Trwa ładowanie...

Leczenie pacjentów z COVID-19. Dlaczego nie wszyscy otrzymują leki przeciwwirusowe?

Avatar placeholder
02.12.2021 21:11
Jak wygląda leczenie pacjentów z COVID-19? Lekarze wyjaśniają krok po kroku
Jak wygląda leczenie pacjentów z COVID-19? Lekarze wyjaśniają krok po kroku (Getty Images)

Lekarze od początku pandemii apelują do Polaków, aby w przypadku podejrzenia COVID-19 nie zwlekali ze zgłoszeniem się do szpitali zakaźnych. Im wcześniej to zrobimy, tym większe są szanse na przeżycie oraz uniknięcie ciężkich powikłań.

spis treści

1. Od czego zaczyna się hospitalizacja z powodu COVID-19?

Zanim pacjent z COVID-19 zostanie zakwalifikowany na oddział zakaźny, trafia najpierw na Izbę Przyjęć lub SOR.

- Jeśli chory nie ma potwierdzonego zakażenia SARS-CoV-2, to w pierwszej kolejności personel wykonuje szybki test antygenowy - mówi prof. Joanna Zajkowska z kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji UMB oraz podlaska konsultant ds. epidemiologii.

Zobacz film: "Czwarta fala na Podlasiu. Prof. Zajkowska o tym, kto choruje najciężej"
Jak przebiega hospitalizacja chorych na COVID-19?
Jak przebiega hospitalizacja chorych na COVID-19? (Getty Images)

Po ok. 15 minutach pojawia się wynik, który zadecyduje o dalszych losach pacjenta. Jeśli jest dodatni, personel przeprowadza ocenę stanu klinicznego chorego.

- W przypadku osób z COVID-19 obowiązkowym badaniem jest komputerowa tomografia płuc oraz pomiar saturacji. Na podstawie tych danych lekarze oceniają, czy pacjent musi być hospitalizowany, czy jednak może być leczony w warunkach domowych - wyjaśnia prof. Zajkowska.

Jeśli hospitalizacja okazuje się konieczna, pacjent jest transportowany na oddział covidowy, który często znajduję się w innym miejscu niż SOR.

2. Leczenie przeciwwirusowe - liczy się czas

Po przyjęciu na oddział covidowy lekarze ponownie oceniają stan pacjenta, analizują stopień zajęcia płuc i na tej podstawie dobierają leczenie.

- Wszyscy bez wyjątku pacjenci otrzymują leczenie przeciwzakrzepowe, ponieważ w przebiegu zakażenia koronawirusem często występują powikłania zakrzepowo-zatorowe. Wszyscy chorzy więc otrzymują heparynę drobnocząsteczkową, która rozrzedza krew. Dalsze leczenie jest uzależnione od stopnia zaawansowania choroby - mówi prof. Zajkowska.

Pacjenci, którzy zgłaszają się do szpitali z COVID-19 w początkowym stadium, mają szanse na terapię przeciwwirusową preparatem remdesivir. Badania prowadzone w polskich szpitalach wykazały, że chorzy stosujący ten lek mają krótszy czas hospitalizacji oraz mniejsze ryzyko zgonu.

- Niestety, w terapii remdesivirem są duże ograniczenia czasowe. Lek jest skuteczny jedynie w ciągu 5 dni od wystąpienia pierwszych objawów, kiedy wirus jest w organizmie i aktywnie się namnaża. W późniejszym czasie stosowanie remdesiviru po prostu nie ma sensu - wyjaśnia prof. Zajkowska.

Późne zgłaszanie się do szpitali jest głównym powodem, dla którego w Polsce wciąż niewielu pacjentów otrzymuje te leki.

- Z naszych badań w ramach projektu SARSTER jednoznacznie wynika, że spośród osób kwalifikujących się do terapii remdesivirem lek w tym 5-dniowym okresie otrzymało tylko 29 proc. pacjentów – mówi prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku oraz prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.

Dlatego lekarze apelują, aby nie zwlekać ze zgłaszaniem się do szpitali w przypadku wystąpienia niepokojących objawów COVID-19.

3. Schłodzić układ immunologiczny

Pacjentom wykonuje się również badania, aby wykluczyć nadkażenie bakteryjne, które często występuje przy zapaleniu płuc. Jeśli wynik jest dodatni, wówczas do terapii chorego dołączane są antybiotyki.

Oprócz tego u hospitalizowanych pacjentów stale monitoruje się poziom interleukiny 6, której wzrost może zwiastować nadejście tzw. burzy cytokinowej, czyli ogólnoustrojowej autoimmunologicznej reakcji zapalnej. Przebiega ona na tyle gwałtownie, że potrafi bardzo pogorszyć stan pacjenta w ciągu kilku godzin. Na początku pandemii była to jedna z głównych przyczyn zgonów z powodu COVID-19.

- Na szczęście dzisiaj już wiemy, jak sobie radzić z burzą cytokinową. Jeżeli widzimy, że parametry zapalne pacjenta są wysokie, włączamy leczenie schładzające układ odpornościowy, czyli terapię przeciwzapalną. Jest ona przede wszystkim oparta na leku tocilizumab, który z całej kaskady reakcji autoimmunologicznej wyjmuje jedną cegiełkę i blokuje odczyn zapalny. Oprócz tego włączamy do terapii sterydy w małych dawkach, które również łagodzą zapalenie płuc. Zaczęliśmy stosować sterydy podczas drugiej fali epidemii i to znacząco poprawiło rokowanie pacjentów - mówi prof. Zajkowska.

4. Od biernych wąsów do sztucznego płuca

Jak wyjaśnia prof. Zajkowska, podanie tlenu jest zalecane w przypadku pacjentów, u których saturacja spadła poniżej 95 proc., czyli de facto niemal wszystkich chorych na COVID-19, którzy trafiają na oddziały covidowe. Różnią się jednak sposoby podania tlenu.

- Osobom we względnie dobrym stanie może wystarczyć bierna tlenoterapia z użyciem tzw. wąsów tlenowych. Polega to na założeniu cewnika, który przez nos dostarcza tlen. Jednak jeśli saturacja dalej spada, używamy silniejszych metod. Może to być zwykła maska z rezerwuarem lub maska CPAP, które kiedyś stosowano u pacjentów z bezdechem sennym - mówi prof. Zajkowska.

Jeśli to nie poprawia stanu pacjenta, konieczna jest wysokoprzepływowa tlenoterapia donosowa (HFNOT).

- Ten sprzęt też zaczęliśmy stosować u chorych na COVID-19 dopiero w kolejnych falach epidemii. Okazał się on niezwykle pomocny i skuteczny, ponieważ jest w stanie dostarczyć 60 litrów czystego tlenu na minutę - wyjaśnia ekspertka.

Jeśli stan pacjenta dalej się pogarsza, pozostaje ostatnia metoda leczenia, zanim chory zostanie podłączony do respiratora.

- Jest to tzw. mechaniczna intubacja nieinwazyjna. Polega ona na założeniu pacjentowi ściśle przylegającej do twarzy maski z dużym przepływem tlenu. Dzięki zastosowaniu tej metody na OIOM-y zaczęło trafiać mniej pacjentów - mówi prof. Zajkowska.

Część chorych w ciężkim stanie jednak kwalifikuje się do podłączenia pod respirator. Wówczas pacjent jest przekazywany z covidowego na oddział intensywnej terapii, gdzie jest wprowadzany w stan śpiączki farmakologicznej, a następnie zaintubowany. Niestety, rokowania osób podłączonych do respiratora są bardzo złe. Szacuje się, że w Polsce przeżywa tylko ok. 20 proc. zaintubowanych pacjentów.

W przypadku ciężko chorych, ale rokujących, istnieje możliwość podłączenia do ECMO (skrót od Extra Corporeal Membrane Oxygenation), nazywanego też sztucznym płucem oraz terapią ostatniej szansy.

- Jest to tlenoterapia pozaustrojowa. Stosuje się ją tylko w przypadku pacjentów, którzy mają niewydolność płuc, ale sprawne wszystkie inne narządy. Tacy pacjenci rokują do przeszczepu płuc - wyjaśnia prof. Zajkowska.

5. Kiedy dochodzi do zgonów?

Najczęściej pacjenci przegrywają walkę z COVID-19 w 2-3 tygodniu hospitalizacji.

- W przypadku osób starszych bezpośrednią przyczyną zgonu jest skrajne wyczerpanie organizmu i niewydolność narządów. Mimo leczenia płuca nie odzyskują sprawności, saturacja ciągle spada, więc krew nie jest wystarczająco natleniona. Wtedy przestają sprawnie funkcjonować organy. Czasami pojawia się niewydolność nerek, czasami serca i płuc - wyjaśnia prof. Zajkowska. - Pacjent często zachowuje świadomość do samego końca. Patrzy nam w oczy, ale nic już nie da się zrobić. Człowiek odchodzi - dodaje.

Podczas czwartej fali zakażeń ciężkie przebiegi COVID-19 również były obserwowane u pacjentów w młodym i średnim wieku. Lekarze apelują, że aby uniknąć tych cierpień, wystarczy się zaszczepić przeciw COVID-19.

- W starszych grupach wiekowych zawsze będziemy mieć większe ryzyko zgonu, nawet wśród osób zaszczepionych przeciw COVID-19. Szczepienie jednak poprawia rokowania i daje znacznie większe szanse na przeżycie - podkreśla prof. Joanna Zajkowska.

6. Ile kosztuje leczenie chorych na COVID-19?

Zgodnie z decyzją rządu każdy zakażony SARS-CoV-2 ma prawo do bezpłatnych świadczeń opieki zdrowotnej. Oznacza to, że nawet osoby nieubezpieczone oraz nieposiadające obywatelstwa polskiego mogą bezpłatnie wykonać test w kierunku SARS-CoV-2 oraz w razie konieczności otrzymać bezpłatną opiekę w szpitalu.

Koszty świadczeń pokrywane są z budżetu państwa. Według informacji Narodowego Funduszu Zdrowia, w zależności do szpitala koszt utrzymania jednego covidowego łóżka to ok. 700-800 zł na dobę. Osobno są rozliczane koszty leków, które mogą sięgać od 185 zł do 630 zł od osoby na dzień.

Najwięcej kosztuje utrzymanie łóżek na OIOM-ach. W niektórych przypadkach koszty sięgają nawet 5 298 zł dziennie za osobę. Z kolei stawka dobowa za prowadzenie SOR-u bądź Izby Przyjęć dla pacjentów covidowych to 18 299 zł za dobę.

Z budżetu państwa na leczenie chorych na COVID-19 idą więc miliony złotych, a to budzi coraz większy opór w środowisku medycznym. Lekarze wytykają, że służba zdrowia od lat jest niedofinansowania, ale teraz rząd wydaje bajońskie kwoty na leczenie niezaszczepionych, ponieważ właśnie takie osoby najczęściej trafiają do szpitali.

- Personel medyczny ma kompletnie dosyć, tym bardziej że ta fala epidemii rozwinęła się na nasze własne życzenie. O ile jeszcze wiosną było to zrozumiałe, ponieważ brakowało szczepionek i wiele osób nie mogło się zaszczepić, to obecnie jest to epidemia z wyboru. A medycy, siłą rzeczy, muszą w tym uczestniczyć i pracować ponad swoje siły - mówi prof. Anna Piekarska, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Biegańskiego w Łodzi.

Coraz częściej pojawiają się też głosy, że osoby nieubezpieczone i niezaszczepione powinny pokrywać koszty leczenia COVID-19 z własnej kieszeni. Jednak zdaniem dra Jerzego Friedigera, dyrektora Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, nierealne jest, aby takie rozwiązanie zostało wprowadzone w Polsce.

- Koszty leczenia są zbyt wysokie, żeby ktokolwiek mógł je pokrywać samodzielnie. Średnio hospitalizacja pacjenta z COVID-19 to koszt nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zresztą żaden kraj oprócz Singapuru nie wprowadził obowiązku opłaty za leczenie zakażonych koronawirusem - mowi dr Friedigera.

Zdaniem eksperta powinniśmy iść inną ścieżką i zachęcać na różne sposoby do szczepień przeciw COVID-19.

- Ideowych przeciwników szczepień jest tak naprawdę niewielu. Reszta osób potrzebuje po prostu motywacji. Dużo dałoby wprowadzenie obowiązku szczepień w niektórych grupach zawodowych oraz ograniczenia w dostępie do gastronomii czy rozrywki dla niezaszczepionych. To są rzeczy pilne, do wprowadzenia od już - podkreśla dr Jerzy Friediger.

Zobacz także: Za wcześnie skreśliliśmy AstraZenekę? "Zaszczepieni nią mogą mieć najwyższą odporność"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze