Trwa ładowanie...

"To plaga". Ratownik mówi, co dzieje się na działkach i w ogródkach

 Karolina Rozmus
26.06.2024 09:23
Incydenty z ciągnikami, urwane kończyny. Już za chwilę "krwawe żniwa"
Incydenty z ciągnikami, urwane kończyny. Już za chwilę "krwawe żniwa" (Getty Images)

Latem ratownicy i dyspozytorzy medyczni mają ręce pełne roboty. Szczególnie gdy zaczną się żniwa. Nazywają ten okres "krwawymi żniwami". Brak wyobraźni, lekkomyślność czy alkohol w połączeniu z niebezpiecznymi maszynami to przepis na tragedię.

spis treści

1. "Szczyt takich wydarzeń nastąpi, gdy przyjdą żniwa"

W połowie czerwca we wsi oddalonej o kilkanaście kilometrów od Gorzowa Wielkopolskiego doszło do tragedii podczas koszenia łąki z wykorzystaniem ciągnika rolniczego wyposażonego w zestaw kosiarek. Pod koła pojazdu wpadło czteroletnie dziecko. Jego życia nie udało się uratować.

W 2023 roku rolnicy zgłosili do KRUS 10709 wypadków, wypłacono też 45 jednorazowych odszkodowań z tytułu śmierci wskutek wypadku przy pracy rolniczej. Zgłoszone zdarzenia obejmowały najczęściej: upadek osób, uderzenia czy przygniecenia przez zwierzęta. 936 zarejestrowanych wypadków dotyczyło "pochwyceń i uderzeń przez części ruchome maszyn i urządzeń".

Zobacz film: "Nie chcą chodzić do lekarza i badać się. Lekarze punktują pacjentów"

- Pamiętam, jak wnuczek z dziadkiem jechał traktorem. Na wzniesieniu traktor się przewrócił, przygniatając dziecko. Ale to kierowca nie przeżył wypadku - opowiada w rozmowie z WP abcZdrowie Daniel Łuszczak, ratownik medyczny z Lublina.

- Spodziewamy się, że szczyt takich wydarzeń nastąpi, gdy przyjdą żniwa. Zazwyczaj wtedy nie ma tygodnia, żebyśmy nie wyjechali do zdarzenia z udziałem ciągników - dodaje.

Podobny incydent przywołuje Jakub Poświata, ratownik medyczny, pielęgniarz i dyspozytor medyczny z Warszawy. Mówi, że pierwsze doświadczenie zdobywał "na powiecie", często więc jeździł z zespołem ratownictwa medycznego na wieś.

- Pojechałem do wypadku rolniczego, kiedy dziecko zostało przygniecione przez ciągnik. Co ciekawe, dziadek był ze swoim wnukiem na polu i w drodze powrotnej pozwolił dziecku prowadzić pojazd. Na jakimś wzniesieniu ciągnik się przechylił, dziecko nie było w stanie zapanować nad pojazdem - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie.

- Im bardziej strażacy próbowali wydostać dziecko spod ciągnika, tym bardziej ciągnik zsuwał się z górki. Było mokro, teren był grząski, pogoda "nielotna", więc nie mogliśmy liczyć na śmigłowiec - opowiada i dodaje, że historia na szczęście zakończyła się happy endem. Dziecko zostało przetransportowane do szpitala w Białymstoku.

Daniel Łuszczak wspomina również wypadek z udziałem sadzarki. Jak wyjaśnia, to rodzaj maszyny służącej np. do sadzenia ziemniaków. - To był incydent, który zagrażał życiu. Ofierze urwało nogę, więc trzeba było pacjentkę błyskawicznie przetransportować do szpitala helikopterem - przyznaje ratownik z Lublina.

- Te sprzęty są często gigantycznych rozmiarów, mają ostrza, a ludziom brakuje wyobraźni, mają mierne pojęcie o BHP. Wystarczy nałożona na dłoń rękawica, żeby kończynę wciągnęło do maszyny i doszło do amputacji. Osoby, które ulegają takim wypadkom, wkładają też czasem ręce we włączone maszyny, proszę sobie wyobrazić, jaki jest finał. Czasami do tego dołącza alkohol, który pozbawia instynktu samozachowawczego - kwituje Jakub Poświata.

Według danych KRUS w 2023 r. rolnicy zgłosili 10709 wypadków
Według danych KRUS w 2023 r. rolnicy zgłosili 10709 wypadków (Pixabay)

Czy tylko maszyny rolnicze i wypadki przy pracy? Jak podkreśla ratownik z Warszawy, w pamięć najbardziej zapadł mu wyjazd do mężczyzny, który doznał udaru w czasie usuwania obornika z zagrody dla krów.

- Szczęście w nieszczęściu, że służby zostały szybko powiadomione, więc pojawiliśmy się w krótkim czasie. To może wydać się trywialne, ale pierwsze, co musieliśmy zrobić, to rozebrać pacjenta, nietrudno się domyślić dlaczego. Moi koledzy wspominają z kolei reanimację w oborze. Walczyli o życie pacjenta, a w tym czasie krowa "skorzystała" z ich plecaka ratowniczego - dodaje.

2. Kosiarka, grabie i oczko wodne

Rok temu, również w połowie czerwca, pod Cieszynem 11-latek stracił cztery palce. Obok niego znaleziono pracującą kosiarkę. Ratownicy przyznają, że i to jest częsty letni scenariusz. Ale ofiarami wypadków wcale nie są dzieci, lecz dorośli.

- Czyszczą kosiarki, próbują wyjąć coś spomiędzy zablokowanych ostrzy i wystarczy chwila, żeby rozerwało czy obcięło palce u rąk, niekiedy podczas koszenia też u nóg. Za każdym razem budzi to nasze zdumienie i pytania: jak doszło do tego wypadku? - relacjonuje Daniel Łuszczak i dodaje, że ofiary wypadków twierdzą, że kosiarka była wyłączona, inni przyznają, że nie pamiętają chwili wypadku.

- To plaga w ogródkach przydomowych, ogródkach działkowych, a nawet na trawnikach pod blokami - podsumowuje lubelski ratownik.

Również pochodzący z Lublina ratownik medyczny Dariusz Gruda uważa, że wypadki z kosiarkami nie są rzadkie, mimo że współczesne urządzenia mają szereg zabezpieczeń.

- Lecą palce, niestety. Zawsze uczulamy, niezależnie od tego, czy to elektryczna, czy spalinowa kosiarka, żeby nie zaglądać do niej od razu po wyłączeniu, żeby poczekać, aż nóż przestanie pracować. Po odłączeniu kosiarki bywa też tak, że ktoś z rodziny przechodzi i podłącza przewód ponownie. Ekstremum? Niestety my ratownicy już wszystko widzieliśmy - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie.

Jakub Poświata wspomina, że lato poza terenami miejskimi kojarzy mu się z jeszcze jednym rodzajem pracy: cięciem drewna i amputacją palców przez krajzegę, rodzaj stołowej piły. - Ręka wciągnięta przez rękawicę, popychanie ręką drewna, gdy piła jest włączona, pośpiech - zawsze kończy się tak samo: pacjent zostaje pozbawiony, niekiedy na dobre, palców. Pamiętam też wizytę u pana, który w rękawicy wkładał rękę do sprężarki i niestety skończyło się właśnie na utracie palców - mówi.

- Trzeba pamiętać, że palców często nie udaje się przyszyć, bo pacjenci, którzy sami zgłaszają się na SOR - i takie przypadki miałem - nie przychodzą "odpowiednio" przygotowani. Pytamy, czy mają ze sobą palce, a oni mówią, że zostały na miejscu zdarzenia. A tu liczy się odpowiednie zabezpieczenie "amputata", ale też czas - dodaje.

Daniel Łuszczak wspomina, że w pamięć zapadł mu mężczyzna, który przypadkiem stanął w ogrodzie na grabie. Przebiły stopę, więc konieczne było usunięcie grabi w warunkach szpitalnych.

Dariuszowi Grudzie z kolei lato kojarzy się głównie z utonięciami i podtopieniami. Ale nie w morzu czy nad jeziorem, lecz w przydomowym oczku wodnym bądź basenie.

- Pamiętam takiego kilkulatka. Wieczorem podczas grilla małe dzieci biegały, jedno 6-letnie wpadło do oczka wodnego. Dorośli błyskawicznie się zorientowali, wyjęli dziecko, pamiętam, że do tego wypadku pojechały dwie karetki, ale dziecka nie udało nam się uratować. Dziecko było w hipotermii (dzieci są na nią narażone nawet przy stosunkowo wysokiej temperaturze wody i krótkim czasie przebywania - przyp. red.), próbowaliśmy je ratować, niestety przegraliśmy - przyznaje.

Do drugiego wypadku, o jakim wspomina Dariusza Gruda, doszło, gdy dziecko było pod opieką dziadków. Niezauważone wyszło na taras, a nieopodal był basen.

- Dziadkowie na chwilę spuścili dziecko z oczu. To są tragiczne historie, a morał z nich płynie taki, że każdy z nas musi być gotowy do reanimacji, bo tu się liczy każda minuta. W cztery minuty karetka nie dojedzie, a już zwłaszcza na wieś, więc często od świadków wydarzeń zależy finał - podsumowuje Dariusz Gruda.

Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze