"Mówili nam: proszę żegnać się z synem". Bartek Borczyński żyje i walczy o każdy ruch
33-letni Bartek na korytarz kliniki wjeżdża na wózku inwalidzkim pchanym przez ojca. Nie jest w stanie odpowiedzieć na przywitanie. Nie wyciągnie ręki. Reaguje za to jego, początkowo zamglony, wzrok. Nagle oczy stają się uważne i podążają za ruchem. Widać w nich życie. Wypadek miał miejsce 19 października 2013 roku. Bartek przyjechał z Warszawy na weekend do rodzinnego Kutna. W sobotni wieczór, kiedy przechodził na pasach przez ulicę, wjechał w niego rozpędzony samochód. 400 metrów od domu.
1. Wypadek Bartka
Najbardziej ucierpiała głowa. Miał wieloodłamkowe złamania kości oczodołu, szczęki, żuchwy, a także liczne krwiaki. W wyniku urazu czaszkowo-mózgowego doznał paraliżu wszystkich kończyn. Do tego miał uszkodzone płuca i złamaną kość udową.
- Stan był krytyczny, obrażenia rozległe, a lekarze mówili nam: proszę żegnać się z synem - wspomina mama Bartka, Katarzyna Borczyńska.
W chwili wypadku Bartek miał 25 lat. Skończył już studia. Planował dalsze życie. Od dziecka wysportowany, aktywny i pełen zawziętości w dążeniu do celów. Dziś rodzice śmieją się przez łzy, że właśnie ta nieustępliwość, w połączeniu z kilkutygodniową ciężką pracą lekarzy, przywróciła go do żywych. Od 7 lat liczą, że pozwoli mu też przemówić i stanąć na nogi.
2. Kosztowna rehabilitacja
Codziennie po przebudzeniu Bartek otrzymuje śniadanie przez rurkę wszczepioną bezpośrednio do żołądka. Później zajęcia z logopedii, rehabilitacja, masaże. Po odpoczynku i obiedzie spędza kolejne godziny z terapeutami, wykonując ćwiczenia rozciągające, ruchowe i podejmując próby pionizacji. I tak przez 6 dni w tygodniu. Czas wolny wypełniają mu spacery na wózku oraz słuchanie taty, który czyta mu gazety i książki.
Bartka nie można wyleczyć operacyjnie.
- Po takim czasie od wypadku niewiele wiadomo. Nagła poprawa może nastąpić za miesiąc albo za 6 lat. Może pojawić się impuls, który znacznie przyspieszy proces leczenia. Dlatego robimy wszystko, by utrzymać Bartka w jak najlepszej kondycji psychicznej i fizycznej. Technologia też pójdzie do przodu. Lekarze mówią, że mózg wygląda obiecująco, więc możemy tylko ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć - podkreśla ojciec, Sławomir Borczyński.
Bartek wymaga codziennej rehabilitacji i opieki. Jest całkowicie uzależniony od innych. Miesięczny koszt takiego leczenia w specjalistycznej klinice wynosi ok. 20 tys. złotych. Na razie połowę pokrywa ubezpieczyciel, z którym w sądzie wciąż toczy się sprawa odszkodowawcza.
- Resztę płacimy z własnych pieniędzy - podkreśla ojciec. Rodzice Bartka wyprowadzili się z rodzinnego Kutna, by być bliżej jedynego dziecka. Sprzedali dom, a w nowym miejscu starają się na nowo ułożyć swoje zawodowe życie.
3. Pozostają małe kroki
Bartek chętnie pracuje z rehabilitantami, choć widać, że najprostsze ćwiczenia wymagają od niego olbrzymiego wysiłku. W klinice udało się doprowadzić go do tzw. "stanu minimalnej świadomości plus" - możliwy jest z nim kontakt i reaguje powtarzalnie na bodźce
Dzięki pracy na specjalistycznym sprzęcie Bartek ruchem gałek ocznych udowodnił, że jest w stanie czytać, rozwiązywać logiczne zadania i rozpoznawać dawnych znajomych. Podnosi też lewy kciuk, gdy chce coś zaakceptować. Na pytania reaguje coraz szybciej.
Nie ma z nim jeszcze kontaktu werbalnego, ale zaczyna wymawiać pojedyncze samogłoski. Zaczął wydawać dźwięki, reaguje lekkim śmiechem na dowcipy. Na nowo nauczył się otwierać buzię i przełykać małe ilości płynów.
- Bardzo lubi kawę. Widać, że pamięć smaku została. Chcielibyśmy, aby wziął kubek do ręki i sam się napił, ale pozostają nam te małe kroki - dodaje pan Sławomir.
Bartek do kliniki trafił totalnie sparaliżowany. Nie potrafił wykonać żadnego ruchu. Dziś może siedzieć na wózku, porusza w pewnym zakresie stawami i chwyta rzeczy jedną dłonią. Każda z tych czynności była jednak poprzedzona setkami nieudanych prób. Postępy są powolne, ale każda nowa umiejętność daje nadzieję.
4. Potrzebna pomoc
U Bartka najwięcej mówią oczy. Przy spotkaniu z rodziną i dawnymi przyjaciółmi jego źrenice wyraźnie się powiększają. Jest błysk zadowolenia. Przy pożegnaniu, łzy napływają mu do oczu.
- Gdy go coś boli, to widać, że cierpi. Wiemy wtedy, że coś się dzieje. Ale są też sytuacje, w których pojawia się uśmiech, a oczy mu się świecą. Właśnie wtedy na chwilę o wszystkim zapominamy - podkreśla ojciec.
Przed Bartkiem wciąż wiele pracy. Warunkiem poprawy jego stanu jest codzienna i kosztowna rehabilitacja. Bartka i jego rodziców można finansowo wspomóc za pomocą internetowej zbiórki, którą znajdziesz TUTAJ.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.