"Będziesz bezpłodna", '"Za rok wszyscy umrzecie", "Coś za szybko ta szczepionka wyszła". Jak rozmawiać z antyszczepionkowcami?
Święta w czasach pandemii oznaczają, że podczas rodzinnych spotkań nie zabraknie rozmów na temat koronawirusa i szczepień. Obok polityki to jeden z tematów, który budzi największe emocje i podziały w społeczeństwie. Jednym sposobem na odparcie ataków antyszczepionkowców są twarde dane, dlatego razem z ekspertami obalamy najczęstsze fakenewsy powielane w dobie pandemii.
1. Jak rozmawiać z antyszczepionkowcami przy wigilijnym stole? Rozwiewamy wątpliwości
"Po co się szczepić, skoro i tak zachoruję". "Mój znajomy pracuje na SORze i mówi, że chorują sami zaszczepieni". Co na to eksperci?
- Nikt nie mówił, że szczepienia dają 100 proc. ochronę - przypomina dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych. - Ale nawet jeżeli zachorujesz, to w zdecydowanej większości przypadków będziesz przechodzić infekcję lekko - większość zaszczepionych nie wymaga hospitalizacji. Pamiętajmy, że szczepienie to jest jedno, a nasz organizm to drugie. Nikt nie mówił, że sama szczepionka wystarczy, że można odłożyć na półkę leczenie chorób przewlekłych, hartowanie organizmu, dbałość o swoją immunogenność. Jeżeli ludzie przestali leczyć albo nigdy nie leczyli swojej cukrzycy, swojego nadciśnienia, niewydolności krążenia, to czego się spodziewają - dodaje lekarz.
- Najprościej można porównać szczepienia do pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Wsiadając do samochodu, zapinamy pasy, bo wiemy, że w przypadku zderzenia, wypadku, ryzyko, że doznamy poważnych obrażeń albo że zginiemy - jest mniejsze. Ale przecież słyszymy o wypadkach, w których zginęli kierowcy, mimo że mieli zapięte pasy. To nie jest metoda doskonała, ale jedna z dostępnych i działających metod minimalizowania ryzyka - wyjaśnia dr hab. n. med. Piotr Rzymski z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. - Nikt zdroworozsądkowo myślący nie powie: słuchaj, ale są ludzie, którzy zginęli, mimo że mieli zapięte pasy, więc po co je zapinasz? Myślę, że podobnie należy patrzeć na szczepienia. Z analiz poautoryzacyjnych, które przecież cały czas są prowadzone, jasno wynika, że częstość hospitalizacji i zgonów z powodu COVID-19 jest bardzo istotnie niższa u osób zaszczepionych. Musimy jednak pamiętać, że szczepiąc miliony ludzi na całym świecie, szczepimy również osoby, które z różnych przyczyn gorzej odpowiadają na szczepionkę m.in. ze względu na styl życia, na nawyki, na leki, które przyjmują, czy choroby - podkreśla naukowiec.
"Zaszczepieni też umierają"
- Owszem może się zdarzyć, że osoba, która została zaszczepiona w pełni - zachoruje ciężko na COVID-19, albo nawet umrze, ale to są zjawiska bardzo rzadkie i najczęściej dotyczą osób, które nie odpowiedziały prawidłowo na szczepienie, czyli nie miały odporności poszczepiennej - mówi dr Paweł Grzesiowski, pediatra, immunolog, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19.
- Jeżeli porównujemy ryzyko zgonu osoby zaszczepionej i nie, to jest niewspółmiernie wyższe w przypadku niezaszczepionych. Żadna szczepionka nie ma 100 proc. efektywności. Szczepionki przeciwko COVID, które mamy, mają ok. 95 skuteczności, jeżeli chodzi o ochronę przed śmiercią. To oznacza, że 5 proc. zaszczepionych może tej ochrony nie mieć, czyli na 100 osób - 5 może umrzeć. Jeżeli zaszczepimy 1 mln ludzi, to 5 proc. z miliona oznacza 50 tys. Ktoś może to potem wykorzystać i mówić, że 50 tys. ludzi umarło, a byli zaszczepieni. Przede wszystkim musimy mierzyć skuteczność szczepienia w porównaniu z grupą niezaszczepioną - wyjaśnia lekarz.
Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego od stycznia do października 2021 roku aż 41 699 z 42 586 zgonów dotyczyło osób niezaszczepionych.
"Za szybko coś ta szczepionka wyszła. Na HIV nadal nie ma"
Dr Rzymski przyznaje, że w tych stwierdzeniach jest pewien paradoks: szczepionki stały się ofiarą swojego własnego sukcesu. Przez większą część ubiegłego roku wszyscy naukowcy byli pytani, kiedy powstaną szczepionki i czemu ich opracowywanie trwa tak długo. - Co by było, gdybyśmy dziś nie mieli szczepionek? Z pewnością usłyszałbym, że nauka jest do niczego, a wszystko zbyt długo trwa - zauważa biolog. Teraz narracja się odwróciła i pojawiły się zarzuty, że powstały za szybko.
- Udało się m.in. dzięki temu, że dysponujemy technologiami takimi jak mRNA, których rozwój trwał przeszło 40 lat. Dzięki platformie mRNA można było zaprojektować kandydatkę na szczepionkę w ekspresowym tempie. Nie potrzeba było bezpośrednio pracować z wirusem, w przeciwieństwie do klasycznych szczepionek. Dodatkowo badania kliniczne różnych faz łączono ze sobą, np. pierwszą z drugą, albo drugą z trzecią. To mnóstwo pieniędzy i logistycznych rozwiązań, żeby przeprowadzić takie wieloośrodkowe badania - tłumaczy dr Piotr Rzymski.
Naukowiec przypomina, że w wyścigu szczepionkowym brało udział wielu poważnych graczy rynku farmaceutycznego. Wiele projektów szczepionek ugrzęzło na etapie badań i nigdy nie zostanie autoryzowanych, bo okazały się mało skuteczne, za mało immunogenne. Tempo wprowadzania szczepionek udało się przyspieszyć również dzięki zaangażowaniu agencji autoryzacyjnych: FDA w Stanach czy EMA w Europie działały w trybie nadzwyczajnym. - Nie doszło do skrócenia procedury badań klinicznych. Wszystko zostało wykonane zgodnie z zasadami: określona liczba osób została przebadana, łącznie z kontrolą placebo, natomiast udało się skrócić wszystkie procedury formalne - przypomina dr Grzesiowski. - W normalnych okolicznościach, dopiero kiedy zakończy się poszczególna faza badania klinicznego, zbiera i opracowuje się wyniki i przedstawia odpowiedniej instytucji autoryzacyjnej. Trzeba poczekać, aż gremium się zbierze i zdecyduje czy dopuścić preparat do kolejnej fazy, by w ogóle planować kolejne etapy badań. W przypadku szczepionek przeciwko COVID wyniki poszczególnych faz badań były na bieżąco zgłaszane do regulatora i analizowane - dodaje dr Rzymski.
Dlaczego w przypadku HIV nie udało się przyspieszyć prac nad szczepionką?
- HIV jest bardziej skomplikowanym wirusem niż SARS-CoV-2, ma inny, bardziej złożony mechanizm replikacji, mutuje też znacznie szybciej. Prace nad szczepionkami przeciwko HIV trwają od dekad, ale wiele projektów zupełnie poległo na różnym etapie badań. Problem polega na tym, że społeczeństwo często nie zdaje sobie sprawy ze stopnia trudności pewnych spraw naukowo-rozwojowych. Ilu ludzi ma świadomość, że tylko w zeszłym roku wydano na badania nad szczepionką przeciw HIV ponad 800 milionów dol., a od 2000 r. przeszło 16 miliardów dol.? Niedawno prace tego typu nabrały tempa, m.in. dzięki włączeniu technologii mRNA. W tej chwili mamy pierwszą kandydatkę na szczepionkę mRNA przeciw HIV, która trafiła do niedawno rozpoczętego badania klinicznego - wyjaśnia biolog.
"Szczepionki przeciwko COVID to eksperyment medyczny. Nie wiadomo, co w nich jest"
Dr Piotr Rzymski tłumaczy, że eksperyment rzeczywiście miał miejsce w przypadku ludzi, którzy brali udział w badaniach klinicznych. To były osoby, które świadomie i dobrowolnie zdecydowały się na udział w tych badaniach i podpisywały na nie zgodę.
- W momencie, kiedy takie agencje jak EMA wydały rekomendacje, a Komisja Europejska - autoryzację - to nie jest już eksperyment. Autoryzacja miała charakter warunkowy. Jest to procedura znana i stosowana od 2006 r. Nigdy nie budziła kontrowersji, tylko jej nazwa może budzić niepokój niektórych osób. Jest stosowana w przypadku preparatu, wobec którego nie ma na rynku dostępnej alternatywy - zaznacza naukowiec.
- Po wydaniu autoryzacji prowadzone są dalej badania poautoryzacyjne. To nie oznacza, że ktoś bierze udział w eksperymencie. To są badania, które muszą być prowadzone w celu obserwowania, jak zaszczepieni w warunkach pozaklinicznych reagują na szczepienia. Nie da się zrobić badania klinicznego na milionach ludzi. Nawet najlepiej skonstruowane badania kliniczne nie są w stanie wychwycić bardzo rzadkich zdarzeń niepożądanych. Tak wychwycono zaburzenia zakrzepowe z niskopłytkowością po szczepionkach wektorowych i nie zignorowano tego. Sytuacja ta pokazała, że EMA staje na wysokości zadania, jeżeli pojawiają się jakieś wątpliwości: monitoruje, analizuje, szuka przyczyn - mówi dr Rzymski.
"Nie wiemy, co będzie później: Jakie będą odległe skutki szczepień?"
Dr Grzesiowski podkreśla, że jest to argument, który ma przestraszyć, ale nie ma żadnych podstaw naukowych ani medycznych. - Szczepionka to jest preparat, który aktywuje układ odporności i jeśli coś ma się dziać - to się dzieje w ciągu kilku najbliższych tygodni od jego przyjęcia, a nie lat - wyjaśnia lekarz.
- Nie ma żadnych przesłanek, żeby sądzić, że jakaś szczepionka wywołuje odległe skutki. Szczepimy od 200 lat i do tej pory nie było takich przypadków. Nawet w kontekście szczepionek żywych, gdzie sugerowano, że różyczka, świnka mogą wywoływać autyzm. Później okazało się, że to nie jest prawdą. O tym, że szczepionka nie wywołuje odległych skutków, może upewniać dodatkowo fakt, że składniki szczepionki ulegają bardzo szybkiej eliminacji z organizmu - już po kilku godzinach w organizmie nie ma składników szczepionki. Szczepionki nie wpływają również na ludzkie geny - zapewnia ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19.
"Nie szczep się, bo będziesz bezpłodna"
- Cała koncepcja bezpłodności jest wymyślona czysto teoretycznie na podstawie badań pewnego pana, który zgłosił jakieś obawy. Nic nie potwierdziło tych domysłów. Mamy kobiety zaszczepione w ciąży, przed ciążą, mężczyzn zaszczepionych przed prokreacją i nie ma żadnych danych, które by wskazywały, że przez szczepienia płodność jest zaburzona - tłumaczy dr Grzesiowski.
Lekarz przypomina, że potwierdzono jedynie, że po szczepieniach mogą się zdarzyć czasowe przesunięcia cyklu miesiączkowego u kobiet. - Mogą się zdarzyć zmiany charakteru krwawień i całego cyklu, takie reakcje mogą mieć miejsce również w przypadku innych szczepionek. Układ hormonalny jest połączony z układem odporności, więc podobnie jak podczas infekcji te procesy mogą ulec przesunięciu. To nie oznacza zaburzeń jajeczkowania, czy problemów z zajściem w ciąże - podkreśla lekarz.
"Po co szczepienia, skoro mamy leki?"
- To jest argument, który mocno mnie zaskakuje, bo jednak z chemicznego punktu widzenia szczepionka jest znacznie prostszym preparatem niż lek. Z drugiej strony doustne leki na COVID, które mają szansę być dopuszczone w UE, wymagają natychmiastowego podania, kiedy tylko pojawią się objawy. Wymagają przyjmowania przez okres 5 dni - 30 lub 40 tabletek w zależności od leku, więc to są dość duże dawki. Te leki nie będą adresowane dla wszystkich - wyjaśnia dr Rzymski.
- Molnupiravir według rekomendacji EMA nie powinien być stosowany przez kobiety w ciąży, jak i wszystkie kobiety, które mogą zajść w ciąże. Co sugeruje, że EMA przejęła się dość poważnie badaniami in vitro, które wskazywały, że preparat ten może mieć potencjalne mutagenne działanie wobec komórek. Paxlovid według rekomendacji EMA też nie powinien być stosowany przez kobiety w ciąży, nie powinny go przyjmować też osoby z chorobami nerek, wątroby. Widać wyraźnie, że są pewne ograniczenia dotyczące zastosowania tych leków. Po drugie te leki będą drogie i nie tak łatwo dostępne dla wszystkich. Po trzecie nie można postrzegać leków jako alternatywy dla szczepień. Nikt z nas nie uważa, że poduszka powietrzna w samochodzie jest alternatywą dla pasów bezpieczeństwa. To są systemy komplementarne, a nie alternatywne wobec siebie. Tak powinno to być postrzegane - podkreśla biolog.
"Miały być dwie dawki i koniec - po co tak gadali, skoro teraz już mówi się o czwartej dawce"
- Tak jest w przypadku wielu preparatów, że dopiero na podstawie późniejszych obserwacji mówimy, że będzie potrzebna dawka przypominająca np. po 5 latach. Tak było ze szczepionkami przeciwko meningokokom. Szczepionki weszły na rynek bez określenia daty szczepionki przypominające, określono ją później. Dla nas to nie jest zaskoczeniem, że zmieniają się zalecenia wraz z napływaniem nowych danych - mówi dr Grzesiowski.
- Wiedzieliśmy, że okres utrzymywania się przeciwciał po szczepieniu nie będzie nieskończenie długi, ale nie mieliśmy możliwości przewidzieć, kiedy powstaną nowe warianty wirusa - wyjaśnia lekarz. Dr Grzesiowski tłumaczy, że w momencie, kiedy pojawiły się szczepionki na rynku, nikt nie mógł przewidzieć, że po roku powstaną już dwa warianty, które w istotny sposób przełamują odporność. To oznacza, że ten wyścig między wirusem a nami dopiero się rozpoczął.
- Niestety z czasem spadają stężenia przeciwciał i pojawiający się nowy wariant przy tej niższej odporności jest w stanie przełamać tę barierę ochronną i wywołać zakażenia u osób zaszczepionych. Być może będzie tak jak z antybiotykami czy z innymi lekami, gdzie bakterie uciekają przed dostępnymi metodami leczenia i musimy cały czas modyfikować leki. Możliwe, że nowe szczepionki, które będą pojawiać się na rynku w ciągu następnego roku, będą bardziej odporne na mutacje wirusa. Przykładem takiej szczepionki może być Novavax, która właśnie weszła na rynek. To jest szczepionka białkowa z adiuwantem, czyli wzmacniaczem odporności. Spodziewamy się, że odporność będzie się po niej utrzymywać dłużej, ale nie możemy tego zagwarantować. To jest tylko hipoteza, bo nie wiemy, co wirus jest w stanie zrobić. Może już w tej chwili w Azji powstał nowy wariant, o którego istnieniu jeszcze nie wiemy - przyznaje dr Grzesiowski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.