Koronawirus w Polsce. Dr Jakub Przyłuski kardiolog inwazyjny o sytuacji w szpitalu w Łomży
Szpital Wojewódzki w Łomży, pomimo protestów, został przekształcony w szpital zakaźny. Jak wskazuje dr Jakub Przyłuski, największym problemem placówki jest brak lekarzy i pielęgniarek, których liczba jest znacznie niższa, niż szpital deklaruje. Ponadto nie ma kombinezonów i maseczek.
1. Szpital w Łomży a koronawirus
Na jednym z facebookowych profili znalazło się zdjęcie dr. Jakuba Przyłuskiego w za dużym kombinezonie ochronnym.
"Zero informacji, zero przeszkolenia. Instrukcja zakładania kombinezonu od zupełnie innego modelu. Brak instrukcji zdejmowania skażonego. Maski opakowane sterylnie, ale nieopisane, nie wiadomo, czy to HEPA (ta na zdjęciu to standardowa maska chirurgiczna). Kuba sam postanowił przeszkolić siebie i ekipę pielęgniarek i techników na oddziale kardiologii inwazyjnej. Kombinezony tylko w rozmiarze XL, pielęgniarki mogą wyjść całe przez rękaw" – czytamy w poście.
W szpitalu brakuje nie tylko maseczek i kombinezonów, ale przede wszystkim personelu.
- Szpital jest nieprzygotowany. Tylko na papierze ma trzeci stopień referencyjności, a podana przez poprzednią dyrekcję liczba lekarzy, pielęgniarek i techników, jest niezgodna z prawdą, ponieważ podano tam stan osób zatrudnionych w szpitalu. Prawda jest taka, że ten szpital nie ma personelu i nie będzie miał, bo do tej pory jechał na oparach, a oddziały były bliskie zamknięcia – mówi dr Jakub Przyłuski.
Braki ma nie tylko szpital w Łomży. Dostęp do maseczek staje się powszechnym problemem.
- Problemy z dostępnością maseczek są od kilku tygodni, kiedy ludzie zaczęli je masowo wykupować. Ministerstwo zapewniało, że nie trzeba ich nosić, ale według mnie trzeba i każdy, kto je ma, powinien używać. Japonia, Korea i Tajwan to państwa, które poradziły sobie z wirusem, a tam ludność nosi maseczki – zapewnia lekarz.
Według niego ich noszenie ma sens z dwóch powodów. Po pierwsze osoba zarażona, która nie wykazuje objawów zarażenia, nikogo nie zarazi, a po drugie nosząc maseczkę, eliminuje się nawyk dotykania ust i nosa, czyli zamyka się wirusowi drogę dostania do organizmu. Jest to szczególnie ważne w komunikacji miejskiej.
- Zagrożenie musimy potraktować poważnie. Przyrost chorych mamy taki sam jak we Włoszech, tylko rozłożony w czasie. Fala tsunami dopiero nadejdzie za 3 lub 4 tygodnie – ostrzega Przyłuski.
2. Wiek lekarzy w Polsce może przeszkodzić w walce z koronawirusem
Lekarze stoją na pierwszej linii frontu i są w grupie ryzyka zarażenia wirusem. Boją się o zdrowie swoje i bliskich.
- Z badań wiemy, że cukrzyca i nadciśnienie zwiększają ryzyko zgonu. Lekarze mają ojców i matki w starszym wieku i nie ma rozwiązań na taką sytuację. Mają się wyprowadzić, kiedy np. mieszkają razem? W Lombardii 150 lekarzy zachorowało, a 2 zmarło – mówi Przyłuski.
Do tego dochodzi kwestia wieku lekarzy w Polsce. Starsi są wyjątkowo narażeni na działanie koronawirusa, a wielu medyków, którzy są w wieku emerytalnym, wciąż pracuje.
- Musimy być odpowiedzialni, w przeciwnym razie starsi ludzie będą umierać. Jeszcze nie jest za późno, bo choć najgorsze przed nami, możemy sobie z tym poradzić – zapewnia lekarz.
Co możemy zrobić?
Nosić maseczki, przecierać klamki, myć ręce, dezynfekować powierzchnie i zostać w domu. Wówczas, zdaniem lekarzy, zdołamy opanować sytuacje.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Arechin (chlorochina) na malarię może zwalczać koronawirusa SARS-CoV-2
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
|W jakiej temperaturze i jak długo żyje koronawirus? Dr Paweł Grzesiowski odpowiada [WIDEO]|Koronawirus: Czy warzywa i owoce z Włoch mogą przenosić niebezpieczny wirus z Chin? [WIDEO]"]
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.