Trwa ładowanie...

Koronawirus na Islandii. Polka opowiada, jak tam wygląda walka z pandemią SARS-CoV-2

Polka opowiada, jak przebiega epidemia koronawirusa na Islandii
Polka opowiada, jak przebiega epidemia koronawirusa na Islandii (Materiały własne)

“Szybkość działania to bardzo potężne narzędzie” – twierdzi islandzka minister zdrowia Svandís Svavarsdóttir, dodając, że strategia Islandii to: “Być o krok przed wirusem”. Islandzki rząd postawił na maksymalne testowanie oraz aplikacje mobilne, które pomagają śledzić drogę rozprzestrzeniania się wirusa i ostrzegają mieszkańców o zagrożeniu. Jak te działania ocenia Polka, która przypadkiem utknęła na tej wyspie?

1. Islandia ma epidemię prawie za sobą. W czym tkwi jej sukces?

“Być krok przed wirusem” - to dewiza Islandii, która pozwoliła na szybkie opanowanie pandemii koronawirusa. W tym 364 tys. państwie testowanie społeczeństwa zaczęło się na miesiąc przed wykryciem pierwszego zakażenia SARS-CoV-2. Justyna Posiadała, która w marcu przez przypadek utknęła na Islandii, miała 2 takie testy. “Badanie było okropne!” - opowiada, jednocześnie chwaląc tamtejszy rząd za podjęcie odpowiednich działań. Polka opowiada, w czym jej zdaniem tkwi sekret Islandii.

Kornelia Ramusiewicz-Osypowicz, WP abcZdrowie: Polacy są najliczniejszą mniejszością narodową na Islandii - mieszka tam ponad 20 tys. naszych rodaków, co stanowi aż 6 proc. wszystkich mieszkańców wyspy. Jak ty się tam znalazłaś?

Zobacz film: "#dziejesienazywo: Dlaczego warto robić screening?"

Justyna Posiadała, 20-letnia studentka prawa:: - Na Islandię przyleciałam do swojego chłopaka i rodziny, która tu mieszka. To było w marcu, kiedy pandemia zarówno w Polsce jak i na Islandii tak naprawdę dopiero się zaczynała. Początkowo miałam zostać tylko do kwietnia, ale przez zamknięcie granic Polski nie odbył się lot, na który miałam wykupiony bilet. Ostatni “lot do domu” z Islandii był 2 kwietnia i wtedy miałam lecieć do Polski, niestety nie mogłam.

Justyna przyleciała na Islandię w marcu. Wówczas nikt nie przypuszczał, że epidemia tak się rozwinie
Justyna przyleciała na Islandię w marcu. Wówczas nikt nie przypuszczał, że epidemia tak się rozwinie (Materiały własne)

Dlaczego?

- Miałam wcześniej styczność z osobą zarażoną i bałam się, że jestem zakażona. Z troski o innych zdecydowałam się nie lecieć, choć wtedy nie wiedziałam, czy jestem chora, czy nie.

Miałaś wykonany test na koronawirusa?

- Tak, tu dostęp do testów na koronawirusa jest powszechny. Wystarczy, że masz jakieś podejrzenie, jakiekolwiek objawy, to bez problemu dostaniesz się na badanie. Ja sama miałam test wykonany dwa razy. Pierwszy raz, właśnie kiedy miałam styczność z osobą zarażoną i drugi, gdy mocno się przeziębiłam. Na szczęście oba testy dały wynik negatywny.

Jak wygląda takie badanie na Islandii? Czy to w ogóle boli?

- Po zapisaniu się na taki test podjeżdża się samochodem pod przychodnię czy inną placówkę, gdzie go wykonują i do okna naszego auta podchodzi osoba przystosowana do zrobienia badania, oczywiście w specjalnym stroju. Czy badanie boli? To jest po prostu okropne! Test polega na tym, że cienkim patyczkiem pobierany jest wymaz z nosa i gardła. Kilka sekund lekarz tak trzyma ten patyk, nic przyjemnego.

Długo czekałaś na wynik testu?

- Wtedy, kiedy miałam pierwszy raz robiony test, to też dużo osób się badało, na miejscu pod przychodnią było mnóstwo samochodów. Na wynik czekałam dwa dni. Drugi test miałam wykonany dwa tygodnie temu. Wtedy trochę się rozchorowałam i miałam klasyczne objawy koronawirusa, a nie mogłam pójść od razu do lekarza, ponieważ najpierw kazał mi zrobić test, aby wykluczyć ewentualne zakażenie, i dopiero wtedy mógł mnie przyjąć. Wiec tak zrobiłam i test wyglądał tak samo jak za pierwszym razem. Z tą różnicą, że teraz pod placówką wykonującą testy było znacznie mniej aut i na wynik czekałam jeden dzień. Na szczęście ten test także wyszedł negatywny. Na Islandii naprawdę ogromnym plusem jest to, że każdy bezpłatnie może się przebadać, jak ma jakieś podejrzenie i wykluczyć lub potwierdzić koronawirusa. Myślę, że to bardzo ułatwia walkę z epidemią. Nie ważne czy jesteś obywatelem, czy obcokrajowcem, czy masz ubezpieczenie, czy nie, jeśli chcesz się przebadać, to nic nie stoi na przeszkodzie.

Czy był taki moment, że się bałaś?

- Muszę powiedzieć, że od pierwszego potwierdzonego pacjenta chorego na koronawirusa liczba zakażonych na Islandii rosła w podobnym tempie jak w Polsce. Doszło nawet do tego, że dziennie było ponad 100 osób zakażonych! I to było niepokojące, bo na Islandii mieszka lekko ponad 360 tys. osób, a tempo przyrostu zakażonych było porównywalne do tego w prawie 40-milionowej Polsce.

Potem doszedł do tego pozytywny wynik testu bliskiej mi osoby, z którą miałam codzienny kontakt. Do tego śledziłam wiadomości i doniesienia o tej chorobie, co tylko potęgowało mój niepokój. Wtedy zresztą miałam 2-tygodniową kwarantannę i nie mogłam polecieć do Polski ostatnim lotem do domu. To wszystko się kumulowało.

Jednak kiedy mijały kolejne dni, a nic wielkiego się nie działo z powodu tego wirusa, to strach powoli ustępował. Kiedy już wyszłam z kwarantanny z ujemnym wynikiem na COVID-19, to bałam się coraz mniej. Zresztą wtedy też wyhamował wzrost zachorowań na całej Islandii, co też uspokaja. Teraz jak już tak niewiele osób tu jest chorych, no to czuję się coraz bardziej bezpiecznie. Myślę, że o wiele bardziej niż czułabym się w Polsce, gdzie ta choroba nadal szaleje. Jednak, gdy tylko loty do Polski zostaną przywrócone, to chcę tam wrócić. Mam cichą nadzieję, że bezobjawowo przeszłam chorobę COVID-19 i wirus już nie stanowi dla mnie zagrożenia, ale nigdy nic nie wiadomo.

Już 20 tys. Polaków mieszka na Islandii. Jesteśmy tam najliczniejszą mniejszością narodową (stan na V 2020 r.)
Już 20 tys. Polaków mieszka na Islandii. Jesteśmy tam najliczniejszą mniejszością narodową (stan na V 2020 r.) (Materiały własne)

W Polsce wprowadzono wiele obostrzeń w związku z walką z wirusem. Przede wszystkim musimy zakrywać usta i nos, trzymać 2-metrowy odstęp od osób, z którymi nie mieszkamy, a w sklepie zakładamy rękawiczki. Swoisty reżim sanitarny! Jeszcze w marcu zamknięto szkoły, restauracje, galerie, siłownie, jak również wszelkie usługi pielęgnacyjne czy rehabilitacyjne zostały zawieszone. Był taki moment, że nawet zakazano wstępu do lasów czy parków, a z domu mogliśmy wyjść w zasadzie tylko do sklepu, apteki czy pracy. Jak te dwa ostatnie miesiące wyglądały na Islandii?

- W tym momencie w związku z małym przyrostem zachorowań, obostrzenia są tu powoli znoszone, ale w szczytowym momencie było ich całkiem sporo. Chociaż nie było odgórnego nakazu noszenia maseczek i rękawiczek, to ludzie i tak je zakładali. W zasadzie rękawiczki na dłoniach w sklepie widziałam zawsze, a maseczki na twarzach sporadycznie, ale ludzie robili to sami z siebie. Z obostrzeń wprowadzonych na Islandii to przede wszystkim zakaz zgromadzeń, najpierw do 50 osób, a potem zmniejszono go do 20 i tak już zostało. Zamknięto baseny, kina, siłownie, restauracje, bary, kluby nocne, szkoły muzyczne. Wszystko, co się dało, przeniesiono na drogę online.

Wspominasz o zamknięciu szkół muzycznych, a co z innymi placówkami edukacyjnymi?

- Rząd zamknął szkoły, ale nie podstawowe i przedszkola, tylko te wyższe. Dzieci przez cały czas chodziły do żłobków, przedszkoli i podstawówek, tylko zrobiono mniejsze grupy i nauka odbywała się na zamianę z innymi grupami, co drugi dzień. Dopiero wtedy, gdy pojawił się gdzieś przypadek koronawirusa, to zamykali np. przedszkole na 2 tygodnie. Od 4 maja dzieci chodzą do szkół już normalnie codziennie i w pełnym wymiarze godzin.

Co z innymi zakazami?

- Cały czas otwarte były sklepy i galerie handlowe. Przestrzegano tylko liczby osób, które mogą przebywać na raz w środku, skrupulatnie licząc i wpuszczając nowe osoby, kiedy ktoś już wyszedł. Na każdym kroku stał też spirytus do dezynfekcji rąk i jak wspomniałam już, ludzie nosili rękawiczki. Zamknięte były zakłady fryzjerskie i salony kosmetyczne. Ale na Islandii nie zamykano żadnych parków ani placów zabaw czy boisk.

2-metrowy dystans i dezynfekcja rąk obowiązują na Islandii w każdym sklepie
2-metrowy dystans i dezynfekcja rąk obowiązują na Islandii w każdym sklepie (Materiały własne)

Minister zdrowia Łukasz Szumowski bardzo obawia się jesieni i tego, że wówczas będziemy mieć dwie epidemie: COVID-19 i grypy. Czy na Islandii jest obawa drugiej fali, czy się o tym nie mówi?

- Nie, tu w ogóle nie ma takiego tematu. Ale mówi się, że koronawirus już z nami zostanie.

A śledząc polskie media, widzisz jakieś konkretne różnice w tym, jak radzimy sobie z epidemią?

- Tak, ale zaznaczam, że przyleciałam na Islandię w marcu, gdy w Polsce epidemia dopiero się zaczynała i to, jak wygląda tam walka z wirusem, znam tylko z telewizji i relacji rodziny czy znajomych. Na pewno przewagą Islandii jest fakt, że tu wykonuje się ogromną liczbę testów i są one powszechne. W Polsce nie ma takiej możliwości, żeby każdy, kto czuje, że może chorować, od ręki miał wykonały test.

Wiem, że teraz w Polsce powstały takie punkty testów na koronawirusa, gdzie podjeżdża się autem i robią ci badanie. Podobnie to wygląda tutaj. Ale w Polsce kosztuje to około 500 zł, wiec masę pieniędzy i nie każdego na to stać. Tu taki test jest za darmo, dla każdego, nieważne czy jesteś obywatelem, turystą czy obcokrajowcem. Każdy bezpłatnie może sobie zrobić taki test. Kolejna różnica to niestety nagonka medialna w Polsce. Mam wrażenie, że tam się o niczym innym nie mówi, jak tylko o koronawirusie, no i oczywiście o wyborach. Tu przebiega to wszystko spokojniej, choć oczywiście też ciągle słyszy się o epidemii.

Mieszkańcy Islandii starali się dostosować do panującego reżimu sanitarnego
Mieszkańcy Islandii starali się dostosować do panującego reżimu sanitarnego (Materiały własne)

A ludzie? Dostrzegasz jakieś różnice społeczne w samym podejściu do epidemii?

- Jeszcze przed moim wylotem na Islandię, w Polsce w sklepach brakowało wielu produktów. Ludzie masowo kupowali makaron, papier toaletowy... A żeby zdobyć jakiś żel antybakteryjny czy spirytus do dezynfekcji rąk to można było tylko pomarzyć. Tutaj też się nie obyło bez takich zachowań, ale mam wrażenie, że skala była dużo mniejsza. Zresztą chociaż zdarzały się braki w produktach, to trwało to bardzo krótko, a nie klika dni. A spirytus do rąk był zawsze dostępny w każdym sklepie.

A jak wygląda leczenie chorych na COVID-19? Z tego co się orientuję, to służba zdrowia na Islandii jest dobrej kondycji.

- Rzeczywiście, służba zdrowia jest wydolna. Tu ludzie często chorują w domu, a do szpitala trafiają tylko najcięższe przypadki, czyli osoby, które mają poważne problemy z oddychaniem i tym podobne. Wszyscy inni są w domu, odizolowują się od rodziny czy też razem tę chorobę przechodzą. Oczywiście przy tym mają codzienny kontakt telefoniczny z lekarzem.

Często mówi się, że ta osoba zainfekowana powinna być sama, zamknięta, żeby nie zarażać już rodziny, ale ta choroba nie rozwija się przecież w jednej chwili i często okazuje się, że jak jeden z domowników ma test pozytywny, to jest za późno na izolację, bo cała rodzina jest zakażona.

Epidemia koronawirusa wygasa na Islandii
Epidemia koronawirusa wygasa na Islandii (Wikipedia)

Na początku naszej rozmowy wspomniałaś, że na Islandii czujesz się bezpieczniej niż w Polsce. Myślisz, że popełniono u nas jakieś błędy, czy też nasza reakcja i lock down były na wyrost?

- Nie chcę oceniać tego, gdzie jest lepiej ta walka z koronawirusem prowadzona, ale wiem, że tu na Islandii jest trochę łatwej. Po pierwsze dlatego, że jest o wiele mniej ludzi w całym kraju niż u nas w Polsce, choćby tylko w Warszawie. Tutaj to wszystko przebiegało spokojniej, ale na pewno przewagą są masowe testy i wyłapywanie chorych. Poza tym tu nawet przez chwilę nie było obowiązkowego zakrywania nosa i ust i nie było czegoś takiego, że nie można było wychodzić z domu. Zresztą cały czas granica jest otwarta i latają samoloty do kilku miast w Europie, między innymi do Londynu i Sztokholmu. Oczywiście jeśli ktoś przylatuje do kraju, to musi przejść kwarantannę, ale tu rzadko zdarza się, że np. codziennie sprawdza cię policja jak w Polsce. Na ten moment na Islandii mamy 1801 potwierdzonych przypadków koronawirusa i od pięciu dni nie było nowego przypadku wykrytego zakażenia. To daje nadzieję, że koniec epidemii jest bliski.

Dowiedz się, jak wygląda walka z epidemią w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Rosji, USA, Hiszpani, Francji, we Włoszech i w Szwecji.

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze