Przyjmuje pacjentów ważących nawet 270 kg. "W Polsce jest coraz więcej ośrodków bariatrycznych, a to oznacza, że jest na nie popyt"
Jeden na trzech chłopców i jedna na pięć dziewczynek w wieku od sześciu do dziewięciu lat - według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia taki odsetek małych Europejczyków dotyka problem otyłości. Agnieszka Piskała-Topczewska, dietetyczka, która pracuje z pacjentami bariatrycznymi, nie ma wątpliwości: - Otyłe dziecko równa się otyły dorosły – mówi. I podkreśla, że dziecko z otyłością ma zaledwie 10 proc. szans na "szczupłą" dorosłość.
1. Otyłość w Polsce
Według szacunków WHO aż dwa miliardy osób na świecie zmaga się z otyłością. Narodowy Fundusz Zdrowia z kolei szacuje, że w Polce już trzy na pięć dorosłych osób ma nadwagę, a już niebawem – do 2030 roku – co trzeci z nas będzie otyły. W Europie Zachodniej daleko nam do będących na podium Wielkiej Brytanii, Malty czy Turcji, ale to się może zmienić. Problemem jest nie tylko ryzyko dziesiątek chorób, jakie wiążą się z otyłością, bądź już z nadwagą, ale przede wszystkim problem z nazwaniem rzeczy po imieniu.
- Gdy mówimy o nadwadze czy otyłości, to najczęściej korelujemy to z defektem estetycznym, nie zdając sobie sprawy, ile chorób za tym stanem stoi – mówi w rozmowie z WP abcZdrowie dietetyczka i diet coach, Agnieszka Piskała-Topczewska, założycielka Instytutu Nutrition Lab.
Ekspertka tłumaczy, że wysokiego cholesterolu czy chorób metabolicznych gołym okiem nie widać. Trudno więc uświadomić sobie skalę problemu.
- Pierwszy problem zaczyna się w dzieciństwie – komórki tłuszczowe powstają w 98 proc. do trzeciego roku życia, a potem adipocyty mają tylko zdolność do powiększania się i zmniejszania – mówi stanowczo ekspertka i przytacza dane: - W Polsce mamy już ok. 20 proc. otyłych dzieci, a w dużych aglomeracjach – nawet 25 proc. Otyłe dziecko ma jedynie 10 proc. szans na to, że będzie szczupłe w wieku dorosłym.
Jej zdaniem wciąż pokutuje przekonanie, że dziecko z nadwagą czy otyłe to synonim dziecka dobrze odżywionego, to jest – zdrowego. Już dziś niektóre z tych osób są pacjentami dietetyczki.
- Niemal 100 proc. pacjentów bariatrycznych to ci, którzy przychodzą i mówią: "ja od małego byłem gruby". Wszyscy do tego przywykli, otoczenie daje przyzwolenie na to, żeby taki był, bo taki był od zawsze.
2. Polscy pacjenci z otyłością
Agnieszka Piskała-Topczewska pracuje w szpitalu, w którym dokonywane są operacje bariatryczne, które polegają na chirurgicznym zmniejszeniu żołądka. Ekspertka przyznaje, że kiedy zaczynała pracę z pacjentami kwalifikowanymi do zabiegów, nie spodziewała się, że w Polsce skala problemu jest tak duża.
- Pacjenci po 130 kg, 180 kg, a nawet 270 kg. Dla nich wstanie z sofy przed gabinetem, gdy ich zapraszam na konsultacje, jest nie lada wyzwaniem. Pokonanie kilku kroków z poczekalni do gabinetu, to niczym wspięcie się na Mount Everest – opowiada dietetyczka i dodaje: - Ci ludzie często mają nawet problem z mówieniem, żeby nie dostać zadyszki.
- Oni są obarczeni nie tylko konsekwencjami zdrowotnymi otyłości. Mają ogromne problemy natury psychicznej, a wreszcie zmagają się z wykluczeniem społecznym czy zawodowym – mówi ekspertka.
- Takie wykluczenie zawodowe jest istotnym problemem. Przy wadze 270 kg trudno znaleźć pracę, choć już panowie, którzy ważą nawet 130 kg, też się z tym zmagają. Takiego pacjenta miałam – mimo wysokich kwalifikacji informatycznych nie mógł znaleźć pracy, bo – jak przyznał – szczupli informatycy są chętniej zatrudniani. Podświadomie wielu pracodawców myśli, że osoby otyłe są lub będą chore, nie będą przychodzić do pracy itd - dodaje.
Praca z takim pacjentem nie jest łatwa. Choć wydaje się, że operacja zmienia ich życie na dobre, to sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Wymagają wsparcia bariatry, ale także dietetyka – przed operacją oraz po niej. Nierzadko konieczny jest psycholog, a w myśl holistycznego podejścia do pacjenta – także fizjoterapeuta czy trener. To wreszcie ciężka praca samego pacjenta, by efekty nie zostały zniweczone.
- Niektórzy wracają. To nie jest magiczna sztuczka, która zamienia nas w szczupłych ludzi na całe życie. Miałam niedawno pacjenta, który trzy lata temu przeszedł taką operację. Teraz wrócił – i do wagi, i do nas. Znów został zakwalifikowany do operacji – zmniejszony do rozmiarów piąstki żołądek rozciągnął do monstrualnych rozmiarów – mówi dietetyczka i dodaje: - Pewnym problemem jest to, że utrata wagi dzięki operacji bariatrycznej nie jest obłożona pracą pacjenta. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
3. Operacje bariatryczne coraz bardziej popularne
Pacjentów bariatrycznych przybywa i prawdopodobnie będzie przybywać. Część z nich to coraz mocniej tyjące polskie społeczeństwo. A część? To nasi sąsiedzi. Agnieszka Piskała-Topczewska przyznaje, że ma pacjentów pochodzących z Wielkiej Brytanii. Przyjeżdżają do nas, bo w ojczyźnie borykają się z dużymi kolejkami do bariatrów. U nas też jest taniej.
- Są dwie trasy bariatryczne w Europie – jedna wiedzie do Polski, druga do Turcji – przyznaje ekspertka.
Tym, co nas odróżnia od klinik w krajach o dużym problemie otyłości w populacji, jest to, że w Polsce wciąż nie przywykliśmy do dużych problemów otyłych pacjentów.
- Mimo że ten problem się zakcelerował, to zabawne jest to, że w Polsce wciąż mamy pewien problem natury technicznej. Otóż, żeby zostać zakwalifikowanym do operacji bariatrycznej, pacjenci muszą schudnąć do wagi 120 kg. A dlaczego? Nie chodzi o żadne względy zdrowotne – opowiada dietetyczka.
- Kuriozum jest, że stoły operacyjne nie są w stanie podźwignąć masy większej niż 120 kg. Kiedyś na oddziale bariatrycznym, kilka lat temu, widziałam, że pod łóżka podkładane były cegły, żeby się nie zawaliły pod pacjentami – przyznaje ekspertka.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.