Trwa ładowanie...

Chirurg wojskowy zajmuje się rannymi z Ukrainy. "Mam nadzieję, że nie potrwa to długo i koszmar tych ludzi się skończy"

Do polskich szpitali trafiają ranni wojskowi i cywile z Ukrainy. Wśród nich są nawet dzieci
Do polskich szpitali trafiają ranni wojskowi i cywile z Ukrainy. Wśród nich są nawet dzieci (Getty Images, Instagram)

- Te rany są brudne i bardzo często rozwija się w nich infekcja - mówi dr Artur Szewczyk, który zajmuje się rannymi przetransportowanymi z Ukrainy. Chirurg przyznaje, że najtrudniejsze są dni, kiedy trafiają do nich małe dzieci z głębokimi obrażeniami od wybuchów bomb czy rakiet. - Człowiek zastanawia się, czym one zawiniły, żeby przechodzić przez takie piekło.

spis treści

1. "Będziemy stać na służbie i starać się im pomóc"

Liczba osób potrzebujących pomocy jest ogromna, a rannych cały czas przybywa i na razie nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja miała się uspokoić. Ukraińscy lekarze nie są w stanie wszystkim pomóc. Wiele placówek służby zdrowia zostało zniszczonych, a te, które nadal funkcjonują, mają problem ze sprzętem i lekami, coraz dotkliwiej odczuwają też braki kadrowe.

Większość rannych jest opatrywanych w szpitalach polowych na terenie Ukrainy
Większość rannych jest opatrywanych w szpitalach polowych na terenie Ukrainy (Getty Images)
Zobacz film: "Ile zrobisz pompek? Prosty test pozwala określić ryzyko chorób serca"

Dzięki międzynarodowej współpracy część chorych udaje się przetransportować do różnych ośrodków na całym świecie. Wielu z nich trafia też do Polski.

- Pamiętam rodzinę: dwoje dorosłych i dwoje dzieci, takich kajtków pięć-osiem lat. Mieli liczne drobne rany po kawałkach metalu, betonu oderwanych od miejsc, w które uderzyły rakiety. Na zdjęciach rentgenowskich okazało się, że fragmenty metalu tkwią głęboko w okolicach kości i naczyń kończyn tych dzieci - wspomina dr Artur Szewczyk, chirurg, w mediach społecznościowych znany jako "chirurg wojskowy".

Dr Artur Szewczyk
Dr Artur Szewczyk (Instagram/chirurg_wojskowy)

Dr Szewczyk podkreśla, że cała ekipa medyczna z podziwem patrzyła na to, jak dzielnie dzieci radziły sobie z bólem. - Te dzieci dzielnie znosiły momenty usuwania odłamków. Człowiek zastanawiał się, czym one zawiniły, żeby przechodzić przez takie piekło - przyznaje chirurg.

- Było to o tyle straszne, że o ile powierzchowne, znajdujące się w skórze i tuż pod nią, fragmenty ciał obcych można albo łatwo usunąć, albo pozostawić organizmowi do wydalenia przez mechanizmy odczynu zapalnego, to te głębokie wymagają interwencji chirurgicznej. Bardzo często miejsce ich "utkwienia" znajduje się daleko od miejsca "wejścia" na skórze, co sprawia, że z pozoru niewinny uraz tak naprawdę stanowi dużą ranę z ciągnącym się tunelem, z uszkodzeniem licznych struktur znajdujących się na drodze "wędrówki" takiego odłamka. Dodatkowo te rany są brudne i bardzo często rozwija się w nich infekcja - relacjonuje lekarz.

- Mam nadzieję, że nie potrwa to długo i koszmar tych ludzi się skończy, a do tego czasu będziemy stać na służbie i starać się im pomóc, jak najlepiej potrafimy - zapewnia dr Szewczyk.

2. Czy polscy lekarze są gotowi do leczenia obrażeń wojennych?

Do polskich szpitali trafiają najczęściej osoby, które wstępną pomoc otrzymały jeszcze na terenie Ukrainy lub zaraz po przekroczeniu granicy, a później wymagają dalszej pomocy specjalistycznej.

