Trwa ładowanie...

Naukowcy zbadali, dlaczego Polacy nie chcą się szczepić. Po obu stronach barykady zadecydował lęk

Avatar placeholder
17.11.2021 17:30
Naukowcy zbadali, dlaczego Polacy nie chcą się szczepić
Naukowcy zbadali, dlaczego Polacy nie chcą się szczepić (Getty Images)

Zdanie bliskich cenimy bardziej, niż argumenty ekspertów, a podejmując decyzje kierujemy się lękiem - tak w dużym skrócie można podsumować badania nad intencjami Polaków w sprawie szczepień przeciw COVID-19. Naukowcy wyjaśniają, co poszło nie tak i dlaczego tak mało osób przyjęło szczepionki.

spis treści

1. Lęk motorem napędowym do podejmowania decyzji o szczepieniach

Wielu ekspertów liczyło, że czwarta fala epidemii koronawirusa zadziała jako bodziec i sprawi, że Polacy ruszą do punktów szczepień. Niestety, czas pokazał, że założenia te były nazbyt optymistyczne. Od września do listopada zaszczepiło się tylko o 3 proc. więcej uprawnionych do tego osób. Oznacza to, że odsetek zaszczepionych co najmniej jedną dawką szczepionki na koronawirusa wynosi w Polsce nieco ponad 53 proc.

Co sprawia, że Polacy nie chcą się szczepić, nawet w chwili epidemiologicznego wyżu? Na to pytanie odpowiedzi szukał dr Rafał Bartczuk z Instytutu Psychologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego we współpracy z Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego.

Zobacz film: "Prof. Fal o lekach na COVID-19"
Naukowcy zbadali, dlaczego Polacy nie chcą się szczepić. Po obu stronach barykady zadecydował lęk
Naukowcy zbadali, dlaczego Polacy nie chcą się szczepić. Po obu stronach barykady zadecydował lęk (Getty Images)

Naukowcy zaprosili do udziału w badaniach tysiąc osób z całej Polski, które co półtora miesiąca były pytane o stosunek do szczepień przeciw COVID-19. Okazało się, że zarówno w grupie przeciwników, jak i zwolenników szczepień jednym z głównych motorów napędowych do podejmowania decyzji był lęk.

- Jest to duże uproszczenie, ale można powiedzieć, że w grupie osób, które się zaszczepiły, jako argument często pojawiał się lęk przed chorobą, jej skutkami oraz ewentualnym zakażeniem koronawirusem innych osób. Oczywiście, w grupie zaszczepionych również były osoby, które miały "praktyczne" podejście do tej sytuacji i szczepiły się, ponieważ chciały szybciej wrócić do normalnego funkcjonowania - mówi Bartczuk.

Przeciwnicy szczepień, podobnie jak ich zwolennicy, również koncentrowali się na skutkach zdrowotnych, tyle że po podaniu szczepionki.

- Przeważał lęk i niepewność przed długoterminowymi skutkami przyjęcia szczepionki. W tej grupie były również osoby niezdecydowane, które nie do końca umiały określić swoich intencji. Same nie wiedziały, czego obawiają się bardziej: choroby czy skutków przyjęcia szczepionki. W takim stanie człowiek nie może podjąć decyzji, więc się z nią wstrzymuje - podkreśla Bartczuk.

2. "Podczas pandemii stało się coś bardzo dziwnego"

Co ciekawe - badania ujawniły, że decyzje o szczepieniach przeciw COVID-19 często są podejmowane na poziomie całej rodziny.

- Jesteśmy w dalszym ciągu społeczeństwem bardzo rodzinnym. Opinie bliskich mają ogromne znacznie, więc decyzje o szczepieniach również podejmowane są na poziomie rodziny. Albo wszyscy idą do punktu szczepień, albo cała rodzina postanawia tego nie robić. Jest to bardzo ważny czynnik również w kontekście epidemiologicznym, ponieważ rodzinne zakażenia tworzą potencjał do kolejnych fal. Gdyby rozkład szczepień był losowy, mielibyśmy mniejszą transmisję wirusa - wyjaśnia dr Bartczuk.

Z kolei na różnice w poziomie wyszczepienia w poszczególnych województwach, duży wpływ mogły mieć poglądy polityczne.

- Podczas obecnej pandemii stało się coś bardzo dziwnego. Wcześniej postawy zdrowotne nie miały dużego powiązania z postawami politycznymi. SARS-CoV-2 sprawił, że teraz między jednym a drugim jest znaczące korelacja. Polska nie jest wyjątkiem, to się dzieje na całym świecie i jest prawdopodobnie wynikiem marketingu politycznego i medialnego - mówi dr Bartczuk.

Ekspert zwraca uwagę, że "mapa szczepień Polski w dużym stopniu pokrywa się mapą wyborczą". Wschód kraju, skłonny głosować za bardziej konserwatywnymi opcjami politycznymi, potraktował szczepienia bardziej nieufnie. Politycy i specjaliści od marketingu politycznego zaczęli więc w sposób jawny lub zawoalowany grać na antyszczepionkowych nastrojach. To było jednym z czynników, które sprawiły, że Lubelszczyzna, Podkarpacie oraz Podlasie mają najniższy poziom wyszczepienia w całym kraju.

3. "Zadaniem rządu było dostarczenie argumentów, aby obywatele mogli sami podjąć decyzję"

Model matematyczny ICM UW sugeruje, że w woj. lubelskim fala zakażeń koronawirusem już osiągnęła swój szczyt. Jednak teraz dramat może się "przenieść" na Podkarpacie, gdzie liczba nowych przypadków systematycznie rośnie.

Zdaniem dr. Bartczuka powtórki z woj. lubelskiego można jeszcze uniknąć, zachęcając ludzi do szczepień.

- Nasze badania wykazały, że 95 proc. osób w grupie sceptycznie nastawionych do szczepień przeciw COVID-19 nie zmieniła swojego zdania. Natomiast w grupie osób, które były niezdecydowane 38 proc., w końcu przyjęło szczepienie. Ten odsetek wskazuje na to, że te osoby można przekonać - mówi naukowiec.

Według ekspertów panuje przekonanie, że przyrost zakażeń jest dobrym momentem, żeby zintensyfikować akcję informacyjną dotycząca szczepień. Jednak jej narracja powinna być inna niż dotychczas.

- Tu warto przywołać przykład Danii, która odniosła duży sukces w powstrzymaniu epidemii koronawirusa, ponieważ udało się tam zaszczepić ponad 97 proc. osób w wieku 65+, czyli grupę osób najbardziej narażonych na ciężki przebieg choroby. Było to możliwe, ponieważ w tym kraju prowadzono uczciwą kampanię społeczną na temat szczepień. Pokazywano możliwe skutki uboczne szczepionek, ale i również olbrzymie korzyści, w szczególności społeczne, które wiążą się z przyjęciem szczepionki - mówi dr Bartczuk.

Zdaniem eksperta takiego właśnie układu partnerskiego pomiędzy władzą a społeczeństwem zabrakło w Polsce.

- Jednostronne pokazywanie tylko plusów szczepionek sprawiło, że ludzie zaczęli odbierać to jako marketing. Z kolei niedostateczne informacje o możliwych skutkach ubocznych - jako próbę ukrycia czegoś. Ludzie zaczęli mieć uczucie, że są do czegoś namawiani, wytworzyła się presja. Zabrakło natomiast zaufania, pokazania wszystkiego takim, jakim jest w rzeczywistości. Wiemy, że szczepionki mogę mieć skutki uboczne, jednak zdarzają się one bardzo rzadko. Zadaniem rządu było dostarczenie argumentów, aby obywatele mogli sami podjąć decyzję - uważa dr Bartczuk.

Dr Bartczuk dodaje, że jeśli rząd nie zbuduje ze społeczeństwem zaufania w stosunku do szczepień przeciw COVID-19, pozostanie nam jedynie droga przymusu. Poszła nią Francja, gdzie, żeby wejść do restauracji czy pociągu trzeba ukazać certyfikat szczepień lub negatywny test na SARS-CoV-2. Z kolei w Austrii obowiązuje lockdown dla niezaszczepionych, który ma trwać aż do 24 listopada.

- Stawiałbym na zaufanie, bo przymus wiąże się tym, że trzeba go konsekwentnie egzekwować oraz wziąć odpowiedzialność za jego skutki, a czegoś takiego nie obserwujemy w polskiej rzeczywistości. Problem jednak w tym, że na razie Polska nie idzie konsekwentnie żadną z tych dróg. Ani nie przestrzegamy zasad, ani nie budujemy zaufania - konkluduje dr Bartczuk.

Zobacz także: Za wcześnie skreśliliśmy AstraZenekę? "Zaszczepieni nią mogą mieć najwyższą odporność"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze