Trwa ładowanie...

Wojna w Ukrainie trwa już pół roku. "Nikt w XXI wieku nie uczył nas, jak postępować, gdy ktoś strzela do chorego dziecka"

Wojna w Ukrainie trwa już pół roku. Dr Paweł Szczuciński pomaga od samego początku
Wojna w Ukrainie trwa już pół roku. Dr Paweł Szczuciński pomaga od samego początku (arch.prywatne)

Wojna w Ukrainie trwa już pół roku. Jedną z osób, która od pierwszych dni pomaga naszym najbardziej poszkodowanym sąsiadom, jest dr Paweł Kukiz-Szczuciński, koordynator misji medycznej w Ukrainie. Lekarz przyznaje, że w ciągu tych sześciu miesięcy widział tysiące obrazów rozdzierających serce, które nigdy nie powinny mieć miejsca. - Najbardziej dotknął mnie widok dzieci z ogolonymi główkami, do których schodziliśmy, gdy siedziały w okropnych warunkach w piwnicach szpitala we Lwowie. Nikt w XXI wieku nie zorganizował schronu dla dzieci chorych na raka. Nikt nas nie uczył jak postępować, gdy ktoś strzela do chorego dziecka, albo kiedy nad ich głowami spadają bomby. Musieliśmy te metody wypracować sami – przyznaje lekarz.

spis treści

1. Cierpienie, strach i bieda. Wojna w Ukrainie w oczach lekarza

Dr Paweł Kukiz-Szczuciński w pomoc Ukrainie zaangażowany jest od pierwszych dni wojny. O tym, że będzie to tragedia milionów niewinnych ludzi, przekonał się tuż po przekroczeniu pierwszych metrów granicy tego kraju. Nie spodziewał się, że będzie to dopiero początek dramatycznych historii i obrazów.

- Po raz pierwszy pojechałem do Ukrainy 28 lutego, cztery dni po wybuchu wojny. Pamiętam, że mijałem wtedy ogromne tłumy ludzi, którzy uciekali z Ukrainy i jak tylko przekroczyłem granicę, zobaczyłem, że na środku przejścia po stronie ukraińskiej leżą zwłoki. To był starszy człowiek przykryty workiem, który nakłada się na trupy. Musiałem go ominąć i jechać dalej. To był dla mnie pierwszy sygnał, mówiący o tym, z jakim dramatem mamy do czynienia. Ten człowiek umarł, bo czekał w tej długiej kolejce do przekroczenia granicy. To pokazuje, jaka była atmosfera w tym punkcie między dwoma krajami, gdzie na środku drogi leży zmarły człowiek – mówi w rozmowie z WP abcZdrowie dr Paweł Kukiz-Szczuciński, koordynator misji medycznej w Ukrainie.

Zobacz film: ""Wasze Zdrowie" - odc. 1"

- Pamiętam, że potem przedzierałem się przez szpalery ludzi i miałem wrażenie, że widzę te same obrazy jak ze zdjęć ludzi z warszawskiego getta. Bladzi, wykończeni i biedni. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że przeniosłem się do czasów drugiej wojny światowej – dodaje dr Szczuciński.

Po kilku tygodniach lekarz trafił do Buczy, która w tamtym okresie była już wyzwolona. Po zmasakrowanych ciałach, o których pisał cały świat, nie było już śladu. W mieście rozpoczęły się śledztwa. Ale w dzielnicy willowej nie brakowało kolejnych ofiar.

- Pojechałem tam po rodzinę, po człowieka, który stracił rękę i po kobietę, która miała bardzo ciężki uraz nogi. Akurat kiedy teść wiózł ich samochodem, mężczyzna dostał serię ciosów z broni maszynowej. Kierujący samochodem teść zmarł, oni zostali ciężko ranni. Kiedy wyszli z tego samochodu, zorientowali się, że wokół krążą Rosjanie. Byli to Buriaci zamieszkujący południową Syberię, znani z tego, że dobijali i tak konających już ludzi.

- Ci ranni Ukraińcy zaczęli więc udawać martwych i przeleżeli tam dziewięć godzin, od 15 do północy. Około 24 widział ich europejski Rosjanin, szczęśliwie minął ich, nic im nie robiąc, dzięki czemu przeżyli. Mężczyzna stracił rękę, bo przez te dziewięć godzin leżał bez pomocy lekarza. Dotarłem tam, kiedy byli już prowizorycznie zaopatrzeni, zdążyli zrobić sobie opatrunki, dzięki którym nie wykrwawili się na śmierć – wspomina medyk.

Charków
Charków (arch.prywatne)

2. "Nikt w XXI wieku nas nie uczył jak postępować, gdy ktoś strzela do chorego dziecka"

Dr Szczuciński przyznaje, że Bucza przypominała mu Magdalenkę, przedmieścia Kijowa zaś przypominały przedmieścia warszawskich Janek. Z tą różnicą, że na ulicach stały opuszczone czołgi, a liczne w tych okolicach fabryki i domy były spalone. Wrażenie zmieniły dopiero odgłosy spadających pocisków.

- Miałem wrażenie, jakby wszystko działo się w Polsce. Okoliczności przyrody, mieszkania, ludzie. Wszystko wygląda tak samo. Dopiero kiedy byłem bezpośrednio przy froncie, w okolicach Kramatorska, wrażenie było zupełnie inne. Na tym terenie toczyła się wojna. Mijaliśmy baterie czołgów rosyjskich, a nad głowami latały rakiety. Słyszałem pociski i choć wiedziałem, że to nie jest film, odrealnienie było bardzo duże. Najwięcej czasu spędziłem jednak w Charkowie. Tam pracowałem na najbardziej zniszczonym osiedlu, na którym wciąż trwa ostrzał. Kiedy spadały rakiety, miałem wrażenie, że trwa burza. Jeszcze jedno wydarzenie, które silnie utrwaliło się w pamięci, miało miejsce, kiedy Rosjanie ostrzelali Lwów i akurat wtedy z wizytą przybył prezydent Biden. Pociski spadły nieopodal mojego miejsca zamieszkania, wiedziałem, że są to rosyjskie rakiety.

- Doskonale pamiętam, co wtedy czułem, bo było to uczucie, które znałem z dzieciństwa. Było ono podobne do tego, kiedy nie przygotowałem się do lekcji matematyki, a nauczyciel jechał palcem po liście, nieuchronnie zbliżając się do mojego nazwiska. Czułem takie narastające napięcie: "byle tylko nie ja". I kiedy przejeżdżał palcem dalej, omijając mnie, czułem ogromną ulgę. To pokazuje, że mózg podczas wojny nieadekwatnie ocenia zagrożenie. Nie ma żadnej paniki, ani przerażenia. To jest dyskomfort, porównywalny do tego, który odczuwa dziecko obawiające się, że dostanie pałę. Tylko konsekwencje są inne – opisuje lekarz.

Choć większość mieszkań w Charkowie jest spalona, Ukraińcy zdecydowali się w nich pozostać
Choć większość mieszkań w Charkowie jest spalona, Ukraińcy zdecydowali się w nich pozostać (arch.prywatne)

Dr Szczuciński wraca także pamięcią do wspomnienia, kiedy to rosyjscy żołnierze weszli na OIOM i związali pracującego tam ukraińskiego lekarza. Kazali mu klęczeć, a w usta włożyli granat. Pamięta, że poczuł wtedy złość i zrodził się w nim bunt. Ale nie było to wydarzenie, które dotknęło go najbardziej.

- Czułem wściekłość, ale wszystkie te doznania są jednak niczym w porównaniu z doznaniami, związanymi z cierpieniem dzieci. Pamiętam sytuację, kiedy dziecko opowiadało, że siostrzyczka wyleciała w powietrze i urwało jej nogę. Nie rozumiało, co się stało, nie wiedziało, że dziewczynka zginęła. Bardzo trudne były też sytuacje, kiedy dzieci płakały z powodu rozstania z rodzicami. Ci ludzie z walizkami pospiesznie chowali się do autobusów, a chore onkologicznie dzieci tuliły swoje pluszaki, chcąc je ochronić przed wyczuwalnym niebezpieczeństwem.

- Kolejną migawką, która najmocniej utkwiła mi w pamięci, są dzieci z ogolonymi główkami, do których schodziliśmy, gdy siedziały w okropnych warunkach w piwnicach szpitala we Lwowie. Nikt w XXI wieku nie zorganizował schronu dla dzieci chorych na raka. Nikt nas nie uczył jak postępować, kiedy ktoś strzela do chorego dziecka, albo kiedy nad ich głowami spadają bomby. Musieliśmy te metody wypracować sami i ewakuować najmłodszych m.in. do Polski. Widok bojących i trzęsących się małych istot, to coś, co zostanie ze mną na całe życie – stwierdza medyk.

3. Praktyki stosowane przez Rosjan na Ukrainie nie różnią się o tych stosowanych przez NKWD

Inne bolesne wspomnienia dotyczą bestialstwa Rosjan okazywanego nie tylko dzieciom, ale i młodym kobietom.

- Do naszego kolegi dzwoniła ukraińska kobieta, która była rozbita psychicznie. Opowiadała, że właśnie rozmawiała przez telefon z siostrą, która zdążyła tylko powiedzieć, że uprowadzili ją Rosjanie. Zwłaszcza jeden żołnierz nalegał, aby z nim pojechała. Ale ona nie chciała, tłumaczyła, że musi zajmować się matką. I ten Rosjanin w końcu zastrzelił tę matkę i uprowadził kobietę. Nie wiem, co działo się z nią dalej – opisuje lekarz.

Dla dr. Szczucińskiego tego typu zachowania nie są niestety zaskoczeniem. Już wcześniej brał on bowiem udział w wojnie, której dowodził ten sam człowiek, który odpowiada za koordynację wojny w Ukrainie.

- Wiem, do czego zdolne są wojska rosyjskie. Działałem w przychodni, która znajduje się na granicy syryjsko-libańskiej. Wśród swoich pacjentów miałem ofiary broni chemicznej, poparzone dzieci oraz ofiary bombardowań wykonywanych przez armię rosyjską pod kierownictwem generała Aleksandra Dwornikowa, który kieruje operacją ukraińską. To jest dokładnie ten sam poziom co NKWD czy SS.

- Teraz podczas wojny w Ukrainie krążą takie opinie, że pewne informacje o zbrodniach Rosjan są podkoloryzowane. Przykładowo te, które dotyczą gwałtów na dzieciach. Moi koledzy po fachu zajmują się sekcją zwłok tych dzieci, którzy potwierdzają, że miały rozerwane krocza. To są fakty, nie "opowieści dziwnej treści". Choć należy podkreślić, że nie dzieje się to wszędzie, tylko w wybranych regionach. Niemniej atak na Winnicę i zabicie dziecka z zespołem Downa pokazały, że brutalne zachowania są możliwe wszędzie – stwierdza lekarz.

Dr Szczuciński nie ukrywa, że choć to nie pierwsza wojna, w której bierze udział, jest dla niego szczególnie trudna. Pomoc najbardziej poszkodowanym dzieciom, napięcie emocjonalne i rzadko spotykana skala okrucieństwa zostawiają ślad w psychice.

- Ta wojna po pół roku trwania przeniknęła mnie do kości. Jestem w bardzo dużym stopniu związany z tym, co się tam dzieje. Od początku wojny w Ukrainie, udało się pomóc tysiącom dzieci chorym na nowotwory oraz pacjentom dializowanym. Ostatnio odwiedziłem też 17-letniego Bogdana, którego ostrzelano na froncie i stracił trzy litry krwi. To chłopiec w wieku mojego syna, który ze szpitala w Charkowie trafił do Lwowa, a następnie dzięki zaangażowaniu fundacji Humanosh udało się go przewieźć do Niemiec na rehabilitację. To są doświadczenia, które dodają skrzydeł i sprawiają, że ta chęć pomocy nie słabnie – podkreśla lekarz.

Dr Szczuciński z 17-letnim Bogdanem
Dr Szczuciński z 17-letnim Bogdanem (arch.prywatne)

- Nie możemy zostawić tych ludzi samych sobie. Oni mają ogromną potrzebę wparcia, bycia w NATO oraz Unii Europejskiej. To są tacy sami ludzie jak my, z niezwykłą wolą walki, która nie słabnie mimo przeszkód. To robi kolosalne wrażenie. Akurat rozmawiamy, kiedy jestem chwilowo w Polsce. W dalszym ciągu widzę dużo flag ukraińskich, wiele wyrazów poparcia. Jestem dumny z tego, że Polacy się tak zachowują. Życzę nam wszystkim, aby ta wojna trwała jak najkrócej – kończy dr Szczuciński.

Katarzyna Gałązkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zobacz także:

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze