Koronawirus w Polsce. "Prawie wszyscy pacjenci, których teraz mamy, to osoby niezaszczepione"
Jest lepiej, ale lekarze studzą optymizm i w żadnym wypadku nie ogłaszają jeszcze końca pandemii. Chociaż na oddziałach intensywnej terapii widać więcej wolnych miejsc, to dziś zajmują je osoby młodsze. - Prawie wszyscy pacjenci, których teraz mamy, to osoby niezaszczepione, które miały szansę na to, by już się zaszczepić - podkreśla dr Serednicki.
1. "To jest oddech, którego potrzebowali medycy"
- Rzeczywiście jest znacznie mniej pacjentów, aczkolwiek cały czas mam pół oddziału covidowego zajęte. Pacjenci cały czas ciężko chorują, mimo że zachorowań jest mniej - mówi dr n. med. Wojciech Gola, kierownik Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej w Szpitalu im św. Łukasza w Końskich.
O uspokojeniu sytuacji w szpitalach mówią w zasadzie wszyscy lekarze, z którymi rozmawialiśmy - z różnych części kraju.
- Jest kolosalna różnica, bo w końcu mamy wolne miejsca na intensywnej terapii, nie ma ich wiele, ale są - podkreśla dr n. med. Konstanty Szułdrzyński, kierownik kliniki anestezjologii szpitala MSWiA w Warszawie i członek rady medycznej przy premierze.
Dr Szułdrzyński przyznaje, że w szpitalach w końcu czuć oddech, którego medycy tak bardzo potrzebowali. - Rzeczywiście to już było bardzo wycieńczające, bo my dosyć płynnie z drugiej fali przeszliśmy w trzecią. Ta trzecia fala była bardzo intensywna, trwała bardzo długo. Taka chwila oddechu była bardzo potrzebna, żeby odpocząć fizycznie, ale jeszcze bardziej emocjonalnie.
- Absolutnie widzimy, że wraz ze zmniejszaniem się liczby zakażeń jest mniej pacjentów w szpitalach. Mamy komfort wolnych łóżek intensywnych, mamy komfort wolnych łóżek na drugim poziomie, czyli standardowego leczenia, coraz bardziej możemy zwracać uwagę na jakość leczenia, a nie tylko na leczenie. Na naszych oddziałach pojawia się coraz więcej pacjentów przyjmowanych na czas, a nie za późno, jak było do tej pory. Zdecydowanie ta sytuacja się poprawia, przy czym to, że się poprawia, nie znaczy, że jest dobrze - tłumaczy dr Wojciech Serednicki, zastępca kierownika Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
- Dbamy o to, żeby miejsca nie stały puste. Pamiętajmy, że my nie mamy wystarczającej liczby łóżek dla pacjentów nawet bez COVID-19. Każde wolne łóżko staramy się wykorzystać dla chorych, a nie żeby stało puste w rezerwie - dodaje lekarz.
2. Dr Gola: To są pacjenci, którzy nie wykorzystali szansy na zaszczepienie
Lekarze przyznają, że wśród pacjentów w ciężkim stanie dominują 40-50-latkowie. - Średnia wieku pacjentów jest niższa i oscyluje w granicach 50-tki, zdarzają się również młodsi pacjenci, zdecydowanie poniżej 20-30 lat - zauważa dr Serednicki.
Mimo mniejszej liczby zakażeń, COVID nie zmniejszył siły rażenia i wciąż stanowi śmiertelne zagrożenie, a scenariusz choroby jest ten sam.
- Ten ogon zgonów i hospitalizacji w intensywnej terapii postępuje z bardzo dużym opóźnieniem - zauważa dr Szułdrzyński. - Pacjenci, których teraz leczymy, są to zazwyczaj ludzie w wieku 40-50 lat, którzy trafili do oddziału intensywnej terapii dłuższy czas temu i mają bardzo ciężki przebieg choroby. Problem polega na tym, że nie mamy kontroli nad procesem wyjściowym, czyli samym wirusem ani tym, co on zrobi z płucami. Jesteśmy w stanie stosować tylko leczenie podtrzymujące, natomiast samo wyzdrowienie zależy od tego, czy organizm sobie z tym poradzi, czy nie. Dlatego ci pacjenci tak długo przebywają na oddziałach - wyjaśnia lekarz.
- Pandemia została odwołana, głównie przez społeczeństwo. Natomiast wydaje mi się, że z punktu widzenia epidemiologicznego teraz jest najgorszy okres, bo ludzie przestali nosić maski, zachowywać dystans, zostały częściowo otwarte restauracje, a pacjenci nadal chorują. To jest taki okres rozluźnienia, ale musimy pamiętać, że ryzyko zakażenia nadal istnieje. Mamy pół oddziału intensywnej terapii jeszcze obłożone ciężko chorymi pacjentami. To nie jest tak, że pandemia się skończyła - opowiada dr Gola.
- Prawie wszyscy pacjenci, których teraz mamy, to osoby niezaszczepione, które miały szansę na to, by już się zaszczepić i nabyć tę odporność, ale z niej nie skorzystały. Niestety, teraz są w ciężkim stanie - podkreśla anestezjolog.
3. Odwilż czy cisza przed burzą?
Lekarze nie mają wątpliwości, że czwartej fali zakażeń nie da się uniknąć, można jedynie zredukować jej skutki. Dr Szułdrzyński tłumaczy, że skala zachorowań będzie odwrotnie proporcjonalna do liczby osób, które są zaszczepione i wrost proporcjonalna do zakaźności wirusa, jeśli pojawią się nowe warianty. Jedyny sposób, żeby sobie z tym poradzić, to jeszcze większy odsetek zaszczepionych.
- Jeżeli spojrzymy na to, co się działo w poprzednim roku w różnych państwach, to każda kolejna fala była cięższa od poprzedniej, mimo że część społeczeństwa już nabyła odporność, część zachorowała, część była wyszczepiona. Nie wydaje mi się, żeby udało nam się wyszczepić ponad 80 proc. populacji, co dałoby nam odporność zbiorową przed wrześniem, październikiem. Myślę, że nie uda nam się uchronić przed czwartą falą - mówi dr Gola. - Jaki będzie zakres tej fali? Dopiero się okaże. Oby nie była gorsza niż trzecia, ale takie ryzyko też istnieje - dodaje anestezjolog.
Podobny scenariusz kreśli dr Serednicki. Jego zdaniem kluczem jest dobre przygotowanie na wypadek spełnienia tej pesymistycznej, ale realnej wizji. - Od optymistycznych scenariuszy są politycy, ja mam obowiązek bać się czwartej fali, choć bardzo chciałbym się pomylić, ale jako lekarz muszę być na nią przygotowany - podkreśla ekspert.
Lekarz uważa, że właśnie teraz powinny powstawać tzw. szpitale pandemiczne, do których trafialiby pacjenci chorujący na COVID oraz walczący z powikłaniami po przejściu choroby. Jego zdaniem najgorsza może być nie kolejna fala zakażeń, ale epidemia powikłań pocovidowych, których skalę na razie trudno przewidzieć.
- Ostatni rok był dla nas pełen porażek medycznych, ale dzięki temu bardzo dużo się nauczyliśmy. Teraz najważniejsze, żeby to doświadczenie przekuć w jakość. Dlatego tak ważne jest, żeby powstawały centra referencyjne do leczenia COVID-19, która ja nazywam szpitalami pandemicznymi. COVID to nie jest choroba jednego układu, to jest choroba całego organizmu. Bardzo często zajmuje nerki, wątrobę, często daje objawy neurologiczne. Te dolegliwości potem należy leczyć przewlekle, pacjenci wymagają rehabilitacji, fizjoterapii, a często również psychoterapii - przekonuje dr Serednicki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.