Jarosińska o szczegółach planowanej operacji. Nowe informacje o stanie gwiazdy (WIDEO)
-„Dzień Dobry WP”. Cieszę się, że państwo dołączyli, bo by jesteśmy w trakcie trudnej rozmowy. Dlatego że z nami jest Monika Jarosińska, aktorka. Z Moniką spotkaliśmy się po to, żeby porozmawiać o jej chorobie. Za dwa tygodnie wszystko dobrze się skończy, ponieważ ta przykrość, która Monikę spotkała, tak naprawdę zostanie wycięta.
-Tak, wycięta i pójdzie sobie tam, gdzieś.
-O tętniaku mózgu mówimy, proszę państwa. O bardzo niebezpiecznej historii.
-Zaczęliśmy od niezręczności, która towarzyszy zawsze mówieniu o chorobie, szczególnie ciężkiej chorobie, że bardzo często staramy się być delikatni, staramy się nie mówić, staramy się nie urazić, staramy się nie dopytywać. Jak rozmawiać? Nam jest łatwiej, my wiemy, że pani chce o tym rozmawiać. Nam było łatwiej dzisiaj od samego początku. Natomiast gdybyśmy nie spotkali się z takim zamiarem, mielibyśmy kłopot.
-Myślę, że o takich rzeczach należy mówić. Jak wcześniej mówiłam, trzy miesiące, ponad trzy miesiące odkąd dowiedziałam się, że coś takiego istnieje. Ja nawet nie wiedziałam, co to jest. Miałam oczywiście problem, bo schizy, brak wiedzy powoduje strach. Natomiast z tak zwanym biegiem czasu, zaczęłam czytać, dowiadywać się, rozmawiać z ludźmi, z lekarzami. Ja już wiem z czym to się je.
Nie jest to sympatyczna historia w moim życiu, ale wiem, że to można w bardzo, może nie w szybkim czasie, bo na taki zabieg się czeka, no ja wiem, ja czekałam około 4-5 miesięcy. Wiem, że są takie metody nieinwazyjne, które spowodują, że tego, jak ja to nazywam, wariata gdzieś tam zakleją i będzie wszystko w porządku. Ale nie wszyscy mają takie szczęście, ponieważ ja dowiedziałam się przez przypadek.
-Jak się pani dowiedziała?
-Poszłam do szpitala, ponieważ miałam silne, potworne bóle szyi i ręki. Wylądowałam w szpitalu, tam zrobiono mi tomografię komputerową. No i diagnoza była taka: tętniak prawej tętnicy mózgu. I ja muszę powiedzieć jedną rzecz. To nie jest nowotwór, to nie jest glejak. To jest taki, bo ludzie też nie wiedzą co to jest, to jest tak taki powiedzmy pęcherz, który gdzieś tam się wyhodował, na żyle. Taki po prostu jakby taki pęcherz.
Ja mówię, że takiego węża będą wprowadzać przez tętnicę udową, bo oczywiście druga metoda to jest otwieranie głowy, klipsowanie. Ja wszystko widziałam, ja nie będę neurochirurgiem, ale wiem jak to wygląda. I przez tętnicę udową, która jest tą grubą tętnicą, będzie poprowadzony taki specjalny wąż do mózgu i on będzie zaklejony.
Nie jest to oczywiście idealne, wiadomo, że gdzieś tam jest zawsze ryzyko, ale mamy takich świetnych specjalistów i lekarzy, że na pewno się wszystko uda.
-Czemu zdecydowała się pani publicznie mówić o swojej chorobie?
-Ponieważ jednym z powodów był fakt, że gdybym ja nie dowiedziała się o tym, że posiadam tętniaka, mogłoby różnie się w życiu przydarzyć. Mogłabym się przewrócić, jak to lekarz powiedział, może pani pić kawę i on może pęknąć. Ludzie niektórzy nie mają takiego szczęścia, bo nie ma profilaktyki, badania tomografii komputerowej są bardzo drogie. Mnie zrobiono tomografię komputerową w szpitalu i mam to szczęście, a inni tego szczęścia nie mają.
-I chce pani trochę edukować, tak?
-Tak, jak najbardziej. Oczywiście wiem, że to nie jest takie łatwe sobie pójść z tak zwanego buta - proszę bardzo, ja sobie chcę zrobić tomografię komputerową, bo tego typu badania są naprawdę bardzo drogie.
-Pani Moniko, jak sobie pani radziła przez te cztery miesiące? Cieszę się, że rozmawiamy w przededniu tak na dobrą sprawę tej operacji. Jeżeli z jednej strony otrzymuje Pani od lekarza taką informację, że ten tętniak może pęknąć w każdej chwili, wystarczy tak naprawdę łyk kawy, a z drugiej słyszy pani, że na zabieg musi pani czekać cztery miesiące.
-To co się czuje wtedy?
-No nie było kolorowo. Myślę, że mój mąż miał ciężki orzech do zgryzienia, bo po prostu siedziałam i wyłam. To trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Nie było mi łatwo z tym faktem. A dlaczego mi nie było łatwo? Ponieważ nie miałam też wiedzy. Natomiast, tak jak powiedziałam wcześniej, dowiadywałam się, pisałam z ludźmi, rozmawiałam z lekarzami i jestem trochę jakby ostrożniejsza czy spokojniejsza w ten sposób.
-Miała pani ten moment takiego wyparcia, paniki, strachu, ucieczki?
-Ale oczywiście, że tak, oczywiście, że tak.
-Bo na przykład Tomasz Kalita, który zmarł na co innego, bo on miał glejaka w bardzo zaawansowanej postaci, to z kolei jego żona opowiada, że on ani przez chwilę nie miał momentu wyparcia. Więc to też, wracając do początku naszej rozmowy, jest to bardzo indywidualna sprawa jak z chorymi rozmawiać, jak chorzy traktują siebie w tej chorobie. Pani teraz traktuje siebie w tej chorobie jak?
-Jak się traktuję? Staram się nie myśleć o tym zupełnie. Zajmuję się czymś, co sprawiło mi przyjemność. Non stop jestem w studiu, codziennie nagrywam. No może nie codziennie, ale co kilka dni wypuszczam nowy cover, który sobie tam na przykład wymyślę. A mam nadzieję, że jak juz wszystko się ułoży dobrze to zaczynam prace nad płytą w Londynie.
-A jaka piosenka teraz pani siedzi jeśli myślimy o coverach?
-Ja pierwszy raz w życiu nagrałam piosenkę po francusku.Tego języka nie znam. Moi znajomi z Francji do mnie dzwonili i mnie coachowali, uczyli mnie fonetycznie i ponoć mówię z bardzo dobrym francuskim akcentem a ostatnie moje covery, które nagrałam, to jest ostatni, sprzed kilku dni, Massy Grey i dwa covery George Michael’a.
-Czyli taki tribute trochę.
-Tak, trochę tribute.
-A w związku z tytułem piosenki. Czy tekst jest ważny?
-Zawsze tekst jest ważny. Ja wychowałam się dzięki Bogu w czasach PRL Nie było smartfonów, telefonów i i sama szukałam tego, co mi się w sobie najbardziej podoba. Pamiętam jak mój Tata przynosił takie piraty w reklamówkach, my tam słuchaliśmy Queenów itp., Madonny „True Blue”, to jest moja ukochana płyta. Dla mnie muzyka była zawsze bardzo istotnym elementem w moim życiu.
-A jeszcze jedno pytanie na sam koniec, bo to też jest bardzo ciekawe. Apropos przyjaciół poznaje się w biedzie. Teraz, kiedy pani już o tej chorobie powiedziała w tak zwanym światku show-businessowym, nie zawsze łatwym, prostym i przyjemnym, Pani przyjaciół raczej zyskała czy straciła? Jak ludzie w ogóle reagują?
-Myślę, że zyskałam sporo przyjaciół. Po pierwsze, nie załmuję się, staram się żartować. Ja mam ADHD wrodzone. Mało tego, jeszcze coachuję innych. Więc myślę, że to moje takie bardzo pozytywne nastawienie do świata i ludzi jest czymś fajnym i dlatego mam może taką nową rzeszę fanów i przyjaciół, którzy też mnie wspierają. I to, co powiedziałam wcześniej - nie litują się.
-A kilku wrogów się odezwało? Wrogowie jacyś się odezwali?
-Słuchajcie, no wrogowie będą się teraz odzywać.
-Wie pani do czego piję.
-Oczywiście.
-Było pojednanie z Dodą?
-Nie chcę o tym rozmawiać.
-Rozumiem.
-Myślę, że nie warto mówić o osobach, o których nie warto rozmawiać.
-Dziękujemy bardzo , życzymy powodzenia i czekamy na płytę.
-Dziękuję.
-Monika Jarosińska.
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.