Brakuje kampanii społecznych dla sercowców. Medycy chcą to zmienić
Problemy z sercem nie są tylko i wyłącznie domeną panów. Występują także wśród pań. O ile jednak o zachorowalności wśród mężczyzn mówi się w społeczeństwie bardzo dużo, o tyle o kobietach - niemal wcale. Dlaczego? O tym rozmawiamy z dr Agnieszką Siennicką z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
WP abcZdrowie: Pani doktor, w Polsce coraz częściej i coraz więcej mówi się o zagrożeniu nowotworem piersi, jajnika. Świadomość w tej kwestii także rośnie. Tymczasem pacjenci bagatelizują choroby serca. Kampanii celowanych wyłącznie do kobiet nie ma wcale. Z czego to wynika?
Dr Agnieszka Siennicka, Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu: Kobiety są po prostu bardziej świadome dbania o zdrowie – tak wynika z badań, które prowadziłam przygotowując swój doktorat. Dotyczyły one zachowań prozdrowotnych wśród pacjentów z chorobami serca.
Badałam pacjentów w Ośrodku Chorób Serca w 4. Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, który współpracuje z Uniwersytetem Medycznym. Podczas badań zauważyłam, że wśród chorych na serce większość stanowią mężczyźni.
Co ważne, nawet ci w średnim wieku trafiają na oddział w stanach zagrożenia życia. Jeśli już spotykałam na oddziale kobiety z chorym sercem, większość była zdecydowanie starsza. To może być jedną przyczyną.
Jakie są inne?
Kobiety dbają o zdrowie. Często bywa tak, że to właśnie panie, niemal za rączkę, przyprowadzają męża do poradni czy na oddział. Są niejako motorem prozdrowotnych działań swoich mężów. To one wykupują leki, one umawiają wizyty u lekarza, one "załatwiają" sanatoria. Kobiety lubią rozmawiać o zdrowiu, mają to chyba w genach. Są bardzo zorientowane w nowinkach zdrowotnych.
Co jednak nie oznacza, że nie chorują na serce.
Nie. Ale gdy wchodzę na oddział kardiologiczny, na którym prowadzę badania, na korytarzach widać w dużej mierze mężczyzn. Kobiety na oddziale kardiologicznym bardzo często przekraczają siedemdziesiątkę i poza chorobą serca cierpią na mnóstwo innych chorób współistniejących, co wynika po prostu z zaawansowanego wieku.
Chce Pani przez to powiedzieć, że charakterystyczna dla kobiet większa dbałość o zdrowie i wyższa świadomość może zwiększać potrzebę, ale na kampanie dotyczące życia np. z niewydolnością serca, a nie jej profilaktyki?
Trochę tak jest. U pacjentów z chorobami serca od lat obserwujemy załamująco niski poziom wiedzy. Pacjenci nie wiedzą, co mają robić po wyjściu ze szpitala, w jaki sposób zmienić styl życia. Niektórzy nie rozumieją, że niewydolność serca jest chorobą przewlekłą, a nie stanem przejściowym. Z niewydolnością serca, jeśli jest odpowiednio prowadzona przez lekarza i pacjenta, można żyć nawet ponad 20 lat. Przy czym leczenie farmakologiczne musi być poparte zmianami w stylu życia.
Czyli pacjenci nie słuchają tego, co mówi lekarz?
Zgodnie z wynikiem badań statystycznych tylko 10 proc. pacjentów realizuje zalecenia lekarza. Ten problem zresztą doskonale obrazują moje badania właśnie. Przeprowadzane one były w systemie dobrowolnym. Udziału w nich odmówiła spora część pacjentów.
Ci którzy wyrazili zgodę w większości realizowali zalecenia (o ile mieli wiedzę na ich temat), w związku z tym można podejrzewać, że ci, którzy odmówili to właśnie ci, którzy nie słuchają zaleceń.
Jakich zaleceń nie słuchają pacjenci z chorym sercem?
Przede wszystkim tych żywieniowych. I to nawet podczas pobytu w szpitalu. Co świadczy również o tym, że nie tylko pacjent, ale również jego bliscy nie wiedzą, na czym polegają ważne zalecenia dietetyczne w niewydolności serca.
Na oddziale, na którym prowadzę badania, krążą legendy o tym jakie smakołyki od najbliższych pacjenci usiłują schować w swoich przyłóżkowych szafkach.
Jakie to smakołyki?
Szafki pacjentów pełne są takich rzeczy, że lekarze często łapią się za głowę. Znaleziono kiełbasę, ogromny, 9-litrowy słoik budyniu na bazie mleka. Pomijając fakt że taka ilość soli (jak w kiełbasie) czy płynu (jak w budyniu) jest zabójcza dla pacjenta, pacjent na oddziale nie ma do dyspozycji lodówki, więc takie jedzenie musiałoby być przechowywane w pomieszczeniu, w którym temperatura powietrza przekracza 20 stopni Celsjusza. Istna bomba biologiczna.
Poza tym w chorobach, w których ważna jest dieta (czyli również w chorobach serca) jedzenie zapewniane przez szpital jest wystarczające i, co ważne, tylko to jedzenie lekarz może kontrolować, może uwzględniać w analizowanych przez siebie parametrach, chociażby w wadze pacjenta, która jest ważną informacją o skuteczności leczenia kardiologicznego.
Pacjenci w naprawdę wielu przypadkach nie zdają sobie sprawy, że nie mogą takich rzeczy jeść.
Jak zatem zwiększyć tę świadomość? Kampanii społecznych jest jak na lekarstwo. Tych kierowanych do kobiet nie ma wcale. Panie mogą czuć się wykluczone.
Nam też zależy na tym, by poprawić zdrowie pacjentów, ponieważ oni nie doceniają rangi problemu, myślą, że niewydolność serca jest mniej śmiertelna niż rak. A to nieprawda, jest wręcz zupełnie odwrotnie. Dlatego właśnie ruszamy z programem edukacyjnym kierowanym do pacjentów oddziału kariologicznego w WSK we Wrocławiu.
Wszystko jest przygotowane, czekamy tylko na odpowiednich pacjentów, których będzie można zakwalifikować do tego badania.
Jakie kryteria musi zatem spełnić pacjent, by mógł być objęty takim programem?
Kwalifikujemy do programu każdą osobę, która trafia do nas w stanie zaostrzenia niewydolności serca. Takie stany zdarzają się u pacjentów z przewlekła niewydolnością serca zazwyczaj jako wynik braku zmiany trybu życia po zdiagnozowaniu choroby.
Na czym polega akcja?
Edukacja będzie przeprowadzana przez lekarzy. Nie chcemy uczyć pacjentów medycyny czy mówić o parametrach medycznych, ale podczas codziennej rozmowy w trakcie pobytu w szpitalu zwrócić uwagę na bardzo ważne kwestie dotyczące zmiany stylu życia, pokazać sposoby realizowania zaleceń otrzymywanych od lekarza, rozprawić się z mitami, jakie stale funkcjonują wśród pacjentów.
To znaczy?
Pacjentowi, który trafi do nas w stanie zaostrzenia niewydolności serca, po podjęciu odpowiedniej terapii, lekarz będzie proponował rozmowę. Taka rozmowa ma odbywać się mniej więcej dwa razy dziennie przez pięć dni.
W czasie jej trwania lekarz będzie omawiał 5 plansz z obrazkami dotyczącymi: przyczyn wystąpienia objawów, z jakimi pacjent przyjechał do szpitala, zaleceń które pomogą uniknąć ponownego pogorszenia stanu zdrowia, zbawiennego znaczenia umiarkowanego wysiłku fizycznego czy szczegółowych wytycznych w zakresie diety.
Moim oczkiem w głowie wśród tych plansz jest jednak ostatnia: propozycje konkretnego menu rozpisane na cały dzień, z uwzględnieniem wszystkich zaleceń. W przygotowaniu tej planszy pomogła mi profesjonalna dietetyczka, pani Kamila Jedynak.
Przed oraz po zakończeniu szkolenia każdy pacjent będzie rozwiązywał krótki test dotyczący wiedzy o niewydolności serca.
Jesteście pierwszym szpitalem w Polsce, który taki program wprowadza?
O ile mi wiadomo, szkolenie w takiej formie jest chyba pierwsze na świecie. Jeśli okaże się skuteczne, będziemy taką formę promować. Poza tym kampanii społecznych zwracających uwagę nie tyle na profilaktykę, co na sposób życia z chorobami serca jest w Polsce jak na lekarstwo.
Co ważne, nie chodzi o akcje oparte o komunikaty o pełne języka profesjonalnego, medycznego. Owszem, jest to potrzebne, ale pacjenci naprawdę takiego języka nie rozumieją.
Czego zatem oczekują?
Choć większość naszych pacjentów to mężczyźni, musimy mówić do kobiet, bo to one chcą dostać przepis na zdrowie – dla siebie lub dla swojego męża, syna, partnera. Pełne realizowanie zaleceń lekarskich przez pacjenta wymaga zaangażowania całej jego rodziny, bo dotyczy codzienności, codziennych nawyków, w tym wszystkich posiłków.
Musimy traktować edukację jak lekarstwo. Bez wiedzy o zaleceniach nie można oczekiwać, że będą realizowane.
Co pacjenci z uzyskaną wiedzą zrobią – nie wiem. Ale jestem pewna, że gdyby któryś celebryta powiedział, że cierpi na niewydolność serca – świadomość zagrożeń, jakie niesie ta choroba oraz ogólne zainteresowanie tym problemem wzrosłoby kilkukrotnie.
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.