- Do najczęstszych problemów należą źle wygojone złamania, blizny oparzeniowe, zainfekowane rany, ale również coraz więcej osób trafia z mocno zaniedbanymi chorobami przewlekłymi, z zaniedbaniami i zaawansowaniem miejscowym, jakiego nie widzieliśmy od co najmniej 20-30 lat - przyznaje dr Szewczyk.

W Chełmie ma powstać punkt przyjęć rannych z Ukrainy
W Chełmie ma powstać punkt przyjęć rannych z Ukrainy (Getty Images)

Czy Polscy lekarze są przygotowani do leczenia obrażeń wojennych?

- Obrażenia wojenne, gdyby je tak "rozłożyć" na czynniki pierwsze i odnieść do innych sytuacji to nic innego jak: urazy wielotkankowe, takie jakich możemy doznać np. w wypadku samochodowym, oparzenia, wykluczając te chemiczne, chociaż i takie się zdarzają w "cywilu", mamy np. oparzenia nawozami, oparami farb i olejów, wypadki w zakładach produkcyjnych, rany penetrujące, czyli nic czego nie byłby w stanie opatrzyć specjalista oddziału urazowego szpitala powiatowego - wymienia lekarz.

- Wiadomo, że po wstępnym etapie leczenia taka osoba będzie najprawdopodobniej przekierowana do ośrodka specjalistycznego, wysokoprofilowego, jakim jest chociażby Centrum Urazowe. Nie jest to nic nowego, bo tak się postępuje też w przypadku dużych urazów komunikacyjnych w Polsce już do wielu lat - dodaje dr Szewczyk.

3. Polska kształci lekarzy-oficerów

Chirurg wojskowy tłumaczy, że pod względem przygotowania lekarzy do pracy w warunkach działań wojennych, Polska wypada całkiem nieźle na tle Europy.

- Mało osób wie, że w Unii Europejskiej tylko trzy kraje mają swoje wojskowe uczelnie medyczne i kształcą lekarzy-oficerów i jednym z nich jest Polska. Większość krajów albo korzysta z "outsourcingu" cywilnej służby zdrowia, albo rekrutuje na roczne lub dwuletnie przeszkolenie lekarzy po cywilnych uczelniach, a następnie kieruje ich do realizacji działań w strukturach wojskowych - zauważa ekspert.

- Mamy swoje szpitale wojskowe, gdzie w warunkach pokoju lekarze wojskowi mają możliwość szkolenia i praktykowania sztuki lekarskiej, mamy jednostki wojskowe z wydzielonymi komórkami do wsparcia zabezpieczenia potrzeb działań Sił Zbrojnych RP, mamy szpitale polowe z etatową obsadą utworzoną z lekarzy wojskowych, które na wypadek sytuacji kryzysowej i wojny mogą być przemieszczone i rozwinięte we wskazanych lokacjach. Poza tym większość lekarzy wojskowych już w trakcie nauki przygotowywana jest do działań w warunkach bojowych poprzez szkolenia poligonowe, treningi sztabowe, ćwiczenia międzynarodowe - przypomina lekarz.

Trochę inaczej wygląda sytuacja w przypadku cywilnej służby zdrowia. Dr Szewczyk przyznaje, że największy problem stanowi brak wytycznych do współdziałania cywilnej i wojskowej ochrony zdrowia w Polsce.

- Nieoczekiwanie, dzięki pandemii ta sytuacja zaczęła się nieco zmieniać, dlatego że do szpitali delegowani byli często do pomocy przedstawiciele różnych jednostek wojskowych i obrony terytorialnej, co sprawiło, że te dwa systemy zaczęły się przenikać i widzę, że ten proces w niektórych miejscach trwa nadal. Takie przykłady współpracy cywilno-wojskowej, czyli CIMIC (Civil MIlitary Cooperation) znamy i praktykujemy od dawna w ramach współpracy międzynarodowej, dlatego, że stanowi ona jeden z elementów strategii NATO. Dotychczas, kiedy nie było realnego zagrożenia konfliktem wojennym była niedoceniana - przyznaje chirurg wojskowy.

Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze