Obrońcy porodówki w Bieszczadach protestują w Warszawie. "Nie walczymy o luksus, tylko o bezpieczeństwo"
Medycy ze szpitala w Lesku, a także mieszkańcy przyjechali do Warszawy, by protestować w obronie porodówki - ostatniej w Bieszczadach. - Wierzymy, że Ministerstwo Zdrowia faktycznie będzie ratować nasz szpital i nie skończy się tylko na obietnicach - zaznacza Magdalena Dąbrowska, przewodnicząca Zakładowej Organizacji Związkowej Pielęgniarek i Położnych przy szpitalu w Lesku.
W tym artykule:
Obrońcy porodówki w Lesku pikietują w Warszawie
Oddziałowi ginekologiczno-położniczemu w Lesku, który od wtorku jest zawieszony, grozi likwidacja, o czym pisaliśmy w poniedziałek, 30 czerwca. Personel szpitala i mieszkańcy nie dają jednak za wygraną i bronią porodówki. We wtorek przyjechali do Warszawy na protest. Przed Ministerstwem Zdrowia już niebawem ma pikietować nawet kilkadziesiąt osób. Po godz. 15 dyrekcja szpitala i zarząd powiatu leskiego mają rozmawiać z przedstawicielami resortu zdrowia.
Zobacz także: Ostatnia porodówka w Bieszczadach do zamknięcia. "Nikogo nie obchodzi, że kobieta i dziecko mogą umrzeć?"
- Bronimy tego, do czego każda kobieta ma prawo bez względu na to, gdzie mieszka - czy w Bieszczadach, czy w dużym mieście. Nie walczymy o luksus, tylko o bezpieczeństwo - zaznacza w rozmowie z WP abcZdrowie Magdalena Dąbrowska, przewodnicząca Zakładowej Organizacji Związkowej Pielęgniarek i Położnych przy szpitalu w Lesku, która przyjechała na wtorkowy protest.
- Urodziłam się na tej porodówce, a także urodziłam tu swoje dziecko. To jedyny taki oddział w tym regionie, nie możemy pozwolić na jego likwidację. Jako pielęgniarka wiem, jak niebezpieczne mogą być sytuacje przy porodzie, np. nagły krwotok czy łożysko przodujące. W takich sytuacjach liczą się minuty - podkreśla.
Nie wyobraża sobie, by rodząca musiała jechać 100 km do szpitala. - Karetka nie jest tu żadnym rozwiązaniem, opieka musi być kompleksowa. Wierzymy, że Ministerstwo Zdrowia faktycznie będzie ratować nasz szpital i nie skończy się tylko na obietnicach medialnych minister Izabeli Leszczyny - dodaje Magdalena Dąbrowska.
Przypomnijmy, że w rozmowie z Wirtualną Polską ministra Izabela Leszczyna zapowiedziała, że szpital nie zostanie bez pomocy. - W zeszłym roku w Lesku było niecałe 200 porodów. A eksperci twierdzą, że im mniej porodów, tym większe niebezpieczeństwo dla kobiety rodzącej. Mimo to Lesko będziemy ratować, bo sieć porodówek musi zapewniać dostępność w określonej odległości i określonym czasie dojazdu - zaznaczyła szefowa resortu zdrowia.
- Jeśli Lesko skorzysta z ustawy, która niebawem będzie w Sejmie (dotyczącej reformy szpitali, która zakłada m.in. pomoc finansową dla zadłużonych placówek - red.), to jest realna szansa na to, że kobiety, które zechcą tam rodzić swoje dzieci, będą mogły to robić - dodała.
Ostatni oddział w regionie
Porodówka szpitala w Lesku to jedyny taki oddział w regionie, więc trafiają tam także kobiety z innych powiatów. Niestety porodów jest za mało, by utrzymać rentowność (w 2024 roku jego straty przekroczyły 5 mln zł). W ubiegłym roku było ich zaledwie 197. Stąd zagrożenie likwidacją.
- Jeśli do tego dojdzie, sytuacja będzie kryzysowa. Mój mąż jest ratownikiem medycznym, więc doskonale wiem, jak to wygląda. Zdarzało się nawet, że musiał odbierać poród w domu u pacjentki, np. w Jabłonkach, bo do Leska nie byli w stanie dojechać. Tu są straszne odległości, a do najbliższego szpitala w Brzozowie czy Krośnie z niektórych miejscowości byłoby nawet ponad 100 kilometrów. W sezonie letnim, kiedy jest masa turystów i potrafią być straszne korki, ten czas jeszcze się wydłuży - zaznacza. - podkreślała w rozmowie z WP abcZdrowie Klaudia Drzał, która była pacjentką oddziału ginekologiczno-położniczego w Lesku.
Porodówka to tylko jeden z kłopotów szpitala w Lesku, którego problemy finansowe są znacznie większe i ciągną się od lat. Całkowite zadłużenie sięga już 111 mln zł. - To potężne zadłużenie, a oddział ginekologiczno-położniczy jest niestety jednym z najbardziej nierentownych. Z drugiej strony to jedyny taki oddział na trzy powiaty: leski, sanocki i bieszczadzki. Gęstość zaludnienia nie jest w naszym regionie duża, ale czy to znaczy, że ciężarne kobiety lub pacjentki, które mają konkretne problemy ginekologiczne, wymagające hospitalizacji, mają zostać bez opieki w bezpiecznej odległości od domu? - zwracał uwagę w rozmowie z WP abcZdrowie Wiesław Kuzio, wicestarosta leski.
Porodówka w Lesku będzie działać. Jest deklaracja MZ
- Ustaliliśmy dzisiaj, że porodówka w Lesku będzie funkcjonować - powiedziała ministra Izabela Leszczyna, wychodząc do protestujących we wtorek 1 lipca przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia.
Tym samym potwierdziła to, co deklarowała wcześniej w rozmowie z Wirtualną Polską. - Lesko będziemy ratować, bo sieć porodówek musi zapewniać dostępność w określonej odległości i określonym czasie dojazdu - mówiła w wywiadzie dla WP.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.