W tej grupie wiekowej piją nawet codziennie. "Gdzie się nie obrócić, tam alkohol"
Nowy raport Fundacji GrowSpace ujawnia opinie i preferencje Polaków w zakresie picia alkoholu. Wynika z niego, że sporadycznie po trunki sięga mniej niż jedna trzecia rodaków. Cała reszta pije częściej lub dużo częściej, nierzadko kompulsywnie. Osób, które regularnie doprowadzają się do stanu upicia, jest coraz więcej.
W tym artykule:
Jak piją Polacy? Nowy raport GrowSpace
Tylko 31 proc. Polaków deklaruje, że po alkohol sięga rzadziej niż raz w miesiącu. Ponad 23 proc. pije co tydzień, 3,4 proc. – kilka razy w tygodniu. Tak wynika z nowego raportu Fundacji GrowSpace "Opinie Polaków o spożywaniu alkoholu (CATI)", opublikowanego we wrześniu 2025 roku.
Co ciekawe, to nie najmłodsi sięgają po alkohol z największą regularnością. Grupą, w której odnotowano największy odsetek codziennego spożywania alkoholu, jest grupa 50-59-latków. Drudzy w tym rankingu są seniorzy powyżej 70. roku życia. Niektórym te dane mogą wydać się zaskakujące – ale nie tym, którzy z uzależnieniami pracują na co dzień.
– Nie dziwią mnie te liczby. Wśród pacjentów, z którymi pracuję, jest wielu w wieku przedemerytalnym albo już emerytalnym. Często ten problem bierze się z samotności: dzieci wyjeżdżają, mają własne życie, małżonek się oddala lub umiera. Co ważne, seniorzy mają skłonność nie tylko do wpadania w uzależnienie od alkoholu, ale także od leków – mówi w rozmowie z WP abcZdrowie Paulina Pietras, psycholog i specjalistka leczenia uzależnień.
– Mimo że te dane dotyczące częstotliwości picia w starszych grupach wiekowych mogą wydawać się wysokie, to moim zdaniem nadal są zaniżone. Wielu seniorów nie zgłasza się z problemem, bo sami go u siebie nie widzą, a nie mają dookoła siebie osoby, która mogłaby zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego – dodaje.
Tymi, którzy najczęściej deklarowali, że piją kilka razy w tygodniu, ale nie codziennie, byli jednak 30-39-latkowie. – To, czy sięganie po alkohol kilka razy w tygodniu możemy nazwać już wysokofunkcjonującym alkoholizmem, czy jeszcze nie, jest kwestią złożoną. Na uzależnienie składa się kilka elementów: częstotliwość jest tylko jednym z nich. Inne dotyczą ogólnego funkcjonowania, wypełniania obowiązków, tego, czy alkohol ma wpływ na relacje z innymi itd. Przy sięganiu po alkohol kilka razy w tygodniu na pewno jednak możemy już mówić o piciu szkodliwym – mówi ekspertka uzależnień.
Co jest najbardziej niepokojące w trendach, tendencjach i statystykach dotyczących picia? To wyjaśnia w rozmowie z WP abcZdrowie prof. dr hab. n. med. Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego.
– Jest kilka czynników, które nas, lekarzy, martwią. Przede wszystkim stale obniża się wiek inicjacji i wiemy, że do tej inicjacji najczęściej dochodzi w domu. Często mówimy o niewinnym łyku piwa czy wina, ale sam fakt, że krewni dają dzieciom próbować alkoholu, robią z tego pewną “gratkę”, jest niepokojący. Druga sprawa to coraz większa skala picia nie ryzykownego, ale już szkodliwego, czyli tzw. binge drinking. Coraz więcej pijących deklaruje, że regularnie "urywa im się film" i doprowadzają się do stanu upicia. Co trzeci robi to raz w roku, ale wielu – znacznie częściej. Niestety, ta tendencja zaczyna już dotyczyć nawet starszych nastolatków – wyjaśnia ekspert.
Jak odróżniamy picie tzw. ryzykowne od tego szkodliwego?
– Picie ryzykowne i picie szkodliwe to terminy umowne oparte na liczbie jednostek alkoholu spożywanych w skali tygodnia. Według wskaźników ilościowych zaproponowanych przez WHO ryzykowne jest dzienne wypijanie więcej niż 40-60 g czystego alkoholu etylowego przez mężczyzn i 20-40 g przez kobiety, a powyżej to już picie szkodliwe – mówi prof. Fal.
Jedna jednostka alkoholu to 10 g czystego alkoholu etylowego. W jednym półlitrowym piwie o mocy 5 proc. znajduje się ok. 20 g, a w kieliszku wina o mocy 12 proc. – 15 g.
