwoniła do nas pacjentka z północy Polski. Okazało się, że choruje na raka płuca, była wstępnie zdiagnozowana już ponad pół roku temu, ale w zasadzie ten proces nie mógł się zakończyć i nie rozpoczęto leczenia. Jej kolejne badania były przekładane, terminy oczekiwania coraz dłuższe. Najpierw na biopsję, potem na wynik, następnie na badanie PET i tak bez końca. Nie wiedziała, co zrobić, dzwoniła do ośrodka, w którym się leczyła, i pytała, czy jest opis badania i jak długo będzie musiała czekać. Albo odwrotnie - to pracownik szpitala dzwonił i przekładał termin badania - przytacza jedną z historii wicedyrektorka Onkofundacji Alivia.
Pacjentka była w kontakcie z fundacją, a przekazywane przez nią informacje wskazywały, że proces nie przebiega sprawnie. - Przy kolejnym badaniu okazało się, że guz płuca, który początkowo mógł być operacyjny, już taki nie był. Pacjentka, gdyby nie zwlekano z diagnostyką, mogła być leczona z intencją wyleczenia. Przez przeciągającą się diagnostykę guz powiększył się dwukrotnie i stał się nieoperacyjny. Pozostało leczenie systemowe (metoda leczenia, w której leki podaje się w taki sposób, aby dotarły do całego organizmu, a nie tylko do konkretnej tkanki, np. chemioterapia, przyp. red.)
Jak mówi Joanna Frątczak-Kazana, u podstawy takich dramatycznych historii leżą często ograniczone zasoby kadrowe czy brak odpowiednich ścieżek diagnostyki. Przez to chorzy zbyt późno trafiają do ośrodków wyspecjalizowanych w diagnostyce i leczeniu określonych typów nowotworów.
- Jeśli pacjent jest już zakwalifikowany na leczenie, ono się odbywa w miarę płynnie. Natomiast moment od zgłoszenia pierwszych objawów do rozpoczęcia leczenia to dla wielu pacjentów droga przez mękę - zaznacza ekspertka.
Skutkiem tego są nie tylko tragedie osobiste. Joanna Frątczak-Kazana dodaje, że rak wykryty na wczesnym etapie to również mniejsze obciążenie dla systemu, bo nie trzeba finansować kosztownego leczenia.
- Pacjent często błądzi i plącze się w tym systemie. Część badań i wizyt odbywa prywatnie, część na NFZ, ale pacjenci onkologiczni i tak na koniec trafiają do publicznego ośrodka leczenia, bo terapia onkologiczna jest bardzo droga. Niewiele osób jest w stanie pozwolić sobie na sfinansowanie takiego leczenia.
"Pacjentka była pozbawiana godności"
Wielu pacjentów onkologicznych walczy nie tylko z rakiem, ale z systemem, który stawia przed nimi kolejne trudności. - Jeśli pacjent jest w szpitalu, to jest w miarę zaopiekowany - przyjdzie psycholog, może nawet dietetyk. Są konsultacje, lekarze i specjaliści. Problem w tym, że całe leczenie onkologiczne nie odbywa się w szpitalu, to długotrwały proces. Schody zaczynają się, kiedy pacjent wraca do domu - dodaje Joanna Frątczak-Kazana.
- Nie ma SOR-ów onkologicznych, istnieją teoretycznie. W szpitalach wieloprofilowych, gdzie funkcjonują SOR-y, nie chcą takich pacjentów, bo to problem. Pacjenci kierowani są tam, gdzie się leczą. Chory jest pozostawiony sam sobie, nie wie, do kogo się zwrócić poza godzinami funkcjonowania ośrodka, w którym podjął leczenie.
Wicedyrektorka Onkofundacji Alivia wspomina historię jednej z pacjentek onkologicznych, u której dwa tygodnie po operacji doszło do niedrożności jelit. - Szpitalny Oddział Ratunkowy instytutu, gdzie była operowana, w praktyce nie funkcjonował, nie było możliwości kontaktu. Na SOR ogólnym w innym warszawskim szpitalu, po kilku godzinach oczekiwania i diagnostyki, została przyjęta na oddział, gdzie przez 5 dni słuchała uwag personelu, że nie powinna tam być. Powinna być w szpitalu, w którym była operowana - opowiada.
- Pacjentka była pozbawiana godności, a lekarz był zły, że musi "coś" poprawiać po innym koledze po fachu, a to przecież nie jego pacjentka. Nikt nie wziął pod uwagę, że nie było możliwości pójść do lekarza operującego, a każda kolejna godzina stanowiła zagrożenia dla życia - podsumowuje.
Walka z rakiem to nie tylko leczenie, to przede wszystkim codzienne zmaganie się z fizycznym bólem, psychicznym wyczerpaniem, bezsilnością i lękiem o przyszłość. - W naszej fundacji staramy się pomóc pacjentom i ich bliskim, zapewnić im wsparcie i niezbędne narzędzia, by nie czuli się zagubieni w chorobie - przyznaje Joanna Frątczak-Kazana.
Dominika Najda, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- WP abcZdrowie
- Onkofundacja Alivia
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.