Zwłoki nie mają przed nim tajemnic. "Ta praca uczy nas dystansu"
- Zaczynamy od wyjęcia ciała z worka. Dla mnie osobiście niedopuszczalne jest pochowanie zmarłego w pampersach. Po to są specjalne środki, po to uczymy się zabezpieczać ciało, łącznie z dolnymi otworami ciała, żeby nie było żadnych wycieków - o tym, jak przebiega balsamacja zwłok i dlaczego przyczyna śmierci ma znaczenie, opowiada Artur Habowski, balsamista z Warszawskiego Szpitala Południowego.
Joanna Rokicka, WP adc Zdrowie: Obcując na co dzień ze śmiercią, widząc ciała w różnym stopniu rozkładu, jakie ma pan refleksje? Poza tym, że wszyscy, niezależnie od statusu, kończymy w podobny sposób?
Artur Habowski: Jak mówią, w tym kraju jedno jest pewne: śmierć i podatki (śmiech). I to jest akurat prawda. Nieważne, jaki ma się status społeczny, bogactwa, kim się jest i tak każdy skończy w ten sam sposób. Ta praca uczy nas dystansu do życia i człowiek zaczyna bardziej uważać na swoje zdrowie, zaczyna się badać, próbuje "oszukać przeznaczenie". Bo nikt nie chce szybko umrzeć, każdy chce żyć jak najdłużej. Oby to było każdemu pisane, ale w zdrowiu, nie w bólu, cierpieniu i niesprawności.
Jak działają płyny, które wprowadza się wewnątrz żył zamiast krwi?
Płynów mamy bardzo dużo, używa się różnych w zależności od przypadku. Mamy płyny ze zwiększoną ilością barwnika, żeby nadać lepszą kolorystykę tkanek, czyli na przykład rumieńce na policzkach. Wtedy skóra nie jest blada, tylko jest bardziej kolorowa, dłonie też wchodzą bardziej w kolor.
Mamy płyny osuszające dla osób, które na przykład są bardzo obrzęknięte po kroplówkach. Mamy płyny nawadniające na bazie bardzo dużej ilości lanoliny, które nam tę tkankę ujędrniają, nie jest taka sucha, tylko dobrze nawodniona. Są płyny dedykowane do żółtaczki, które mają za zadanie wypłukać bilirubinę i znika albo zmniejsza się zażółcenie koloru skóry.
Tych płynów naprawdę jest bardzo dużo. To wszystko oczywiście się ze sobą łączy, bo są na bazie koncentratów. Płyny się ze sobą miesza, rozrabia z wodą, mamy preparaty na przykład na wypłukanie skrzeplin z organizmu, na rozrzedzenie krwi. Są płyny, które są tak zwanymi kondycjonerami wody, które służą do tego, żeby zmniejszyć pH wody i zabić wszystkie pierwiastki w wodzie, które mogą spowodować utrudnienie balsamacji, gdy na przykład nie wyjdzie pożądany efekt, bo wodę mamy twardą.
Czy wszystko co jest wstrzykiwane w żyły podczas balsamacji to indywidualna sprawa, skrojona na miarę potrzeb konkretnego ciała zmarłego?
Tak. Dużo czynników składa się na to, bo płyny do balsamacji trzeba też dobierać pod kątem chorób, uwzględnić, na co dana osoba zmarła czy chorowała. Inaczej się też robi proces balsamacji, jeśli chodzi o osoby po wypadkach, kompletnie inaczej to wygląda po sekcji zwłok niż bez sekcji, a jeszcze inaczej ciał rozczłonkowanych. Ale każde ciało możemy zabalsamować. To jest tylko tak naprawdę kwestia wiedzy i doświadczenia.
Pewnie też czasu. Jak długo trwa balsamacja?
To jest sprawa indywidualna, bo na pozór ciało, przy którym mogłoby się wydawać, balsamacja pójdzie w łatwy i "przyjemny" sposób, przebiegnie z komplikacjami. Może się okazać, że ktoś miał jakieś zatorowości i ten płyn przez te zatory, które są w naczyniach krwionośnych, nie będzie chciał dojść. Trzeba będzie znowu kombinować, żeby w jeszcze innym miejscu płynu dopuścić. Miażdżyca też nie jest sprzymierzeńcem w balsamacji, bo zwęża naczynia krwionośne, zamyka światło naczyń krwionośnych.
Ile trwała najdłuższa balsamacja, w której brał pan udział?
Najdłuższy proces balsamacji, jaki robiłem, trwał prawie osiem godzin, ale była to tak zwana balsamacja anatomiczna. Na potrzeby uniwersytetów medycznych robi się balsamację w taki sposób, że ciało położone na stole w pokoju, oczywiście z zachowaniem odpowiednich dodatkowych technik, czyli okładów z odpowiednich preparatów, jest w stanie poleżeć pięć lat i nic się nie stanie. Bez chłodni, bez niczego.
Taka jest przewaga balsamacji na przykład w anatomii. Jak idziemy na studia medyczne bądź pokrewne do medycyny, czyli ratownictwo, pielęgniarstwo, stomatologię, to uczymy się anatomii. Większość uczelni korzysta z tak zwanych basenów formalinowych, czyli ciało osoby zmarłej, która oczywiście chciała podarować swoje ciało dla nauki, jest zatapiane w formalinie. Leży tam przez pół roku i później to ciało jest wyciągane i studenci się na nim uczą. Nie dość, że ciało strasznie śmierdzi formaliną, to jest ona gryząca. Dodatkowo tkanki są twarde, szare, nie ma zachowanej kolorystyki narządów, inaczej niż po balsamacji anatomicznej.
Przede wszystkim te ciała nie są aż tak cuchnące. Wiadomo, maseczka jest zawsze wskazana w takich sytuacjach, ale nauka i praca są dużo mniej niekomfortowe przy zabalsamowanych ciałach. Niestety, większość uczelni korzysta dalej z tych basenów formalinowych, bo jest to tańsza opcja.
Czy rośnie wśród Polaków zainteresowanie taką metodą zabezpieczenia ciała?
Bardzo często bliscy zmarłego, którzy organizują ceremonię pogrzebową, są nieświadomi tego, co tak naprawdę mogą wybrać. Zakłady bardzo często nie przedstawiają takich opcji, jak balsamacja czy kosmetyka pośmiertna. Ale nie na zasadzie, że wyjmiemy pędzelek z pudełka i pomażemy, tylko naprawdę zrobimy porządną kosmetykę pośmiertną.
Zakłady bardzo często nie mają kim tego zrobić, bo nie mają wykwalifikowanego personelu lub po prostu szkoda im pieniędzy. Do tej pory jakoś szło, to może będzie szło tak dalej, ale na szczęście świadomość ludzi rośnie. Rodziny są coraz bardziej wymagające.
Do większości balsamacji, które wykonuję, dochodzi, bo sam mam do czynienia z ludźmi, rozmawiam z nimi, tłumaczę, proponuję i w większości się zgadzają. Chcą pożegnać osobę zmarłą i zapamiętać ją w jak najlepszy sposób, by jak najkorzystniej wyglądała, żeby się bliscy jej nie bali.
Często jest tak, że do zmarłej babci czy dziadka ich dzieci chcą przyprowadzić swoje dzieci, czyli wnuki zmarłych. Czasami są one niepełnoletnie, w wieku powiedzmy 10, 12, 14 lat i rodzice mają dylemat, czy pozwolić się im pożegnać, czy nie.
Coraz częściej rodzice nie chcą dzieci zabierać ze sobą, bo się boją, jak będą reagować, że to siądzie im na psychikę, że będzie jakieś obciążenie, że się wystraszą, że osoba zmarła będzie źle wyglądała i zapamiętają ją w zły sposób i będą mieć koszmary w nocy.
A pan jakie ma zdanie? Zabrać dzieci czy pozwolić się im pożegnać?
Ja zawsze mówię tak: "Proszę, jak Państwo mają przyjść z dziećmi, najpierw wejdziecie wy, jako dorośli. Jeśli zdecydujecie, że osoba zmarła wygląda na tyle korzystnie, żeby dzieci wpuścić, to wpuścicie. Jeśli nie, to tylko wy się pożegnacie, zamkniemy wieko i niech dzieci wejdą do kaplicy razem z wami". Ale jak już jest trumna zamknięta, to zawsze pozostawiam decyzję rodzinie. Daję możliwość - można to zrobić w taki i w taki sposób, żeby mieli prawo wyboru i nie czuli, że coś się im narzuca.
Od czego trzeba zatem zacząć?
Zaczynamy przede wszystkim od wyjęcia ciała z worka. Dla mnie osobiście niedopuszczalne jest - a wiem, że robią tak niektóre firmy, nawet te przodujące na rynku warszawskim - że na przykład osoby zmarłe chowają w pampersach. To jest jak dla mnie etycznie niedopuszczalne. Po to są specjalne środki, po to uczymy się zabezpieczać ciało, łącznie z dolnymi otworami ciała, żeby nie było żadnych wycieków, żeby tej osoby zmarłej nie pochować w pampersie. Jak rodzina się nachyla nad trumną, to czuje niestety nieprzyjemny zapach.
A po śmierci ciało się pozbywa tych wydzielin...
Dokładnie. Należy przede wszystkim wyjąć ciało z worka, zabezpieczyć i porządnie umyć, ogolić zarost, założyć protezę zębową i dopiero na sam koniec już, jak mamy ciało i włoski ładnie wysuszone, wszystko zrobione, dopiero je ubieramy, wkładamy do trumny i wtedy tak naprawdę, już w trumnie, powinno się malować osobę zmarłą. Z tego względu, że jak pomalujemy wcześniej, to przy przekładaniu ciała na przykład ze stołu bądź z wózka do trumny biały żakiet czy biała bluzka mogą zostać pobrudzone od podkładu. Niestety dużo firm tak robi, a tu o wszystkim trzeba myśleć.
Najtrudniejszy podobno jest kontakt z ciałami dzieci...
Dzieci też niestety giną w wypadkach, trafiają się dzieci z chorobami nieuleczalnymi, które umierają, ale też mamy dość dużo dzieci martwo urodzonych. Niektóre kobiety po prostu nie mają możliwości zdrowotnych utrzymania ciąży, ale są też osoby, które są w ciąży i tak się zaniedbują, nie chodzą do lekarza, że po prostu dochodzi do poronienia albo dziecko rodzi się martwe. W ciągu ostatnich dwóch lat miałem też jedną sekcję, gdzie dwie młode nastolatki powiesiły się na jednym drzewie.
Wspomniał pan o tym, w jakich przypadkach ciało powinno być zabalsamowane. A czy są takie sytuacje, kiedy są przeciwwskazania do tego zabiegu?
Do balsamacji nie ma żadnych przeciwwskazań, ewentualnie możemy spotkać się z poglądami religijnymi danych ludzi. Na przykład muzułmanie nie dopuszczają balsamacji, podobnie świadkowie Jehowy, bo oni nie wyrażają zgody nawet na tłoczenie krwi w szpitalach w stanie zagrożenia życia. Tym bardziej się nie zgadzają na balsamację, chyba że to przypadek taki, że ciało jest transportowane za granicę i obligatoryjnie musi być wykonana. Ale jeśli mają możliwość odstąpienia od tego, to odstępują.
Z kolei w Kościele katolickim balsamacja jest dopuszczalna. Tym bardziej, że większość hierarchów w Watykanie jest balsamowana i Kościół katolicki czy prawosławny nie mają tu żadnych zastrzeżeń.
Joanna Rokicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.