Zobacz też: Codziennie pijesz piwo? Lekarz mówi o skutkach
"Gdzie się w Polsce nie obrócić, tam jest alkohol"
Raport ukazuje się w momencie newralgicznym: trwa spór wokół wprowadzenia nocnej prohibicji w stolicy. Według najnowszego sondażu IBRiS dla Polskiej Agencji Prasowej, z wprowadzeniem zakazu nocnej sprzedaży alkoholu od godziny 23 do 6 rano zgadza się w sumie 68 proc. respondentów.
Coraz głośniej także o wprowadzeniu całkowitego zakazu reklamowania alkoholu, również tego 0 proc. Raport Fundacji GrowSpace wskazuje, że zgadza się z tym ponad 64 proc. ankietowanych. Co robią z tym rządzący?
– To już nawet nie jest opieszałość, to żółwie tempo. Kiedy już wydaje nam się, że udało się wywalczyć jakieś rozwiązanie, wprowadzenie go trwa tak długo, że finalnie zupełnie się rozwadnia. A dostępność alkoholu w Polsce wyłącznie się zwiększa, a nie odwrotnie – alarmuje prof. Fal.
– Gdzie się w Polsce nie obrócić, tam jest alkohol. Reklamy w sieci, prasie czy telewizji to jedno, ale proszę zwrócić uwagę, że nawet w małej miejscowości trudno przejechać przez główną ulicę bez kontaktu z jakimś logotypem producenta alkoholu – dodaje.
To, że dostępność i przyzwolenie na alkohol właściwie się nie zmniejszają, potwierdza także psycholog Paulina Pietras. – Nocna prohibicja czy zakaz reklamy alkoholu to kroki potrzebne, żeby choć trochę ograniczyć to spożycie. Tak samo, jak eliminacja alkoholu ze stacji benzynowych. Aby jednak nie zadziałał tu mechanizm "zakazanego owocu", musimy cały czas, do znudzenia mówić o profilaktyce. Edukować, wskazywać, ostrzegać przed konsekwencjami, najlepiej od najmłodszych lat – mówi terapeutka uzależnień.
Choć brzmi to abstrakcyjnie, alkohol pozostaje jednym z najlepiej dostępnych produktów w kraju. Kupimy go o każdej godzinie, w większości punktów sprzedaży. A ceny są, można powiedzieć, na każdą kieszeń.
– W Polsce łatwiej kupić alkohol niż leki. Liczba punktów sprzedaży alkoholu przewyższa liczbę wszystkich aptek. Co więcej, pomimo inflacji, ekonomiczna dostępność alkoholu wcale się nie zmniejsza. W stosunku do innych produktów spożywczych alkohol drożeje powoli, a siła nabywcza, a więc to, ile jednostek alkoholu możemy kupić za minimalną pensję, wzrasta – ostrzega prof. Fal.
Eksperci są zgodni: popyt kreuje tu podaż i odwrotnie. Alkohol, w mentalności Polaków, pozostaje niegroźnym i nieodłącznym elementem wielu okazji: świąt, sylwestra, urodzin, wesel, a nierzadko nawet chrzcin czy komunii.
– Musimy zacząć inaczej myśleć o alkoholu, przestać w nim widzieć nieszkodliwego, przyjemnego towarzysza celebracji. Od najmłodszego wieku uczymy dzieci, że świętuje się z szampanem, nawet jeśli na początku jest to oranżada w butelce od szampana. Powiązań różnych okazji i sytuacji z alkoholem jest w Polsce bardzo dużo i w ten sposób buduje się skojarzenie i odruch sięgnięcia po kieliszek – apeluje Paulina Pietras.
Nie ma picia bez konsekwencji
O tym, do jakich konsekwencji zdrowotnych, a co za tym idzie – systemowych, doprowadza nas alkohol, eksperci alarmują od dawna.
– Alkohol, po papierosie, jest najbardziej śmiercionośnym czynnikiem behawioralnym. U pacjentów w wieku 40-50 lat marskość wątroby lub toksyczna niewydolność mięśnia sercowego stanowią główne przyczyny przedwczesnych zgonów – wylicza prof. Fal.
Ekspert zdrowia publicznego zwraca także uwagę, że konsekwencje nadmiernego spożywania alkoholu znacząco dokładają pracy systemowi opieki zdrowotnej, który i tak jest już przeciążony.
Na przestrzeni ostatnich lat znacząco zwiększyła się także liczba zwolnień lekarskich L4 wystawianych z powodu nadużycia alkoholu bądź choroby alkoholowej. Zmagamy się z plagą choroby stłuszczeniowej wątroby, nadwagi, otyłości, cukrzycy typu 2 i innych zaburzeń metabolicznych, hipercholesterolemii i zaburzeń psychicznych. Jak podkreśla prof. Fal, skala każdego z tych schorzeń (w różnym stopniu) powiązana jest z alkoholem.
Zobacz też: Choruje już sześć milionów Polaków. "To obecnie największy problem hepatologiczny świata"
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródło: Raport Fundacji GrowSpace "Opinie Polaków o spożywaniu alkoholu (CATI), 2025.
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.