Oni odnaleźli swoich bliźniaków genetycznych
Dzięki ostatnim, trudnym wydarzeniom ich życie się zmieniło – na lepsze. Te cztery historie, chociaż każda z nich jest inna, mają szczęśliwe zakończenia. Natasza Grądalska, Wojciech Wojnowski, Milena Gaj i Mateusz Jakóbiak od lat związani są z Fundacją DKMS. Teraz dzielą się swoimi wspomnieniami, nie tylko tymi z sali zabiegowej.
1. Natasza – biorca
Natasza o swojej chorobie dowiedziała się 14 października 2010 roku. Zdiagnozowano u niej ostrą białaczkę limfoblastyczną. Jedyną szansą na pełne wyleczenie kobiety był przeszczep szpiku od dawcy niespokrewnionego.
- Wtedy mój przyjaciel zasugerował mi kontakt z Fundacją DKMS. Później okazało się, że doktor Tigran Torosian, który przyjmował mnie na Oddział Intensywnej Opieki Hematologicznej, jest lekarzem w tej fundacji. Rozpoczęto szukanie dawcy – mówi dla WP abcZdrowie Natasza Grądalska.
W pomoc zaangażowała się rodzina, większość przyjaciół i współpracownicy Nataszy. Odbyło się także wiele dni dawcy, by zwiększyć szansę na znalezienie bliźniaka genetycznego kobiety. - 8 grudnia tego samego roku dowiedziałam się, że znaleziono dawcę. Przeszczep zaplanowano na maj 2011 roku.
Niestety, kilka dni przed przeszczepem okazało się, że wybrany dawca nie może mi pomóc. Kilka dni żyłam w wielkim stresie i niepewności. Wtedy doktor Torosian uspokoił mnie słowami: „Mamy nowego dawcę!” - wspomina Natasza.
Nadzieja nie opuszczała jej przez cały, bardzo ciężki okres leczenia. Trwał on około dziewięciu miesięcy. - Przeszczep odbył się 31 maja 2011 roku, a po dwóch miesiącach „wychodzenia z dołka” wyszłam ze szpitala. Na szczęście nie musiałam już wracać na stałe na oddział, jedynie na wizyty kontrolne – dodaje.
Po dwóch latach od przeszczepu doszło do spotkania Nataszy z jej dawcą. - Ze względu na emocje związane z poznaniem dawcy, pamiętam niewiele. To młody chłopak, dość skryty i skromny, więc też nie mówił wiele. Uważał swój gest za normalny i był zaskoczony szumem. Dowiedziałam się potem, że nawet rodzinie nie powiedział o uratowaniu komuś życia. Mamy teraz rzadki kontakt, ale wdzięczność dla niego będzie zawsze w moim sercu - wspomina Natasza. Obecnie kobieta wróciła do pracy i, jak sama o sobie mówi, „zaczęła wracać do normalności”.
2. Wojtek – dawca
Wojtek gościł na konferencji Fundacji DKMS, która odbyła się 13 października br. Jest dawcą, a jego historia przypomina opowieść z filmu czy książki. - W bazie potencjalnych dawców szpiku zarejestrowałem się pięć lat temu. Do dzisiaj nie wiem dlaczego. To był nieprzemyślany impuls. Pomyślałem sobie wtedy, że skoro jedna lub pięć osób na sto zostają takimi dawcami faktycznymi, to jeżeli się taka osoba chora trafi, będzie to znaczyło, że po prostu miałem to zrobić. Nie przemyślałem tego. Nienawidzę igieł, mam z tym ogromny problem – mówi specjalnie dla WP abcZdrowie Wojciech Wojnowski.
Telefon z fundacji Wojtek odebrał mniej więcej po roku. To była dla niego wyjątkowa chwila. - Trochę się wzruszyłem, a trochę przestraszyłem. Nie wiem, czego się bałem. Może tego, co było dla mnie nieznane? Kiedy rozmawiałem z panią z fundacji, wiedziałem niewiele. Ale mocno czułem, że coś zaczyna się dziać. Podobny stan towarzyszył po badaniach potwierdzających – wtedy dowiedziałem się na pewno, że mogę być dawcą faktycznym.
I następnie podczas badań w klinice, w której miało dojść do pobrania. Wtedy zaczął się taki dwutygodniowy okres – bardzo dziwny. Czekałem na to ważne wydarzenie, musiałem na siebie bardzo uważać. Czułem oczekiwanie, może takie jak na święta? Ciężko to do czegokolwiek porównać - wspomina dawca.
- W dniu, w którym potwierdzono, że będę dawcą, moja siostra urodziła dziecko. Myślałem, że wrócę do domu, powiem o wszystkim i każdy będzie tym przejęty przynajmniej tak jak ja. A tu po porodzie nikt mnie nie słuchał. Było mi przykro. Dopiero po chwili wszyscy zaczęli pytać: „Ale jak to?”. Był nawet taki moment, że moja mama się nie zgodziła – dodaje Wojtek.
Czy pobranie komórek macierzystych bolało? - Pani z fundacji zabroniła mi mówić, że bolało! (śmiech) Nie bolało bardziej niż pobranie krwi. Trwało cztery godziny... to były takie nudy... Dobrze, że obok byli inni dawcy, z którymi mogłem porozmawiać. Był też ze mną mój ojciec. Pamiętam, że przychodziła pielęgniarka i mówiła: „pompować, pompować!” - mówi Wojtek.
O tym, kto dostanie dane komórki, dawca dowiaduje się tego samego dnia. - Oddawaliśmy komórki we trójkę i do każdego telefon zadzwonił w innym momencie. Byłem drugi. Wtedy dowiedziałem się, ile ta osoba ma lat i z jakiego jest kraju. Wiedziałem też, czy jest to kobieta czy mężczyzna. Po pobraniu życie wróciło do normy – dodaje.
Na tym się jednak nie zakończyło. Wojtek po raz kolejny odebrał telefon z Fundacji DKMS. Po kilku miesiącach okazało się, że jego komórki macierzyste potrzebne są raz jeszcze. Dla tej samej osoby. Pobranie zaplanowano na 2 stycznia.
Wtedy Wojtek napisał list do swojego biorcy. Zupełnie anonimowo, przez Fundację DKMS. - Napisałem: Działaj, jak będziesz mnie potrzebował to proś, albo nawet nie proś. Po prostu mów, ja i tak mogę to zrobić dla ciebie milion razy – mówi Wojtek.
Biorca mężczyzny odpowiedział, ale też nie wiedział do kogo pisze. - Ja ten list znam na pamięć. To jest mój skarb, który ja gdzieś tam mam schowany w domu i jeżeli jest mi gorzej to go wyciągam. Naprawdę nie wiem, czy mam drugą tak wartościową rzecz jak ta – dodaje Wojtek.
Po dwóch latach od przeszczepienia, Wojtek poprosił o wymianę danych osobowych ze swoim biorcą. - Minął rok odkąd mam ten adres. Napisałem dziesięć wersji tego listu, wszystkie są w domu – gotowe do wysłania. Ale nie wiem, czy akurat pisany w ten sposób spodoba się mojemu biorcy. Wiem też, że kilka miesięcy temu ta osoba poprosiła o moje dane raz jeszcze, ponieważ poprzednie dane były nieczytelne. Może dlatego on pierwszy się do mnie nie odezwał? - zastanawia się Wojtek.
Wojtek obiecał, że przełamie się i w końcu wyśle list do biorcy. Słowa dotrzymał.
3. Milena – dawca
24-letnia Milena Gaj od zawsze czuła potrzebę pomagania innym. Do bazy potencjalnych dawców komórek macierzystych zapisała się zaraz po tym, gdy zauważyła plakat Fundacji DKMS na swojej uczelni.
- Wraz z przyjaciółką poszłyśmy zapisać się w przerwie między zajęciami. Nie zastanawiałam się nad tym prawie w ogóle. Było to dla mnie naturalne, że skoro istnieje taka baza, istnieje taka możliwość, żeby pomóc drugiej osobie, z przyjemnością to zrobię – mówi dla WP abcZdrowie Milena Gaj.
Niecały rok – tyle czasu minęło od rejestracji dziewczyny do odebrania telefonu z Fundacji DKMS. - Pamiętam to doskonale, byłam po zajęciach i wracałam do domu, kiedy odebrałam telefon z wiadomością, że ktoś potrzebuje mojego szpiku. Serce biło mi jak oszalałe! Nie mogłam uwierzyć w to, że będę mogła komuś pomóc, że może dzięki mnie ktoś na świecie otrzyma drugie życie.
Po chwili euforii przyszła też chwila na strach. Zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno to wszystko jest bezpieczne? I co, jeżeli zostanie wybrana dla mnie druga metoda pobierania szpiku, ta z talerza kości biodrowej? – wspomina Milena.
Milena w tym czasie mieszkała w Krakowie. Fundacja DKMS ustaliła więc, że wszystkie badania, wizyty w szpitalu i sam proces oddawania komórek macierzystych odbędą się właśnie tam. Zabieg odbył się w grudniu 2014 roku.
- Wszyscy w szpitalu byli bardzo uprzejmi, badania przebiegały sprawnie i bezboleśnie. Nie będę udawać jednak, że wszystko w tym procesie było bardzo przyjemne. Dla mnie najgorsze były zastrzyki, które przez tydzień przed oddaniem szpiku musiałam sama sobie wykonywać.
Kiedy pielęgniarka pokazała mi, jak powinnam robić zastrzyki w brzuch, o mało nie zemdlałam na krześle, ponieważ należę do tych osób, które boją się igieł, a na widok krwi mdleją! Z pomocą przyszedł jednak mój chłopak. To on przez ten tydzień dwa razy dziennie dawał mi zastrzyki w ramię tak, że nic nie widziałam i prawie nic nie czułam.
Oddawanie szpiku to już sama przyjemność. Leżałam na bardzo wygodnym fotelu w jednym pomieszczeniu z drugą osobą, która też oddawała szpik. Było naprawdę bardzo miło i przezabawnie. Lekarz, pielęgniarki i kolega z fotelu obok posiadali niebanalne poczucie humoru.
Szpik musiałam oddawać przez dwa dni, ponieważ za pierwszym razem nie udało się zebrać tyle szpiku, ile powinien otrzymać biorca. Po pobraniach nie odczuwałam żadnych dolegliwości – dodaje dzielna kobieta.
Dla Mileny równie emocjonującym momentem było odebranie telefonu po procesie oddania komórek. - Zadzwoniono do mnie z informacją, komu mój szpik zostanie przeszczepiony. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że faktycznie oddając cząstkę siebie, mogę uratować czyjeś życie. Dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało i jakie to może mieć niesamowite rezultaty – wspomina Milena.
Wiele osób zastanawia się, czy po przeszczepieniu komórek macierzystych dochodzi do spotkań pomiędzy biorcą, a dawcą. Nie jest to jednak takie proste – w niektórych krajach, np. we Włoszech, prawo nie pozwala na takie kontakty. Biorcą komórek macierzystych Mileny jest 30-letnia Włoszka.
- Osoba, której oddałam szpik, po roku napisała do mnie list. Czytałam go chyba już z pięćdziesiąt razy od tamtego momentu i za każdym razem wzrusza mnie on do łez. Niestety do spotkania nigdy nie dojdzie, ponieważ mój biorca jest z Włoch. Jest to jednak dla mnie bez znaczenia. Najważniejsze, że mój bliźniak genetyczny żyje i ma się dobrze, dzięki mnie – dodaje.
Przeczytaj koniecznie
- Nigdy nie zapominaj o tej prostej czynności. Dzięki niej Twoje dziecko będzie się zdrowo rozwijać
- Większość rodziców w okresie jesienno-zimowym popełnia ten błąd. Skutki mogą być fatalne
- Poważne zagrożenie dla dziecka, które czyha zimą w każdym domu
- Gwiazda na placu budowy! Tego jeszcze nie było
- Znana blogerka opowiada o przełomie w swoim życiu. Dowiedz się, co go spowodowało
4. Mateusz – dawca
Mateusz Jakóbiak to 22-letni mężczyzna. Cząstką siebie podzielił się we wrześniu 2016 roku. Biorcą jego komórek macierzystych jest dwunastolatek z Turcji. Co skłoniło go do zapisania się do bazy Fundacji DKMS? - Świadomość podarowania innej osobie drugiej szansy daje ogromną satysfakcję i buduje naszą personalną wartość. Sama wiedza o istnieniu naszego bliźniaka genetycznego i możliwości pomocy dla niego daje bardzo dużo radości – mówi dla WP abcZdrowie Mateusz Jakóbiak.
Mężczyzna zapisał się pod wpływem chwili, podczas wydarzenia organizowanego przez fundację. - Informacja zwrotna od Fundacji DKMS przyszła bardzo szybko, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Znam osoby, które czekają na telefon od fundacji już wiele lat. W moim przypadku czas oczekiwania trwał około trzech, czterech miesięcy.
Po odebraniu telefonu od fundacji towarzyszyły mi skrajne emocje. Z jednej strony byłem bardzo szczęśliwy, że mam realną możliwość pomóc osobie potrzebującej, natomiast z drugiej strony obawiałem się – dodaje mężczyzna.
Po odebraniu telefonu, Mateusz otrzymał wiadomość z kolejnymi krokami procesu. Musiał wykonać kontrolną morfologię krwi, EKG czy spirometrię. Te bardziej szczegółowe badania wykonano w Warszawie. - Fundacja zwraca koszty transportu, wyżywienia i zakwaterowania. Dodatkowo, jeżeli ktoś nie posiada wolnych pieniędzy na wyjazd, jest możliwość dostania zaliczki od fundacji na poczet całego wyjazdu – dodaje Mateusz.
Ostatnim etapem było oddanie komórek macierzystych krwi, ale tylko po uzyskaniu zgody przez lekarza. Wyniki wszystkich wcześniejszych badań muszą być prawidłowe. - Oddawanie krwi trwa około czterech, pięciu godzin. Czas ten, przynajmniej w moim przypadku, minął szybko. Wspominam go bardzo dobrze i zawsze, wspominając tę historię, opowiadam ją z dużym entuzjazmem – dodaje Mateusz.
Obecnie mężczyzna czeka na informacje o stanie zdrowia biorcy. Wiadome jest jedno – przeszczep się udał. Mateusz nie wyklucza, że kiedyś spotka się ze swoim biorcą, by do tego doszło muszą jednak minąć dwa lata.
- Możliwość kontaktu jest zwieńczeniem całego procesu, wspaniałym nie tylko dla biorcy, ale i dla dawcy. Realne poznanie biorcy daje namacalny dowód na sens całego wydarzenia i utwierdza w słuszności podjętej decyzji – mówi.
5. Ty też możesz zapisać się do bazy Fundacji DKMS
Ci młodzi ludzie sami to przeżyli, inni w ramach projektu HELPERS' GENERATION Fundacji DKMS organizowali Dni Dawcy i rejestrowali potencjalnych dawców szpiku w dniach 5-16 grudnia w całej Polsce. Każdy z nas może pomóc. Każdy z nas może być dla kogoś dawcą komórek macierzystych. Każdy z nas może uratować komuś życie! Szczegóły dostępne na stronie.
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.