Jego narzeczona zachorowała mimo szczepienia. Mówi, co trzeba zmienić, żeby uchronić najbliższych
Narzeczona lekarza Bartosza Fiałka zachorowała na COVID-19. Ekspert twierdzi, że gdyby mogła przyjąć trzecią dawkę wcześniej, zapewne do tego by nie doszło. Apeluje: należy skrócić czas do przyjęcia dawki przypominającej szczepienia przeciw COVID-19, ponieważ istotny spadek ochrony przed zachorowaniem następuje już po czterech miesiącach od przyjęcia drugiej dawki szczepienia. - Gdyby narzeczona przyjęła booster wcześniej, to jestem niemal pewien, że jako osoba młoda, nieobciążona innymi schorzeniami, nie zachorowałaby w ogóle - podkreśla lek. Bartosz Fiałek.
1. Nie zdążyła przyjąć boostera
Lek. Bartosz Fiałek jest zaszczepionym ozdrowieńcem. Wczoraj okazało się, że nowym koronawirusem zakaziła się jego narzeczona Paulina. Kobieta przyjęła dwie dawki szczepionki Pfizer-BioNTech.
- Narzeczona prezentuje łagodne objawy przypominające przeziębienie. Była osłabiona, miała ćmiący ból głowy w okolicy czołowej, trochę kataru i kaszlu. Kiedy wczoraj się obudziła, powiedziała, że jest przeziębiona i w kontekście spotkań świątecznych, moich spotkań z pacjentami, postanowiliśmy zrobić badania. Najpierw wykonaliśmy domowy test antygenowy na obecność zakażenia SARS-CoV-2. Wynik był dodatni. Później pojechaliśmy do SOR – wykonaliśmy test bardziej wiarygodny - u Pauliny wyszedł dodatni, u mnie negatywny - opowiada lek. Bartosz Fiałek, reumatolog, popularyzator wiedzy na temat COVID-19.
Zabrakło kilkunastu dni, by do gry wkroczył booster. Okazuje się, że narzeczona lekarza nie kwalifikowała się jeszcze do przyjęcia trzeciej dawki szczepionki. W jej przypadku pierwszy możliwy termin trzeciej dawki przypadał na 27 grudnia. Zgodnie z wytycznymi obowiązującymi w Polsce musi minąć sześć miesięcy od przyjęcia drugiej dawki (lub pierwszej w przypadku preparatu Johnson & Johnson).
2. Lekarz: Dawka przypominająca już po czterech lub pięciu miesiącach
To prywatne doświadczenie utwierdziło doktora Fiałka w przekonaniu, że trzecia dawka powinna być podawana znacznie wcześniej niż po sześciu miesiącach. Zwłaszcza w kontekście nowego wariantu, który zdecydowanie skuteczniej omija zarówno odporność poszczepienną, jak i uzyskaną po przechorowaniu COVID-19.
- Wiele dowodów naukowych wskazuje, że od czwartego miesiąca po przyjęciu drugiej dawki szczepionki przeciw COVID-19 następuje już istotne zmniejszenie miana przeciwciał, czyli ochrony przed zachorowaniem. Jakkolwiek ramię komórkowej odpowiedzi odpornościowej jest raczej nienaruszone, czyli czas nie wpływa istotnie na ochronę przed ciężkim przebiegiem choroby, hospitalizacją tudzież zgonem, tak w przypadku wszystkich dostępnych preparatów dochodzi do spadku miana przeciwciał. To oznacza, że ochrona przed zachorowaniem niestety zmniejsza się z upływem czasu - wyjaśnia ekspert.
- To pokazuje, że sześć miesięcy to zbyt długo, żeby czekać na przyjęcie boostera, wiele osób nie zdąży go przyjąć i wcześniej zachoruje. Gdyby narzeczona przyjęła booster wcześniej, to jestem niemal pewien, że jako osoba młoda, nieobciążona innymi schorzeniami, nie zachorowałaby w ogóle - dodaje lekarz.
Zdaniem Fiałka booster powinien być podawany znacznie szybciej, czyli po upływie czterech czy pięciu miesięcy od drugiej dawki. - Teraz możemy podawać dawkę przypominającą po 5. miesiącach osobom po 50. roku życia. Uważam, że pięć miesięcy w kontekście wariantu Omikron powinno dotyczyć wszystkich, a cztery miesiące - osób powyżej pięćdziesiątki. To pokrywa się z decyzjami, które podjęła np. Dania, gdzie booster jest podawany po czterech i pół miesiąca, w Irlandii po nawet po trzech miesiącach. Wydaje się, że im szybciej skrócimy ten czas w kontekście przyjęcia boostera, tym lepiej. Widzimy, że ochrona przed zachorowaniem wywołanym wariantem Delta była dosyć wysoka po dwóch dawkach, jednak w kontekście wariantu Omikron jest praktycznie niewykrywalna. W przypadku szczepionki Oxford-AstraZeneca wynosi ok. 6 proc., a po szczepioce Pfizer-BioNtech - ok. 35 proc. To pokazuje, że w przypadku wariantu Omikron booster jest kluczowy - wyjaśnia lekarz.
3. Wariant Omikron - jak spada ochrona po szczepieniu
Z badań przeprowadzonych przez londyński uniwersytet Imperial College wynika, że wariant koronawirusa Omikron może pięciokrotnie częściej powodować reinfekcję koronawirusem niż Delta.
Naukowcy przeanalizowali przypadki 333 tys. zakażeń, 1846 z nich było wywołanych wariantem Omikron. Analiza Brytyjczyków jest już kolejnym z doniesień potwierdzających wcześniejsze przypuszczenia: Omikron jest w stanie dość skutecznie ominąć odporność uzyskaną po przechorowaniu, a nawet po szczepieniach. "Badanie dostarcza kolejnych, bardzo istotnych dowodów na to, w jak dużym stopniu Omikron może pokonać odporność nabytą wcześniej zarówno poprzez szczepienia, jak i infekcję" - zauważa w oświadczeniu prof. Neil Ferguson nadzorujący badania. Inne badanie naukowców z Uniwersytetu Waszyngtonu wskazało, że szczepionki J&J, Sinopharm i Sputnik V - wcale nie zapewniają ochrony przed Omikronem.
Jaką ochronę przed Omikronem daje trzecia dawka? - Wydaje się, że najbardziej wiarygodne są wstępne dane, które pochodzą z Wielkiej Brytanii i wskazują, że po podaniu preparatu Comirnaty jako boostera po wcześniejszych dwóch dawkach szczepionki Oxford–AstraZeneca ochrona przed zachorowaniem na COVID-19 wynosi ok. 71 proc., natomiast w przypadku trzech dawek szczepionki Comirnaty, ta skuteczność (ochrona przed zachorowaniem) wynosi 75,5 proc. W przypadku wariantu Delta po podaniu boostera Pfizera ta ochrona wzrastała aż do ok. 95 proc. - tłumaczy lek. Fiałek.
Ekspert przyznaje, że w kontekście medyków trzeba już brać pod uwagę konieczność podawania czwartej dawki, zwłaszcza że część z nich przyjęła booster jeszcze we wrześniu.
- Trzy dawki sprawią, że niektórzy z nas będą chorować bezobjawowo lub łagodnie, ale to sprawi, że pracownicy ochrony zdrowia będą "wypadać z grafików". Ten wątek przebija się już w doniesieniach ze Stanów Zjednoczonych tudzież Wielkiej Brytanii. W Polsce sytuacja może być jeszcze trudniejsza, ponieważ mamy najmniejszy odsetek lekarzy i pielęgniarek w przeliczeniu na 1000 mieszkańców z krajów Unii Europejskiej. Jeśli u nas personel medyczny zacznie chorować i wypadać na izolację, trzeba będzie zawieszać działanie niektórych oddziałów z powodu braków kadrowych, a ludzie zostaną bez pomocy - alarmuje lek. Fiałek.
Po zmianie prawa 15 grudnia br., sam trafił na kwarantannę z uwagi na domownika z COVID-19. Bartosz Fiałek obecnie jest zdrowy, nie ma żadnych objawów, jego zdaniem to wynik tzw. odporności hybrydowej – poza przechorowaniem COVID-19, przyjął również szczepienie przeciw COVID-19 preparatem Pfizer-BioNTech. Teraz zamierza przez kolejnych 7 dni wykonywać testy, żeby zweryfikować, czy nie dojdzie do zakażenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz także:
- Koronawirus w Polsce. Będą zmiany w strategii walki z COVID-19. Dr Jacek Krajewski tłumaczy, dlaczego obecny system nie działa (WIDEO)
- Czwarta fala będzie inna, uderzy w dzieci i osoby młode. "Koronawirus szuka nowego rezerwuaru"
- Czwarta fala koronawirusa w Polsce. Dr Karauda: Czas się kończy. Szalupa ratunkowa czeka od dawna
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.