Dawali jej kilka tygodni życia, przeszła przeszczep płuc. "Dzisiaj zdobywam Koronę Gór"
Gdyby nie przeszczep, Małgorzata Leśniewska miałaby przed sobą zaledwie kilka tygodni życia. Jej płuca były tak zniszczone, że wyzwaniem stało się nawet mówienie czy jedzenie. Operacja zmieniła jej życie o 180 stopni. - Choroba odebrała mi niezależność, odcięła od wszystkiego. Dzisiaj zdobywam Koronę Gór - mówi 45-latka, która dwa lata temu przeszła przeszczep płuc.
Skazana na przeszczep
Małgorzata Leśniewska latami zmagała się z samoistnym zwłóknieniem płuc. Postępująca choroba o nieznanej przyczynie konsekwentnie niszczy płuca, odbierając choremu niezależność.
- Z chorobą zmagałam się od dziecka, ale do pewnego momentu mogłam z nią w miarę normalnie funkcjonować. Miałam np. częstsze infekcje czy gorszą tolerancję wysiłku fizycznego, ale mogłam z tym żyć i nie rezygnować z aktywności, którą zawsze lubiłam. Niestety w pewnym momencie organizm nie wytrzymał - opowiada w rozmowie z WP abcZdrowie Małgorzata Leśniewska.
Jej problemy nasiliły się kilka lat temu, a choroba zaczęła ją coraz bardziej ograniczać. - Doszło do tego, że 24 godziny na dobę musiałam korzystać z koncentratora tlenu, by móc funkcjonować. Kupiłam też przenośne urządzenie, by móc wyjść, chociaż na spacer, ale w pewnym momencie nie dawałam już rady - wspomina 45-latka.
- Zostałam uwięziona w czterech ścianach, przykuta do łóżka i zależna od opieki najbliższych. W najgorszej fazie, kiedy właściwie było już wiadomo, że muszę mieć przeszczep, trudność sprawiło mi nawet mówienie, czy jedzenie - zaznacza.
Przyznaje, że lekarze z Krakowskiego Specjalistycznego Szpitala im. św. Jana Pawła II, którzy podjęli się operacji, nie ukrywali, że to jedyny ratunek. - Miałam tego pełną świadomość, bo wiedziałam, w jakim jestem stanie, jak się czułam. Choroba odcięła mnie od wszystkiego, odebrała mi wolność, dłużej bym nie wytrzymała. Zanim lekarze powiedzieli o konieczności przeszczepu, zdawałam sobie sprawę, że to moja jedyna szansa - zaznacza Małgorzata.
- Dawano mi zaledwie kilka tygodni życia, więc nawet przez minutę nie wahałam się, czy zgodzić się na przeszczep. Kilka lat wcześniej, gdy usłyszałam od lekarza, że być może będzie to w moim przypadku konieczność, brzmiało to bardzo surrealistyczne. Potem wiedziałam, że nie mam nic do stracenia. Od początku byłam jednak wyjątkowo spokojna i nie dopuszczałam myśli, że coś może się nie udać. Miałam też ogromne wsparcie w rodzinie i partnerze, którzy cały czas dawali mi ogromną motywację do walki - dodaje.
"Płuca całkowicie zniszczone"
- Przeszczepienie płuc w przypadku pani Małgorzaty to było dla niej być albo nie być. Od pierwszej minuty hospitalizacji wiedzieliśmy, że nie ma innej alternatywy. Takich pacjentów określamy w terminologii medycznej jako "niewypisywalnych". Nie ma szans, że ktoś w takim stanie wróci do domu. Dlatego transplantacja była jedynym ratunkiem - przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie dr n. med. Mirosław Nęcki, kierownik Oddziału Chorób Śródmiąższowych Płuc i Transplantologii w Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. św. Jana Pawła II.
Przeszczep wykonali specjaliści z Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym oraz Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. - Współpracujemy stale z zespołem z Zabrza. Operowało wówczas czterech chirurgów, choć w cały proces - przed i po zabiegu - było zaangażowanych nawet kilkadziesiąt osób. Operacja trwała kilkanaście godzin - zaznacza dr Nęcki.
Tłumaczy, że dla chirurgów było to ogromne wyzwanie ze względu na stan, w jakich były płuca pacjentki. Zwłóknienie było tak zaawansowane, że płuca były niemal całkowicie zniszczone.
- Przy takim zwłóknieniu są uszkodzone nie tylko płuca, ale też struktura wokół nich. Usunięcie starych płuc było więc dla nas ogromnym wyzwaniem, bo były one praktycznie "przyklejone" do wewnętrznej ściany klatki piersiowej - tłumaczy lekarz.
- To było nasze pierwsze przeszczepienie płuc i zarazem bardzo trudny przypadek. Efekty były natomiast spektakularne. Oczywiście pacjenci po przeszczepie mogą wrócić do dawnej aktywności, pracy czy nauki, ale wyjazd pani Małgorzaty w góry i zdobycie szczytu w niecały rok po przeszczepie zaskoczył nawet nas - przynaje dr Nęcki.
- Tarnica była wyzwaniem, ale ja jestem z tych, którzy nie rezygnują w połowie drogi i dałam radę. Potem zdobyłam kilka kolejnych szczytów, a za cel postawiłam sobie Koronę Gór Polski. Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Jego jakość jest nawet lepsza niż przed przeszczepem. To jest fantastyczne uczucie, że znowu jestem niezależna, nie jestem skazana na żadne urządzenie, od którego jeszcze niedawno zależało moje życie - podkreśla Małgorzata.
- Mam nadzieję, że moja historia skłoni do refleksji tych, którzy zastanawiają się nad tym, czy zostać dawcą i przekazać po śmierci narządy tym, którzy czekają na przeszczep. Mamy jedno życie, ale żyć w sobie wiele. Jedna osoba może uratować życie ośmiu innych - dodaje.
Dwa razy więcej potrzeb
Choć liczba transplantacji w Polsce rośnie, to nadal jest ich za mało w stosunku do potrzeb. - W zeszłym roku w całej Polsce wykonano prawie 150 przeszczepień płuc. Mamy jednak znacznie więcej potrzeb, które też cały czas rosną. Chorych, którzy czekają na taką operację, jest nawet dwa razy więcej - przyznaje dr Nęcki.
Tłumaczy, że wskazania do transplantacji to m.in. choroby restrykcyjne płuc (w tym zaawansowane samoistne zwłóknienie płuc, sarkoidoza w fazie zwłóknienia, pylice w fazie zwłóknienia), choroby obturacyjne płuc (zaawansowane postacie rozedmy płuc) i choroby naczyń płucnych (pierwotne nadciśnienie płucne).
- Do przeszczepienia możemy też zakwalifikować pacjenta z niewydolnością oddechową, u którego wyczerpano już inne metody leczenia - farmakologię, fizjoterapię, tlenoterapię. Są jednak dwa warunki: ryzyko zgonu musi być u takiego chorego na poziomie ponad 50 proc., a szansa na przeżycie 5 lat po przeszczepieniu - na poziomie 80 proc. - wyjaśnia dr Nęcki.
- Niedobór narządów do transplantacji to problem skomplikowany i wielowątkowy. Z jednej strony płuca są niezwykle delikatnym narządem, najłatwiej ulegają uszkodzeniu czy zakażeniu, co przekłada się na liczbę narządów, które można pobrać. Dawca może mieć np. zdrową wątrobę, ale uszkodzone płuca, które nie będą nadawały się do pobrania - wyjaśnia dr Nęcki.
- Z drugiej strony, mamy w Polsce problem, który dotyczy całej transplantologii, czyli niską świadomość społeczną, jeśli chodzi o dawstwo. Wielu ludzi nadal odmawia, nie rozumie tej idei, ma obawy i uprzedzenia. Brakuje edukacji, a jedna decyzja może dać komuś nowe życie - dodaje lekarz.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- WP abcZdrowie
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.