Trwa ładowanie...

Generuje zakrzepicę jak żaden inny wirus. Zimą ryzyko dodatkowo rośnie

 Karolina Rozmus
05.01.2024 18:56
Zakrzepica zabija jedną na cztery osoby. Może doprowadzić do niej COVID
Zakrzepica zabija jedną na cztery osoby. Może doprowadzić do niej COVID (Getty Images)

Zakrzepica zabija jedną na cztery osoby. Choć może rozwijać się po cichu, to miewa piorunujący przebieg. Lista czynników ryzyka jest długa, ale wśród nich wybija się jeden, poznany przed zaledwie czterema laty. To SARS-CoV-2, który działa niczym generator zakrzepów.

spis treści

1. COVID nadal powoduje śmiertelnie groźne powikłania

Zakrzepica, podstępna choroba żył, rozwija się po cichu, a jej ryzyko zwiększa siedzący tryb życia, otyłość, dyslipidemia, palenie papierosów i nadużywanie alkoholu, antykoncepcja hormonalna czy długotrwałe unieruchomienie.

SARS-CoV-2 należy do najnowszego czynnika ryzyka, co potwierdziły liczne badania. Zakrzepom sprzyja zarówno sama infekcja, jak i powikłanie w postaci long COVID. A koronawirus wcale nie odpuszcza.

Zobacz film: "Dr Michał Chudzik wyjaśnia, jakie powikłania występują po przebyciu COVID-19"

Najnowsze dane Ministerstwa Zdrowia z 5 stycznia 2024 r. wskazują, że w ciągu doby zachorowało 2232 osób, a zmarło 28. Choć skala zakażeń i zgonów jest nieporównywalnie mniejsza do tego, co działo się przed rokiem czy dwoma laty, to nie ma wątpliwości, że wirus wciąż pozostaje zagrożeniem i to nie tylko dla układu oddechowego.

Chorzy, ozdrowieńcy i osoby z long czy post covid są bardziej narażone na szereg powikłań zakrzepowych. Naukowcy z Uniwersytetu w Umeå wykazali, że COVID-19 prowadzi do zwiększonego ryzyka zakrzepów krwi, zawału mięśnia sercowego i udaru mózgu.

- Mój najmłodszy pacjent, który po przebyciu COVID-19 wyszedł ze szpitala i dostał w ciągu kilku tygodni zawału serca, miał 32 lata. Notabene nie miał żadnych czynników ryzyka choroby niedokrwiennej serca - mówi w rozmowie z PAP dr Piotr Ligocki, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych 10. Klinicznego Szpitala Wojskowego z Polikliniką w Bydgoszczy.

COVID może sprzyjać niewydolności żylnej i zakrzepicy
COVID może sprzyjać niewydolności żylnej i zakrzepicy (Getty Images)

Wyjaśnił, że SARS-CoV-2 to "jedyny znany wirus, który ma tak silne działanie prozakrzepowe w krążeniu małym, czyli płucnym".

- Pocovidowe powikłania bardzo często obserwowaliśmy w czasie pandemii i obserwujemy nadal. Wirus SARS-CoV-2 może bezpośrednio już w czasie trwania infekcji zwiększać ryzyko tworzenia się zakrzepów, jak i to ryzyko może pojawić się po przebyciu infekcji - przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie flebolog prof. Łukasz Paluch.

Wyjaśnia, że wirus, wywołując ogólny stan zapalny organizmu, uszkadza śródbłonek naczyń. Dodatkowo generuje reakcję zapalną, tzw. burzę cytokin, która podnosi poziom czynników krzepnięcia we krwi.

- Można powiedzieć, że wirus działa na naczynia jak np. warunki atmosferyczne na ściany budynku, zapoczątkowując dalsze procesy destrukcyjne. Niczym woda wchodząca w ściany budynku, może penetrować naczynia - dodaje.

Tłumaczy, że w przypadku long COVID pacjenci przez długi czas mogą nie zauważać postępującego procesu chorobowego. - Dlatego częściej long COVID kojarzą z mgłą mózgową czy zmęczeniem niż z powikłaniami ze strony układu krążenia. Trudno im połączyć procesy zakrzepowe z przebytą infekcją, tak jak rzadko łączą zakrzepicę z przyjmowaną doustną antykoncepcją hormonalną. Te zmiany bowiem przychodzą dużo później, ale nie oznacza to, że są rzadkie.

2. Nie bagatelizuj, ale nie podejmuj działań na własną rękę

Prof. Paluch zwraca uwagę na objawy niewydolności żylnej. Jeśli pojawią się po przejściu COVID-19, nie należy zwlekać z wizytą u lekarza.

- Zwiększenie się liczby zmian naczyniowych, w tym tzw. pajączków, zmiany w okolicy kostek czy kolan, wreszcie zmiana kolorytu jednej z nóg. Alarmować powinno też uczucie ociężałości nóg czy obrzęki kończyn - mówi ekspert. Dodaje, że w kolejnych stadiach zaawansowania choroby do objawów można zaliczyć ból w jamie brzusznej czy ból po stosunku seksualnym i obrzęk warg sromowych, mogące wskazywać na żylaki miednicy mniejszej.

- Niezwłocznej reakcji wymaga natomiast sytuacja, w której np. jedna z nóg stanie się znacznie obrzęknięta, jest wyraźnie ocieplona, skóra staje się napięta, gładka i przypominająca pergamin. To z kolei jest oznaką, że doszło do rozwoju zakrzepicy, a nie tylko niewydolności żylnej - dodaje.

Dr Ligocki zwraca uwagę, że osoby, które przebywały w szpitalu z powodu COVID-19, powinny po jednym do trzech miesięcy od hospitalizacji mieć wykonane RTG płuc i pomiar stężenia D-dimerów w surowicy krwi. Dodaje, że takich zaleceń nie ma niestety w odniesieniu do pacjentów, którzy nie byli hospitalizowani, przeszli za to pełnoobjawowy COVID. Natomiast w ich przypadku dr Ligocki również zaleca RTG klatki piersiowej dwa do trzech miesięcy po infekcji i oznaczenie D-dimerów osobom z grup ryzyka.

Prof. Paluch ostrzega jednak, by nigdy na własną rękę nie decydować o konieczności wykonania badań. W przypadku RTG zresztą i tak musimy otrzymać skierowanie od lekarza. A co z D-dimerami? Zdaniem prof. Palucha to badanie mocno obciążające system ochrony zdrowia.

- Pandemia mocno nasiliła "D-dimerozę", która niestety niczemu nie służy. Obserwowaliśmy fale pacjentów, zgłaszających się np. po przejściu COVID, z podwyższonymi wynikiem D-dimerów. Pamiętajmy, że nie tylko w czasie infekcji koronawirusowej, ale niemal każdej innej infekcji wirusowej obserwujemy podwyższony wynik D-dimerów. Nie jest to jednak jednoznaczne z zakrzepicą - uspokaja.

Jak mówi ekspert, to badanie bardzo specyficzne, które należy wykonywać tylko w przypadku podejrzenia zakrzepicy czy u osób z grupy ryzyka. O konieczności wykonania badania każdorazowo powinien decydować lekarz.

- Podniesiony poziom D-dimerów obserwujemy w bardzo wielu patologiach, wystarczy, że pacjent mocniej uderzy się w nogę czy nawet będzie miał mocniejsze otarcie naskórka. Wówczas poziom D-dimerów będzie wysoki, ale nie będzie świadczył o tym, że pacjent ma zakrzepicę, ale o tym, że ma nieco więcej produktów rozpadu fibryny w osoczu krwi - wyjaśnia.

3. Zimą ryzyko rośnie

Sezon zimowy może zwiększać liczbę patologii układu naczyniowego nie tylko z uwagi na szalejący COVID. Badacze na łamach "International Angiology" zauważają "istotną korelację" pomiędzy temperaturą otoczenia a liczbą przyjęć do szpitala z powodu zakrzepicy żył głębokich. Temperatury poniżej 0 stopni Celsjusza sprzyjać mają bowiem zatorom w tętnicach zaopatrujących w krew mózg, bo zimno prowadzi do zmniejszenia światła tętnic.

Prof. Paluch zauważa, że bardzo niskie temperatury sprzyjają szczególnie zakrzepicy tętnic, która w znacznej części przypadków skorelowana jest z miażdżycą.

- Niska temperatura może powodować zmniejszenie światła naczynia tętniczego i w sytuacji, kiedy w niej wyjściowo zaburzony jest przepływ, może to grozić zakrzepicą. Dotyczy to jednak pacjentów ze znacznymi zmianami miażdżycowymi, zapaleniami małych naczyń, patologiami tętniczymi, dlatego też to właśnie w tej grupie niebezpieczne jest morsowanie - mówi. Dodaje, że z kolei dla układu naczyniowego niskie temperatury mogą być zbawienne, bo redukują stan zapalny.

Jak podkreśla, jako flebolog zauważa, że w środowisku miejskim w XXI wieku zimą bardziej dotkliwy jest inny problem.

- Częściej raczej dochodzi do przegrzania organizmu, bo ubieramy się za ciepło, siedzimy w przegrzanych domach, kiedy wsiadamy do auta, włączamy ogrzewanie na maksymalną temperaturę, co może nawet sprzyjać odwodnieniu i w tym mechanizmie zwiększać ryzyko zakrzepicy - mówi.

- Paradoksalnie nasz organizm jest częściej przegrzany zimą niż nawet latem. U osób z nieprawidłowo pracującymi zastawkami czy z niewydolnością żylną rozszerzenie naczyń pod wpływem temperatury dodatkowo osłabia naczynia - dodaje prof. Paluch.

Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze