Niespodziewane konsekwencje epidemii koronawirusa. Stres może doprowadzić do nagłej głuchoty
Koronawirus atakuje nie tylko płuca i układ nerwowy. Może prowadzić do niewydolności wielu narządów. Coraz częściej mówi się też o tym, że dla pacjentów groźny jest też ogromny stres wiążący się z chorobą. W skrajnych przypadkach może on doprowadzić do nagłej głuchoty.
1. COVID-19 może prowadzić do nagłej głuchoty
Naukowcy z całego świata przyglądają się długofalowym skutkom pandemii koronawiursa. Nie chodzi wyłącznie o bezpośrednie powikłania, które występują przede wszystkim u osób, które ciężko przechodziły COVID-19.
Coraz częściej mówi się również o tym, że stres związanych z chorobą może mieć bardzo poważne konsekwencje. Badania na ten temat będą prowadzone m.in. przez polskie szpitale w Zabrzu i Bytomiu. Lekarze będą sprawdzać częstość występowania zaburzeń lękowych i depresyjnych u tych pacjentów, którzy wyzdrowieli.
Prof. Piotr Skarżyński, z-ca kierownika Zakładu Teleaudiologii i Badań Przesiewowych w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu przyznaje, że w ostanim okresie zauważali wyraźny wzrost liczby pacjentów z nagłymi głuchotami.
- Ma to związek ze stresem, który może być spowodowany m.in. przez utratę pracy, zmianę warunków życiowych, czy chorobę kogoś bliskiego. W skrajnych przypadkach stres może doprowadzić nie tylko do zawału serca, ale również wywołać chwilowe niedokrwienie ucha skutkujące nagłą głuchotą - mówi profesor. - Takie osoby traktujemy priorytetowo, muszą otrzymać leczenie jak najszybciej. Jeśli się zgłoszą do szpitala w ciągu 1-2 dni po wystąpieniu tych objawów, szybko zostaną zdiagnozowane, dostaną kortykosteroidy dożylnie i to jest szansa, że uda im się, chociaż częściowo zachować słuch. Ani na moment nie zaprzestaliśmy konsultacji takich osób - podkreśla Skarżyński.
Zobacz także: Czy koronawirus może prowadzić do utraty słuchu i węchu? Wyjaśnia otolaryngolog prof. Piotr Skarżyński
2. Odwoływanie wizyt u specjalistów może prowadzić do poważnych powikłań
Przez pandemię wiele wizyt i konsultacji zostało przesuniętych o kilka miesięcy. Nawet po odmrożeniu i ponownym otwarciu wszystkich gabinetów, pacjenci zastaną wydłużone kolejki do specjalistów, a w wielu przypadkach o skuteczności leczenia decyduje czas, dotyczy to m.in. pacjentów wymagających wizyt laryngologicznych.
- W naszych placówkach cały czas konsultujemy pacjentów. Cześć zabiegów jest nadal zawieszona, ale większość procedur już wykonujemy. Natomiast wiemy, że nie we wszystkich ośrodkach laryngologicznych w kraju tak to wygląda - przyznaje prof. Piotr Skarżyński.
Otolaryngolodzy, a szczególnie rynolodzy i foniatrzy, są tuż po stomatologach najbardziej narażeni na zarażenie się koronawirusem.
- Konsultant krajowy razem ze swoim zespołem już w połowie marca opracował wytyczne do stosowania przez otolaryngologów zarówno w zakresie opieki ambulatoryjnej, jak i w leczeniu szpitalnym. Same wizyty otolaryngologiczne mogą się odbywać, tylko zgodnie z wytycznymi, a personel musi być podczas nich odpowiednio zabezpieczony - dodaje ekspert.
Prof. Skarżyński zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. Wielu pacjentów nie zgłaszało się na wizyty z obaw przed zarażeniem COVID-19, tymczasem pewnych wizyt, konsultacji - nie można zaniechać, bo skutki mogą być tragiczne.
- Chociażby dzieci z przewlekłymi wysiękowymi zapaleniami uszu, które można wyleczyć operacyjnie w sposób mniej inwazyjny, jeśli trafią do nas za późno, mogą mieć uszkodzenia kosteczek słuchowych lub takie zmiany w uchu środkowym, które będą powodowały już trwały ubytek słuchu - ostrzega profesor.
Zobacz także: Koronawirus nie sprawił, że inne choroby zniknęły. Z powodu epidemii coraz więcej pacjentów z innymi poważanymi chorobami trafia do lekarza za późno
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.