Zdrowie przeliczone na złotówki – niezwykła historia Anki
Mimo problemów ze zdrowiem, w życiu Anki wszystko układało się pomyślnie. Zaczęła studia, znalazła miłość swojego życia, pierwszą pracę. Dzieląc czas pomiędzy obowiązki i ukochanego, w najgorszych snach nie przypuszczała, że lada chwila jej świat legnie w gruzach. Kolejna diagnoza przyćmiła plany na życie, które dopiero przed chwilą stanęło przed nią otworem.
1. Uśmiech przez łzy
Ze zdjęć uśmiecha się sympatyczna blondynka. Widać, że dobrze czuje się przed obiektywem – nie ma się czemu dziwić, jest piękna, a do tego potrafi umiejętnie podkreślać atuty swojej urody, jak na wizażystkę przystało.
Na pierwszy rzut oka nic nie zdradza tego, że od dziecka Anka cierpi na poważne schorzenie. Urodziła się z rozszczepionym kręgosłupem, a w dodatku stwierdzono u niej przepuklinę mózgowo rdzeniową. Szczęście z jej narodzin zostało zakłócone strachem o życie i przyszłość. Dzięki determinacji matki, nie doszło do najgorszego.
Dziewczyna nauczyła się żyć z chorobą, choć nie było łatwo.
– Schorzenie, na które cierpię, od strony widocznej dla oka charakteryzuje się ogromnym guzem w okolicy pośladków, pokrytym skórą, a wypełnionym płynem mózgowo-rdzeniowym. Przez te wszystkie lata udawało mi się to maskować pod ubraniem.
W czasach wczesnoszkolnych najgorsza była krytyka ze strony rówieśników, którzy wyśmiewali się ze mnie, że noszę pampersy. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić, tak więc starałam się nie brać sobie tego do głowy – wspomina.
Dodatkowym utrudnieniem była konieczność cewnikowania, przez którą Anka często musiała opuszczać zajęcia. Nie zasmakowała też typowo dziecięcych zabaw z piłką czy w berka. Zajęcia wychowania fizycznego spędzała na ławce – mogła tylko obserwować, co robią inni.
Ogromnym wsparciem w tym trudnym okresie życia byli dla Anki rodzice, którzy za wszelką cenę starali się, by życie ich córki w jak najmniejszym stopniu różniło się od życia innych dzieci, by było „normalne”. Jednocześnie nie pozwolili, by czuła się gorsza. Powtarzali, że jest kimś wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju.
Brzmienie tych słów Anka musiała zapamiętać na bardzo długo. Musi powtarzać je sobie każdego dnia. Los nie był dla niej bowiem łaskawy. Cztery lata temu jej dziewiętnastoletnie wówczas życie ponownie wywróciło się do góry nogami.
2. „Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi”
Choroba zaatakowała ją w najmniej spodziewanym momencie. Ni z tego, ni z owego zaczęły pojawiać się dziwne ataki. Niezwykle silnym drgawkom, skutkującym często utratą przytomności, towarzyszyły przeszywający ból i intensywne zasinienie stóp. Anka była przerażona. Zwłaszcza, że początkowo lekarze nie mieli pojęcia, co może jej dolegać. Przyczyn doszukiwano się w zaburzonej pracy serca, jednak ten trop okazał się błędny. Ankę poddano licznym badaniom.
– Po otrzymaniu wyników okazało się, że migdałki móżdżku są obniżone aż o 14 mm. To zespół Arnolda Chiariego. Lekarze niestety nie zaproponowali mi leczenia, uznając, że żyłam z tym tyle lat, więc i kolejne lata też sobie poradzę. Przy następnych atakach po prostu brałam tabletkę przeciwbólową i modliłam się, żeby jak najszybciej to przeszło.
Struktury mózgowe zaczęły przemieszczać się w głąb kanału kręgowego. Ich nadmierny ucisk wywołuje szereg nieprzyjemnych objawów. W przypadku Anki są to paraliżujące bóle tyłu głowy, którym towarzyszą silne zawroty, opadanie powieki prawego oka, nieznośny pisk w uszach i oczopląs. Drętwieją jej nogi i ręce. Ból pośladków przypomina rażenie prądem. Ma problemy ze zwieraczami i oddawaniem moczu. Otępiające leki przeciwbólowe odbierają resztki radości z życia.
– Staram się jakoś sobie radzić, chodzę, ale powoli i utykam. Najgorsze są noce. Nie śpię w ogóle, ale już niedługo odeśpię to wszystko podczas operacji – żartuje. Na szczęście, Anka nie jest zbyt wysoka. Gdyby mierzyła kilka centymetrów więcej, objawy byłyby znacznie silniejsze.
Dziewczyna dobrze pamięta, kiedy jej stan się pogorszył. Prawdziwe problemy zaczęły się w 2013 roku, kiedy podjęła pierwszą pracę. Zaczęła staż w salonie kosmetycznym. Obowiązki pełniła z zaangażowaniem, nie podejrzewając, że jej stan się pogarsza.
– Był wrzesień, a ja byłam świeżo upieczoną mężatką. Nagle zaczęła boleć mnie noga. Tak niewinnie bolała przez tydzień, potem kolejny, przez miesiąc.... Mąż mówił, żebym się przebadała, a ja ciągle powtarzałam, że przejdzie.
Nie przeszło – boli do dzisiaj i to nie jedna, lecz dwie. Poszłam do ortopedy, a on powiedział, że to od kręgosłupa. Prywatnie zrobiłam rezonans. Okazało się, że mam zakotwiczony rdzeń kręgowy i stąd te objawy. Praca, niestety, zaostrzyła postęp choroby.
Nikt z polskich lekarzy nie mógł mi pomóc. Do dziś nie może. Jeździłam po całej Polsce, aż w końcu dowiedziałam się o klinice w Barcelonie. Przesłałam im swoje badania i od razu zakwalifikowali mnie do operacji, by uniknąć najgorszego – spędzenia reszty życia na wózku.
3. Kosztowna nadzieja
Operacja w Barcelonie to dla Anki ogromna, jednak bardzo kosztowna szansa. Kwota 75 tys. euro brzmi nieprawdopodobnie, jednak tylko dzięki zebraniu tej sumy dziewczyna może zapomnieć o cierpieniu i wreszcie zacząć żyć normalnie. Tyle kosztuje jej zdrowie i szczęście.
Na niekorzyść Anki działa upływający czas. Każdy kolejny atak może okazać się wyrokiem skazującym na wózek inwalidzki. Termin operacji coraz bliższy. Radość miesza się jednak ze strachem. Do pełnej sumy brakuje jeszcze kilkadziesiąt tysięcy złotych, które Anka musi zebrać nie, jak wcześniej ustalono, na 24, a 17 listopada. Tydzień robi w tym przypadku olbrzymią różnicę.
Anka jest podopieczną fundacji "Siepomaga", za pośrednictwem której można wziąć udział w zbiórce. Każda złotówka jest w tym momencie na wagę złota. Nie pozostańmy obojętni na jej los. Tylko dzięki naszej pomocy może wreszcie zasmakować normalności, poczuć prawdziwą radość z młodości, którą do tej pory skutecznie odbierała jej choroba.
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.