Trwa ładowanie...

Koronawirus w Polsce. Jak działają domy pogrzebowe w czasie pandemii?

Avatar placeholder
30.04.2020 21:28
Pogrzeby w dobie koronawirusa
Pogrzeby w dobie koronawirusa (Getty Images)

"Zamiast wprowadzić ścisłe zasady bezpieczeństwa, Ministerstwo Zdrowia tylko je poluzowało. W szpitalach panuje kompletny chaos, każdy postępuje na własną rękę" – mówią właściciele zakładów pogrzebowych. Twierdzą też, że przez brak jasnych procedur i zaniżanie statystyk zgonów wywołanych koronawirusem narażają własne zdrowie i życie.

1. Jakie zasady obowiązują przy zwłokach zmarłych na koronawirusa?

Epidemia koronawirusa w Polsce trwa już prawie od dwóch miesięcy, a właściciele domów pogrzebowych wciąż mówią o braku jasnych procedur i zasad postępowania ze zwłokami zmarłych na COVID-19. Według Krzysztofa Wolickiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, całe kuriozum polega na tym, że Ministerstwo Zdrowia zamiast zwiększyć środki bezpieczeństwa, tylko je poluzowało.

Koronawirus a pogrzeb
Koronawirus a pogrzeb (Getty Images)

- Domagaliśmy się ustalenia konkretów, w odpowiedzi 3 kwietnia Ministerstwo Zdrowia wydało pożałowania godne rozporządzenie – mówi Wolicki. - De facto jest to przepisane na nowo rozporządzenie z 7 grudnia 2001 roku, które w szczegółowy i jasny sposób tłumaczyło jak postępować ze zwłokami osób zmarłych na choroby zakaźne. Szkopuł w tym, że urzędnicy nanieśli poprawki, które zamiast ułatwić pracę, tylko wniosły więcej zamieszania — dodaje.

Zobacz film: "Majówka w dobie pandemii koronawirusa"

Dotychczas ciała osób zmarłych na choroby zakaźne niezwłocznie po stwierdzeniu zgonu były dezynfekowane, zawijane w płótno nasączone płynem dezynfekującym, wykładane do trumny, którą następnie szczelnie zamykano.

Samą trumnę dodatkowo pakowano do worka ze sztucznego tworzywa odpornego na uszkodzenia mechaniczne. Całość jeszcze raz dezynfekowano i dopiero wówczas zakład pogrzebowy mógł odebrać zwłoki ze szpitala. Karawana udawała się na cmentarz bezpośrednio z miejsca zgonu, a pochówek musiał nastąpić w ciągu 24 godzin.

- W nowym rozporządzeniu ta procedura przestaje być jasna, zawarte są też w nim oczywiste nieporozumienia. Na przykład, Ministerstwo Zdrowia zaleca "unikać przebierania zwłok do pochówku". Wynika stąd, że samo w sobie nie jest to zakazane, więc właściciel zakładu może sam zdecydować czy przeprowadzać czynności pogrzebowe z ciałem zmarłego na koronawirusa – irytuje się Wolicki.

Według prezesa kolejnym problemem jest wymóg, aby do krematoriów zwłoki były transportowane w plastikowych kapsułach. - Pominięto fakt, że w Polsce do kremacji dochodzi tylko wtedy, gdy ciało znajduje się w trumnie. Kto więc miałby przekładać nieboszczyka z kapsuły do trumny? Żaden właściciel krematorium nie przystałby na to. W innym punkcie rozporządzenia czytamy, że trumnę, która idzie do pieca, powinno się włożyć w jeszcze jeden szczelny worek, ale tę, która idzie na cmentarz już nie – wylicza Wolicki.

2. Kompletny chaos w szpitalnych kostnicach

- Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia to śmiech na sali. Nie zrobiono nic konkretnego, żeby procedura pochówku zmarłych na koronawirusa była jasna i bezpieczna. Mam zakłady w Warszawie i czterech podwarszawskich miejscowościach. Tylko do jednej placówki zgłosił się sanepid, żeby wytłumaczyć, jak mamy teraz postępować – mówi pan Robert, właściciel jednego z największych domów pogrzebowych w Warszawie. Z racji tego, że ma podpisane kontrakty ze szpitalami w Warszawie i okolicznych miejscowościach, woli pozostać anonimowy, a jego imię zostało zmienione.

- W szpitalach mało kto trzyma się jakichkolwiek zasad. Ciała zmarłych na koronawirusa powinny być zdezynfekowane, włożone do dwóch szczelnych worków, a następnie do trumny. W praktyce w szpitalach brakuje wszystkiego, więc każdy stosuje swoje zasady bezpieczeństwa. Osobiście odbierałem ciało, które było włożone tylko do jednego worka, w dodatku niezamykanego. Oprócz tego w szpitalach panuje chaos. Ostatnio skontaktowałem się z laborantem w sprawie odbioru ciała zmarłej na COVID-19, okazało się, że nawet nie wiedział, że ma takie zwłoki w chłodni. Później dziękował nam za uprzedzenie, bo mógł zadbać o własne bezpieczeństwo – dodaje pan Robert.

Żeby nie narażać swoich pracowników, właściciel zakładów pogrzebowych podjął decyzję o zrezygnowaniu z tradycyjnych czynności pogrzebowych. W jego zakładach ciał zmarłych nie obmywa się i nie przebiera. Zwłoki przewożone na cmentarz od razu idą do pochówku, beż żadnych ceremonii i obrządków. Jedynie jeśli ciało zostało poddane kremacji, a nikt z rodziny nie przebywa na kwarantannie, możliwa jest uroczystość pogrzebowa. Może jednak w niej wziąć udział nie więcej niż 5 osób.

Największe zagrożenie dla pracowników domów pogrzebowych stanowią przypadki zmarłych w domu. Jak już wielokrotnie donosiły media - nie wszystkim chorym na koronawirusa udaje się dostać do szpitala, a już tym bardziej wymóc przeprowadzenie testu. Jeśli przypadek nie jest zdiagnozowany, pracownicy funeralni nie stosują środków ochronnych – profesjonalnych maseczek i kombinezonów.

Według pana Roberta bezpieczniejsze jest odbieranie zwłok z kostnic szpitalnych, bo ciała są już wtedy w trumnach i po dezynfekcji. Przy domowych przypadkach zawsze jest ryzyko. - Płuca nieboszczyka mogą wypuszczać powietrze przy przekładniu czy transporcie, do tego jest ryzyko zakażenia się przez płyny ustrojowe - opowiada.

To dlatego pracownicy domów pogrzebowych zanim odbiorą ciało zmarłego, starają się przeprowadzić wywiad. - Muszą dokładnie ustalić, co było przyczyną zgonu, czy ktoś z domowników bądź otoczenia był na kwarantannie – tłumaczy Wolicki. W rzeczywistości jednak nie ma żadnej gwarancji i pracownicy domów pogrzebowych często muszą polegać tylko na własnej intuicji.

Wolicki przyznaje też, że najbezpieczniej byłoby, gdyby pracownicy zakładów pogrzebowych za każdym razem zakladali odzież ochronną. Jednocześnie jednak zadaje pytanie: Kto ma za to wszystko zapłacić?

Pan Robert mówi, że od początku epidemii koronawirusa w Polsce wydał już 25 tys. zł na środki ochronne, a swoich dwudziestu pracowników musiał podzielić na trzy ekipy, które się zmieniają.

3. Jak długo koronawirus pozostaje w ciele?

Do tej pory naukowcom nie udało się ustalić, jak długo koronawirus może pozostawać w ciele nieboszczyka. Są jednak badania przeprowadzone podczas wybuchu epidemii SARS (ciężki ostry zespół oddechowy) w 2003 r., którą również spowodował koronawirus. Dane sugerowały, że w płynach ustrojowych, takich jak krew, mocz i kał, wirus może pozostawać zakaźny od 72 do 96 godzin.

Według Międzynarodowego Towarzystwa Chorób Zakaźnych miękkie tkanki, takie jak mięśnie, nerwy i tłuszcz, mogą również stanowić ryzyko zakażenia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze