Trwa ładowanie...

Koronawirus. W szpitalach brakuje leków. Pacjenci leczą się w domu amantadyną i antybiotykami

Avatar placeholder
14.04.2021 14:17
Obniżenie liczby zakażeń nie wpłynęło na sytuację w szpitalach
Obniżenie liczby zakażeń nie wpłynęło na sytuację w szpitalach (Getty Images)

Trwający od tygodnia spadek zakażeń koronawirusem nie polepszył sytuacji w szpitalach. Placówki są przepełnione, zaczyna brakować kolejnych leków. W dodatku osoby chore zamiast zgłaszać się do lekarza, leczą się na własną rękę amantadyną i antybiotykami. "Nic nie zdziałają w przypadku zakażenia wirusowego" - mówi prof. Krzysztof Tomasiewicz.

spis treści

1. "Obniżenie liczby zakażeń nie wpłynęło na sytuację w szpitalach"

W środę 14 kwietnia resort zdrowia opublikował nowy raport, z którego wynika, że w ciągu ostatniej doby u 21 283 osób potwierdzono zakażenie koronawirusem. Z powodu COVID-19 zmarły 803 osoby.

Mimo że w ubiegłym tygodniu oficjalne dzienne liczby zakażeń istotnie zmalały, w szpitalach nie widać rozluźnienia. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że obecnie z powodu COVID-19 hospitalizowanych jest prawie 34 tys. osób, z czego 3,5 tys. wymaga podłączenia do respiratora.

Zobacz film: "Dr Durajski o tym, jak wygląda pandemia w Tanzanii"

- Obniżenie liczby zakażeń nie wpłynęło na sytuację w szpitalach. Co więcej, są doniesienia, że jest coraz więcej hospitalizowanych pacjentów - mówi prof. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie. - W naszej klinice już od kilku miesięcy mamy ciągle zajętych 100 proc. łóżek. Wypisujemy jednego pacjenta i zaraz przyjmujemy kolejnego - dodaje.

Przy takim oblężeniu zaczyna pojawiać się coraz większy problem z zaopatrzeniem szpitali w podstawowe leki.

2. Problem z dostępnością tocilizumabu. "Jedyny skuteczny lek"

Już wcześniej z całej Polski napływały sygnały o trudnościach z dostępem do tlenu oraz remdesiviru, leku przeciwwirusowego, który jest podawany pacjentom na początku choroby, aby zahamować namnażanie się wirusa.

- Z remdesivirem co chwilę mamy problem. Zamówienia, które składamy, zazwyczaj są obcinane i zmniejszane. Więc nie dostajemy takich ilości, jakie powinniśmy. W takich przypadkach interweniujemy i staramy się jakoś zdobyć ten lek - mówi prof. Tomasiewicz.

Teraz coraz więcej placówek sygnalizuje problem z dostępnością tocilizumabu. Jest to lek immunosupresyjny, stosowany głównie do leczenia reumatoidalnego zapalenia stawów i ciężkiej postaci zapalenia stawów u dzieci. Jednak od początku pandemii tocilizumab jest uznawany za jedyny lek, który może skutecznie blokować burzę cyktokinową, czyli nadmierną reakcję autoimmunologiczną prowadzącą do procesu zapalnego, który często jest główną przyczyną śmierci z powodu COVID-19.

- Otrzymałem info, iż z rządowej dostawy otrzymamy jedynie 3-4 dawki tocilizumabu. Lek jest bardzo skuteczny u osób ciężko chorych. Skąd pozyskać tocilizumab? - pisze na swoim profilu na Twitterze dr Paweł Basiukiewicz, kardiolog i specjalista chorób wewnętrznych ze Szpitala Zachodniego w Grodzisku Mazowieckim.

- W naszym szpitalu wciąż mamy zapas tocilizumabu i normalnie podajemy go pacjentom, ale rzeczywiście sygnały o problemach z dostępnością leku płyną z całej Polski. Zapotrzebowanie na tocilizumab jest olbrzymie i wygląda na to, że nawet producent tego nie przewidział - opowiada prof. Tomasiewicz.

Jak tłumaczy ekspert, tocilizumab jest podstawowym lekiem w leczeniu późnego COVID-19. - Podajemy go pacjentom, u których narasta niewydolność oddechowa i zaczyna się burza cytokinowa. W tym momencie należy zablokować układ immunologiczny, aby nie doszło do ogólnoustrojowej reakcji zapalnej. Podobne działanie mają tylko sterydy. Jednak w porównaniu z nimi tocilizumab jest zdecydowanie bardziej skuteczny - wyjaśnia ekspert.

Badania wykazały, że tocilizumab może nawet trzykrotnie zmniejszyć ryzyko zgonu pacjentów w ciężkim stanie. Nie wiadomo, kiedy dostawy preparatu wrócą do normy.

3. "Większość pacjentów w stanie ciężkim to osoby, które przyjmowały amantadynę"

Jak podkreśla prof. Krzysztof Tomasiewicz, w dalszym ciągu utrzymuje się tendencja, że pacjenci zgłasza się do szpitali zbyt późno.

- Są to osoby, które leczą się w domu jakimiś dziwnymi specyfikami, zamiast skontaktować się z lekarzem. Czekają do ostatniej chwili, a kiedy trafiają do szpitali, są już w ciężkim stanie. Ratowanie tych pacjentów jest naprawdę dużym problemem - mówi prof. Tomasiewicz. Wytyczne są jasne: pacjent, u którego zaczyna pogarszać się saturacja krwi, powinien co najmniej zostać zbadany w warunkach SOR-u czy przez lekarza rodzinnego - dodaje ekspert.

Zamiast konsultacji lekarskiej Polacy sięgają na własną rękę po leki o nieudowodnionym działaniu.

- Większość pacjentów w ciężkim stanie, których teraz przyjmujemy do szpitala, to osoby, które przyjmowały amantadynę. Oprócz tego pacjenci na potęgę biorą antybiotyki, które są lekami na choroby bakteryjne i nic nie zdziałają w przypadku zakażenia wirusowego. Stosuje się je tylko w przypadku nadkażenia - podkreśla prof. Krzysztof Tomasiewicz.

Zobacz również: Kupiłam amantadynę w 15 minut. Lekarze biją na alarm: "ten lek może mieć mnóstwo działań niepożądanych, i to przerażających"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze