Trwa ładowanie...

#zamiastkwiatka. Katarzyna Wysocka, właścicielka marki Lulu de Paluza, przeszła zabieg usunięcia macicy. Teraz wspiera inne kobiety

Avatar placeholder
05.03.2020 11:43
Kasia Wysocka ma raka
Kasia Wysocka ma raka (arch.prywatne)

Katarzyna Wysocka jest właścicielką marki Lulu de Paluza i projektuje ekskluzywne ubrania dla kobiet. W szczerej rozmowie z WP abcZdrowie opowiada o zdiagnozowanym u niej raku szyjki macicy, zmaganiu się z depresją, walką o siebie oraz pasją do projektowania, która stała się motorem napędowym w jej życiu.

1. Katarzyna Wysocka została sama z chorobą

Kasia Wysocka, znana projektantka, przeszła zabieg chirurgicznego usunięcia macicy, jednak to nie pozbawiło jej kobiecości. Z myślą o innych chorych kobietach, projektuje nową kolekcję. Dochód będzie przekazany na profilaktykę i zakup cytobusa. W szczerej rozmowie opowiada o swoich przejściach i daje nadzieję, że nawet najgorsze doświadczenia można przekuć w coś dobrego.

#zamiastkwiatka. Czytaj więcej o naszej akcji na #zamiastkwiatka. Rusza akcja Wirtualnej Polski

Justyna Sokołowska, WP abcZdrowie: Kasiu, w którym momencie twój świat zaczął się zmieniać?

Zobacz film: "#zamiastkwiatka. Najlepszy prezent, jaki możesz wręczyć kobiecie 8 marca"

Katarzyna Wysocka, projektantka mody: To zależy, czy na dobre, czy na złe. Zaczęło się od złego niestety, bo w 2012 roku całe życie mi się zawaliło. Dostałam od losu w pakiecie: paskudny rozwód, do tego doszła utrata środków do życia oraz rak szyjki macicy. Poczułam, że jestem z tym wszystkim zupełnie sama i nie wiedziałam, co dalej ze sobą zrobić.

Kasia Wycocka walczy z rakiem
Kasia Wycocka walczy z rakiem (arch.prywatne)

A ten moment, kiedy usłyszałaś diagnozę i dowiedziałaś się, jak będzie wyglądało twoje leczenie. Co wtedy czułaś?

Najpierw poczułam ogromny strach. To pewnie też wynikało wtedy ze zwykłej niewiedzy, bo jak słyszy się, że ma się nowotwór, to od razu myśli się, że to oznacza wyrok, że to już koniec, że nic cię już nie czeka. Później pojawiają się w głowie pytania, dlaczego mnie to spotkało, przecież się badam, dbam o siebie, dobrze się odżywiam. Dlaczego? Natomiast później przychodzi taki moment, kiedy jest ogromna złość na wszystko, na cały świat.

Na byłego męża też?

Tak, bo zostałam z tym wszystkim zupełnie sama. Nawet ani razu nie przyszedł do mnie do szpitala, żeby zapytać, jak się czuję. Przecież jeszcze wtedy byliśmy małżeństwem, choć co prawda w trakcie rozwodu. Ciężko mi się było z tym pogodzić. Właściwie to gdyby nie moi rodzice to nie wiem, czy dziś byśmy ze sobą rozmawiały. Są ze mną bardzo blisko, to oni mi pomogli oraz garstka moich przyjaciół.

Wysocka jest projektantką mody
Wysocka jest projektantką mody (arch.prywatne)

Niestety reszta towarzystwa się zweryfikowała, bo jak się coś złego dzieje, to ludzie się odsuwają. Może to wynika z tego, że boją się chorych ludzi, może boją się o tym rozmawiać, czy patrzeć na ten cały proces leczenia. Wiele osób się odsunęło, od niektórych z kolei ja się odsunęłam. Uważam jednak, że dobrze się stało, bo teraz mam takich, na których wiem, że mogę polegać. Na pewno jednak ten początek choroby był dla mnie bardzo trudny. Siedziałam i wyłam całymi tygodniami.

Potem jednak podjęłaś leczenie. Jak ono przebiegało?

Najpierw przeszłam konizację szyjki macicy. Ze względu na mój młody wiek i jeszcze brak potomstwa, stwierdziliśmy razem z lekarzami, że leczenie będzie prowadzone małymi kroczkami. Liczyliśmy na to, że może uda się zachować, chociaż w jakiejś części tę szyjkę. Niestety w konsekwencji została ona amputowana w głąb macicy. I to był pierwszy etap mojego leczenia. I właśnie na tym etapie, było ze mną bardzo źle.

2. Z sali operacyjnej na Tydzień Mody w Paryżu

Gorzej czułaś się fizycznie czy psychicznie?

I to, i to. Byłam w głębokiej depresji, zresztą leczę się na nią do tej pory. Trudno mi było pogodzić się z ciężką chorobą, brakiem możliwości posiadania potomstwa, no i jeszcze ten rozwód w tle... To wszystko mnie przerażało, trudno to nawet opisać słowami. Tak naprawdę to nie chciało mi się żyć. Miałam taki moment w życiu, że pomyślałam sobie, że po co to, że właściwie żyję bez sensu.

A jednak rozmawiamy ze sobą, co świadczy o tym, że nastąpił jakiś przełom w tym myśleniu. Było tak?

Tak. To było w 2014 roku. Po tej ostatniej operacji jednak coś takiego się zadziało, że powiedziałam sobie, że koniec tego użalania się, że będę walczyć, że mam siłę i że dam radę. Nie chciałam się poddać ze względu na rodziców, bo jestem jedynaczką i muszę dla nich walczyć. Poza tym ja po prostu chcę żyć. Wtedy jeszcze leżałam w łóżku, ale wzięłam notes i zaczęłam rysować, jako że moim wyuczonym zawodem jest projektowanie. Postanowiłam wrócić do swojej pasji i ona dodała mi jakiejś nadludzkiej siły. Te projekty, które wtedy stworzyłam, kilka lat później pokazałam na Paris Fashion Week. To było niesamowite.

Marka Wysockiej odnosi sukcesy
Marka Wysockiej odnosi sukcesy (arch.prywatne)

Pasja pomogła ci się otrząsnąć i o siebie zawalczyć. Wtedy zaczęłaś też rozwijać swój biznes. Co ci w tym pomagało najbardziej?

Kiedy pokazałam swoje projekty w czasie tygodnia mody w Paryżu, to zaczęło mnie to napędzać do działania. Potem pojawiły się kolejne wyzwania typu fashion week w Monako i w Berlinie, a nie jest łatwo tam się dostać. Ten sukces wzmocnił mnie na tyle, że chciałam zajść dalej, zdobyć jeszcze więcej. Kocham to, co robię. To jest moja pasja.

Jesteś piękną, młodą i elegancką kobietą. Często słyszysz, że w ogóle nie wyglądasz na osobę, która zmaga się z tak straszną chorobą?

Czasami są takie momenty, kiedy się nie wygląda za kwitnąco, kiedy się jest w szpitalu, czy po wyjściu z niego. Nie mniej staram się żyć z tą chorobą i nie umartwiać się. Chociaż przyznaję, że są chwile, kiedy po prostu nie wstaję z łóżka cały dzień. Łapie mnie wtedy depresyjny nastrój, płaczę i zamartwiam się, co będzie dalej. Natomiast kiedy działam, to ta choroba gdzieś jest poza mną, a ja robię swoje. Ubieram się, maluję, czeszę, wychodzę i załatwiam swoje sprawy. Pewnie dlatego nie widać po mnie, że jestem chora. A przecież wciąż jestem chora i to bardzo…

Kasia Wysocka i Justyna Sokołowska
Kasia Wysocka i Justyna Sokołowska (arch.prywatne)

Masz w sobie mnóstwo siły i wspierasz inne kobiety po podobnych przejściach. Wymagało to otwarcia się i opowiedzenia swojej historii. To nie jest łatwe…

To prawda. Na początku choroby w ogóle o tym nie mówiłam, bo było mi trudno. Przełamać się pomogły mi między innymi wizyty u mojej pani psycholog. Zaczęłam też dużo czytać na temat mojej choroby, ale też książki psychologiczne o samorozwoju. Pracowałam nad sobą. Pewne rzeczy w moim życiu się przewartościowały, zmieniły się priorytety. Przyszło mi do głowy, żeby założyć fundację i nawet ją założyłam. Tylko że wtedy choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Dowiedziałam się, że mam raka złośliwego. Musiałam poddać się całkowitej histerektomii, czyli usunięcia wszystkich narządów rodnych łącznie z węzłami chłonnymi. Tak naprawdę nie miałam siły na to, żeby prowadzić biznes modowy i jeszcze fundację. Przede wszystkim musiałam zająć się samą sobą.

Mówi się, że co się odwlecze, to nie uciecze, bo niedawno razem z Idą Karpińską z Ogólnopolskiej Organizacji Kwiat Kobiecości postanowiłyście połączyć siły.

Ida też jest po takich przejściach jak ja, więc świetnie się rozumiemy. W ten sposób narodził się pomysł, żebym została jedną z ambasadorek "kwiatka". W przyszłym roku zamierzamy zrobić duże wydarzenie. Jesteśmy na razie na samym początku tej drogi, więc trzymajcie kciuki.

(Małgorzata Zimniak)

To wydarzenie będzie połączeniem profilaktyki (czyli promowaniem cytologii wśród kobiet, bo to jest misja Idy) oraz mody, bo to twoja domena z kolei? Dobrze myślę?

Zgadza się. To wszystko połączy też dobra energia. Celem na pewno jest wsparcie zakupu cytobusa. Dlatego teraz projektuję i produkuję specjalne tuniki dla organizacji, które będą sprzedawane, a cały zysk zostanie przekazany na działania profilaktyczne.

3. Siła jest kobietą

Co byś chciała przekazać paniom (i panom też) przy okazji Dnia Kobiet?

Drogie panie, siła jest kobietą i każda z nas ma w sobie moc, tylko czasami o niej zapominamy. Badajmy się. Cytologia nie boli, trwa tylko 5 minut, a może uratować życie. Powinnyśmy sobie robić raz w roku taki kobiecy rytuał, może właśnie przy okazji 8 marca.

Zaprośmy mamę, siostrę, przyjaciółkę i pójdźmy raz w roku na tę cytologię, a potem razem na lunch, do kina, czy na zakupy. Niech to będzie taka celebracja kobiecości. Z kolei panom chciałabym powiedzieć, żeby wspierali kobiety i się nie bali. Trochę siły i wiary panowie. Tu nie trzeba mówić, że będzie wszystko dobrze, bo to przecież czasami różnie się kończy, najważniejsze żeby po prostu być.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze