Trwa ładowanie...

Leszczyna sprząta po poprzednikach. "Absurd do natychmiastowej zmiany"

 Katarzyna Prus
08.02.2024 11:22
Izabela Leszczyna sprząta po poprzednikach. "Tracimy sporo czasu na gaszenie pożarów"
Izabela Leszczyna sprząta po poprzednikach. "Tracimy sporo czasu na gaszenie pożarów" (East News)

Izabela Leszczyna robi generalne porządki po poprzedniej ekipie. Na pierwszy ogień poszła karta zgonu, a na listę priorytetów trafiły też kolejki do specjalistów i egzekwowanie prawa do legalnej aborcji. Lekarze wątpią, czy na wszystko znajdą się pieniądze.

spis treści

1. "Absurd do natychmiastowej zmiany"

Minister zdrowia Izabela Leszczyna przyznaje, że po poprzednikach zastała mnóstwo prowizorycznych rozwiązań, a na "gaszenie pożarów" w resorcie, który przejęła w połowie grudnia "traci mnóstwo czasu i energii".

- Mam wrażenie, jakby od dawna nikt tu nie pracował - przyznała Leszczyna w rozmowie z Wirtualną Polską.

Zobacz film: "Ile zrobisz pompek? Prosty test pozwala określić ryzyko chorób serca"

- Od razu po wejściu do resortu, "dostałam po głowie" kartą zgonu. Poprzednie kierownictwo najwidoczniej wiedziało, że odejdzie i zaniedbało tę sprawę. Gdy tylko weszliśmy do ministerstwa, musieliśmy błyskawicznie działać, żeby można było od 1 stycznia 2024 roku organizować pochówek zmarłym - wskazała.

Przyznała, że rozporządzenie jest fatalne, ale nie miała czasu na zmianę.

- Takich protez w resorcie stworzono w ostatnich latach wiele. Ja prowizorek nie chcę - zaznaczyła.

Zdaniem lekarzy, aktualne przepisy dotyczące karty zgonu to absurd, który trzeba jak najszybciej zmienić. Problem jest jednak znacznie szerszy, bo samo stwierdzanie zgonu nadal budzi mnóstwo kontrowersji i wymaga pilnych rozwiązań.

- Aktualnie zamiast dotychczasowych 2 stron karty zgonu, trzeba wypełniać aż 6, choć z medycznego punktu widzenia jest to zupełnie nieracjonalne. Lekarz musi np. wpisać tam informacje na temat wykształcenia czy stanu cywilnego pacjenta, co przy osobach samotnych dodatkowo komplikuje sprawę, bo nie ma jak weryfikować tych informacji. To absurd do natychmiastowej zmiany - podkreśla w rozmowie z WP abc Zdrowie Jakub Kosikowski, lekarz i rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.

Ponadto, każdy zgon musi być raportowany do GUS-u w specjalnej aplikacji.

- Przerzuca się na nas dodatkowe i niepotrzebne obowiązki, podczas gdy nadal nie została rozwiązana podstawowa kwestia dotyczące samego stwierdzania zgonu. Ani lekarz rodzinny nie ma takiego obowiązku, ani nocna i świąteczna opieka. W niektórych miejscach funkcjonują koronerzy, czyli dyżurni lekarze, którzy stwierdzają zgony, ale nie każdy samorząd w Polsce stać na ich opłacanie - zaznacza lekarz.

Brak jednolitych przepisów może się skończyć dramatycznie i zdarza się, że nie może pochować zmarłego, bo nie może znaleźć lekarza, który stwierdzi zgon.

- Tak się dzieje np. w sytuacjach, kiedy zwłoki zostały już zabrane przez zakład pogrzebowy. Lekarz odmawia stwierdzenia zgonu, bo nie widział zmarłego i ma uzasadnione obawy, że mógłby pominąć jakiś kluczowy aspekt, a to wiąże się przecież z odpowiedzialnością prawną - zaznacza rzecznik NIL.

2. Kolejki o połowę krótsze

Wśród priorytetów szefowej resortu zdrowia są także kolejki do lekarzy, a konkretnie ich skrócenie nawet o połowę w ciągu dwóch lat.

- Przy czym pamiętajmy, że mówimy o średniej. Chcę, by np. w onkologii w ogóle nie było kolejek, żeby jak najkrótsze były w kardiologii czy neurologii. Nie obiecam, że w każdej specjalizacji kolejki w ciągu dwóch lat zmniejszą się o połowę. Ale średnia - tak - zapowiedziała Izabela Leszczyna.

Jak wyjaśniła, w realizacji tego ambitnego celu ma pomóc m.in. zniesienie limitów w lecznictwie szpitalnym.

- Poprzez zniesienie limitów w lecznictwie szpitalnym ja rozumiem szerszą reformę - odwrócenie piramidy potrzeb w ochronie zdrowia. Szpital musi być na samej górze tej piramidy. System, w którym pierwszym miejscem, do którego idzie pacjent, żeby go zdiagnozować, jest szpital, będzie zawsze systemem niewydolnym - zwróciła uwagę minister zdrowia.

Zaznaczyła, że trzeba zmienić wycenę świadczeń w ambulatoryjnych ośrodkach specjalistycznych, tak by podmioty lecznicze miały motywację do tego, aby zdiagnozować i zaopatrzyć pacjenta w AOS-ie, a nie wysyłać go do szpitala.

- Czas skończyć z kierowaniem do szpitala na jedną, dwie czy trzy noce osób, które nie wymagają hospitalizacji - dodała Leszczyna.

Choć lekarze chwalą te założenia, nie kryją obaw o ich realizację. Ich zdaniem, problemem mogą okazać się pieniądze.

- Zniesienie limitów jest jak najbardziej realne, a efekty, jakie przynosi pacjentom - wymierne. Pokazało to wyraźnie zniesienie limitów jeszcze za poprzedniej ekipy rządzącej, m.in. na operacje zaćmy czy tomografii komputerowej. To generuje jednak ogromne koszty. Pamiętajmy, że to nie działa tak, że szpital od razu dostaje pieniądze na nielimitowane zabiegi. W pierwszej kolejności musi sam za to zapłacić, a dopiero potem ubiegać się o zwrot z NFZ, co nie dzieje się "od ręki". Nie każdą placówkę stać na takie zadłużanie się - zwraca uwagę Jakub Kosikowski.

- Pozostaje też kwestia pieniędzy na kolejne zniesienie limitów. Jeśli spojrzymy na poziom nadwykonań z ostatnich lat, potrzeba ogromnych środków. W 2021 roku było to 10 mld zł, a w 2022 roku - 7 mld zł. Pytanie, skąd wziąć takie środki, nawet w kontekście faktu, że nie ma planów zamykania szpitali - dodaje lekarz.

3. Szpitalne łóżka powinny cały czas zarabiać

Bartosz Fiałek, lekarz i popularyzator wiedzy medycznej, ocenia, że resort zdrowia powinien zacząć od odwrócenia piramidy świadczeń, a dopiero potem brać się za zniesienie limitów.

- To podstawa, by mówić nie tylko o faktycznym i trwałym skróceniu kolejek do specjalistów, ale też, by podjąć kolejne kroki mające na celu reformę systemu opieki zdrowotnej w kontekście już samych procedur medycznych w szpitalach. Wskazywałem na to już kilka lat wcześniej - zaznacza w rozmowie z WP abcZdrowie Bartosz Fiałek.

- Oparcie systemu przede wszystkim na opiece ambulatoryjnej, czyli realizowanej w ramach placówek POZ i poradni specjalistycznych, wymaga jednak urealnienia wyceny świadczeń, która aktualnie jest zbyt niska. Wielu lekarzy odchodzi do prywatnego sektora opieki zdrowotnej, gdzie zarobki są często wyższe i dodatkowo nie trzeba martwić się biurokracją - zwraca uwagę lekarz.

Publiczna ambulatoryjna opieka specjalistyczna musi stać więc atrakcyjna finansowo, by mogła skutecznie działać i przyciągać lekarzy.

Dopiero gdy liczba zbędnych hospitalizacji zacznie spadać, bo będą realizowane w ramach medycyny ambulatoryjnej, będzie miejsce na kolejny krok.

- Wówczas likwidacja limitów na leczenie szpitalne będzie miało sens, bo do szpitali będą trafiać jedynie ci chorzy, którzy faktycznie tego potrzebują. W odwrotnej kolejności mogłoby to doprowadzić do absurdu, bo przy zniesionych limitach placówki dążyłyby do jak największej liczby dobrze płatnych pobytów, co przełożyłoby się na wyższy przychód, niekoniecznie związany z realnym zapotrzebowaniem na dane usługi medyczne - wskazuje Fiałek.

Lekarz nie popiera zamykania szpitali, ale uważa, że łóżka szpitalne cały czas powinny "zarabiać".

- Na pewno nie należy utrzymywać oddziałów, które są zbędne dla lokalnej społeczności i tym samym - z braku pacjentów - generują straty dla szpitala. Nie uważam jednak, by rozwiązaniem było zamykanie, lecz zmiana przeznaczenia ich bazy np. na łóżka internistyczne, geriatryczne, czy miejsca w zakładach opieki długoterminowej, których coraz bardziej potrzebujemy m.in. z racji dynamicznie starzejącego się społeczeństwa - ocenia lekarz.

Takie podejście to także zysk dla ochrony zdrowia, bo mamy gwarancję, że łóżka nie będą stać puste i zajmą je potrzebujący pacjenci.

- To także myślenie perspektywiczne, bo według prognoz demograficznych po 2030 roku liczba seniorów w Polsce ma przekroczyć 8 mln, więc jeśli teraz pozamykamy nierentowne oddziały czy całe szpitale, zamiast wykorzystać je w inny sposób, za jakiś czas może się okazać, że dla osób starszych zabraknie łóżek - dodaje Fiałek.

4. Martwe prawo

Szefowa resortu zdrowia ostrzega też placówki, które mimo kontraktu z NFZ będą odmawiać wykonania terminacji ciąży w przypadkach, które dopuszcza aktualnie polskie prawo.

- Już teraz zapowiadam: jeśli ktoś chce mieć kontrakt z NFZ, musi wypełniać jego warunki. Innymi słowy: kto nie wykona aborcji, gdy ta jest dopuszczalna, ten nie zobaczy publicznych pieniędzy - podkreśliła Leszczyna.

- Nie obchodzi mnie, w jaki sposób dyrektorzy szpitali zapewnią legalną terminację ciąży. Jeśli w jakimś szpitalu wszyscy lekarze powołują się na klauzulę sumienia, to niech dyrektor ściągnie lekarza z innego szpitala czy miasta, któremu sumienie nie zabrania zrealizować świadczenia medycznego ratującego zdrowie lub życie kobiety, bo takim przecież jest terminacja ciąży w uzasadnionych przypadkach - dodała.

Zapowiedziała też kontrole szpitali, a placówki, które będą bezprawnie utrudniały terminację ciąży, dostaną najpierw karę, a jeśli sytuacja będzie się powtarzać, stracą kontrakt z NFZ na prowadzenie oddziału ginekologiczno-położniczego.

- Do tej pory mieliśmy do czynienia z niejako martwym prawem, bo zgodnie z już istniejącymi przepisami NFZ miał prawo odebrać kontrakt szpitalowi, który bezprawnie odmawiał wykonania aborcji. To samo z klauzulą sumienia - dyrektor miał obowiązek zapewnić takiego lekarza, który przeprowadzi terminację.

- Nie jest to więc żadna nowość. Problem w tym, że nikt tego nie egzekwował, więc każdy działał, jak chciał i - co gorsze - nie ponosił za to odpowiedzialności - zaznacza Kosikowski.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze