"Choroba iluzji i zaprzeczeń". Zdradza, co mówią mu alkoholicy
Wąż w dotyku jest bardzo miękki, ciepły, milutki, ale jak ugryzie, to człowiek umrze. Z uzależnieniami jest tak samo. Zazwyczaj pierwszy łyk alkoholu czy pierwszy narkotyk jest kojarzony z czymś przyjemnym, a potem prowadzi do zatracenia - mówi lek. Rafał Karwat. O piciu Polek i Polaków wie wszystko. Każego dnia pomaga im wyjść z alkoholowego piekła.
- Oby nie do zobaczenia - Rafał Karwat żegna pacjenta, który dziękując za pomoc, kurczowo ściska dłoń doktora. Karwat, lekarz internista w trakcie specjalizacji z psychiatrii, jest kierownikiem Oddziału Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych (OLAZA) w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim w Drewnicy.
To miejsce, w którym odstawia się pacjentów od alkoholu, aby zminimalizować objawy zespołu abstynencyjnego. Przyjmowani są tu pacjenci od 18. roku życia ze średnio i bardzo nasilonymi objawami odstawienia.
Joanna Rokicka, WP abcZdrowie: Polacy z alkoholem są oswojeni od dziecka i utożsamiają go często z pozytywnymi rzeczami. Tymczasem uzależnienie ma zupełnie inną twarz.
Rafał Karwat, kierownik Oddziału Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych w szpitalu Drewnica: To choroba iluzji i zaprzeczania. Niektórzy mówią o sobie abstynenci, bo leczą zespół abstynencyjny. Inni przyznają się jedynie do picia "okazjonalnego". Wszyscy w swoich wyobrażeniach są oczywiście idealnymi mężami, ojcami, synami.
Model picia alkoholu w Polsce się zmienia?
To widać nawet w sklepach. W zasadzie w każdym spożywczaku stoi nie tyle półka z alkoholami, co całe reagły, no i lodówka. W niektórych są nawet kubki z kostkami lodu, są alkohole o obniżonej zawartości alkoholu, są puszkowane drinki. Do wyboru, do koloru.
Ostatnio była ta cała afera z alkotubkami i to był miód na moje serce. Chyba po raz pierwszy alarm podnieśli sami politycy. To duża zmiana nawet w porównaniu z tym, co działo się kilka miesięcy wcześniej, przy okazji pomysłu ograniczenia zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Wtedy byli jeszcze politycy twierdzący, że to ograniczanie wolności gospodarczej czy praw obywateli. W Skandynawii sprzedaż alkoholu jest utrudniona, a w niektórych miejscach rejestrowana, więc nawet system może wychwycić, kto ma potencjalny problem z uzależnieniem. Jak widać, przed nami jeszcze długa droga.
Czy w związku z tak liberalnym podejściem do alkoholu przybywa u nas alkoholików?
Nie tyle przybywa alkoholików, co więcej się mówi o problemie z uzależnieniem. Opisywano to dokładnie w czasie pandemii, gdy rozwinęły się dostawy na telefon. Dużo osób wyjeżdżało na działki, kupowało alkohol i piło.
Zanim zacząłem pracować z uzależnionymi, dziwiło mnie, dlaczego Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych bardzo naciskała na zakaz reklamy alkoholu. W końcu to towar, jak każdy inny. W innym świetle widzę to teraz. Z rozmów z pacjentami wynika, że w reklamach piwa, bo mocne alkohole nie mogą być reklamowane, kreowany jest szczęśliwy obraz weekendu czy wolnego czasu - grill czy oglądanie meczu z kolegami. I właśnie oni w ten sposób spędzali swój czas.
W ostatnich latach rzadko trafiają do nas pacjenci, którzy piją nielegalny alkohol, a pijący denaturat to jeden pacjent na pół roku, może na rok, więc bardzo rzadko. Nawet bezdomni chwalą się, że piją alkohol sklepowy.
Jaki najwyższy poziom alkoholu miała osoba, która była pana pacjentem?
Nasz oddział leczy alkoholowe zespoły abstynencyjne, pojawiające się po odstawieniu alkoholu, czyli teoretycznie pacjenci powinni trafiać do nas trzeźwi. Pytanie o rekordzistów powinno paść raczej na SOR-rze, bo tam trafiają osoby po bardzo dużym zatruciu alkoholem.
Jakie najczęściej objawy zespołu odstawiennego mają pacjenci? Które z nich są najbardziej niebezpieczne?
Najczęstsze są te najbardziej widoczne - drżenie ciała i obfite poty. Jeżeli rozmawiamy o leczeniu szpitalnym, to tylko część tych osób będzie go wymagała. Większość przecierpi to w domu. Około 30 proc. uzależnionych nigdy w życiu w ogóle nie rozwija zespołu abstynencyjnego, ale podręcznik nie precyzuje, czy po prostu te osoby nigdy nie trzeźwieją, czy ich organizm takiego zespołu nie rozwija.
Z kolei niebezpieczne jest majaczenie alkoholowe. Następuje, gdy pacjent jest bezładnie pobudzony, zwiduje osoby czy zwierzęta, które nie istnieją i próbuje z nimi walczyć, uciekać. Drugi to zespół abstynencyjny z napadami drgawek i wtedy występuje u pacjenta napad padaczkowy. To są stany, w których pacjent może umrzeć.
Większość pana pacjentów to mężczyźni, rzadko trafiają na ten oddział kobiety. Co jest powodem?
Model alkoholizmu kobiet jest inny. Piją zwykle, gdy nikt nie widzi. Jeżeli mamy panią domu, która zajmuje się dbaniem o rodzinę, to kiedy dzieci wychodzą do szkoły, mąż do pracy, ona wypije drinka, dwa, kilka piw. Kiedy wszyscy wracają, to nawet nikt nie zauważy, że wcześniej piła.
A co z młodzieżą? Z nowych danych wynika, że większość szesnastolatków w Polsce już miała kontakt z alkoholem.
Najmłodsi pacjenci w oddziałach dla dorosłych są 18-letni, ale ich inicjacja musiała nastąpić dużo wcześniej. Jeden z pacjentów mówił, że zaczął pić w wieku ośmiu lat. I to nie było tak, że spróbował na komunii czy poczęstował go jakiś wujek na weselu, tylko to już było regularne picie.
Podbierał alkohol rodzicom?
Akurat on był najmłodszym członkiem podwórkowego gangu. O części naszych pacjentów można jednak powiedzieć, że są już uzależnieni, zanim przyjdą na świat, bo są dziećmi uzależnionych matek. I problem jest taki, że często te dzieci rodzą się nietrzeźwe i swoje życie zaczynają od pobytu na dziecięcym OIOM-ie.
I to predestynuje je również do tego, że w przyszłości sięgną po alkohol?
Niestety. W ogóle nasza osobowość jest kształtowana w dużej mierze przez rodziców, bo wzorce zachowania wynosimy przecież z domu. Jeżeli alkohol jest w domu normą, chlebem powszednim, to młoda osoba traktuje to jako wzorzec.
To zresztą model, który dotyczy w zasadzie każdego uzależnienia - nikotyny, narkotyków, dopalaczy. Przygody z uzależnieniem nie zaczyna się tak, że myślimy o tym, że będziemy uzależnieni, tylko że chcemy być tacy super jak koledzy lub że chcemy zaimponować dziewczynom. Bo substancje, o których mówię, "odhamowują", czyli sztucznie dodają odwagi.
Czy osoby, które mają problem alkoholowy, mają też uzależnienia krzyżowe, to znaczy, czy borykają się z innymi uzależnieniami?
Tak, bo problem uzależnienia od alkoholu to nie jest tylko problem picia i mechanizm uzależnienia krzyżowego powstaje, ale będzie różny, bo część osób próbując odstawić alkohol, sięgnie po coś innego. Na przykład odstawia alkohol i bierze narkotyki albo odstawia alkohol, ale bierze leki uspokajające, żeby wytłumić objaw odstawienny. Później to z dnia na dzień się przedłuża i już się bierze na stałe te leki.
Część pacjentów ma taki tryb picia czy odurzania się, że jeżeli pije w nocy, to rano musi w jakiś sposób postawić się na nogi i wtedy bierze coś pobudzającego, np. kokainę, amfetaminę, mefedron. Potem, jeżeli jest nabuzowany i nie może zasnąć, to będzie pił alkohol, palił marihuanę czy brał jakieś leki na sen. I tak się to koło zamyka.
Mówi się, że alkoholizm to choroba duszy. Demokratyczna zresztą, bo wpadają w nią osoby o różnym statusie społecznym. Czy pacjenci zwierzają się w ogóle, dlaczego wpadli w uzależnienie?
Definicja uzależnienia, która mi się najbardziej podoba, jest taka, że to jest choroba iluzji i zaprzeczeń. Pojawia się problem weryfikacji tego, co mówi pacjent, ponieważ łatwo jest zrzucić winę na kogoś albo na jakąś sytuację, że to był taki starter, od którego się to wszystko zaczęło. Myślę, że prawda leży pośrodku, bo gdyby ławto było wyłapać ten punkt, kiedy picie czy branie narkotyków wymyka się spod kontroli, to wtedy nie byłoby problemu uzależnienia. Bo to jest tak jak w Biblii, gdzie wąż jest uosobieniem grzechu. Dotykała pani kiedyś węża?
Nie.
W dotyku jest bardzo miękki, ciepły, milutki, ale jak ugryzie, to pani umrze. Z uzależnieniami jest tak samo. Zazwyczaj pierwszy łyk alkoholu czy pierwszy narkotyk jest kojarzony z czymś przyjemnym, a potem prowadzi do zatracenia. Część pacjentów podaje jako przyczynę traumatyczne wydarzenie, jak śmierć bliskiej osoby, wypadek, utratę pracy. Inni mówią otwarcie, że w zasadzie nie wiedzą, jak to się stało, że na początku to było tylko spotkanie z kolegami, potem jakiś taki gorszy okres w życiu, wracał ktoś zmęczony z pracy, więc w jaki sposób miał się zrelaksować?
Jakie największe szkody zdrowotne zaobserwował pan u swoich pacjentów?
Niestety, praca z uzależnionymi polega w dużej mierze na oglądaniu, jak ludzie marnują sobie życie. Widzimy, że nawet osoby w młodym wieku mają bardzo nasilone uszkodzenia narządowe. Na przykład są dwudziestokilkulatkowie z marskością wątroby, z żółtaczką, ale są też osoby, które funkcjonują wysoko do pewnego momentu - są prawnikami, lekarzami i w ciągu kilku miesięcy tracą wszystko, co osiągnęli - rodzinę, pracę.
Na oddziale mieliśmy młodą lekarkę, która oprócz uzależnienia od alkoholu miała jeszcze uzależnienie od narkotyków, uzależnienia behawioralne i do tego zaburzoną osobowość. Nie wiem, czy tej pacjentce udało się wyjść z uzależnienia, bo mamy informacje, że próbowała się leczyć w kilku ośrodkach, ale nie była w stanie ukończyć żadnej terapii.
Nie każdemu da się pomóc?
Akurat pani, o której mówię, deklarowała chęć leczenia, widziała szkody, które przynosiło jej picie alkoholu, natomiast nie była w stanie niczego zrobić. Cały czas robiła w zasadzie kroki wstecz, czyli po kolei traciła kolejne prace, prawo do opieki nad córką. Do tego doszło jeszcze upodlenie kobiety młodej i atrakcyjnej, która spotykała się już z panami ze śmietników. U nas nie ma przypadków łatwych. Są trudne i bardzo trudne.
Sprawy nie ułatwia też to, że pacjenci prawdy nie mówią, ale są dowody rzeczowe. Jeden z pacjentów był cały w starych bliznach po oparzeniu - klatka piersiowa, uda. Był to zakład i jak domyślam się, pacjent go wygrał.
Na czym polega specyfika pracy waszego zespołu?
Na detoksie pracuje się z wąską grupą pacjentów, którzy hospitalizowani są krótko. Musimy opanować objawy somatyczne, przede wszystkim też wychwycić tych, którzy mają powikłania psychiatryczne i jeżeli jest to konieczne, włączyć leczenie, a czasem skierować dalej na oddział ogólnopsychiatryczny i wstępnie motywować do leczenia.
Większy problem mają terapeuci pracujący z tymi osobami w dłuższej perspektywie czasu. Oni mają świadomość tego, że przy całym ich wysiłku, pacjenci przerywają terapię, zapijają, popełniają samobójstwa i myślę, że to jest bardziej obciążające dla terapeutów niż dla lekarza, który pracuje w oddziale detoksowym. Ale wiedza osób, które pracują na detoksie, powinna obejmować zakres interny, psychiatrii i mimo wszystko też chirurgii.
Jakie powikłania psychiatryczne są najczęściej związane z alkoholem?
Najpoważniejsze to majaczenie alkoholowe, o których wspominałem, i halucynacja alkoholowa. To jest przewlekła psychoza, która polega na tym, że pacjenci słyszą głosy zwykle o przykrej treści. Trzecia grupa to będą zaburzenia nastroju, czyli to, co pacjenci określają depresją. Tutaj trudno zweryfikować, na ile to jest faktycznie obniżenie nastroju w abstynencji, a na ile takie, które wynika z sytuacji życiowej, np.: długów, konfliktów z prawem, w pracy, w rodzinie. Wtedy lek nie odwróci sytuacji życiowej.
W ostatnich latach eksperci, na podstawie badań, coraz częściej informują nas, że nie ma bezpiecznej ilości alkoholu i najlepszym wyjściem jest po prostu nie pić go w ogóle.
To zależy, którego lekarza pani spyta. Ja będę z frakcji uważającej, że jeżeli alkohol w sensie chemicznym jest trucizną, to nie możemy mówić o bezpiecznej dawce czy efekcie prozdrowotnym, bo w perspektywie przewlekłego przyjmowania trucizny będziemy mieć prędzej czy później powikłania przewlekłego trucia się.
Jakie najbardziej drastyczne mogą być tego efekty?
Skutki picia alkoholu możemy na przykład podzielić na bezpośrednie i pośrednie albo na somatyczne, psychiatryczne, społeczne. Pacjenci najbardziej boją się marskości wątroby, z drugiej strony społecznych skutków pod postacią bezdomności, żebractwa. Natomiast to, co najbardziej mnie niepokoi, to są powikłania neurologiczne i psychiatryczne, dlatego że układ nerwowy nie regeneruje się, jego zdolności są bardzo ograniczone w tym zakresie i skutki neurologiczne są praktycznie nieodwracalne.
Bo jeżeli możemy mówić o skutkach somatycznych, to w pewnym zakresie zaprzestanie picia może zahamować, a czasem cofnąć te powikłania. Poza tym pacjenci praktycznie w ogóle nie przejmują się np. efektem nowotworowym, a w przypadku kobiet uszkodzeniem płodu. To w zasadzie jest coś, o czym się nie myśli.
Z jednej strony boimy się, żeby nie zachorować na raka, a z drugiej nie kojarzymy faktu, że ten alkohol może się do tego przyczynić.
Nie zawsze będzie tak, że alkohol bezpośrednio wywoła jakiś nowotwór, ale poprzez przewlekłe zapalenie, osłabienie odporności organizmu będzie nas na to wystawiał. Teorii o powstaniu nowotworów nie jest dużo, ale to, co wiemy na pewno, to fakt, że w naszym organizmie komórki nowotworowe powstają cały czas.
Po to mamy układ odpornościowy, żeby walczył nie tylko z bakteriami, wirusami, grzybami, ale też z tymi komórkami, które powstają w naszym organizmie i potencjalnie mogą utworzyć guz, który później nas zabije. Jeżeli osłabiamy nasz układ odpornościowy, to siłą rzeczy działamy też pronowotworowo. To jest taki kolejny mechanizm, o którym w zasadzie się zapomina albo nie chce się wiedzieć.
Powiedział mi pan, że jeżeli zdarzyło się nam "urwanie filmu" po alkoholu, to trzeba się zastanowić, czy nie jest to lampka ostrzegawcza, że możemy mieć problem alkoholowy.
Oglądała pani "Doktora House'a"? Jego naczelne motto to "wszyscy kłamią", więc przez lata pracy na detoksie raczej z rezerwą traktuję to, co pacjenci mówią. Jeżeli pytamy pacjentów, dlaczego są na detoksie, to oni mówią, że było za dużo tego picia. Jeżeli rozmawiamy z rodziną, okazuje się na przykład, że w tle jest sprawa o znęcanie, że żona zagroziła odejściem i że nie była to taka dobrowolna decyzja do końca, tylko zostali postawieni pod ścianą.
Skoro ktoś pije miesiącami czy latami, to dlaczego nagle przestał? Czasem okazuje się, że po prostu organizm nie ma już siły, czyli pacjenci traktują pobyt na detoksie jako sposobność do nabrania sił przed dalszą "przygodą".
To problem osób, które przez długi czas były uzależnione?
Tak, bo jeżeli mamy osoby, które tutaj trafiają, bo na przykład żona zagroziła, czy dzieci zmuszają, czy pracodawca przywiózł pacjenta na izbę przyjęć, to wtedy ta osoba ma co stracić, ma jakąś motywację. Natomiast jeżeli mamy osoby, które żyją sobie z dnia na dzień na ulicy, już nie mają bliskich, albo stracili z nimi kontakt, nie mają stałej pracy ani miejsca zamieszkania, mają tylko długi, to w zasadzie nie mają motywacji, żeby zmienić swoje życie. Jeżeli pójdą do legalnej pracy, to komornik zajmie im wynagrodzenie i to się po prostu nakręca.
W jaki sposób można uzależnionym osobom najlepiej pomóc?
To, czy ten pacjent będzie chciał podjąć leczenie, to już jest jego sprawa, jego wybór. W swojej pracy mam ściśle powiedziane, kiedy mogę zacząć leczyć pacjenta bez zgody. Ale niestety, nie mogę zmusić go, żeby przestał pić alkohol.
Może pani słyszeć, że w Polsce jest problem z dostępem do leczenia, że są odległe terminy, ale my wiemy, że to nie do końca jest prawda, bo to też zależy od determinacji samego pacjenta. Form leczenia uzależnień jest sporo, mamy poradnie leczenia uzależnień, oddziały dzienne, oddziały stacjonarne, są też mitingi Anonimowych Alkoholików. To nie jest tak, że te osoby pozostają bez pomocy. My pacjentów kierujemy do ośrodków, które działają na NFZ, gdzie terapeuci są szkoleni pod pieczą specjalnej instytucji, znanej teraz jako Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom.
Joanna Rokicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.